Dariusz S. Jasi�ski Wielki odlot 1. Ciemno�ci powoli, lecz zdecydowanie ust�powa�y miejsca znanemu obrazowi. Wok� dominowa�a biel. Bia�e �ciany, bia�e okna, drzwi. Bia�e ��ko, po�ciel, a pod ni� ra��cy kontrastem, ciemniejszy od wszystkiego tu, kszta�t. Powoli wyostrza� mi si� wzrok. Mog�em ju� bez k�opot�w rozpozna�, czym jest ta plama, zak��caj�ca harmoni� otoczenia, niczym rysa na szkle. Najgorsze by�o to, �e nie by�em zaskoczony tym, co ujrza�em. To by�em ja, cho� nie do ko�ca... Pod po�ciel� le�a�a tylko bezduszna kuk�a, pod��czona do ca�ej masy urz�dze�, podtrzymuj�cych �ycie. To u�wiadomi�o mi, �e moje cia�o wci�� jeszcze �y�o. Kim wi�c, lub czym by�em w�a�ciwie teraz? Ten stoj�cy z boku? Duchem? A mo�e to tylko senna mara, koszmar, z kt�rego zaraz si� obudz�, zapominaj�c o wszystkim w nat�oku codziennych, nic nie znacz�cych spraw? Jednak tego jednego by�em najzupe�niej pewien - to nie by� sen... Tymczasem moje cia�o najwyra�niej umiera�o, a to, czymkolwiek teraz by�em, patrzy�o na konaj�c� pow�ok�, nic nie mog�c poradzi�. Bezsilno�� by�a bardzo bolesna. Przyjmuj�c to z pokor� nagle zada�em sobie pytanie: co sprawi�o, �e by�em w tym stanie? Postanowi�em zanurzy� si� w odm�ty wspomnie�. Powoli wy��czy�em obraz sali szpitalnej, a przede mn�, jak na ekranie pojawi� si� tamten dzie�, ostatni dzie�... 2. Poranek by� cudownie upalny, tak by�o zreszt� ju� od d�u�szego czasu. Kocha�em s�o�ce, ono zawsze dawa�o mi nadziej� na przysz�o��. Wiar�, �e b�dzie lepiej, �e stagnacja i marazm s� tylko przystankiem, do czego� lepszego. Na pierwszy rzut oka nie r�ni�em si� od innych ludzi, dochodz�c przez lata do perfekcji w zachowywaniu pozor�w rozkoszowania si� beznadziejno�ci� egzystencji. Wyszed�em na zakurzon�, szar� ulic�. Zna�em j� tak dobrze, niczym nie mog�a nigdy zaskoczy�. Te same twarze os�b biegaj�cych zawsze w te same miejsca z tym samym pustym wzrokiem. Szed�em bez celu, nie maj�c aktualnie �adnych obowi�zk�w. By�y wakacje, wi�c mog�em pozwoli� sobie na luksus nicnierobienia. Skierowa�em si� do parku, by tam rozkoszowa� si� doskona�o�ci� aury. Usiad�em na �awce, by�a gor�ca od o�lepiaj�cych promieni z�ocistej gwiazdy, jeszcze tak niedawno czczonej, jako b�g. To akurat wed�ug mnie nie by�o a� tak b��dne. Przecie� to w ko�cu wok� niej kr�ci si� ca�y nasz uk�ad planetarny, a przede wszystkim dzi�ki tej ognistej kuli istnieje �ycie na Ziemi. Co� wi�c w tym by�o. Przerwa�em na chwil� moje teologiczno - filozoficzne rozmy�lania, bo nagle ujrza�em j�. Kim by�a? W�a�ciwie nikim szczeg�lnym. Zwyk�� szar� myszk�, nawet nie wyj�tkowo pi�kn�, czy zgrabn�, ale dla mnie by�a doskona�a. Zna�em j� jeszcze ze szko�y, chodzi�a w liceum do r�wnorz�dnej klasy, ale tylko raz zdoby�em si� na odwag�, by do niej podej�� i zagai� rozmow�. Je�li cokolwiek do niej czu�em, to by� to wzorcowy przyk�ad mi�o�ci platonicznej, o ile tak bezgranicznie egoistyczna osoba, jak ja, potrafi�a kogokolwiek kocha�. Mia�em powody, by w to w�tpi�. Ca�e moje �ycie by�o nie ko�cz�c� si� walk� o przetrwanie w stworzonym z ca�� pewno�ci� nie dla mnie �wiecie. Nie. Nie mog�em powiedzie�, �e szed�em po trupach do celu, nigdy nie stara�em si� nikomu zaszkodzi�, bo i po co? Ludzie maj� sw�j �wiat, kt�ry jest dla nich wszystkim. Ja by�em czego� takiego pozbawiony. Nie zazdro�ci�em jednak tego nikomu... By�em ateist�. Brak wiary w jakiegokolwiek Boga nie u�atwia� mi mojej marnej egzystencji, chyba mia�em co� z bohatera romantycznego. Zn�w otrz�sn��em si� z nat�oku banalnych my�li. Patrzy�em na jej oddalaj�c� si� posta�. To chyba ona wprowadzi�a mnie w nienaturalny dla mnie nastr�j, a mo�e to tylko ten upa�? Z ulg� przyj��em powr�t do w�adzy faworyzowanego przeze mnie ch�odnego intelektu. Rozwa�a�em r�ne warianty przysz�o�ci, neurony pracowa�y wolnym rytmem, mog�em tak siedzie� godzinami. 3. Postanowi�em co� zje��. To by�a jedna z niewielu czynno�ci, kt�r� ceni�em. Pi�kna pogoda wcze�nie wygna�a mnie z domu, wi�c nie zdo�a�em przygotowa� sobie �adnego solidnego posi�ku. Zreszt� nie chcia�o mi si� �l�cze� w kuchni. Nieopodal znajdowa� si� ca�kiem niez�y bar. Drogi, ale wart wydawanych w nim pieni�dzy, a te s� w ko�cu po to. Podnios�em si� leniwie z miejsca i ruszy�em w stron� ulicy. Jej asfaltowa nawierzchnia musia�a by� mi�kka. Temperatura dzi� z ca�� pewno�ci� przekracza�a 30 stopni. Lekko zamy�lony pod��a�em we wcze�niej upatrzonym kierunku. Doszed�em do jezdni. Ulica by�a ruchliwa, tote� znalaz�em si� w kilkunastoosobowej grupce ludzi, jak i ja czekaj�cych na mo�liwo�� przej�cia. Wreszcie nadarzy�a si� ku temu okazja. C�, o ��dzkich kierowcach mawia�o si�, �e s� najgorsi w Polsce. W tych nielicznych przypadkach, kiedy auta zatrzymywa�y si� przed przej�ciem, przepuszczaj�c pieszych, by�y to auta z rejestracjami innych region�w. Na odcinku mi�dzy jezdniami zn�w si� zatrzyma�em. Nadje�d�a� tramwaj. Nie �pieszy�em si� specjalnie, wi�c nawet nie dra�ni�o mnie takie mozolne pokonywanie kilkudziesi�ciu metr�w miasta. Jednak kto� postanowi� przebiec przez tory. By� jeszcze czas, nim pojazd Miejskiego Przedsi�biorstwa Komunikacji zablokuje przej�cie. Zacz��em rozgl�da� si� po t�umie, stoj�cych na przystanku, ludzi. Poruszy�y mnie jednak pe�ne przera�enia s�owa, stoj�cej obok mnie, kobieciny w podesz�ym wieku. - Matko przenaj�wi�tsza!!! Do tego doszed� gniewny pomruk sygna�u ostrzegaj�cego, pochodz�cego z nadje�d�aj�cego tramwaju. To kaza�o mi spojrze� w kierunku przejazdu. Dopiero teraz pozna�em, kim by�a posta� stoj�ca bezradnie, dok�adnie w miejscu, przez kt�re zamierza�a przejecha� ostro hamuj�ca maszyna. To by�a ona! Nie mog�a uwolni� obcasa, kt�ry zaklinowa� si� w jednym z tor�w. Nie mog�a zd��y� odpi�� paska... To, co nast�pi�o potem by�o zaskoczeniem nawet dla mnie samego. Zerwa�em si� z miejsca i bij�c chyba rekord w skoku w dal, si�� mojego rozp�du, mimo oporu, jaki stawia�o jej uwi�zione obuwie, pchn��em dziewczyn� przed siebie. Wytr�ci�em j� dos�ownie w ostatniej chwili, samemu trac�c impet. Dociera� do mnie krzyk ludzi i d�wi�k wci�� hamuj�cego kolosa. Wci�� by�em w powietrzu, zastanawiaj�c si�, jak upa��, by nie zrobi� sobie krzywdy. "Egoista w ka�dym calu", przelecia�o mi przez g�ow�. Trwa�o to wszystko u�amki sekund. Potem poczu�em B�L. Potworny, rozdzieraj�cy, t�amsz�cy my�li b�l. Ciemno��, cisza, pustka. Pierwsze, co do mnie dotar�o, to potworny zgie�k. G�osy; setki, tysi�ce, mo�e miliony g�os�w kot�owa�o si� wok�. Nigdy dot�d nie odczuwa�em czego� tak niepoj�tego. Nast�pnie zobaczy�em ciemno��. Nie by� to mrok bezksi�ycowej nocy, to by�o niezmierzone morze czerni. Teraz z kolei zaczyna�y do mnie dociera� zapachy. Te mi�e, jak �wie�ego wiosennego poranka, ale i te, kt�re dot�d uznawa�em za niezno�ne. Te ostatnie jednak w najmniejszym stopniu mnie nie dra�ni�y. Zawsze ceni�em swoj� zdolno�� ch�odnego rozumowania. Surowe, logiczne my�lenie niejednokrotnie pomog�o mi wybrn�� z trudnych sytuacji. W tej chwili nie by�em jednak w stanie skupi� my�li, rozpierzchni�tych niczym gwiazdy w bezmiarze kosmicznej pustki. Mija� czas, lecz nie wiedzia�em, czy by�y to sekundy, czy wieki? By�em bardzo samotny, lecz nie sam. G�osy dooko�a raz nasila�y si�, a raz milk�y prawie zupe�nie. Chyba si� ba�em. Nagle poczu�em, jak atmosfera g�stnieje. Przesta�em s�ysze� cokolwiek. I wtedy TO wytrysn�o. Z mrocznych czelu�ci wystrzeli�a mia�d��ca fala �wiat�a, id�c wprost na mnie. Uderzy�a, przenikaj�c przeze mnie, jak wiatr wdzieraj�cy si� mi�dzy li�cie drzew. Ogarn�o mnie cudownie upojne uczucie b�ogo�ci. Chcia�em tak trwa� na zawsze. By�em wolny, pozbawiony trosk, z�a, kt�re we mnie dot�d tkwi�o. Moja �wiadomo�� pojmowa�a naraz miliony uczu�, wype�niaj�cych teraz ca�ego mnie. Nikt nigdy dot�d nie m�g� ogarn�� naraz tyle szcz�cia, mi�o�ci i wzrusze�, ile ja w tej jednej chwili. Chwili? A mo�e wieczno�ci?... W mgnieniu oka wszystko znik�o, a ja zosta�em porwany, nie wiedz�c, dok�d i przez jak� pot�n� si��? Moje my�li pomkn�y za mn� i dopiero teraz mog�em posk�ada� je w mozaik� mojej osobowo�ci. Si�a zacz�a s�abn��. Rozumia�em, �e zbli�a� si� kres podr�y. Zn�w zacz��em przyjmowa� na siebie mieszaj�ce si� gor�c� fal� mi�o�ci i lodowat� nienawi�ci; przyt�aczaj�c� niemocy i wznios�� po��dania. Wystarczy�o jednak, bym tego zapragn��, a stonowane nagle uczucia przesta�y by� dokuczliwe. Wyrwa�em si� z chaosu, jaki panowa� wok� i zacz��em my�le�, stara� si� zrozumie� to wszystko, czego by�em �wiadkiem i uczestnikiem... 4. Co to by�o? Nie mia�em poj�cia. Moje prze�ycia nie dawa�y si� por�wna� z niczym, czego kiedykolwiek do�wiadczy�em. Widmo przesz�o�ci rozwia�o si� na dobre. Zn�w wr�ci� obraz szpitala. Monotonia upajaj�cego spokoju zosta�a nagle przerwana otwarciem si� drzwi. Pojawi� si� w nich cz�owiek ubrany w niebieski kitel. Nie on jednak pierwszy przekroczy� pr�g sali. Wymownym ruchem r�ki wprowadzi� moj� najbli�sz� rodzin�. Matka mia�a zaczerwienione i zapuchni�te oczy. Ojciec zachowywa� pozorny spok�j, cho� na jego kamiennym obliczu wida� by�o cierpienie. Moja m�odsza siostra, niebrzydka szesnastolatka, jako jedyna zachowywa�a si� spokojnie. Zawsze by�a optymistk�. Wyznawa�a zasad�, �e je�li czego� bardzo si� pragnie, to zawsze si� to otrzymuje. Ta dziewczyna by�a uosobieniem dobra, by�a mi bardzo bliska. Zawsze szczera, zawsze u�miechni�ta, dawno nie widzia�em jej a� tak skupionej. Mimo to bi� od niej optymizm, jak zwykle zreszt�. B�dzie mi jej brakowa�o, gdy ju� odejd�... Lekarz wszed� za t� tr�jk�, zamykaj�c za sob� drzwi. - Jest w bardzo ci�kim stanie. Od tygodnia nic si� nie zmieni�o, wci�� nie wida� oznak poprawy. Je�li taki stan si� przed�u�y b�dziemy musieli... - Rozumiemy to. - wtr�ci� stanowczym tonem ojciec. - ... jednak jeste�my dobrej my�li, jego szanse oceniamy na czterdzie�ci procent. - doko�cz...
GAMER-X-2015