5029.txt

(91 KB) Pobierz
J�zefowicz Tadeusz

Portret

I
By� ciep�y, pogodny, wrze�niowy poranek. Lekko przymglone s�o�ce rzuca�o sko�ne 
promienie, kt�re z trudem przedziera�y si� przez zielon� g�stwin� ga��zi drzew, 
otaczaj�cych 
ma�y budynek stacji kolejowej i pada�y na drog�, tworz�c na niej jasne skacz�ce 
plamy. 
Niebo wisia�o jakby nieco ni�ej nad ziemi� ni� w gor�ce letnie dni i l�ni�o 
bledszym b��kitem. 
Emil wyobrazi� sobie, nie wiadomo dlaczego, tamten pami�tny wrzesie� sprzed 
sze��dziesi�ciu laty. Wyda�o mu si�, �e on tu ju� by� pierwszego wrze�nia 1939 
roku. A� 
przystan�� z wra�enia. Sk�d taka halucynacja? Bra� udzia� w wojnie, ale to by�o 
w Wietnamie. 
Jako obywatel Stan�w Zjednoczonych uczestniczy� w wojnie interwencyjnej, ale w 
polskiej 
wojnie obronnej nie m�g� bra� udzia�u, skoro urodzi� si� w rok po jej 
zako�czeniu. Nas�ucha� 
si� o tych strasznych walkach od matki, kt�ra bra�a w nich udzia�, obejrza� 
niejeden film o 
tamtych wydarzeniach, a �e w�a�nie by� pierwszy wrzesie�, to i nic dziwnego, �e 
uleg� 
takiemu z�udzeniu. W zamy�leniu szed� przed siebie. Nie zauwa�y� nawet, kiedy 
opu�ci� 
stacj�, nie zauwa�y�, kiedy odszed� poci�g, kt�rym tu przyjecha�. Dopiero ockn�� 
si�, kiedy 
us�ysza� z daleka swoje nazwisko. Obr�ci� si� za siebie, sk�d dochodzi�o 
nawo�ywanie. Bieg�a 
ku niemu zgrabna, smuk�a, mo�e osiemnastoletnia dziewczyna. Jej rozpuszczone 
kruczoczarne w�osy falowa�y niczym pi�ropusz na g�owie. Mi�� twarzyczk� 
ozdabia�y du�e 
ciemnoniebieskie oczy, bia�e z�bki wygl�daj�ce spoza lekko rozchylonych warg i 
rumieniec 
wykwit�y na policzkach. Zjawi�a si� przed nim, ze swym czaruj�cym u�miechem niby 
jaka� 
boginka le�na. Stali tak przez chwil� naprzeciwko siebie, nie m�wi�c ni s�owa. 
J� zm�czy� 
bieg, a jego oczarowa�o cudne zjawisko, jakim by�a ta m�oda, �liczna, t�tni�ca 
�yciem 
dziewczyna. Najdziwniejsze by�o to, �e kogo� mu przypomina�a. Chyba jak�� 
dziewczyn� z 
jego marze� sennych sprzed lat. Gdyby mia� tak� c�rk�! Wreszcie Emil spyta�, 
ockn�wszy si� 
z uroku, jaki rzuci�a na niego ta ma�a czarodziejka.
- Przepraszam, panienko, czy pani jest z o�rodka wczasowego Modrzewiowy Dworek?
- Owszem. Tylko �e nasz dworek nie jest �adnym o�rodkiem wczasowym. Jest to 
gospodarstwo agro-turystyczne czy jak to si� nazywa. Je�li jednak szuka pan 
spokojnego 
miejsca w zaciszu le�nym, to r�cz� panu, �e znajdzie je pan w naszym dworku. 
Mo�e te� pan 
�owi� ryby, zbiera� grzyby, p�ywa� po stawie lub je�dzi� konno. Tylko obra� pan 
z�y kierunek 
i zamiast do dworku, oddala� si� pan od niego. Tak jak pan szed�, przeszed�by 
pan do miasta 
obok male�kiego cmentarzyka. Tam jest pochowany m�j dziadek i mama. Cmentarz ten 
za�o�yli na samym pocz�tku wojny dla �o�nierzy, kt�rzy tu polegli pierwszego 
wrze�nia. 
Nieco dalej ma pan szos�, kt�ra wiedzie ze wsi do miasta. Ta le�na droga i las, 
przez kt�ry 
przechodzi, nale�y do naszego gospodarstwa. Mo�na ni� r�wnie� dojecha� do wsi. 
Modrzewiowy dworek jest prawie na ko�cu tej alei. Nasz las z jednej strony 
dochodzi do 
szosy, a z drugiej do ma�ego strumyka, za kt�rym rozci�gaj� si� olbrzymie lasy 
pa�stwowe.
Mogli�my przyjecha� po pana samochodem, ale co to za wczasy w samochodzie? 
Dlatego 
przyjechali�my bryczk�. Na pewno lepiej jecha� bryczk�, ni� kisn�� w 
samochodzie. Zreszt� 
bryczka jak bryczka, ale niech pan popatrzy na te koniki.
Tak opowiadaj�c, dziewczyna podesz�a ze swym go�ciem do koni stoj�cych w 
zaprz�gu. 
By�y rzeczywi�cie wspania�e. Niedu�e, ale zgrabne i starannie utrzymane. Na 
pewno nie by�y 
stworzone do p�uga czy brony. W zaprz�gu wygl�da�y niezwykle. Jeden 
�nie�nobia�y, drugi 
czarny jak sadze, dzi�ki czemu bia�y punkcik na czole zdawa� si� l�ni� jak 
prawdziwa 
gwiazdka na ciemnym, nocnym niebie. Konie wida� lubi�y dziewczyn�, bo kiedy do 
nich 
podesz�a, wyci�gn�y ku niej swoje zgrabne g�owy. Dziewczyna po przyjacielsku 
klepa�a 
ka�dego z nich po grzbiecie, g�adzi�a po l�ni�cej sier�ci i cz�stowa�a kostkami 
cukru. Po 
zako�czeniu ca�ej tej ceremonii, zwr�ci�a si� z zak�opotaniem w g�osie do Emila:
- Przepraszam pana za t� chwil� zw�oki, lecz musia�am przywita� si� z moimi 
ulubie�cami, 
bo pogniewa�yby si� na mnie. One wol� chodzi� pod siod�em ni� ci�gn�� bryczk�. 
Zreszt� 
k�usowanie z naszymi go��mi na grzbiecie to ich zaj�cie zasadnicze. Je�li lubi 
pan je�dzi� 
konno, to b�dzie pan mia� konie do dyspozycji. Wpierw musi si� jednak pan 
zapozna� z nimi. 
Prosz�, tu kilka kostek cukru. Jak je pan pocz�stuje cukrem, to od razu uznaj� 
pana za 
przyjaciela.
Tak te� si� sta�o. Konie parska�y ra�nie i niecierpliwie przebiera�y kopytami. 
Wreszcie 
dziewczyna przywo�a�a wo�nic�, kt�ry przysiad� na pniu i przygl�da� si� ca�ej 
tej scenie, i 
poleci�a ulokowa� go�cia w bryczce. Emilowi jednak si� nie spieszy�o. By�o mu 
dobrze. 
Poczu� si� m�odszym i zdrowszym. Mia� ochot� i�� tym zielonym korytarzem, mi�dzy 
dwiema �cianami lasu, oddycha� �wie�ym powietrzem przesyconym �ywic� i 
rozkoszowa� 
si� ciep�ymi promieniami s�o�ca, kt�re wznosi�o si� coraz wy�ej. Tote� zamiast 
wsiada�, 
zwr�ci� si� do dziewczyny:
- Jak daleko st�d do pani dworku, panno...
Zatrzyma� si�, bo nie wiedzia�, jak dziewczyna ma na imi�. Ona zauwa�y�a to i z 
wrodzon� 
sobie �ywo�ci� zawo�a�a:
- Jaka ze mnie gapa! przecie� do tej pory nie przedstawi�am si� panu. 
Przepraszam, ale to ju� 
widocznie skleroza.
Na te s�owa na twarzy Emila pojawi� si� dawno nie spotykany u�miech. Podoba�o mu 
si� to 
beztroskie szczebiotanie p�yn�ce bez przerwy niby potok le�ny. Dziewczyna 
tymczasem 
m�wi�a dalej:
- Na imi� mam Ewa, tak samo jak moja babunia, a m�j tatu� ma na imi� Adam. 
Dosta� to imi� 
na pami�tk� dziadka.
- To znaczy, �e przyjecha�em do raju. Nie powiedzia�a mi jednak pani, panno 
Ewuniu, jak 
d�ugo trzeba i�� do tego raju.
- Nie tak d�ugo. Najwy�ej p� godzinki ma�ym spacerkiem.
- W takim razie, je�eli pani nie ma nic przeciw temu, niech moja walizka 
przewiezie si� 
bryczk�, a ja p�jd� do raju pieszo. Jak pani bardzo si� spieszy, to jako� dojd� 
t� le�n� drog� 
sam, a pani mo�e pojecha� bryczk�.
- Ale� sk�d? Ja tu jestem po to, �eby pan si� nie b��ka�. Je�li to tylko panu 
odpowiada, to 
jeszcze lepiej. Lubi� chodzi� po lesie. Przy okazji nazbieramy grzyb�w. Panie 
Franku, to 
niech pan odwiezie walizk� i zamelduje, �e b�dziemy za p� godziny. Walizk� 
prosz� 
wstawi� do po�udniowego pokoju na pi�trze.
To m�wi�c, wzi�a z bryczki niedu�y koszyk i poda�a Emilowi. Frankowi nie trzeba 
by�o 
powtarza� dwa razy. Wstawi� walizk� Emila do bryczki, zasiad� na ko�le i pomkn�� 
le�n� 
drog�. Tymczasem Emil szed� ze swoj� bogink� le�n�, kt�ra, zwinna jak wiewi�rka, 
biega�a 
od zaro�li do zaro�li, od k�pki mchu, do k�pki mchu, za ka�dym razem przynosz�c 
kilka 
kozak�w, podgrzybk�w, ma�lak�w czy innych grzyb�w, w�r�d kt�rych nie brak�o 
borowik�w. Emil patrzy� tylko z podziwem na to grzybobranie. Ewa nigdy si� nie 
myli�a i nie 
zagl�da�a na pr�no w zaro�la. By�o to tak, jakby wiedzia�a o ka�dym grzybie i o 
jego 
kryj�wce. Przez ca�y ten czas rozmowa ich ogranicza�a si� do kr�tkich uwag o 
grzybach, 
kt�rymi wkr�tce zape�ni� si� ca�y koszyk. Kiedy Ewa zobaczy�a, �e ju� nie ma 
gdzie k�a�� 
grzyb�w, przesta�a oddala� si� od drogi i Emil m�g� zaspokoi� swoj� ciekawo��.
- Panno Ewuniu, sk�d pani wiedzia�a, gdzie s� grzyby? Pani ich nie szuka�a, 
tylko bezb��dnie 
trafia�a na miejsca, w kt�rych si� skry�y. Z drogi przecie� nie by�o ich wida�.- 
Prosz� pana, ja 
znam ten las, jak w�asn� kiesze�. Urodzi�am si� w naszym modrzewiowym dworku i 
od 
najm�odszych lat chodzi�am po tym lesie. Oczywi�cie nie puszczano mnie samej do 
lasu, 
kiedy by�am ma�� dziewczynk�. Zawsze by�am pod opiek� rodzic�w czy babuni. Tu 
nasza 
rodzina �yje od dziada, pradziada. Kiedy� by� to olbrzymi maj�tek.
- Podczas wojny maj�tek na pewno zabrali wam Niemcy. Jak to si� sta�o, �e po 
wojnie go 
wam nie rozparcelowano?
- Okazuje si�, �e m�j dziadek by� bardziej przewiduj�cy ni� nasza w�adza. M�wi�c 
w�a�ciwie, 
musia� to by� cz�owiek wielkiego serca i rozumu. Na kr�tko przed wojn� 
rozparcelowa� 
ziemi� i rozdzieli� pomi�dzy swoich pracownik�w. Lasy odst�pi� pa�stwu, a sobie 
pozostawi� 
ponad 40 hektar�w ziemi ornej i ten kawa�ek lasu. Zgin�� na wojnie zaraz 
pierwszego 
wrze�nia, ale babunia powr�ci�a wraz z innymi wysiedle�cami. Reforma rolna nie 
obj�a 
naszego maj�tku, bo ziemi ornej nie by�o pi��dziesi�ciu hektar�w. Dzi�ki swojemu 
szlachetnemu czynowi dziadek zyska� wielki szacunek i uznanie w�r�d okolicznej 
ludno�ci 
do tego stopnia, �e ci, kt�rzy po wojnie wr�cili wcze�niej, czuwali nad naszym 
maj�tkiem do 
powrotu babuni i babunia zawsze mog�a liczy� na ich s�siedzk� pomoc, a podczas 
reformy 
nie odebrano ani hektara ziemi, cho� z lasem jest tego chyba ponad 80 hektar�w.
Babunia to dzielna kobieta. Sama wychowywa�a syna i prowadzi�a gospodarstwo 
razem z 
rz�dc� dziadka... Na pewno wynudzi�am pana moj� paplanin�, ale ju� nied�ugo, bo 
ta 
kasztanowa aleja prowadzi wprost do naszego dworku. To ju� nied�ugo.
Emil z zaciekawieniem rozgl�da� si� doko�a. Szli teraz szerok� alej� wysadzon� 
wysokimi, 
roz�o�ystymi kasztanowcami. Po prawej stronie rozci�ga�y si� pola i ��ka, na 
kt�rej pas�o si� 
stado owiec, dwie krowy i kilka k�z. Emil zobaczy� te� konie, kt�re Franek 
zd��y� ju� 
wyprz�c z bryczki i wypu�ci� na ��k�. Po lewej stronie rozci�ga�a si� srebrna 
tafla stawu, 
rozcinana tu i �wdzie p�etwami ryb, uwijaj�cych si� pod powierzchni� wody. Na 
brzegu 
siedzia�o kilku m�czyzn wpatrzonych w g��bin�.
- To nasi stali bywalcy - po�pieszy�a z wyja�nieniem Ewa. - Mieszkaj� niedaleko 
st�d, a �e 
nie maj� pracy, przychodz� do nas �owi� ryby na w�dk� i w ten spos�b zarabiaj�. 
Za z�owione 
ryby p�ac� nam jak�� ni�sz� cen� i odsprzedaj� w sklepie rybnym lub swoim 
klientom. 
Opr�cz ty...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin