LEGENDA NA DZIEŃ ŚW. FLORIANA
4 maja
Legenda o św. Florianie nie figuruje w pierwotnym, autentycznym tekście Złotej legendy, a w późniejszych jej uzupełnieniach występuje tylko bardzo krótka notatka o nim [w wydaniu Graessego - nr CXCVIII, s. 889]. W Polsce natomiast, w związku z powszechnym tu kultem tego świętego, którego relikwie przeniesiono u schyłku XII w. do Krakowa, odczuwano brak odpowiedniej legendy i bardzo prędko wprowadzono ją do dzieła Jakuba de Voragine [najstarszym świadkiem jest rkps kapituły krakowskiej nr 147, gdzie ustęp o św. Florianie figuruje na k. 193v-194']. Posłużono się w tym celu żywotem obcym, powstałym zapewne w połowie XIII w., a więc współczesnym dokładnie Złotej legendzie [BHL nr 3054]. Teskt jego przytaczamy w przekładzie poniżej wedle wydania krakowskiego J. Hallera [por. Wstęp s. 50] z r. 1511, k. 98v-100v, aczkolwiek istnieje również wydanie krytyczne Br. Kruscha w »Monumenta Germaniae Historica, Scriptores rerum Merovingicarum« III 68-71, jednakże druk krakowski wierniej oddaje lokalną polską wersję tej legendy.
Do tego »importowanego« żywotu przyłączyła się na przełomie XIV i XV w. czysto polska już translacja, opowiadająca o przyjaźni szkolnej biskupa krakowskiego z papieżem, który następnie zasiadłszy na stolicy Piotrowej użyczył dawnemu koledze cennych relikwii z Rzymu. Translacja ta w trzech wersjach wydana jest przez W. Kętrzyńskiego w »Monumenta Poloniae Historica» W 757-62; przekład nasz opiera się na wersji II.
Bliższe informacje o kulcie św. Floriana u nas i o jego literackich zabytkach znaleźć można w cennej pracy K. Dobrowolskiego, Dzieje kultu św. Floriana w Polsce do połowy XVI w., Warszawa 1923 [= Rozprawy Historyczne Towarzystwa Naukowego Warszawskiego t. II, 2]. Por. też P. David, Les sources de Fhistoire de Pologne d Vepoque des Piasts, Paris 1934, 145-150.
Onego czasu za panowania cesarzy Dioklecjana i Maksymiana [1] nastąpiło wielkie prześladowanie chrześcijan, którzy na rozmaity sposób męczeni pobożnie przyjmowali katusze zadawane im przez tyranów i w ten sposób stawali się uczestnikami obietnic Chrystusowych. Wówczas to jedni kryli się w skalistych górach, inni szukali schronienia w kamienistych jaskiniach i jarach lub też okrutną śmiercią kończyli życie doczesne. Świętość jednak i wiara umacniały swoich zapaśników w cierpliwości, która prowadzi do życia wiecznego. Wówczas bezbożni sędziowie na rozkaz cesarski z wściekłością stawali do walki, a z drugiej strony wychodzili przeciwko nim zapaśnicy Chrystusowi i okazywali się silniejsi od wściekłości tamtych, ponieważ czcigodna ich wiara dawała im zwycięstwo.
Skoro zatem świętokradzkie rozkazy cesarzy Dioklecjana i Maksymiana dotarły do prowincji Noricum Ripense [2], namiestnik jej Akwilinus udał się do miasta Lauriacum [3] i rozpoczął wielką obławę na chrześcijan. Pochwycono wówczas jedenaście osób spośród wyznawców, którzy po długich i okrutnych mękach wtrąceni zostali do więzienia. Przyłączył się do nich z radością oficer wysokiego stopnia, Florian, który mieszkał w mieście Teria, ale usłyszawszy, co się dzieje w Lauriacum, rzekł do swych bliskich: Czas mi iść do Lauriacum i tam dla imienia Chrystusowego ponieść rozliczne męki. Po czym pożegnawszy się z nimi ruszył w drogę.
A kiedy był już niedaleko od Lauriacum, na moście prowadzącym przez rzekę spotkał żołnierzy, którzy poprzednio służyli pod jego rozkazami, a których teraz wysłano na obławę za chrześcijanami. Zapytał ich tedy, gdzie idą, a oni odparli: Czy nie słyszałeś o rozporządzeniach cesarskich, które przyszły do namiestnika? Na ich podstawie wszyscy muszą publicznie składać bogom ofiary, a jeśli nie zechcą, zginą w rozlicznych mękach. Słysząc to św. Florian rzekł: Bracia i koledzy moi, na cóż szukacie innych? Ja też jestem chrześcijaninem, a mnie macie na miejscu! Oni zaś pochwycili go zaraz i zaprowadzili do namiestnika ze słowami: Na cóż mamy szukać innych, skoro dowódca naszego oddziału, Florian, wyznaje, że jest chrześcijaninem? Namiestnik usłyszawszy to, zawołał go do siebie i rzekł: Florianie, na co mają takie rzeczy opowiadać o tobie? Chodź, złóż ofiarę bogom wszechmogącym, jak ja i twoi koledzy wojskowi, abyś wraz z nami mógł żyć w pomyślności, a nie zginaj zaraz z opornymi, jak to przepisują rozkazy cesarskie. Św. Florian jednak odparł: Ja tego na pewno nie uczynię, a ty rób, co ci nakazano. Wtedy namiestnik rozgniewany kazał go siłą zmusić do złożenia ofiar. Ale św. Florian podniósł głos i rzekł [4]: Panie Boże mój, w Tobie położyłem nadzieję i nie mogę zaprzeć się Ciebie. Na Twoim teraz jestem ordynansie, Tobie składam chwalebną ofiarę, niechaj strzeże mnie prawica Twoja, bo imię Twoje błogosławione jest na niebie i na ziemi na wieki. Daj mi, Panie, siłę do znoszenia cierpień i przyjmij mnie pomiędzy świętych i wybranych zapaśników Twoich, którzy przede mną jeszcze nawrócili się i wyznawali święte imię Twoje. Oblecz mnie, Panie, w białą szatę cnoty i umocnij mnie przez Ducha Świętego, nie pozwól, by diabeł tryumfował nade mną, lecz bądź mi przewodnikiem na drodze sprawiedliwości i umocnij mnie w prawdzie Twojej, abym Ciebie chwalił i Tobie śpiewał pieśń chwały, gdyż Tyś jest błogosławiony na wieki wieków, amen.
Słysząc te słowa namiestnik Akwilinus śmiał się zeń i rzekł: Na co takie głupstwa mówisz, a lekceważysz rozkazy? Złóżże ofiarę bogom! Ale św. Florian odparł: Chociaż służyłem w ludzkim wojsku, potajemnie jednak czciłem mego Boga i dlatego diabeł nie może mnie zupełnie dostać w moc swoją. Nad ciałem moim masz władzę, ale duszy mej nie możesz dotknąć, a w niej tylko Bóg jeden panuje. Rozkazów twoich słucham o tyle, o ile jestem ci to powinien jako żołnierz, ale nikt mnie do tego nie nakłoni, abym złożył ofiarę złym duchom. Prefekt wpadłszy we wściekłość kazał go siec rózgami. Ale św. Florian rzekł doń: Gniewaj się i wywieraj zemstę na mym ciele, ile chcesz, bo już ci mówiłem, że nad nim masz władzę, ale ja cię nie posłucham. Jeśli chcesz się przekonać, że się nie lękam twoich mąk, każ zapalić ogień, a ja w imię Pana mego, Jezusa Chrystusa, wstąpię nań. Żołnierze tedy zaczęli go siec, a w czasie chłosty rzekł doń namiestnik: Złóżże bogom ofiarę, Florianie, i uwolnij się od cierpień! Lecz św. Florian odparł: Ja złożę ofiarę Panu memu jezusowi Chrystusowi, który raczył mi zesłać tę godzinę i tę radość, którą mam teraz. Na to namiestnik kazał go dalej siec. Florian jednak podczas chłosty miał twarz tak pogodną, jak gdyby go coś radowało. Wówczas namiestnik kazał wyłamać mu ramiona ostrymi żelaznymi hakami, ale Florian potem jeszcze bardziej chwalił Boga i głośno przyznawał się do wiary chrześcijańskiej.
Niegodziwy namiestnik widząc, że nic wskórać nie może, wydał wyrok, aby go wyprowadzono nad rzekę Enesus [5] i zrzucono do niej z mostu dnia 4 maja. Św. Florian zaś, gdy zapadł na niego taki wyrok, z radością i pogodą podążył do żywota wiecznego, który Bóg obiecał miłującym Go - tak jakby prowadzono go do kąpieli. Skoro zaś przybyli na miejsce, gdzie miano go wrzucić do rzeki, uwiązano mu kamień na szyi. Wtedy św. Florian poprosił żołnierzy, którzy go eskortowali, aby pozwolili mu pomodlić się do Boga. Stanąwszy tedy twarzą ku wschodowi wyciągnął ręce ku niebu i rzekł: Panie Jezu Chryste, przyjmij duszę moją! Modlił się tak blisko przez godzinę, a ci, co go prowadzili, bali się mu przeszkodzić. Nadszedł jednak pewien młodzieniec pełen zaciekłego okrucieństwa i powiedział do żołnierzy: Czemu stoicie i nie wypełniacie rozkazów namiestnika? To mówiąc zepchnął go z mostu do rzeki - i natychmiast stracił wzrok. Rzeka zaś przyjąwszy w swe wody męczennika Chrystusowego zadrżała, uniosła ciało jego na swych falach i złożyła je na widocznym miejscu na wielkim głazie. I natychmiast ze zrządzenia i łaski Bożej nadleciał orzeł i rozpinając skrzydła na kształt krzyża pilnie strzegł przenajświętszego ciała męczennika.
Następnie zaś św. Florian objawił się pewnej pobożnej niewieście imieniem Waleria, prosząc, aby go pochowała w ziemi w mało uczęszczanym miejscu, i dał jej wskazówki, gdzie go znajdzie i gdzie go ma pogrzebać. Niewiasta owa pojąwszy widzenie zaprzęgła do wozu swoje bydlęta i pospieszyła nad rzekę Enesus, gdzie odszukała ciało świętego; złożyła je tedy na wóz, a ze strachu przed poganami przykryła je liśćmi i prętami wikliny, udając, że wiezie je na płot do swego ogrodu. W rzeczywistości jednak jechała na miejsce, które w widzeniu wskazał jej święty. Tymczasem w drodze bydlęta zmęczyły się na upale i stanęły nie mogąc już iść dalej. Wówczas niewiasta strapiona zaczęła się modlić do Pana o miłosierdzie i pomoc. A skoro tylko skończyła się modlić, od razu w tymże miejscu wytrysło obfite źródło, które na świadectwo tego cudu do dziś dnia tam istnieje; bydlęta napiły się zeń i mogły iść dalej. Na koniec Waleria przybyła na miejsce wskazane jej przez św. Floriana na grób dla niego i tam z obawy przed szalejącym prześladowaniem pogrzebała go pospiesznie i w ukryciu. Na tym miejscu z łaski Chrystusa Pana, a dzięki zasługom św. Floriana, któremu Pan Jezus udzielił tej mocy, zdarzają się wielkie uzdrowienia i niezliczone jaśnieją cuda. Chorzy odzyskują siły, dręczeni gorączką wracają do zdrowia, opętani przez szatany doznają uwolnienia i wszyscy, którzy się szczerze pomodlą, za wstawiennictwem św. Floriana doświadczają miłosierdzia Bożego.
Jak donoszą roczniki dziejów i kroniki królów oraz książąt polskich, ciało, czy raczej kości chwalebnego rycerza i męczennika św. Floriana zostały przewiezione do Krakowa przez wielebnego biskupa Modeny Idziego za czasów najjaśniejszego księcia Kazimierza [6], zwierzchniego władcy całej Polski, syna Bolesława z przydomkiem Krzywousty - i przez wspomnianego księcia pana Kazimierza oraz wielebnego pana Gedkę, podówczas biskupa krakowskiego [7], przyjęte pobożnie z wielką czcią i okazałością roku Pańskiego 1184. Ów zaś biskup krakowski, kiedy jeszcze wybrał się z Polski na studia do Padwy [8], spotkał tam późniejszego papieża, Rzymianina rodem, z którym serdecznie się zaprzyjaźnił [9]. Umówili się też między sobą, że ten z nich, który pierwszy osiągnie jakieś wielkie dostojeństwo, weźmie do siebie drugiego i obaj korzystać będą z tego beneficjum [10]. A kiedy ze studiów wrócili do domu, jeden wybrany został w Rzymie na stolicę św. Piotra, a drugi w Polsce na biskupa krakowskiego. Pan papież tedy wedle obietnicy przez posłów wezwał do siebie biskupa krakowskiego, ale ten, pokornie dzięki czyniąc Ojcu świętemu za okazaną mu łaskę, odpowiedział również przez posłów, że obficie jest teraz zaopatrzony w dobra doczesne, a więc w złoto i srebro, i jednego mu tylko brakuje w jego kościele, mianowicie jakiegoś świętego patrona i opiekuna dla całego królestwa. Prosił tedy pobożnie i pokornie, aby papież udzielił mu relikwij któregoś ze świętych męczenników.
Papież zatem przychylił ucha do jego nabożnych próśb i udał się potajemnie ze swymi kardynałami i z posłami polskimi do kościoła Św. Wawrzyńca za murami Rzymu, a tam pomodliwszy się wraz z otoczeniem, kazał otworzyć grób św. Wawrzyńca. Następnie dotknął pastorałem biskupim jego ciała, ale św. Wawrzyniec odwrócił od nich swą twarz. Z kolei dotknął pastorałem św. Szczepana, ale ten uczynił to samo. Zasmucili się bardzo na ten widok Polacy, a papież chcąc już zamknąć grobowiec, powiedział do nich: Widzicie tedy, synowie, wolę Bożą; mamy tu dwu znamienitych męczenników i chcieliśmy wam dać jednego z nich - ale żaden nie okazał ochoty. Jest pod nimi jeszcze trzeci, św. Florian, ale tego nie śmiemy ruszyć z obawy przed Rzymianami, bo on działa tu więcej cudów niż każdy z tamtych dwu. Gdy jednak Polacy smutnie spoglądali, św. Florian wyciągnął rękę przez tamtych dwu męczenników, a w ręce tej była karta ze złotym napisem: Ja chcę do Polski. Widząc to papież za zgodą swego otoczenia potajemnie oddał go Polakom, a ci wywieźli go z Rzymu na wozie przykrytego liśćmi i gałęziami.
Ale kiedy jechali ze świętym Bożym przez morze, szatany wołały głośno: Sługo Boży, Florianie, czemu nas dręczysz? Wówczas Polacy zlękli się, aby poganie [11] nie posłyszeli tych głosów na morzu i nie porwali im świętego męczennika. Nie mniej też lękali się w Wenecji, toteż bardzo ostrożnie i ukradkiem wieźli święte relikwie aż do granic Polski. A gdy przybyli na błonia u bram Krakowa [12], dalej w żaden sposób nie mogli ich powieźć, aż po wielu wysiłkach święty powiedział: Ja z tej strony będę strzegł miasta od Prusów, ale przyjdzie po mnie inny patron tego przesławnego królestwa [13], który spocznie w swojej katedrze i on będzie osłaniał i bronił miasto z drugiej strony, mianowicie od pogan i innych ludów. Książę Kazimierz i biskup Gedko wystawili zatem w tym miejscu ku czci świętego męczennika Floriana okazały kościół za murami miasta Krakowa. W tym kościele pozostawili jedno ramię z relikwij, a przy kościele ustanowili prałatów i kanoników, których hojnie uposażyli. Resztę zaś relikwij złożyli na zamku krakowskim w pośrodku kościoła katedralnego w okazałej skrzynce marmurowej i na tym miejscu Pan nasz Jezus Chrystus dla zasług św. Floriana wielu łask swych udziela.
ciucian