satyry_fraszki1.txt

(7 KB) Pobierz
1
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
        Satyry i fraszki
        
        Zasady (rok 1878)
        
        
        Oddycha dla og�u,
        Jasno sw�j sztandar niesie:
        Waryacya! Waryacya!
        Ssie bli�nich bez skrupu�u,
        I coraz wy�ej pnie si�:
        Racya! Racya! Racya!
        
        
        Straci� i zlikwidowa�,
        Zosta� w jednej kapocie:
        Winny! Winny! Winny!
        Trzy razy bankrutowa�,
        Ma sk�ady, sklepy, krocie:
        Czynny! Czynny! Czynny!
        
        
        Uboga, g�odna wreszcie,
        Skrad�a bochenek chleba:
        Z�odziej! Z�odziej! Z�odziej!
        Skrad� milion - da� na kwe�cie
        A� tysi�c, wielkie nieba!
        Dobrodziej! Dobrodziej!
        
        
 
        Pisze, lecz piruet�w
        Przed mitr� nie wyrabia:
        Zero! Zero! Zero!
        Autorem trzech pamflet�w
        Na temat: wiwat hrabia!
        Cycero! Cycero!
        
        
        Pracuje i oszcz�dza,
        Nie poi swe s�siady:
        Sknera! Sknera! Sknera!
        W sercu i w g�owie n�dza,
        Zaprasza na obiady:
        Wiwat! Et caetera...
        
        
        
        To zupe�nie inna kwestya (rok 1881)
        
        
        Ci ch�opi, to dziwna rasa:
        Odwieczny wstr�t do o�wiaty
        Nic a nic w nich nie wygasa.
        Propagandy, systematy,
        Ankiety, stowarzyszenia...
        Wszystko idzie jak z kamienia.
        
        
        Wczoraj, chc�c obejrze� studni�,
 
        Id�... stoi ch�op przy chacie;
        Wi�c m�wi�: dobre po�udnie,
        Iwanie, c� tak dumacie?
        I gaw�dz�c z nim troszeczk�,
        Ofiaruj� mu ksi��eczk�.
        
        
        K�ad� w g�ow� jak �opat�,
        �e s� ciemni i niedbali,
        �e jedyny �rodek na to,
        �eby ksi��ki kupowali.
        �e to nie jest �aden zbytek,
        A przyjemno�� i po�ytek.
        
        
        W ko�cu pytam: C� Iwanie?
        A on m�wi z kwa�nym gestem,
        "To prawda, Wielmo�ny panie,
        Tylko �e ja g�odny jestem."
        G�odny! Co za dzika bestya!
        To zupe�nie inna kwestya!
        
        
        
        Wszystkim dogodzi� nie mo�na (rok 1881)
        
        
        �wiat ten jest siedliskiem n�dzy,
        Gdzie spojrze� to si� rozpar�a!
 
        Tak potrzebuj� pieni�dzy,
        �e djab�u-bym wydar� z gard�a.
        
        
        �ona w Ems, i to za cudze,
        Andzia m�wi, �e j� nudz�,
        D�ug�w po uszy,
        �yda i �zami nie wzruszy,
        Nie da, na naj�wi�tsze cele!
        Do licha, w �eb sobie strzel�!
        
        
        Nie, samob�jstwo w praktyce,
        Rzecz g�upia... tr�ci waryacy�...
        Nie ma co, �rodka si� chwyc�,
        Co dzi� jest ultima ratio.
        
        
        Jestem kasyerem, wi�c z kasy,
        Po�ycz�, a w lepsze czasy
        Napowr�t w�o��.
        A gdyby?... Wszystko by� mo�e...
        Ha, zrobi� jak pan Makary,
        Wzi�� grubo - adieu �wiat stary!
        
        
        B�dzie wrzask, wiem, mn�stwo os�b
        Ryknie, �e to rzecz zdro�na...
        Ba, niech dadz� lepszy spos�b?
 
        Wszystkim dogodzi� nie mo�na.
        
        
        
        �ycie jest tak marn� chwilk� (rok 1889)
        
        
        �ycie jest tak marn� chwilk�,
        �e pragn�� wiele nie radz�,
        Mnie, gdyby fortuna tylko
        Da�a wawrzyny i w�adz�,
        I renty ze dwa miliony,
        Ju� by�bym zadowolony.
        
        
        
        Ulic� d��y dziewczyna (rok 1890)
        
        
        Ulic� d��y dziewczyna,
        Dwaj j� �cigaj� m�odzie�ce,
        Nie laz�a im w �eb �acina,
        Cho� zlaz�y z twarzy rumie�ce.
        
        
        Czyni� kobiecie bezprawie,
        Jak lwy zuchwa�e skacz�ce...
        Nagle kto� z lask� si� zjawia,
        I lwy przekszta�ca w zaj�ce.
 
        
        
        Tak to ma, zacna natura,
        Na wszystko oko matczyne:
        Stworzy�a b�azna i gbura,
        Stworzy�a lask� i trzcin�.
        
        
        
        Gdy Hamlet cisn�� w twarz naturze (rok 1890)
        
        
        Gdy Hamlet cisn�� w twarz naturze
        "By� albo nie by�" pe�ne gracji,
        Rzecz pewna, �e mia� w sercu burz�;
        B�d� co b�d� by� on po kolacji.
        
        
        Gdyby by� g�odny, by�by raczej,
        Zamiast onego tragi-krzyku,
        Niemniej tragicznie, cho� inaczej,
        Zawo�a�: "dajcie mi befsztyku!"
        
        
        Tak to zawi�� kwestyj� bytu,
        Rozstrzyga prosta - apetytu.
        
        
        
 
        W maju w Warszawie... (rok 1893)
        
        
        W maju w Warszawie, w parku nad strumieniem,
        Siad�em, pragn�c nasyci� si� s�owiczym pieniem.
        Wyp�yn�� ksi�yc blady i luba ptaszyna,
        W�r�d uroczystej ciszy koncert rozpoczyna.
        Przeb�g, jakie� mi znane tony w przestrze� lec�...
        Ach, to mistrza Mascagni s�ynne Intermezzo,
        Grywane po ogr�dkach, wiecznie, co wieczora,
        Siad�o wreszcie w gardzio�ku le�nego tenora.
        Wsta�em, i nieprzepartym tkni�ty uniesieniem,
        Schyli�em si�, i w krzaki - paln��em kamieniem.
        
        
        
        Idylla male�ka taka (rok 1893)
        
        
        Idylla male�ka taka:
        Wr�bel po�yka robaka,
        Wr�bla kot dusi niecnota,
        Pies ch�tnie rozdziera kota,
        Psa wilk z lubo�ci� po�era,
        Wilka zad�awia pantera.
        Panter� lew rwie na �wierci,
        Lwa - cz�owiek; a sam, po �mierci
        Staje si� �upem robaka.
        Idylla male�ka taka.
 
        
        
        
        I (rok 1890)
        
        
        W pieluchach ucz� nas - muzyki,
        Szko�a nas uczy - Cycerona,
        �wiat uczy r�nej - gimnastyki,
        Ale rozumu uczy - �ona.
        
        
        
        IX (rok 1891)
        
        
        Spotka�em raz poet�. By� deszcz, szed� piechota,
        Oczy zwraca� ku chmurom, wzdycha�, by� natchniony.
        Ostro�nie! Zawo�a�em, bo wleziesz pan w b�oto,
        Patrz pod nogi i zagnij chocia� pantalony!
        
        
        
        XIII (rok 1891)
        
        
        Rzecz toczy si� o �onach: dwaj m�e zuchwali,
        Drwi� z tych, co przed zachceniem babskim ladajakiem
        Chyl� rozum i wol�... wtem z przyleg�ej sali
 
        S�ycha� kroki ma��onek i... jak zasia� makiem.
        
        
        
        XVI (rok 1892)
        
        
        Miasto. P�noc. Kto idzie? - M�odzian bladolicy.
        Co go t�oczy? T�sknota albo rozpacz wielka.
        Idzie, idzie i znika na skraju ulicy.
        Koniec. To barw pe�na i tre�ci - nowelka.
        
        
        
        XXIII (rok 189?)
        
        
        Za z�otych dla poezyi czas�w Mickiewicza,
        Publiczno�� zachwyca�y: ksi�yc, �piew ptaszyny,
        Czu�a mowa w gaiku panny i panicza,
        Albo szlachetny rycerz bez l�ku i winy.
        
        
        Dzisiaj, pragn�c, a�eby wie�czy�a go chwa�a,
        Poeta wst�pi� winien na koniak do szynku,
        �piewa� dzieje m�odzie�ca, co krad� pryncypa�a,
        Albo stan duszy m�a, co wzi�� w pysk na rynku.
        
        
 
        
        XXIX (rok 1895)
        
        
        Panowie! Prawda? - Raj by�by ze �wiata,
        Rozkoszny spok�j ow�adn��by dusz�...
        Gdyby, ach, nie te g�upie systemata,
        Kt�re dowodz� - �e g�odni je�� musz�.
        
        
        
        XXXVII (rok 1896)
        
        
        Gdy t�um w spo�ecznej walce morduje i pali,
        Cnota si� od zbrodniczej odwraca swawoli,
        Ale sumienie wstaje, i k�adzie na szali:
        Godziny pijanej orgii i wieki niewoli.

                                       KONIEC KSI��KI
Zgłoś jeśli naruszono regulamin