Nazistowska wioska olimpijska.rtf

(12392 KB) Pobierz

21.10.2008

 

Nazistowska wioska olimpijska

 

Decyzja o przyznaniu Chinom organizacji Letnich Igrzysk Olimpijskich oburzyła wielu komentatorów i wywołała zamieszki na ulicach. Wiele osób mówiło o bojkocie tej olimpiady, ze względu na łamanie praw człowieka w Chinach. Historia lubi się powtarzać. Analogiczna sytuacja miała miejsce w 1936 r., kiedy organizacja tej sportowej imprezy przypadła w udziale Niemcom. W przededniu zaprowadzonego przez nich ogólnoświatowego chaosu, oni też byli znakomicie przygotowani do igrzysk. Dziś odwiedzamy wioskę olimpijską, którą niemieccy budowniczy wówczas wznieśli.

 

Naznaczona piętnem czasu wioska olimpijska stała się symbolem niemieckiej myśli inżynieryjnej. Z perspektywy czasu, koncepcje architektoniczne podwładnych Hitlera okazały się być równie skostniałe jak głoszona przez niego ideologia.

 

Dumnie prezentujący się niegdyś "Dom Narodów" (na zdjęciu) miał byś symbolem zjednoczenia. Dziś jest bardziej symbolem zniewolenia i hipokryzji nazistów.

 

Porastające tu i ówdzie brzozy są chyba jedynym, żywym świadkiem całej burzliwej historii tego miejsca. Rozkładające się struktury dachów, czy powłoki tynkowe okalające stare ściany, czasy świetności zdają się już mieć za sobą.

 

Jedno z nielicznych, poddanych gruntownej renowacji miejsc to pokój, który pretenduje do miana miejsca-symbolu. Zamieszkiwał go sportowiec, który stał się ikoną tamtych igrzysk, legendarny Jesse Owens. Czarnoskóry lekkoatleta zdobył wówczas cztery złote medale i wprawił w furię samego Hitlera, który zbojkotował jego ostateczny triumf w finałach, w ogóle nie przychodząc na występy.

 

Jednak nie wszystkie miejsca w wiosce olimpijskiej zasłużyły na równie łaskawe traktowanie. To dość zrozumiałe, bo niektóre z nich w trakcie działań wojennych, zostały zaadaptowane na baraki dla ogarniętych manią zabijania, nazistowskich ciemięzców.

 

Basen, zamiast miejscem wypoczynku, stał się krwawą łaźnią, a woda w nim szybko zmieniła swoją barwę na czerwoną. Dziś swąd zakrzepłej krwi, spłukanej z rąk hitlerowskich zbrodniarzy, co rusz jest mącony przez nieznośny odór rdzy, która niczym skryty zabójca trawi każdy metalowy element konstrukcji, aż do samego sklepienia.

 

Drażniący zapach zagrzybionego powietrza unosi się także w pustym pomieszczeniu o popękanych ścianach. Na brudnej płaskorzeźbie, pamiętającej czasy młodości Leni Riefensthal, armia teutońskich żołnierzy maszeruje dumnie donikąd

 

Później kolejne karty, coraz bardziej obmierzłej historii niemieckiej wioski olimpijskiej zaczęli uzupełniać Sowieci. Karmieni chorą ideologią nowi mieszkańcy, mieli także swego patrona, który spoglądał na nich ze spłowiałej ściany, stojąc w cieniu, majestatycznie łopoczących na wietrze czerwonych sztandarów.

 

Nowi rezydenci wioski próbowali na nowo napisać historię, tworząc swoje własne, emanujące propagandowym światłem, ryciny. Dziś jest to niechlubne świadectwo kolejnego rządu dusz, tym razem sprawowanego przez komunistów.

 

Ta ścienna agitacja pokrzykuje jednak coraz ciszej. Upływający czas zaciera ślady słusznie minionych czasów nie tylko w ludzkiej pamięci, ale też na szkaradnych ścianach baraków w dawnej osadzie olimpijskiej. Radzieccy żołnierze stacjonowali w stolicy Niemiec aż do 1992 r., kiedy to zostali relegowani.

 

Dzisiaj to opuszczone przez Boga i ludzi miejsce nie rozbrzmiewa już odgłosami ciężkich, żołdackich butów. Podczas, gdy zatrudnieni tam robotnicy w upiornej ciszy przerzucają worki z zaprawą murarską, niespokojne duchy byłych mieszkańców wioski wstydliwie przemykają pod ścianami.

 

 

Zgłoś jeśli naruszono regulamin