Opowiadanie historyczne.txt

(12 KB) Pobierz
opowiadanie raczej erotyczne, napewno redniowieczne :)

Zaprawdę, powiadam, iż nie ma nic bardziej krew rozgrzewajšcego niż rycerz znakomitego rodu, pięknego rumaka dosiadajšcy... Bialogłowy zwykły trwożnie mu się przypatrywać, kiedy w paradnym, odwiętnym stroju, na turniejach się popisuje, nierzadko o rumieniec je przyprawiajšc, kiedy nieco gwałtowniej cišgnie cugle swemu koniowi, albo go ostrogš popędzi, równo trzymajšc się w siodle, gniewny, acz spokojny wielce.
ledzš one wówczas jego biegłoć w sztuce wojennej, jakš się posługuje, majšc wszak w imaginacji inne szlacheckie jego poczynania...
Niejedna przygryza dolnš wargę, ledzšc uważnie, jak w kłusie ze swym wierzchowcem zdaje się być doskonale w jedno spojony... Jak unosi się w siodle, rytmicznie poddawany grze końskich koci, cięgien i mięni. Niejedna patrzy, przygryzajšc ršbek chusteczki z przejęcia, na ów szczególny, a jednoczenie przecież tak zwyczajny ruch jego bioder, tak, że kiedy wierzchowiec napręża wszystkie mięnie, rycerz mocno ciska go swymi udami, i aby się w siodle prosto trzymać, unosi swe lędzwie pchajšc mocno i krótkim ruchem do przodu... Niejedna w takiej chwili silnie zaciska dloń na fałdach swej sukni, pojedynkiem pozornie rozpłomieniona, w rzeczywistoci bowiem już rozpala jš marzenie, aby się po wieczerzy, do komnaty owego knechta niby przypadkiem zabłškać...

Knecht tymczasem, już zwycięski, pod trybunš stępa przejeżdza, i choć damy rzucajš wstšżeczki i kwiatki, on czujnym okiem błyska, która bardziej na licu rozpalona... I jeli jego spojrzenie nadobnš dwórkę napotka, cofa on swego konia, aby się przyjrzeć jej licu,a diabła w jej oczach napotykajšc, nie swšdu siarki się spodziewa, ino wspólnej kšpieli w balii. Patrzy zatem na białogłowę i szczerze żałuje, iż nie inny ubiór przystoi damie w jego smutnych czasach, patrzy... Jej kibić smukła, jak u sarenki, pier kršgła, szybszym nagle poruszana oddechem... Szyja jak nieg biała, tak, że szczęki jego zwierajš się nagle mocno... Patrzy... Oczy białogłowy umykajš gdzie nagle jak spłoszone zwierzęta, lecz on wczeniej zoczył, jak się cudowne migdały jej oczu zwężały, gdy na niego zerkała, mierzšc go wzrokiem, niby rasowego konia. Zagryzł zęby i wierzchowca gwałtownie zawrócił, czujšc, że krew mu się burzy i uderza, choć niekoniecznie do głowy...

Pucił się galopem, na wszystkie laury już niepomny, ino jednego pragnšc, aby owš dziewoję posišć, zdzierajšc z niej szaty w popiechu, nie dajšc jej szans ucieczki, aby dobrze zrozumiała, że rycerskie prawo do wtargnięcia jest tylko z trudem rekompensowane przez niewiecie prawo do odmowy... I mylšc o tym, aby póniej długo swego wina w gardło mu nalewała, oddalił się, kombinujšc...
Kiedy nadeszła pora wieczerzy, nasz dzielny zwyciezca turnieju oczekiwał jej niecierpliwie, kolejnego triumfu pragnšc, na innym już polu jednak... W wesołej dworskiej kompanii raczył się przednim winem, słuchajšc frywolnych historii, od dawna takich samych, jakie się zwykle podczas biesiad opowiada... I choć zewszšd miech było słychać, wszyscy nudę musieli sprytnie zamaskowywać, a najbardziej nasz knecht się nudził i strapiony, winem się raczšc, niezbytnio był kontent, choć damy zewszšd go oblegały, męstwo i odwagę jego wychwalajšc. Najpierw długo poród obecnych szukał
tej jednej jedynej twarzy, która mu wczeniej przelotnym spojrzeniem niebiańsko-piekielne rozkosze obiecała... Nie było jej jednak i nasz rycerz pił, pił wielkimi haustami wino, z pozoru znudzony, ale rozsierdzony okrutnie... Do takiej wzgardy nie przywykł, a i forteli oraz chytroci niewiast nie znał chyba zbyt dobrze... Pijany, miał już nawet ochotę po całym zamku jej szukać, w każdej komnacie i każdej alkowie, pomijajšc etos rycerski i swe dobre maniery... Czekał wcišż jeszcze, pijany już okrutnie i snuł plany, jak jš ukarze, wszetecznicę... Był zły i rozgrzało go wino... Chciał jej wciekle, może nawet zbyt wciekle. Z zaciętym obliczem, nieco zasępiony, do komnaty chwiejnym
krokiem się udał, w jednej dłoni dzban wina dzierżšc, a drugš pludrach swych zatopiwszy, ze swym wspaniałym i upartym rumakiem poczšł się zabawiać...
"Co za rutyna" pomylał i jęknšł nagle, mocniej dłoń nagle zaciskajšc na swym przyrodzeniu... Mocnym kopniakiem drzwi od komnaty otworzył i zawahał się chwilę, przyszło mu bowiem na myl, aby o tej pónej porze, gnany ochotš okrutnš i potrzebš niezwyciężonš, dziewki służebnej jakowej poszukać. Rozejrzał się, choć widział już niezbyt bystro i raczej podwójnie... Wolno wcišgnšł powietrze, czujnym zmysłem jakowego zwiastuna płci niewieciej w pobliżu szukajšc... Oblizał się, w mroku nic się nie poruszało. Postšpił kroków parę korytarzem, ale zawrócił nagle... Pomysł dostania się tš nocnš porš do komnat służby był przedni, ale nasz rycerz musiałby nie jednš wtedy, a kilka nadobnych dziewczštek swš kopiš potraktować, a że wino srodze dawało mu się we znaki, poniechał więc, nieco niepewny swej kondycji...
Zamknšł oczy i częci bielizny niewieciej jšł sobie imaginować, wraz z szybkim i gwałtownym, Każdemu rasowemu knechtowi przystojšcym ruchem, jakim sie zwykle jednš rękš białogłowę za kosy ułapia i cišgnie ku sobie, drugš za, spódnicę wysoko zadziera, częci jej tylne, nadobne wielce ukazujšc... Tak rozmylajšc, knecht, nie rozdziewajšc się, na łoże się zwalił ciężko... Lecz nieswornoć spomiędzy ud jego wyzierała uparcie, na przekór jego sennoci... Powoli we nie się pogršżał, i gdy zasypiał włanie, zdało mu się, że jaki szmer słyszy. Jako, że nawykły był do niebezpieczeństw i ostrożny wielce, odgłos ów zdołał go obudzić na dobre, choć nikłym sie wydawał...
Nasz rycerz starał się nie uczynic żadnego hałasu, czujny niczym dziki zwierz, z alkowy się wydostał, stšpajšc ostrożnie, jakby ukrytego w zarolach wroga zewszšd się spodziewał... W komnacie panowal półmrok, mimo gorejšcego leniwym ogniem paleniska... Chciał pochodniš drogę sobie owietlić, ale poniechał, aby móc pozostać jak najbardziej niewidocznym i samemu, w razie potrzeby, zaatakować znienacka. I kiedy ostrożny wielce, przesuwał się przechodzšc obok ogromnej balii, w której codziennej ablucji zwykł dokonywać, prawie nie umarł ze strachu... Usłyszał bowiem nagle, jak co się z wody, za plecami jego, wynurza... Odwrócił się chyżo i zamarł w niemym bezruchu, albowiem z
wielkiej, wypełnionej wodš balii wynurzyła się postać, która niechybnie wodnicš być musiała, rusałkš albo syrenš....Zbliżył się niepewnie, obserwujšc to stworzenie przedziwne w półmroku... Nie poruszała się wcale, jeno umiechała się zagadkowo, w wodzie się pławišc i o brzeg balli opierajšc. Była mokra i mokre byly jej długie, czarne włosy, które wężowymi splotami na czarowne jej ramiona opadały. Jej smakowite, pełne piersi janiały nieziemskš białociš, a każda z nich zwieńczona była sutkš tak z chłodu skurczonš, że nasz rycerz zapragnšł zaszczycić jš swš męskociš, nawet gdyby pod wodš napotkać miał rybi ogon.
Zbliżył się do niej, chcšc zoczyć jš nieco lepiej, wcišż jeszcze przecież pijany, dla szybkiego otrzewienia, łeb swój w balii zanurzył, lecz kiedy głowę uniósł, syreny już nie było... Po chwili wynurzyła się jednak, tuż obok twarzy jego i ugryzła go nieco, znów pod wodę się chowajšc. To go rozsierdziło na tyle, że całkiem się zdołał obudzić i walczšc z wahaniem, czy aby nie posiada
ona rybiego kształtu, pod wodš ukrytego, zapragnšł jš schwytać... Jednym susem do balii wskoczył, przyodziewku sie nie pozbywajšc i rozzuchwalony, za ramię jš pochwycił. Szarpnęła się nieco, rozsierdzona i zła, że jš ułapić tak próbuje. Wyrwać się jednak juz nie umiała. Wygišł jej rękę, trzymajšc jš za jej plecami, a drugim ramieniem mocno jej kibić przytrzymujšc, przycisnšł się do niej od tyłu zapalczywie i z wielkš mocš... Kiedy, kontent wielce, poczuł, że lędwie jego nie z rybiš postaciš się zetknęły, ino z kršgłym, niewiecim zadem, szarpnęła się bystro, choć gwałtownoć jej ruchu miała na końcu odrobinę uległoci, Rycerz więc, czujšc się wielce tym rozochocony, za chłodnš pier dziewkę ułapił i natarł na nia dziko, chcšc się rozgocić między jej udami...
Nie chciał wypuszczać rusałki z mocnego ucisku, który niekłamanš przyjemnoc mu sprawiał i był hojniejszych rozkoszy obietnicš, lecz musiał wszak się rozdziać, by móc do woli cieszyć się owym powabnym miejscem, które tak miło do jego popędliwej i rozsierdzonej męskoci pasowało...
Rozlunił więc swój chwyt mocny i poczšł, w wodzie do pasa zanurzony, pludry rozsznurowywać. Nim mu się to udało, piękna rusałka z balii już zdšżyła się wymknšć i pierzchła, z okazji korzystajšc...
Rozdziewał się goraczkowo, w popiechu, bojšc się, że niewiasta owa mu czmychnie, gdyż wrót do komnaty nie zaryglował. Przeklinajšc się za to w duchu, prawie się przewrócił, butów się pozbywajšc i wreszcie, całkiem nagi i chłodem otrzewiony, z balii wyskoczył, chcšc owš dziewkę tym razem skuteczniej ułapić... Rozsierdzony okrutnie, w wielkim popiechu jšł szukać miejsca, w którym mogła się ukryć, i kiedy wpadł do alkowy, i w urzeczonym zachwyceniu przystanšł, gdyż rusałka przecudnego powabu w łożnicy jego się znajdowała, jawišc się w swej nadobnej i ponętnej krasie.
Patrzył na niš, jak podobna tureckiej nałożnicy, z rozrzuconymi na boki nogami przed nim leżała, leniwie i pięknš dłoniš pomiedzy nimi się zabawiajac, drugš za za plecami trzymała, tak, że kształtnych poladków dotykajšc, palcem zastępowała sobie jego przyrodzenie... I dreszcz knechta przeszedł nagły, wzdłuż pleców i mocnych, nawykłych do ršbania toporem ramion, a i rumak jego, także tym widokiem oczarowany, wierzgnšł jak młode rebię, zaspokojenia swej chuci się domagajšc...
I nie zastanawiajšc się wiele nad tym, czy przypadkiem jej nie spłoszy, szybkim susem w łożnicy się znalazł, chcšc jš okiełznać możliwie jak najprędzej. Cofnęła się nieco, lecz nie na tyle, by nie mógł jej kibici ramie...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin