Drogi donikąd.pdf

(74 KB) Pobierz
Drogi donikąd – Marek Łangalis
Drogi donikąd – Marek Łangalis
Aktualizacja: 2011-06-10 10:01 pm
Gdyby polskie służby należycie prześwietliły COVEC, to wiedziałyby, że strategia Chińczyków
opiera się na niskiej cenie, niskich płacach dla podwykonawców, przedłużaniu terminów oraz
nie zawsze należytym wykonaniu.
W klasycznym rozumieniu państwo ma trzy podstawowe obowiązki: obronę przed wrogiem
zewnętrznym (utrzymanie wojska), obronę przed wrogiem wewnętrznym (sprawny system
sprawiedliwości i policja) oraz budowę sprawnej infrastruktury. Z żadnego z nich Polska jako
kraj nie potrafi się należycie wywiązać. Wojsko jest w stanie rozkładu, sądy potrzebują średnio
tysiąca dni na wydanie wyroku i jeszcze drogi przestały się budować.
Od ponad 20 lat kierowcy nie mogą doczekać się należytej sieci dróg krajowych, mimo że w każdym
litrze benzyny tankowanej na stacjach ponad połowa ceny to podatki. Wprawdzie w ostatnich latach
można zaobserwować liczne remonty i utrudnienia dla kierowców, ale często nic z nich nie wynika.
Gotowych i oddanych do użytku odcinków dróg, jak nie było, tak nie ma. Obecny rząd, jak każdy
zresztą, obiecywał znaczące przyspieszenie budowy szczególnie dróg ekspresowych i autostrad.
Przypomnijmy, że rząd Donalda Tuska deklarował wybudowanie i oddanie do użytku w trakcie swojej
kadencji dokładnie 1529 kilometrów autostrad. Już w trakcie kadencji zauważono, że nie ma szansy na
realizację tej obietnicy. Od początku listopada 2007 r. podpisano umowy na budowę 781 kilometrów, a
do użytku oddano zaledwie 209 kilometrów autostrad, ponad 7-krotnie mniej, niż zakładano. Wprawdzie
do końca kadencji rządu pozostało jeszcze kilka miesięcy, ale trudno oczekiwać, by w obliczu ostatnich
kłopotów z chińskim wykonawcą autostrady A2 można było cokolwiek nadgonić. Trzeba przyjąć do
wiadomości, że rząd Donalda Tuska nie spełni kolejnej już obietnicy złożonej w kampanii wyborczej z
2007 r. i że zbuduje w trakcie kadencji trochę ponad jedną dziesiątą z tego, co obiecano.
Nawet Chińczykom się nie udało
Obecny rząd liczył, że jeśli nie udało się polskim oraz europejskim firmom zbudować w miarę tanio
autostrad, to warto sięgnąć po posiłki z Chin. Jako że sam byłem kilkakrotnie w Chinach, to mogę
potwierdzić, że Chińczycy swoje drogi budują szybko, tanio i przede wszystkim solidnie. Jakość dróg nie
odbiega w niczym od standardów europejskich, a prędkość ich powstawania jest imponująca. Są
autostrady nawet sześciopasmowe. Poza obrębem głównych metropolii (Szanghaj, Pekin i Kanton)
autostrady przeważnie świecą pustkami, czekając spokojnie, aż mieszkańcy Państwa Środka kupią
samochody. Wybudowano ich już ok. 70 tys. kilometrów. Gdy Donald Tusk ogłasza, że w cztery lata
wybuduje trochę ponad 1,5 tys. kilometrów, a oddaje do użytku 209 kilometrów, to Chińczycy w tym
czasie powiększyli swoją sieć drogową o 25 tys. kilometrów autostrad.
Znajomi Chińczycy opowiadali mi, jak się u nich wyznacza drogi. Nie wiem, ile w tym prawdy, a ile
wyobrażeń, ale każdy podkreśla, że planowanie wygląda za każdym razem w ten sam sposób. Polityk
kładzie mapę przed sobą i kreśli, skąd i którędy ma przebiegać autostrada. Jeżeli po drodze stoją jakieś
budynki, to się je po prostu burzy, a zamieszkałą ludność wywłaszcza, oferując odszkodowanie. Nie
szokuje również widok budynku mieszkalnego (o wysokości kilkudziesięciu pięter) oddalonego o kilka
metrów od ślimaka zjazdowego z autostrady. To piorunujące wrażenie, gdy z okien samochodu można
zajrzeć do mieszkającego na szóstym piętrze Chińczyka. Widok trochę dziwny dla Europejczyka, ale nie
dla Chińczyków spokojnie przyjmujących swój los.
I pewnie tu należy szukać przyczyn, dlaczego chińskiej firmie COVEC nie udało się, i raczej już nie uda,
wybudować części autostrady A2 między Strykowem a Konotopą. Warunki budowy dróg w Polsce
znacząco odbiegają od tych w Azji. Koszt materiałów jest wyższy, podobnie koszty pracy, transportu,
przestrzegania prawa itp. Chińczycy wygrali przetarg pod koniec 2009 r. na dwa odcinki o łącznej
1
długości 49,2 km, oferując cenę ok. 1,3 mld zł – to o prawie 20 proc. taniej od drugiej najlepszej oferty.
Wbrew pozorom cena wcale nie jest niska, mówimy o kwocie 26,5 mln zł za kilometr autostrady. Jednak
od samego początku Chińczycy borykali się z ogromnymi problemami. Polskie firmy najpierw zaskarżyły
wyniki przetargu, sprawa otarła się nawet o Komisję Europejską. Główny zarzut dotyczył niskiej ceny, w
związku z czym padło podejrzenie przyjmowania pomocy publicznej z Chin, która jest zabroniona
prawem europejskim w przypadku takich przetargów. Podejrzenia te nie były bezpodstawne. Właściciel
chińskiego wykonawcy autostrady A2, China Railway Group, jest firmą państwową. Inwestycję w polską
autostradę Chińczycy mieli potraktować priorytetowo, jako wizytówkę przed kolejnymi, już w całej
Europie, przetargami. Później polskie firmy straszyły Chińczyków problemami z podwykonawcami i
faktem, że nikt nie będzie chciał z nimi współpracować. Prawdopodobnie Chińczycy rzetelnie
oszacowali koszty budowy autostrady w Polsce, ale w dużym stopniu w oparciu o koszty, jakie mają u
siebie, a nie tutaj. Materiały musieli kupować w większości w Polsce, płacić krajowe stawki dla
podwykonawców oraz przestrzegać polskiego prawa. Brak doświadczenia w realizacji tego typu
inwestycji okazał się drogą lekcją, zarówno dla COVEC-u, jak i dla polskiego rządu.
Przetargi do wymiany
Nie ma nic złego w tym, że rząd chciał tanio i szybko wybudować autostradę. W końcu dysponuje
pieniędzmi podatników, powinien zatem je szanować. Jednak można oczekiwać, że oferta znacząco
odbiegająca ceną od pozostałych kontrofert obarczona jest ryzykiem nienależytego wykonania. Jeżeli
rozmowy z Chińczykami spełzną na niczym, czeka nas długa i kosztowna procedura odzyskania
odszkodowania od firmy wykonawczej. Później znowu przetargi, rozpatrzenie ofert, przystąpienie do
pracy. Stracony będzie czas i mnóstwo pieniędzy. Może się okazać, że próba zaoszczędzenia
niemałych środków (mowa o sumie około 250 mln zł) skończy się znacznym przekroczeniem budżetu
inwestycji. A wszystko przez fakt ustalenia ceny jako głównego kryterium wyboru. Bez dwóch zdań –
cena jest ważna, ale musi dotyczyć jednorodnego produktu. O wiele łatwiej rozstrzyga się przetargi w
oparciu o cenę, gdy rzecz dotyczy porównywalnych usług lub towarów. W przypadku tak
skomplikowanego procesu jak budowa autostrady należy przede wszystkim zabezpieczyć możliwość
wykonania zadania w odpowiedniej jakości. Jeżeli Chińczycy chcieli przystąpić do przetargu, mogli
postąpić tak, jak robi wiele firm zagranicznych, nieznających do końca realiów polskiego rynku, czyli
wybrać sobie znaczącego partnera do konsorcjum i wystartować wspólnie. Start z firmą Decoma, która
raczej nie należy do gigantów polskiego rynku budowlanego, nie wróżył nic dobrego.
Dziś wszyscy są zgodni, że Chińczycy źle oszacowali koszty działalności w Polsce. Nie znali cen
materiałów, pracy i obostrzeń prawnych. Jednak nasz rząd, wybierając wykonawcę autostrady, mógł
przewidzieć taki stan rzeczy i za jedno z kryteriów uznać doświadczenie w podobnych inwestycjach na
podobnym terytorium (budowa autostrad w Chinach przebiega w zupełnie różnych warunkach). Z
drugiej strony – czy mercedesa można kupić w cenie fiata? Jeżeli ktoś dokonuje takiego zakupu, to
musi liczyć się z tym, że sprzedawany mercedes ma jakiś feler: podkręcony licznik, niewiadome
pochodzenie czy ukryte wady. Na co liczył rząd, rozstrzygając przetarg dla firmy, która zaoferowała
prawie o połowę niższą cenę od przewidywanej przez Generalną Dyrekcję Dróg Krajowych i Autostrad?
Gdyby Chińczykom faktycznie udało się zbudować terminowo i w swojej cenie autostrady, to
moglibyśmy wreszcie zacząć mówić o cudach Tuska. Ale nic z tego, rynku nie da się oszukać. Przecież
Chińczycy nie zaczną ściągać materiałów z Azji do budowy autostrad w Polsce. Koszt transportu i czas
oczekiwania na chiński piach całkowicie zniweczyłby jakiekolwiek oszczędności. Okazało się, że oferty
polskich firm nie wynikały z jakiejś wrodzonej chciwości, ale po prostu ze znajomości rynku i
doświadczenia w tego typu projektach w danym otoczeniu prawnym (Chińczycy skarżyli się na
przeraźliwą biurokrację unijną).
Trudno jest sobie wyobrazić bardziej obiektywne kryterium rozstrzygania przetargów niż cena.
Pozwolenie urzędnikom na stosowanie mniej mierzalnych i bardziej subiektywnych wytycznych do
wygrania kontraktu państwowego może doprowadzić do korupcjogennych zachowań. Nie ma innego
mechanizmu niż cenowy i terminowy, by móc ocenić, kto jest w stanie zbudować najlepiej autostradę.
2
Błąd jednak przy przetargu został popełniony gdzie indziej. Kryterium cenowe było jedynym, jakiego
wymagał zamawiający (w tym przypadku Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad). Termin
został określony jako 32 miesiące wykonania od zamówienia. Należy się poważnie zastanowić, czy
ustanowienie zaledwie jednego kryterium w tak ważnym i skomplikowanym zamówieniu jak budowa
odcinka autostrady nie było błędem. Oczywiście łatwo krytykować po fakcie, gdy okazało się, że to, co
mówiły startujące w tym samym przetargu na budowę odcinków A2 przedsiębiorstwa o niemożliwości
zbudowania autostrady w tak niskiej cenie, potwierdziło się. Ale zamawiający powinien przewidywać
pewne następstwa swoich decyzji. Nie da się, bez szkody dla terminu i jakości wykonania, budować za
pół darmo. Chyba że chcemy mieć drogi o gorszej jakości.
Od początku było pewne, że niskie koszty Chińczycy będą chcieli przerzucić na podwykonawców,
głównie małe i średnie polskie przedsiębiorstwa. I to oni stali się głównym “beneficjentem” polityki
taniego budowania. Dziś czekają na to, kiedy dostaną wszelkie należności za wykonane prace. Jest to
dramat dziesiątek firm i setek ludzi, którzy brali udział w budowach. Nawet jeśli już się uda rządowi
wyegzekwować kary od COVEC-u (a z wieloletniego doświadczenia współpracy z chińskimi
przedsiębiorstwami mogę powiedzieć, że zapisy umowne nie są przez nie do końca traktowane
literalnie), to zostanie stracony czas i dodatkowe pieniądze na nowe drogi.
Wydaje się, że jeszcze w tym momencie nie stać nas na tak “tanie” budowanie. Trzeba również
pamiętać, że to w 2009 roku, gdy rozstrzygał się wygrany przez COVEC przetarg, GDDKiA rozluźniła
trochę wymagania wobec startujących w przetargach (mniej restrykcyjnie oceniano zdolność finansową
oraz doświadczenie w prowadzonych podobnych projektach).
To, czego rząd Tuska mógłby nauczyć się od Chin, to uproszczenia przepisów, ale nie przetargowych,
tylko budowlanych. Nie jest tajemnicą, że oprócz kosztów Chińczyków najbardziej zaskoczyły zawikłane
procedury biurokratyczne. Trzeba się zastanowić, ile racji mają Chińczycy, mówiąc, że otrzymana
dokumentacja geologiczna i geograficzna nie odpowiada stanowi faktycznemu. Z drugiej strony – ta
firma miała już wcześniej problemy z wykonywaniem zamówień poza Chinami. Gdyby służby specjalne
należycie ją prześwietliły, to wiedziałyby, że strategia COVEC-u opiera się na niskiej cenie, niskich
płacach dla podwykonawców, przedłużaniu terminów oraz nie zawsze należytym wykonaniu. To jest
cena bardzo taniego budowania i rozstrzygania przetargów wyłącznie na podstawie jednego kryterium.
Marek Łangalis
Autor jest ekonomistą, członkiem Instytutu Globalizacji.
3
Zgłoś jeśli naruszono regulamin