Zane Carolyn - Bajeczny spadek.pdf

(378 KB) Pobierz
311716530 UNPDF
Carolyn Zane
Bajeczny spadek
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Cynthia Noble, ukryta za bukietem białych lilii,
obserwowała swojego narzeczonego, Grahama Wingate'a,
flirtującego beztrosko z asystentką prawnika, jasnowłosą
seksbombą o zamglonym wzroku i zniewalającym uśmiechu.
Cóż, ta młoda osóbka była niewątpliwie atrakcyjna.
Cynthia westchnęła.
Zachowywać się w ten sposób tuż po pogrzebie własnego
dziadka! Czy Graham kiedyś dorośnie? Ukryła twarz w
dłoniach i mocno potarła rękami skronie. Bardzo wątpliwe.
Przecież skłonność do flirtów stanowiła właśnie jego urok.
Dlatego wpadł jej w oko. Był uroczy, przystojny, pracowity,
mądry i wesoły.
Tylko nie wierny.
A to stawało się nieco kłopotliwe.
Cynthia przesunęła się w stronę wyjścia, by pożegnać
tych, którzy przyszli dzisiaj, by uczcić pamięć Alfreda
Wingate'a, dziadka Grahama, Alfred Wingate, milioner i
filantrop, był dla wielu wzorem do naśladowania. Katherine,
matka Grahama, krucha i delikatna kobieta, leżała bezwładnie
na staroświeckiej sofie w salonie przylegającym do
ogromnego foyer, zbyt wyczerpana, by pełnić honory pani
domu.
Cynthia, jako asystentka Alfredą czuła się zobowiązana do
zastąpienia jej w tej roli, choć i ona padała z nóg.
Wyciągnęła rękę do starszej pani Meier, dziedziczki
karmelkowej fortuny.
-Tak się cieszę, że zechciała pani przybyć na dzisiejszą
uroczystość.
- Za nic w świecie nie opuściłabym takiej okazji. -
Koślawe pałce pani Meier bawiły się broszką przypiętą do
sukni. - Alfred Wingate był kiedyś bardzo przystojnym
mężczyzną. Odwiedzał nas często, zanim poznał Jayne.
- Jego żona miała na imię Elaine - poprawiła delikatnie
Cynthia.
-Co takiego?
-Elaine. Naprawdę cieszę się, że pani przyszła.
- Dziękuję, kochanie, ale mam na imię Marta. Cynthia
uśmiechnęła się wyrozumiale, przytrzymując drzwi. Podmuch
wiatru znad jeziora Waszyngton smagnął ich włosy i spódnice,
rozwiewając liście na trawniku. W oddali na ciemniejącym
niebie jarzyły się światła miasta. Nad Pacyfik nadciągał
sztorm.
W końcu Cynthia pożegnała już wszystkich przyjaciół
Wingate'ów. Rozejrzała się wokół i pomyślała, że dla
niektórych atmosfera wieczora stała się wyjątkowo gorąca.
Rozmowa Grahama z nową „przyjaciółką" rozgrzała ich do
czerwoności. Graham oparł rękę o ścianę, jakby chciał
przyszpilić swoją zdobycz i śmiał się, błyskając białkami
oczu. Dziewczyna, prężąc ciało, wygięła się w jego stronę i
rozchyliwszy usta, utkwiła w jego twarzy rozmarzony wzrok.
Cynthia skuliła się mimowolnie.
Dzięki Bogu, że to już koniec.
Od miesiąca przeżywała prawdziwe piekło, ale ze względu
na Alfreda musiała zachowywać pozory. Nareszcie, już za
kilka godzin będzie wolna.
Sama i niezależna.
Ta myśl podniecała ją i przerażała. Nie znosiła
samotności, ale jeszcze bardziej nie cierpiała fałszu. Jej
zaręczyny z Grahamem okazały się jedną wielką pomyłką.
Jeszcze dziś mu to zakomunikuje. Potem zastanowią się, jak
oznajmić to jego rodzicom, i w końcu każde z nich pójdzie
własną drogą.
Westchnęła. Wiedziała, że Graham z pewnością nie będzie
przeżywał zerwania tak jak ona.
Nie szkodzi.
Znajdzie sobie jakieś zajęcie. Ma studia, nową pracę. I...
psa. Zagryzła wargi. Zawsze marzyła o tym, by mieć kogoś
bliskiego. Przeżyć taką miłość jak jej nieżyjący już rodzice.
Czuła, że za chwilę się rozpłacze.
W tej samej chwili adwokat uniósł do góry kryształowy
kieliszek i postukał srebrnym nożem w szkło. Z licznych gości
zostali już tylko krewni i przyjaciele.
- Panie i panowie - odezwał się adwokat. - Pora
odczytać testament. Proszę tych z państwa, którzy są do tego
uprawnieni, o przejście do biblioteki.
Kiedy pracownicy kancelarii adwokackiej przygotowywali
się do odczytania ostatniej woli zmarłego, rodzina i
przyjaciele Alfreda przechadzali się po jego okazałej
bibliotece. Wszyscy mieli nadzieję, że zmarły pamiętał o nich
W testamencie.
-Alfred był wspaniałym człowiekiem.
- Filantropem.
-I mecenasem sztuki.
-Był szlachetny.
-Kochający.
-Prawdziwy święty.
Cynthia zmarszczyła brwi. Gdzie oni byli, gdy ten
kochający i szlachetny człowiek przez cały rok cierpiał w
samotności w swojej ogromnej rezydencji na wzgórzu? Tylko
ona i rodzice Grahama pamiętali o nim. Inni odwiedzali go
tylko wtedy, gdy wymagały tego interesy lub względy
towarzyskie.
Minęła rzędy krzeseł ustawionych w bibliotece i usiadła z
tyłu. Po chwili dołączył do niej zaczerwieniony Graham. Ujął
jej dłoń i lekko uścisnął, a ona zrozumiała nagle, że dla niej
największą wartość w ich związku miała właśnie jego rodzina.
A przede wszystkim dziadek Alfred.
Była bardzo przywiązana także do jego nieco
ekscentrycznych rodziców - powściągliwego Harrisona i
delikatnej Katherine.
Pochyliła głowę, wstrzymując łzy. Tak bardzo będzie jej
ich wszystkich brakowało. Wszystkich oprócz Ricka,
starszego brata Grahama. Prawdopodobnie czekało ją jeszcze
spotkanie z tym źle wychowanym globtroterem, ale skoro on
zlekceważył nawet śmierć i pogrzeb Alfreda, być może uda
się jej tego uniknąć.
Rick Wingate postawił torbę na marmurowej posadzce w
czarno - białą kratkę w holu rezydencji dziadka i zamknął za
sobą drzwi. Z zewnątrz dobiegał skowyt wiatru. Jak dobrze, że
udało mu się wrócić do Seattle, zanim zamknęli lotnisko.
W domu było dziwnie cicho i pusto. Nie spotkał nawet
służby, choć wszędzie pozapalano światła, a w powietrzu
przyjemnie pachniało świeżą kawą.
Przeczesał ręką przydługie włosy. Zerknąwszy w ogromne
pozłacane lustro przy wejściu, od razu pożałował, że nie
znalazł czasu na fryzjera. Jak zwykle nic nie wyszło z jego
planów. Zaklął pod nosem. Wszystko przez tę burzę i
odwołany lot. Dlatego nie zdążył na pogrzeb dziadka, mimo
że bardzo chciał pożegnać człowieka, który wywarł tak wielki
wpływ na jego życie. Z westchnieniem wepchnął koszulę w
dżinsy, by choć trochę poprawić swój wygląd.
Z biblioteki dobiegały jakieś głosy. Rick domyślił się, że
właśnie odczytywano testament. Po cichu wślizgnął się do
środka. Łysiejący prawnik stał przy potężnym rzeźbionym
biurku Alfreda, ściskając w garści plik papierów.
- Dziękuję państwu za przybycie. Wiem, że to bardzo
trudny okres...
Rick prawie bezszelestnie przesunął się pod wielką
doniczkową palmę stojącą tuż obok drzwi. Obrzucił wzrokiem
zebranych i skrzywił się z niesmakiem. Oprócz ojca i matki
Zgłoś jeśli naruszono regulamin