Skromna Propozycja - Telanu.doc

(42 KB) Pobierz
"Skromna Propozycja"

"Skromna Propozycja"

("A Modest Proposal")

Telanu

(tłum. Clio)





Myśli Harry'ego Pottera zwinęły się z zadowoleniem wokół myśli Severusa Snape'a, jak wąż zwija się wokół ciepłego kamienia.

- Na niebiosa, Potter - wycedził Snape pochylony nad kociołkiem, nie podnosząc wzroku - zaczynasz się czuć swobodnie w moim umyśle, prawda?

- Chyba tak - powiedział Harry, gdy on pochylał się nad swym podręcznikiem do eliksirów, powtarzając do nadchodzących owutemów i jednocześnie przebiegając lekkimi palcami myśli po znajomej powierzchni umysłu Snape'a.

Snape nie sprawiał wrażenia zagniewanego. Nie, żeby miał powód, skoro w ciągu kilku ostatnich lat nabrali nawyku węszenia sobie nawzajem w psychice niczym ciekawskie psy, gdy tylko przyszła im ochota.

- Och - kontynuował Snape, wciąż nie podnosząc głowy - spędzamy tyle czasu ze sobą, nie mówiąc już o naszych głowach, że ktoś mógłby wziąć nas za małżeństwo. - W jego głosie pobrzmiewała drwina.

- Ha ha, być może - powiedział Harry nieobecnie, poślinił kciuk i przewrócił kartkę. Jego mentalne palce cofnęły się.

Wtedy Snape podniósł wzrok i spojrzał na niego wściekle, ale Harry nie uniósł oczu, najwyraźniej zupełnie pochłonięty nauką. Po chwili Snape wrócił do swego kociołka i dodał smocze ziele.

* * *


Tego wieczora Ron spytał ostrożnie:

- Harry? Skoro Sam-Wiesz... Skoro Voldemort nie żyje, po co wciąż bierzesz lekcje oklumencji?

Hermiona przytaknęła, mrużąc oczy.

- Są ważne - odparł Harry i to było wszystko, co miał do powiedzenia w tej sprawie.

* * *


- Nieźle - sapnął Snape, gwałtownie wpadając na ścianę po tym, jak Harry raczej spektakularnie zdołał wyrzucić go ze swego umysłu. - Choć z niechęcią, muszę przyznać, Potter, że twoje zdolności rosną. Może jeszcze zostaniesz oklumentą o kompetencji, która mnie nie zawstydzi.

- Dzięki - powiedział Harry, wstając i otrzepując kurz z tylnej części ciała. - Podejrzewam, że ma do rzeczy fakt, że zajmujemy się tym od tak dawna.

- Podejrzewasz? - spytał Snape. - Doprawdy, Potter. Kiedy dwa umysły spędziły ze sobą tyle czasu niemal jak zrośnięte - jak nasze - takiego poziomu twojej kompetencji radzenia sobie ze mną - to znaczy, z moimi atakami - można jedynie oczekiwać. W małżeństwie jest niewiele bardziej intymny kontakt.

- Możliwe - powiedział Harry, polerując różdżkę rąbkiem swej szaty, po czym spojrzał na Snape'a. - Więc o tej samej porze we czwartek, sir?

Snape gapił się na niego przez chwilę, warknął:

- Tak - i wyszedł z sali.

* * *


- Harry - powiedziała Hermiona znużonym głosem - znów to robisz.

- Co?

Harry zamrugał, wyprostował się na krześle i uświadomił sobie, że gapił się w przestrzeń. Przy stole nauczycielskim Snape robił dokładnie to samo, wpatrując się tępo w dal i nawijając pasmo czarnych włosów na wrzecionowaty palec, nie widząc, że Flitwick posypuje cukrem jego bekon.

Harry delikatnie uwolnił dotknięcie umysłu Snape'a ze swego własnego. Ron i Hermiona patrzyli, jak Snape gwałtownie wraca do świadomości, potrząsa głową i odwarkuje Flitwickowi. Potem znów spojrzeli na Harry'ego.

- Jak możesz... - zaczął Ron.

- Nie - powiedział Harry stanowczo.

* * *


- Dzięki, Zgredku - powiedział Harry, gdy Zgredek oddalił się z tacą po obiedzie. Lekcje oklumencji pozostawiały ciało wygłodniałym. Na zewnątrz słyszał kroki; Ślizgoni wracali do lochów po kolacji w Wielkiej Sali. - Smakował mi ten pudding - rzucił towarzyskim tonem, upewniając się, że włożył wszystko do torby.

Snape nie zjadł wiele.

- Można by mieć nadzieję, że twoje gusta nieco się ucywilizują. - Pociągnął łyk wina.

- Może któregoś dnia - odpowiedział Harry. - Wystarczająco często mi pan o tym mówi. Sir. - Jego głos był życzliwy.

- Hmph - stwierdził Snape, patrząc badawczo na czerwone wino w kieliszku. Przebiegł macką dociekliwości po powierzchni umysłu Harry'ego, teraz gładkiej jak szkło i nienagannie osłoniętej. - Ani trochę wystarczająco, Potter. Nie żebym miał jakieś prawo, oczywiście. Przywilej krytyki gustów i zachowania przy stole tradycyjnie zarezerwowany jest dla rodziców i, naturalnie, dla małżonków.

- Cóż, nie wiedziałbym tak czy siak - odparł Harry i przerzucił torbę przez ramię, zmierzając ku drzwiom. - Przyjdę więc w piątek wieczór?

Snape zwęził oczy.

- Potter...

Drzwi zamknęły się za Harrym z cichym trzaskiem.

* * *


Był słoneczny dzień i Harry, Ron i Hermiona postanowili powtórzyć do owutemów w cieniu drzewa nad jeziorem. Ciemne szaty Snape'a i jego wściekłe, gwałtowne ruchy stanowiły ostry kontrast z jasnobłękitnym niebem i łagodnym falowaniem gałęzi na wietrze. Ron dostrzegł go pierwszy.

- Co do diabła? - spytał. Harry i Hermiona spojrzeli i zobaczyli zbliżającego się Snape'a.

- Czego on chce, Harry? - spytała Hermiona.

- Zobaczymy - powiedział spokojnie Harry.

- Nie wiesz?

- Zobaczymy - powtórzył Harry, a wtedy Snape był już obok, górując nad nimi rozciągniętymi na trawie i zasłaniając słońce. Jego twarz była jasno czerwona, a dłonie zaciśnięte w pięści.

- Potter - warknął - chcę zamienić słówko!

Harry nie leżał na ziemi jak Ron i Hermiona, ale siedział oparty o pień drzewa. Musiał więc wygiąć szyję mniej niż oni, gdy mówił uprzejmie:

- Tak, sir.

- Na osobności, jeśli łaska!

- Nie, sir.

- Więc jeśli pójdziesz... co ty powiedziałeś, Potter? - Blade nozdrza rozszerzyły się. Ron i Hermiona gapili się na Harry'ego.

- Powiedziałem "Nie, sir" - powtórzył Harry tonem tak lekkim, jakby dyskutowali o pogodzie. - O czym chce pan ze mną mówić?

- Lepiej chodźmy, Ron - pisnęła Hermiona.

- Nie, lepiej nie idźcie - rzucił Harry, wciąż patrząc Snape'owi w oczy.

- Ja zostaję - oznajmił Ron z szeroko otwartymi oczami.

Snape wydawał się wibrować w miejscu.

- Dobrze - powiedział napiętym głosem. - Może to i lepiej, i będzie podwójną satysfakcją mieć publiczność, gdy szczegółowo wyłożę twoją niedojrzałość, Potter, twoją niedojrzałość, twoją małostkowość, twoje okrucieństwo i głupotę tak wielką, że nie jesteś najwyraźniej w stanie powiedzieć prostego "tak" lub "nie"!

Ron i Hermiona gapili się na Snape'a, jakby mówił od rzeczy. Ale Harry, wciąż sprawiając wrażenie kompletnie spokojnego, spytał jedynie:

- Tak lub nie na co, sir?

Snape obnażył zęby, a jego oczy patrzyły dziko.

- Przedstawiałem ci tę sprawę nie mniej niż trzy razy w tym tygodniu, Potter, i za każdym razem wolałeś grać złośliwca czy może po prostu durnia. Ani jedno, ani drugie ci nie wypada. Jeśli nie otrzymam odpowiedzi na moje oświadczyny w tej chwili, nigdy, powtarzam nigdy nie będziesz miał już przywileju zaglądania do mojego umysłu jak źle wychowany smarkacz, którym jesteś. - Jego prawe oko drgało.

- Oświaco? - spytał Ron.

Harry podrapał się po nosie.

- Nie nazwałbym ich oświadczynami - powiedział w zamyśleniu. - W każdym razie nie odpowiednimi.

- Chwileczkę - zaczęła Hermiona.

Ale Snape już spuchł z wściekłości.

- Proszę zamknąć dziób, panno Granger! Potter...

- Nie ma potrzeby być dla niej niegrzecznym - stwierdził Harry, marszcząc czoło.

- ...proszę o wybaczenie, panno Granger, i Potter! Mam dość tych nonsensów i nie będę bawił się w kotka i myszkę ani chwili dłużej. - Snape wycelował drżący palec w twarz Harry'ego. - Poślubisz mnie, gdy tylko rok szkolny dobiegnie końca! Postarasz się o przyzwoity komplet szat na tę okazję! Zdasz swój owutem z eliksirów o czasie i, co więcej, będziesz...

- Jestem nieco za młody - wskazał Harry łagodnie i wściekłość Snape'a zdała się oklapnąć niczym przekłuty balon. Przez chwilę patrzył na Harry'ego z konsternacją, marszcząc brwi. Ron i Hermiona nie byliby w stanie powiedzieć słowa, choćby od tego zależało ich życie.

- Roczne zaręczyny - oznajmił wreszcie Snape, zaciskając wargi w cienką linię. - Podpiszemy papiery zaraz po twoim ostatnim owutemie. Będę miał odpowiednie formularze w biurze. Za dwa tygodnie, Potter!

- W porządku - powiedział Harry uspokajającym tonem. - Przyjdę. Zamierza pan czegoś spróbować? - dodał, jakby pytał, czy Snape planuje na kolację zupę.

- Panie Potter! - prychnął Snape, zaczerwienił się i obrócił na pięcie, odchodząc bez jednego słowa.

- Do zobaczenia w piątek wieczorem, sir - zawołał za nim Harry.

Ron i Hermiona wyglądali jak bardzo zaszokowane, bardzo ciche chomiki. Wiatr gwizdał w koronie drzewa. Harry wrócił do czytania.

- Harry - wychrypiał wreszcie Ron.

- Tak, wiem - powiedział Harry i po raz pierwszy w jego głosie zabrzmiała irytacja. - Zajęło mu to kilka tygodni dłużej, niż przypuszczałem.

A potem uśmiechnął się drobnym uśmiechem, podczas gdy jego oszołomieni przyjaciele gapili się, i przewrócił stronę.

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin