Fisher Carrie - Podwójne szczęście.pdf

(920 KB) Pobierz
164836936 UNPDF
Carrie Fisher
Podwójne szczęście
(Delusions of grandma)
Przekład Ilona Peplak
164836936.002.png
Chanie i późnemu wielkiemu Juliuszowi
oraz mojej powiernicy Billie Catherine
164836936.003.png
Mała dziewczynko,
moja fasolko,
jak ty rośniesz!
Jesteś już duża.
Kto cię zje?
Chcę powiedzieć, Lindo,
że w twoim ciele nic nie kłamie.
Wszystko nowe mówi prawdę.
Ja jestem tutaj, jest ktoś ważniejszy,
stare drzewo ginie w tle.
Anne Sexton „Mała dziewczynka, Moja fasolka, Moja piękna kobieta”
Wiem, że to wszystko
tylko dłonie
Z żałości słodkiej dotykania
przychodzi miłość
jak śniadanie
Anne Sexton „Siła niepohamowania”
164836936.004.png
1
Obyś żył w ciekawych czasach”, przeklinają Chińczycy. Jeśli chodzi o
przekleństwa. Cora uważała, że to naprawdę najlepsze, jakie kiedykolwiek słyszała.
Nie była co prawda szczególną znawczynią, ale to, jej zdaniem, miało wyjątkowo
szerokie zastosowanie, o wiele szersze niż ogólnikowe „Idź do diabła”,
pokrzepiające „Połam nogi”, a nawet pradawne „Niech cię szlag”. Przez wiele lat
zdawało jej się, że ulubione przekleństwo brzmi nieco inaczej: „Obyś miał ciekawe
życie”, i ta druga wersja też jej się podobała. Jednak „ciekawe życie” z natury
rzeczy obejmuje mniej niż „ciekawe czasy”, w pojedynczym „ciekawym życiu”
niekoniecznie muszą się wydarzyć brawurowe jazdy, strzelaniny, porwania
samochodów i zamieszki – a w takich to czasach przyszło Córze wieść ciekawe
życie. Wśród wszystkich sądowych matactw, bałwochwalczych kultów i
zanieczyszczeń tonami spadających z nieba pyłów życie Cory było niczym całkiem
malutka wysepka otoczona zewsząd ciemnym morzem niezrozumiałych dni i nocy.
Do tego jeszcze znak chińskiego alfabetu, oznaczający „załamanie” i „szansę”.
Cora zrozumiała to bardzo szybko, nawet nie przekręcała strony do góry nogami –
jeśli coś cię nie niszczy, wzmacnia cię. Albo, jak zwykł mawiać jej przyjaciel Noel,
dermatolog: „Jeśli cię nie zabije, będziesz wyglądać bardzo, bardzo źle”. Era
nuklearna – jeśli przeżyjesz, to nie tylko będziesz świecił w ciemnościach, ale
pewien szczególny rodzaj dzikości ochroni cię, nawet przed samym sobą. W
każdym razie, gdyby zrozumiała tej nocy, kiedy widziała Arsenia
przeprowadzającego wywiad z Sally Jessy Raphael – gdyby pojęła ten znak – może
zrobiłaby wszystko inaczej. Program na żywo, w którym redaktor odpytuje innego
redaktora – wielu przysięgłoby, że to jeden z dwunastu znaków oznajmiających
nadchodzący koniec świata, a co najmniej ciekawe czasy. Cora nie mogła się
zdecydować, którą ewentualność wybrać. Pamiętała swoje myśli w tym czasie.
Myślała, że gdy redaktorzy zaczynają przeprowadzać wywiady we własnym
gronie, ktoś lub może też coś przestaje się liczyć – chodziło o publiczność. Ale
była w ciąży i coraz trudniej jej było nadążyć za własnymi myślami, nie mówiąc o
optymistycznych własnych myślach. Czuła, że mózg się jej rozpuścił i utkwił w
przełyku. „Kiedy jesteś w ciąży i zaczynasz zagłębiać się w sobie, nigdy nie wiesz
na pewno, na kogo się natkniesz”. To była jedna z mizernych prób zamienienia
ciąży w rodzaj rozrywki. Obawiała się, że jej stan może zamienić się w jakąś
przerażającą, nie bardzo śmieszną zabawę, a to, co nastąpi potem, będzie trwającą
164836936.005.png
całe życie próbą sił, wymagającą całkiem nieoczekiwanej dorosłości. Ale mimo
wszystko usiłowała robić dobrą minę do nie bardzo dobrej gry.
Nękał ją lęk o to, że wkrótce mogłaby odejść w zapomnienie jej uroda, nad
którą panowała dotąd niepodzielnie. Miała się oto wyrwać na wolność i uciec,
zostawiając Corę już tylko „interesującą”. Wydawało się, że tyle spraw przepadło
na zawsze, bezpowrotna droga już się zaczęła, i nawet gdyby wiedziała skąd i
dlaczego wyruszyła, nie mogłaby już wrócić. Minęła bezpieczną przystań
małżeństwa, przeszła obok pomocy, znalazła się niebezpiecznie blisko śmierci.
Zaczynały się sprawy o chytrych, złośliwych twarzach.
Starała się o tym nie myśleć. Po głowie plątał jej się wierszyk:
Napis na ściance macicy
Wdzięczny, dziecinny i śliczny
Razem z małą komórką
Płodzi syna lub córkę
Zmarszczyła brwi, niezadowolona, i wróciła do pilniejszych spraw.
Spakowała walizkę, potem postała chwilę, odpoczywając. Przesunęła dłonią po
nieznacznym, ciepłym zaokrągleniu brzucha. Zamieszkało tam dziecko Raya.
Zaokrąglenie było jeszcze bardzo malutkie – najpewniej istniało przed ciążą, ale
Cora czuła się niewiarygodnie, bezmiernie obfita, nie do zniesienia wycieńczona i
podrażniona, biedna, malutka i kompletnie nieprzygotowana do roli, której musiała
się podjąć.
Wszyscy wiedzą, że narządy płciowe kobiety i mężczyzny niekiedy stykają się
ze sobą, po czym – po pewnym czasie i odrobinie bólu – rodzi się mały człowiek.
Cora nie bardzo wierzyła, że to tylko tyle, że dzieci to rezultat seksu. Jak tornado,
przypływy czy perły znajdowane w muszlach, to musiało mieć coś wspólnego z
niewytłumaczalną, skrytą w morskich głębinach magią. Fale, spadające gwiazdy,
odległa, niebiańska muzyka sfer – na pewno nie było ziemskiego sposobu żeby
powstawały dzieci. Niemożliwe żeby tak po prostu i zwyczajnie, w wyniku
stosunku.
A przynajmniej nie w jej przypadku.
Westchnęła zamykając walizkę, rozejrzała się po pokoju hotelowym. Chwyciły
ją mdłości. Gapiła się w sufit czekając aż jej przejdzie i zaczęła wymyślać nowy
wiersz:
164836936.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin