APULEJUSZ.doc

(1266 KB) Pobierz
APULEJUSZ

APULEJUSZ

METAMORFOZY

ALBO ZŁOTY

OSIOŁ

 

PRZEDMOWA

 

Proza i fikcja

Proza ma dziś inny status niż w starożytności. Nam wydaje się zupełnie naturalne, że pisarz,

który chce przedstawić wymyśloną historię, tworzy opowiadanie, nowelę lub powieść.

Teraz poezja to głównie liryka. Na epikę mają monopol prozaicy. Pan Tadeusz, gdyby powstał

dzisiaj, musiałby chyba być powieścią. Tymczasem Grekom i Rzymianom nie przyszłoby

w ogóle do głowy, że termin „epika” można stosować do prozy. Prozaiką Grecy określali

mianem syngrafeus („spisywacz”), natomiast „twórcą” – poietes – nazywali jedynie poetę

(rzecz jasna, polskie słowo „poeta” wywodzi się z tego terminu greckiego). W zasadzie

zatem proza służyła do notowania faktów – pisania traktatów filozoficznych, dzieł historycznych,

wspomnień – a pisarz, który chciał puścić wodze fantazji, układał poemat. W rzeczywistości

jednak istniały i cieszyły się popularnością nowele i romanse, przedstawiające wymyślone

dzieje bohaterów, najczęściej rozłączonych kochanków. przeżywających niezwykłe

przygody. Kilka takich utworów greckich zachowało się do naszych czasów. Miłośnik starożytnej

literatury łacińskiej ma do dyspozycji tylko dwie powieści: zachowany w obszernych

fragmentach Satyrykon Petroniusza i Metamorfozy Apulejusza.

Wydawałoby się, że trzeba niezwykłej łatwowierności, by uznać opisane w Metamorfozach

przygody człowieka zamienionego w osła za zapis rzeczywistych przeżyć autora. Jednak

wspomniany związek prozy z „literaturą faktu” oraz użycie przez autora narracji w pierwszej

osobie sprawiły, że przez wiele wieków traktowano powieść Apulejusza jako utwór autobiograficzny.

Przejawem tej postawy jest fakt, że w późnych rękopisach Metamorfoz i w ich

dawnych wydaniach autor jest wspominany jako „Lucjusz Apulejusz”. W rzeczywistości nie

wiemy. Jak brzmiało imię pisarza. W każdym razie Lucjusz, bohater powieści, odziedziczył

imię po swym pierwowzorze literackim, bohaterze greckiej noweli „Lucjusz czyli osioł” zachowanej

wśród dzieł Lukiana.

Na usprawiedliwienie dawnych czytelników trzeba powiedzieć, że sam Apulejusz zdaje

sobie sprawę z niezwykłości połączenia fikcji z prozą i bawi się dwuznacznością tej sytuacji,

pozostawiając nas w niepewności, co mówi żartem, a co serio. Spróbuję to pokazać w dalszej

części tego wstępu.

 

Mag czy lowelas?

Znany nam dość dokładnie epizod z życia Apulejusza mógłby z powodzeniem stanowić

temat Jednej z opowieści wplecionych w główny wątek Metamorfoz. Apulejusz (ok. 125 – po

170) urodził się w mieście Madauros w dzisiejszej Algierii. Studiował w Kartaginie i w Atenach,

gdzie również nauczał jako filozof kontynuujący tradycję Platona. Mieszkał także w

Rzymie. Gdy w wieku trzydziestu paru lat jadąc do Aleksandrii zatrzymał się w mieście Oja

(dzisiejszym Trypolisie, stolicy Libii), spotkał tam swego dawnego ucznia i ożenił się z jego

5

matką, Pudentillą, bardzo bogatą wdową. Krewni kobiety oskarżyli go o to, że uwiódł ją przy

użyciu magii. Zachowała się mowa obrończa, którą Apulejusz wygłosił przed sądem (wyszła

ona po polsku pod tytułem Apologia czyli w obronie własnej księga o magii w przekładzie

Jana Sękowskiego). Oskarżony filozof przekonuje w niej sędziów między innymi o tym. że

nie musi być wcale magiem ktoś, kto zagląda czasem do lustra, i że nie ma nic podejrzanego

w myciu zębów za pomocą proszku. Zawartą w mowie podniosłą i żarliwą pochwałę czystych

zębów warto by zresztą od czasu do czasu czytać naszym dzieciom. Sędziowie potraktowali

Apulejusza lepiej niż Ateńczycy Sokratesa i oczyścili go z zarzutu, grożącego mu śmiercią

lub wygnaniem.

 

Kwieciste mowy

Zachował się również zbiór wygłoszonych przez Apulejusza popisowych deklamacji. Nosi

on tytuł Kwieciste mowy. Oto typowa próbka ich stylu, w pełni uzasadniającego ten tytuł

(rozdz. 13): „Filozofia nie obdarzyła mnie wymową w taki sposób, w jaki natura dała pewnym

ptakom śpiew krótki i ograniczony w czasie: jaskółkom poranny, cykadom południowy,

pójdźkom przedwieczorny, puszczykom wieczorny, puchaczom nocny, kogutom poprzedzający

świt. Te bowiem istoty o różnym czasie i na różne sposoby pieją i śpiewają: koguty mają

głos budzący, puchacze jękliwy, puszczyki narzekający, pójdźki zawodzący, cykady hałaśliwy,

jaskółki przenikliwy. Natomiast filozof jest cały czas przebiegły w rozumowaniu i biegły

w mowie dostojnej dla ucha, pożytecznej dla umysłu i na wszelkie sposoby wszechśpiewnej”.

Choć w Metamorfozach autor popisuje się chwilami kunsztownością frazy, jednak nie posuwa

się w żonglerce słownej aż tak daleko. I całe szczęście, bo wówczas powieść nie nadawałaby

się do czytania.

Apulejusz zostawił też po sobie kilka pism filozoficznych. Najważniejsze z nich to traktat

o demonach zatytułowany O bogu Sokratesa oraz wykład filozofii Platona i platoników O

Platonie i Jego poglądach.

 

Lucjusz czyli osioł

Wśród pism Lukiana z Samosat (ok. 120 – po 180) znajdujemy krótką nowelę Lucjusz

czyli osioł, traktowaną na ogół przez uczonych jako skrót większego dzieła. Nie Jest pewne,

czy autorem noweli jest rzeczywiście Lukian. Nie ulega natomiast wątpliwości, że Apulejusz

pisząc Metamorfozy oparł się na tej noweli lub na jej pierwowzorze.

Fabuła Lucjusza jest w dużej mierze zbieżna z fabułą Metamorfoz. W greckiej noweli nie

ma jednak luźno związanych z akcją opowieści, które występują u Apulejusza – przede

wszystkim rzuca się w oczy brak zajmującej centralne miejsce w Metamorfozach baśni o

Amorze i Psyche. Inne jest również zakończenie utworu. Bohaterowi Lucjusza nie przywraca

postaci ludzkiej Izyda, lecz odzyskuje on dawny kształt zjadłszy kilka róż w teatrze, w którym

ma wystąpić jako partner seksualny skazanej na śmierć zbrodniarki.

Wielu czytelników Metamorfoz spotyka zawód na samym końcu książki. Po emocjonującej

scenie, w której osioł staje się na powrót człowiekiem, Apulejusz przedstawia nam dość

nużący opis kolejnych wtajemniczeń bohatera w obrzędy egipskie. Nowela przypisywana

Lukianowi ma w tym miejscu bardzo zabawną scenę, którą można uznać za puentę utworu:

„Postanowiłem pójść do kobiety, która mnie kochała, gdy byłem osłem. Sądziłem, że teraz,

w ludzkim kształcie, wydam jej się piękniejszy. Przyjęła mnie z radością, zapewne ucieszona

nieoczekiwanym obrotem sprawy. Poprosiła, bym z nią zjadł wieczerzę i spędził noc, a ja

6

doszedłem do wniosku, że byłoby karygodne, gdybym stawszy się człowiekiem wzgardził

względami kobiety, która darzyła mnie miłością jako osła. Po wieczerzy namaściłem się więc

obficie olejkami i włożyłem na głowę wieniec z róż – najmilszych mi kwiatów, które przywróciły

mi ludzką postać. Gdy była już głęboka noc i nadeszła pora spoczynku, wstałem i –

uważając to za znakomity pomysł – rozebrawszy się stanąłem przed nią nago, przekonany, że

bardziej jej się spodobam, gdy mnie porówna z tamtym osłem. Ona jednak, stwierdziwszy, że

mam wszystkie członki ludzkie, splunęła i rzekła:

– Precz ode mnie! Wynoś się z mego domu i śpij jak najdalej stąd!

– A czym ci się tak naraziłem? – pytam.

– Na Dzeusa – odpowiada – nie z tobą sypiałam, ale z osłem, i nie ciebie kochałam, ale jego.

Myślałam, że nadal zachowałeś i wleczesz pod sobą to jedno wielkie znamię ośle. A tymczasem

przychodzisz tutaj przemieniony w małpę z owego pięknego i pożytecznego zwierzęcia.

Od razu wzywa służących i każe im wziąwszy mnie za kark wyrzucić z domu. Wypchnięty

na zewnątrz, świecąc piękną golizną, pięknie uwieńczony i namaszczony obejmowałem

gołą ziemię i z nią spędziłem noc”.

 

Żartem i serio

Zestawienie Metamorfoz z Lucjuszem wskazuje na to, że Apulejusz nieco zmienił charakter

całej opowieści, wplatając do niej ustępy mające skłonić czytelnika do poważnej refleksji.

Baśń o Amorze i Psyche to nie tylko pełen uroku mit. Jest ona również alegorią pouczającą,

że miłość duszy do piękna może zapewnić jej boskość i nieśmiertelność. Platonik Apulejusz

nawiązuje tu do wywodu wieszczki Diotymy, którą głosi taki właśnie pogląd w ostatniej części

Uczty Platona. Dostojna kapłanka pouczająca Sokratesa przybiera jednak w Metamorfozach

postać „starki zdziecinniałej i podchmielonej”, próbującej zabawić porwaną przez zbójców

dziewczynę. Zresztą w samym micie możemy znaleźć wiele elementów żartobliwych,

jak choćby list gończy, obiecujący jako nagrodę za znalezienie zbiegłej Psyche siedem pocałunków

Wenus, lub obwieszczenie Jowisza, grożące bogom grzywną za nieobecność na zebraniu.

Takich żartów nie spotkamy w związanym z kultem Izydy zakończeniu Metamorfoz. Zakończenie

to różni się od reszty utworu nie tylko powagą, lecz również obecnością bardzo

osobistego tonu. Jak zauważyli ze zdziwieniem uczeni, bohater, który na początku książki jest

Grekiem z dziada pradziada, tu (ks. XI, rozdz. 27) okazuje się – jak autor – Madaureńczykiem.

Podniosły koniec utworu skłania czytelnika do poszukiwania alegorycznego sensu całych

Metamorfoz. Może każdy z nas jest głupim i lubieżnym osłem, dopóki poznanie tajemnic filozofii

i religii oraz cnotliwe życie nie uczyni go godnym miana człowieka i nie zapewni mu

nieśmiertelności?

Zwróćmy jednak uwagę na to, że pełne powagi obrzędy ku czci egipskich bóstw są w Metamorfozach

lustrzanym odbiciem święta Śmiechu, w którym w dość niemiłej roli uczestniczy

Lucjusz tuż przed swoją przemianą w osła. To święto, o którym nie ma mowy w noweli greckiej,

wprowadził zapewne Apulejusz do utworu jako sygnał dla czytelnika, że nie powinien

brać treści Metamorfoz zbyt poważnie.

7

Styl powieści

Choć żywa i dowcipna narracja sprawia, że powieść Apulejusza jest niezwykle atrakcyjna

dla dzisiejszego czytelnika, nauczyciele łaciny zazwyczaj odradzają uczniom wczesną lekturę

tego dzieła – i to nie ze względu na frywolne ustępy, lecz w związku z licznymi osobliwościami

słownictwa i składni. Apulejusz wskrzesza wiele wyrazów używanych po raz ostatni

kilkaset lat wcześniej przez Plauta, tworzy wiele innych, śmiało używając przedrostków i

przyrostków. Czasem też dąży do podobnych efektów stylistycznych jak w przytoczonym

wyżej ustępie Kwiecistych mów. Zacytujmy choćby opis dzika (ks. VIII, rozdz. 4): „Nabrzmiały

był mięśniami twardego cielska, plugawy od kudłów nastroszonych na skórze,

szorstki szczecią jeżącą się na grzbiecie, spieniony od głośnego zgrzytania kłami, płomienny

groźnymi światłami ślepiów, a piorunowy cały od wściekłych rzutów dygocącej paszczy”.

Mamy tu wrażenie, że autor nie tyle chce nam podsunąć obraz dzika, co popisać się talentem

retorycznym. W przekładzie giną zresztą rozmaite gry słów, jak ta oto figura etymologiczna

(ks. IX, rozdz. 35): pollens factionibus et cuncta facile faciens („trzęsąc różnymi klikami robił,

co chciał, w kraju”).

Uczeni dawniej chętnie mówili o „łacinie afrykańskiej”, obejmując tym terminem język

Apulejusza i urodzonego w Kartaginie wybitnego pisarza chrześcijańskiego Tertuliana, który

również jest znany ze śmiałego i osobliwego stylu. Dziś jednak sądzi się raczej, że do

ukształtowania prozy Apulejusza nie przyczynił się specjalnie fakt, że urodził się on w Afryce.

Jego maniera stylistyczna jest dziedzictwem ruchu w kulturze greckiej i łacińskiej II w.

n.e. zwanego „drugą sofistyką”. Przedstawiciele tego nurtu chętnie sięgali do dawnych, nawet

przedklasycznych autorów i popisywali się umiejętnością tworzenia kwiecistych okresów

retorycznych.

 

Przemiany Metamorfoz

Powieść Apulejusza nie była prawie znana w średniowieczu. Z tamtych czasów zachował

się tylko jeden rękopis, sporządzony w XI wieku, który przeleżał trzysta lat w bibliotece

klasztoru na Monte Cassino. Tam odkrył go wreszcie Giovanni Boccaccio i własnoręcznie

sporządził jego kopię, przechowywaną dziś – podobnie jak tamten manuskrypt – we Florencji.

Trudno o lepszy przykład korzyści, jakie może odnieść pisarz z prowadzonych przez siebie

badań filologicznych. Włoski autor oparł dwie nowele Dekameronu (dzień V, opowieść

10 i dzień VII, opowieść 2) na opowiadaniach zawartych w IX księdze Metamorfoz (rozdz.

22–28 i 5–7). Poza tym w całym dziele Boccaccia często widać wpływ Apulejusza – mam na

myśli zarówno formę nowel jak i użycie poszczególnych motywów.

Apulejusza można uznać za protoplastę całego gatunku literackiego – powieści pikaryjskiej

(łotrzykowskiej) powstałej w XV wieku w Hiszpanii. Bohaterami tych powieści są słudzy,

którzy – podobnie jak zamieniony w osła Lucjusz – wciąż zmieniają panów i mają wgląd

w sekrety wielu kolejnych domów.

Wspomnijmy jeszcze ważne dzieło polskiego autora, zainspirowane przez opowieść o

Amorze i Psyche. Chodzi mi, rzecz Jasna, o Erosa i Psyche Jerzego Żuławskiego, „powieść

sceniczną” z 1904 roku, przedstawiającą dzieje ludzkości jako walkę ducha z materią.

Jak widać, echa Metamorfoz można znaleźć zarówno w literaturze plebejskiej, jak i u takich

subtelnych erudytów jak Żuławski. Wiąże się to z faktem, że książka Apulejusza jest

atrakcyjna z jednej strony dla ludzi zainteresowanych starożytnością, ówczesnym życiem

codziennym, filozofią i religią, a z drugiej dla czytelników, którym zależy po prostu na zbio8

rze ciekawych i zabawnych historii. Jak pisał w jednym z listów Gustaw Flaubert, „w tej

książce czuje się zapach kadzidła i moczu, zwierzęce wyuzdanie idzie w parze z mistycyzmem”.

Mikołaj Szymański

9

 

KSIĘGA PIERWSZA

[l] Oto opowiem ci milezyjską modłą1 bajeczki rozmaite i połechcę twe łaskawe mi uszy

wdzięcznym bajdurzeniem – jeśli tylko nie wzgardzisz przeczytaniem tego papirusu egipskiego,

nilowej trzciny kończystością pisanego. Wszystko to zaś, abyś się nacudował ludzkich

losów i postaci przemianom w kształty inne i powrotowi we własne dzięki odwrotnemu rzeczy

splotowi.

Zaczynam. Któż jednak jestem ja sam? Dowiedz się w kilku słowach.

Hymettos attycka i Istmos Efirejski, i Tenaron w Sparcie, ziemie szczęśliwe i uwiecznione

w księgach, znakomitszych niż ta, są mego rodu kolebką. Tam, pierwszymi trudami młodości,

mowy attyckiej zdobyłem znajomość. Wkrótce potem przybywszy do stolicy latyńskiej

wziąłem się z rozmachem do języka tego kraju, języka, dzięki któremu dostępna mogła być

jedynie nauka Kwirytów, i wyuczyłem się go w znoju ciężkim, ale bez pomocy nauczyciela.

Oto dlaczego wprzód już proszę: wybacz, jeśli w stylu mym, pisarza-niezgraby, uderzy cię co

obcego lub gminnego. A zresztą same te przemiany języka już stylowi tych przemiennych

historii, o których mowa, są odpowiednie. Zaczynamy tedy tę greczyńską opowieść. Słuchaj

pilnie, czytelniku, a uciechę mieć będziesz.

[2] Do Tesalii – szczycimy się bowiem, że i to są nasze miejsca rodowe przez matkę pochodzącą

od sławnego onego Plutarcha i wnuka jego Sekstusa Filozofa2 – do tej tedy Tesalii

dążyłem w interesach. Skoro tak przebrałem się już przez wyniosłości górskie i spadzizny

dolinne, i mokradła polne, i przez skibiaste role, chcąc i sam ruchem marszu wypocząć sobie

po zmęczeniu wskutek długiego siedzenia, i konia także bardzo zmęczonego mając – a jechałem

na siwku krajowego chowu – zeskoczyłem na ziemię, konia troskliwie otarłem liśćmi

z potu, po uszach go poklepałem, rozkiełznałem i prowadziłem stępa, powoli, ażeby mógł

odlać wodę swą i tym naturalnym i zwykłym sposobem ulżyć swemu zmęczeniu. A kiedy on,

na boki wyciągając szyję, skubał pyskiem swoje śniadanie podróżne: łąki, które mijał, stowarzyszyłem

się na trzeciego do dwu podróżnych, którzy właśnie szli nieco przede mną. Kiedy

zaś nastawiam ucha, o czym tam ciągle pytlują, słyszę, jak jeden z nich parskając śmiechem,

woła:

– Ale przestańże już wyplatać takie duby smalone i historie niestworzone!

To usłyszawszy ja, którym zresztą zawsze ciekawy na nowinki:

– Ależ przeciwnie – powiadam – niech nie przestaje. Tylko mnie przypuśćcie do rozmowy,

nie żebym już nie mógł zdzierżyć z ciekawości, ino ponieważ chętka jest we mnie okrutna, by

poznać wszystko albo przynajmniej jak najwięcej. Zarazem zaś wdzięczne bajanie złagodzi

nam znojność wydźwigiwania się na ten stok, na który idziem.

[3] Ale ów, który przedtem był zaczął:

1 m i l e z y j s k a m o d ł a – na wzór greckich, realistycznych, nieraz sprośnych Opowieści milezyjskich

Arystydesa z Miletu.

2 S e k s t u s – filozof platoński, nauczyciel cesarza Marka Aurelego.

10

– Nie! – powiada – te bajdy są taką samą prawdą, jak gdyby ktoś chciał twierdzić, że można

czarnoksięskim wymrukiwaniem zawrócić wartkie rzeki, morze skrępować, żeby się nie

ruszyło, wiatry pozbawić dechu i zatłumić, słońce zastanowić, sprawić, żeby księżyc wyszumiał

jak piana, gwiazdy zedrzeć z nieba, dzień usunąć, a noc na zawsze zatrzymać.

Wtedy ja wtrącam się już śmielej:

– Nuże, przyjacielu – ty, coś zaczął przedtem tamtą historię – wstrętów nie czyń i nie żałuj

nam, ino ją dokończ. Ty bowiem – zwracam się do drugiego – masz uszy głuche, a umysł

zawarty rzeczom, które może są i prawdziwe. Bo – dalibóg! – człowiek wbija sobie w głowę

uprzedzenia co najgorsze i przez nie za kłamstwo bierze to, czego albo nie słyszał nigdy, albo

co oczom wydaje się niezwyczajne, albo przynajmniej dla myśli trudne do uchwycenia. A

jednak jak tego będziesz dochodził dokładniej, to zobaczysz, że to są sprawy nie tylko dla

pojęcia całkiem jasne, ale i całkiem możliwe.

[4] Bo ostatecznie zaraz wczoraj wieczór, kiedym na wyścigi z towarzyszami biesiady trochę

bardziej nieostrożnie uwijał się, żeby uśmiercić potężną partykę placka serowego, ugrzązł

ml w gardle sam miękusz kleisty tego ciasta i dech mi zatkał, żem o malusieńko się nie zadławił.

A znowuż niedawno w Atenach i przed samym Portykiem Malowanym3 tym oto

dwojgiem oczu widziałem kuglarza, który kańczasty miecz kawaleryjski połykał ostrzem na

dół, a potem za nędzną zapłatę przebijał się na wylot śmiercionośnym końcem oszczepu myśliwskiego.

Po drzewcu zaś tego pocisku, po tej jego części, która wysterczała z karku do góry

obok potylicy, wspinał się mały chłopczyna i w dziwacznych przegięciach podrygiwał z

takim wdziękiem i zgrabnością ruchów, że zdało się, jakby nie miał w sobie kości ni niczego

twardego. Z podziwem patrzyliśmy na to wszyscy tam obecni: nic, tylko jakby po takiej laseczce,

jaką sękatą po gałęziach nieobciętych gładko nosi Eskulap, bożek lekarzy –jakby po

tej laseczce wił się śliskimi splotami rzadki wąż. Ale ja już milknę, a ty, coś przedtem zaczął,

kończ, jeśli łaska, twoją opowieść. Ja będę ci wierzył za dwu, bo i za tego tu, a w pierwszej

karczmie, co nam na drodze stanie, bądźże moim gościem na obiedzie. Stoi, że to masz u

mnie.

[5] Ów na to:

– Cenię sobie to, co obiecujesz, i biorę to za dobrą monetę. Będę tedy prowadził dalej, com

zaczął, ale wprzód muszę ci się zakląć na to boskie słońce, co na wszystko patrzy, że opowiadam

rzeczy prawdziwe i sprawdzić się dające. Wy sami nie będziecie o tym niedługo wątpili,

skor...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin