JASEŁKA
MISTERIUM W TRZECH AKTACH
AKT I
Osoby – Anioł, Pasterze (Maciek, Stach, Bartek, Symek, Walek, Wojtek, Kuba), Żyd.
ANIOŁ – (otwiera księgę i czyta). W owym czasie przyszło rozporządzenie Cezara Augusta, żeby przeprowadzić spis ludności w całym państwie. Pierwszy ten spis odbył się wówczas, gdy wielkorządcą Syrii był Kwiryniusz. Wybierali się więc wszyscy, aby się zapisać, każdy do swego miasta. Udał się też Józef z Galilei do Judei, do miasta Dawidowego zwanego Betlejem, ponieważ pochodził z domu i rodu Dawida, żeby się zapisać z poślubioną sobie Maryją, będącą w stanie odmiennym. Kiedy tam przybyli, nadszedł dla Maryi czas rozwiązania. Porodziła swego pierworodnego Syna, owinęła Go w pieluszki i położyła w żłobie, dlatego, że nie było dla nich miejsca w gospodzie.
(Anioł składa księgę, a spoza kurtyny słychać śpiew kolędy: „Gdy się Chrystus rodzi”).
(Odsłania się kurtyna. Dwaj pasterze: Maciek opiera się na kiju – czuwa, Stach siedzi z pochyloną głową – śpi).
MACIEK – (Rozgląda się zaniepokojony):
Nie wiem, co się dzieje, jasne gwiazdy świecą, o północku dnieje.
(Przeciera oczy patrząc w prawą stronę za kulisy. Przysłania oczy ręką zdziwiony i przerażony).
Ojej! Słońce świeci.
(coraz bardziej wystraszony).
Jakieś wojsko z nieba leci.
(Nadsłuchuje, słychać śpiew anielskiego chóru).
Gloria In excelsis Deo.
MACIEK – Zdaje mi się, że śpiewają.
(stoi zasłuchany, ogarnia go lęk. Spogląda na Stacha i woła):
Stachu!
STACH – (strasznie zaspany): A cego?
MACIEK – Gwałtu!
STACH – Co złego?
MACIEK – Nie złeć to, tylko wdzięczne głosy!
STACH – (Obojętnie): Słuchaj.
MACIEK – W ogniu są niebiosy!
STACH – (Obojętnie): To uciekaj.
MACIEK – (Podchodzi do śpiącego i potrząsa nim): Stachu, a zbudźże się!
STACH – (ciągle nieprzytomnie): Gdzie cię niesie?
MACIEK – (potrząsa Stachem i podnosi opadającą jego głowę): Stachu, co się z tobą dzieje! Obudź się wreszcie, patrz, niebo goreje!
STACH – (Zrywa się, ale nieprzytomny kręci się w kółko i bredzi):
Daj mi sukmanę, to wskok wstanę.
O, niescęśliwa godzina, o, niescęśliwa godzina!
MACIEK – Uprzytomnij wrescie wreszcie nie bredź wiele,
Będzies miał nie smutek, lec wesele.
STACH – (przytomnieje): A kędys ta łuna, co mi o niej mówis?
MACIEK – La Boga, cyś ślepy, cy jesce nie widzis?
Przetrzyj jeno ocy, spojrzyj w prawą stronę,
Nad samym Betlejem widać wielką łonę.
STACH – (przeciera oczy, patrzy; jakby naraz oślepiony osłania wzrok rękawem):
Oj, prawdać, już widzę, ale to nie zarty,
Tyś mi prawdę mówił, ja byłem uparty.
MACIEK – (po chwili i bezradnie): Cóz więc ucyniwa?
STACH – Ja myślę, najlepiej drugich pobudziwa.
MACIEK – Pockaj jeno trochę, jesce nie choć, Stachu,
Moze nadaremno narobiłbyś strachu.
Sam sobie nie wierzę, moze mi się marzy?
Trzeba by uwazać, co się jesce zdarzy.
STACH – Ej, kigos kaduka będzies dłuzej cekał!?
Ja krzyknę na drugich, sam będę uciekał.
Cym prędzej, tym lepiej, ze bydło zajmiemy,
Bo jak się spóźnimy, do scętu zginiemy.
MACIEK – Zebyś był cierpliwy, słysałbyś śpiewanie,
Ale kiedy nie chces, niechze się tak stanie.
Idźmyz więc, wolajmys, niech wsyscy wstawają.
(Podchodzi w stronę lewej kulisy, ale zatrzymuje się i nasłuchuje. Zza sceny dochodzi cichy głos chóru). Gloria, gloria, gloria in excelsis Deo!
MACIEK- Mnie się wsystko zdaje, Janieli śpiewają.
(Śpiew ucicha, Maciek i Stach podbiegają, jeden w prawą drugi w lewą stronę kulisy).
MACIEK i STACH – (na przemian wołają):
Bartek, Symek, Walek, Wojtek, Tomek, Kuba!
Gwałtu! Wstańcie chyzo, bo nad nami zguba!
Jak porznięci śpicie i nic nie słysycie!
(Zza kulis słychać jakiś rumor).
BARTEK – A cegóz wzescyta, cóz się złego stało?
SYMEK – Cy to nasą trzodę niescęście spotkało?
WALEK – Albo się wam śni, albo dusi zmora.
WOJTEK – Mozeście tez sobie popili z wiecora?
STACH – Takci ja tez mówił, jak mnie Maciek budził.
Wstać mi się nie chciało, ledwie mnie docucił.
Myślałem, ze przez sen ten nocny maruda
Wzescy i opowiada jakieś nowe cuda.
MACIEK – (podniecony z zadyszką).
Wstawajta no bracia, a wsystko ujrzycie,
Cuda niesłychane, którym nie wierzycie.
Gdyby ciężkim młotem serce we mnie bije,
Moze żaden z nas tu jutra nie dozyje.
(Pasterze wychodzą zza kulis poprawiając swoje odzienie).
BARTEK – (przerażony): Gwałtu, niebo gore!
SYMEK – Ziemia się zapala!
WALEK – Juzze na cały świat niescęście się zwala!
WOJTEK – Uciekajwa rychło, nie ma na co tu cekać!
Dyć lepiej za wcasu, niz późno ucielać!
(Pasterze kierują się w stronę kulis, ale stają jak wryci, bo przed nimi ukazuje się Anioł).
ANIOŁ – (mówi łagodnym głosem):
Nie bójcie się! Oto zwiastuję wam wielką radość, która będzie radością całego narodu: dziś w mieście Dawida narodził się wam Zbawiciel, czyli Mesjasz – Pan. A to będzie znakiem dla was: znajdziecie Niemowlę owinięte w pieluszki i złożone w żłobie.
(Anioł wychodzi na środek sceny, a za nim ustawia się chór anielski i śpiewa kolędę
„Gdy się Chrystus rodzi”).
PASTERZE – (mówią wszyscy razem): Chwała na wysokości Bogu.
ANIOŁOWIE – A na ziemi pokój ludziom dobrej woli.
(Aniołowie odchodzą za kulisy. Pasterze wstają, są jeszcze oczarowani i zapatrzeni).
MACIEK – Otóż mili bracia, samiście słyszeli, co święci janieli teraz powiedzieli.
(Pasterze ustawiają się i przechodzą za kulisy śpiewając):
Pójdźmy wszyscy do stajenki, do Jezusa i Panienki!
Powitajmy Maleńkiego i Maryję, Matkę Jego!
(Powracają z przeciwnej strony kulis lub – gdy jest to możliwe – chodzą wokół sceny kontynuując kolędę i włączając widownie do śpiewu. Na końcu kuśtyka Kuba).
Witaj Jezu ukochany, od patriarchów czekany,
Od proroków ogłoszony, od narodów upragniony.
Witaj Dzieciąteczko w żłobie. Wyznajemy Boga w Tobie.
Coś się narodził tej nocy, byś nas wyrwał z czarta mocy.
(Pasterze odchodzą za kulisy, pozostaje zmęczony, kulejący Kuba. Siada na środku sceny,
ociera pot z czoła, lamentuje).
KUBA – Olaboga, olaboga! Iść dalej nie mogę, bo mnie boli noga.
(Zdejmuje but z chorej nogi, ogląda ją. Nagle rozgląda się, nadsłuchuje, łapie się za nos i mówi):
KUBA – Cóz to za aroma? Cosnek cy cebula?
(Spostrzega Żyda, który wchodzi z kozą na scenę).
KUBA – A, to diabli przynieśli arendarza Srula!
(Odsuwa się w głąb sceny. Żyd w czarnym chałacie, pantoflach, białych pończochach z jarmułką i długimi pejsami wchodzi z kozą „Turoniem”. Kozę udaje chłopiec, przykryty barwną płachtą, ale tak, że mu nogi widać. Pysk kozy jest wykonany z drewna ze zwisającym czerwonym jęzorem. Pysk jest umieszczony na kiju, który trzyma chłopiec. Żyd każe kozie paść się z boku, a sam kłania się widzom. Koza w tym czasie, zwrócona pyskiem do widowni stroi figle).
KUBA – Dokąd to mość zydowska o północku chodzi?
Jesce kozę brodatą jak psa z sobą wodzi?
ŻYD – Siulem Lajchem! Gut siabes! Witam, panie Marek!
Na Klaparz do Krakowa idę na jarmarek.
KUBA – Bóg mi cię zesłał! Na tę kozę siednę,
Do Betlejem powiezie, przed moimi będę.
ŻYD – Ny? Co sze stało takiego?
Co mnie psijdzie z tego?
KUBA – Żydzie, Mesyjas się rodzi,
Więc Go tobie przywitać się godzi.
ŻYD – A gdzie Go jest? Rad bym widzieć Tego.
Będziem witać, będziem kłaniać, jeśli co godnego.
KUBA – Zydzie, w Betlejem miastecku. Tam On lezy w złóbku na sianecku.
ŻYD – Nie pleć, głupi, czyś się upił? Idź do diabła, chłopie!
Pan tak wielki, co by robił w szopie?
KUBA – Zydzie, króle Go witają! Mirrę, złoto i kadzidło w podarunku dają.
ŻYD – Wiem ja o tym, u mnie w kramie byli. Trochę mirry i kadzidła u mnie zakupili.
KUBA ...
jsb11