Nos - Dorga.doc

(34 KB) Pobierz
Nos

Nos
(Dorga, sierpień 2007)

 

 

W domu było cicho, bardzo cicho. Cóż, jak inaczej miało być po pogrzebie. Do salonu, przez częściowo przysłonięte okna, delikatnie wpływały smugi popołudniowego słońca. Abertforth nie wrócił do domu. Targany gniewem, rozpaczą i złością pewnie włóczył się, diabli wiedzą gdzie. Albus usiadł w fotelu, przyłożył dłonie do twarzy. Pulsujący ból w okolicy nosa nasilił się. Chłopiec obmacał go palcami. Nos był opuchnięty, zakrzywiony, chyba złamany. Albus podszedł do stojącego, wysokiego, ujętego w ozdobną ramę lustra. Przyjrzał się odbiciu twarzy. Dostrzegł ledwie już widoczną, rozmazaną zaschniętą smugę krwi na policzku. Jej ślad zniknął po szybkim, pewnym ruchu różdżki. Aby zobaczyć dokładniej miejsce uszkodzenia nosa musiał usunąć opuchliznę. Chłopiec przeszedł do kuchni, znalazł właściwy eliksir, wykonał roztwór. Wrócił do salonu, usiadł ponownie w fotelu, lekko odchylił głowę. Wilgotny okład łagodził uczucie bólu. Należało chwilę poczekać, aby prawidłowo zadziałał. Albus przymknął oczy, lecz gdy to uczynił natychmiast wróciły wspomnienia. Natrętne myśli o tym, co wydarzyło się w ostatnich dniach. Minuty wlokły się, a pamięć raniła duszę podsuwanymi obrazami. Albus energicznie wstał z fotela, ponownie podszedł do lustra. Spojrzał na swoją twarz. Złamany nos wyraźnie ją szpecił, był jawnym zgrzytem, krzywą burzącą harmonię jego regularnych, szlachetnych rysów. Chłopiec z niezadowoleniem jęknął i przymknął oczy. A wtedy przypomniał sobie inny obraz.

Nie tak dawno stał przed tym lustrem z Gellertem. W upalną, czerwcową noc byli na wpół nadzy. Patrzyli na swoje odbicie. Jakże byli atrakcyjni. Wysocy, smukli, wzorcowo umięśnieni. Młodzieńcy o dumnych i klasycznie urodziwych twarzach. Grindelwald uśmiechał się, lekko, przewrotnie. Jasne, jedwabiste włosy opadały mu na ramiona. Jego szare oczy pałały niepokojącym blaskiem. Był piękny. Objął Albusa ramieniem.

— Czy widzisz, jacy jesteśmy przystojni? Idealni. Pasujemy do siebie.

Dumbledore roześmiał się.

— Masz narcystyczne skłonności?

— Ymhy... Ty też, choć jeszcze o tym nie wiesz. Albusie, popatrz realistycznie. Czy znasz kogokolwiek tak utalentowanego, inteligentnego jak ty i ja? Ilu twoich kolegów dorównuje ci wzrostem i urodą? Ilu czarodziejów dysponuje taką mocą, wiedzą, chęcią doświadczania i poznania? Jesteśmy wyjątkowi, nadzwyczajni i ty o tym wiesz. — Dłoń Grindelwalda swobodnie zsunęła się na biodro Dumbledore’a. — Stanowimy zupełnie nową rasę: magów, panów, odkrywców. My dwaj. Jakie to cudowne, że spotkaliśmy się. Razem możemy zmienić wszystko. Kto się oprze naszym talentom i mocy? Zawojujemy cały świat, podporządkujemy sobie mugoli. Jesteśmy młodzi, będziemy żyli długo, wspólnie dokonamy rzeczy wielkich...

Drugie ramię Gellerta objęło w pasie Albusa. Teraz już nie patrzył w lustrzane odbicie, ale w jego niebieskie, wyraziste oczy.

Ta noc była inna niż wszystkie dotychczasowe noce życia Dumbledore’a, a Arianę zamknęli w pokoju, żeby im nie przeszkadzała.

Albus poczuł silne ukłucie w klatce piersiowej. Zaczął intensywnie, głęboko, nieco spazmatycznie oddychać. Po chwili ból osłabł i zaniknął. Chłopiec jeszcze raz spojrzał w lustro. Tak, ten złamany nos był okropny, ale wystarczy tylko jedno małe Episkey i znów będzie wyglądał normalnie, tak samo jak dawniej. Albus sięgnął po różdżkę i wtedy ponownie uzmysłowił sobie, że w domu jest bardzo cicho. Nazbyt cicho. Prawie zawsze popołudniami Ariana śpiewała piosenki. Zwykłe, głupie, mugolskie piosenki. Złościł się na nią, dekoncentrowała go, przeszkadzała mu w czytaniu. A teraz już nigdy, nie będzie mu przeszkadzać... Świadomość tego faktu i jego nieodwracalności spadła nagle na Albusa. Powoli osunął się na kolana. Nie widział już swojego odbicia. Nie widział już nic. Po raz pierwszy, od dawna, od chwili śmierci Ariany płakał.
 

Albus Percival Wulfryk Brian Dumbledore żył długo, bardzo długo. Dokonał rzeczy wielkich. Wspiął się na wyżyny poznania, geniuszu i sławy. Był autorem ksiąg prawa, wspaniałych wynalazków, odkryć i bohaterskich czynów. Zawistni zwykli byli mawiać, że bywa próżny, nosi ekstrawaganckie, kolorowe szaty i często spogląda w lustro. I było w tym trochę prawdy, bo szacowny mag zawsze woził ze sobą lusterko. Czasami siadał przed nim i patrzył, zwłaszcza wtedy, kiedy miał podjąć ważne i trudne decyzje. Kiedyś na takiej czynności przyłapała go Minerwa. Zaintrygowana zapytała.

— Albusie, co chcesz dostrzec w tym lustrze?

Stary czarodziej uśmiechnął się łagodnie.

— Nic. Sprawdzam tylko, czy aby nos mi się nie prostuje.

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin