Zraniony pasterz - Ange Daniel.pdf

(710 KB) Pobierz
Wstęp
DANIEL ANGE
Zraniony Pasterz
Wydawnictwo M Kraków 2002
ISBN: 83-85541-48-9
format: 110x190, stron: 143, oprawa: miękka
[WDM0119B00541]
do nabycia w księgarniach internetowych
Wstęp
Jeśli jesteś niczym dla innych,
Niczym dla siebie samego,
Jeśli Twoje życie to pustka ?
błąkanie się wśród upadków i przepaści,
to książka ta jest dla ciebie.
Mówi ona tylko jedno:
Jest ktoś, kto cię kocha.
Nawet jeśli o tym nie wiesz.
Daj się odnaleźć Jedynemu,
Który cię nigdy nie zostawi samego!
Aby ODCZYTAĆ TĘ NIEWIELKĄ KSIĄŻKĘ nie przerzucaj kartek, tak
jakby to była powieść.
Nie uciekaj w nią jak w fikcyjną przygodę, należącą jedynie do
literatury.
Książka ta nie jest ani jednym, ani drugim. Przedstawione są w niej
prawdziwe rzeczywistości, na dwóch nieustannie przenikających się
płaszczyznach życia.
l. RZECZYWISTOŚĆ POSTRZEGALNA ŻYCIA CODZIENNEGO -
rzeczywistość opisana w całej swej obiektywnej nagości, zgodnie z faktami
widzianymi, zasłyszanymi, przeżytymi. Nie są one ani naciągane, ani
wyolbrzymione, ani też zafałszowane. Bohater tej książki osadzonej w
kulturze Zachodu połowy lat osiemdziesiątych, choć sam jako taki nie
istniał, dzieli się z nami tym, co setki młodych ludzi, prawdziwie żyjących,
25029542.001.png
rzeczywistych, napisało mi, powierzyło, opowiedziało z własnego życia.
Każda strona czy zdarzenie mogłyby być podpisane, poświadczone, przez
Ewę, Ankę, Krzysztofa, Marka i tylu innych... Zmienione są tylko nazwy
miejsc i osób.
2. RZECZYWISTOŚĆ ŻYCIA DUCHOWEGO - nie mniej codzienna i
aktualna - oddana w pewnej mierze językiem poezji, który jako jedyny
jest w stanie wyrazić nadprzyrodzoną rzeczywistość. Ale także tutaj
wszystko oparte Jest na doświadczeniu przeżywanym przez wielu wczoraj,
dziś jeszcze i jutro - być może na twoim doświadczeniu.
W grę wchodzą autentyczne i wieczne rzeczywistości - jedyna,
których przestrzeń nie ogranicza, czas nie dewaluuje i które nie więdną
wskutek przyzwyczajenia. Pozostają i pozostaną na zawsze. One SĄ.
Przemieniają rzeczywistość życia codziennego, nadając jej sens i
transcendencję. Niewidzialne dla oczu ciała, jednak postrzegalne w całym
swym realizmie poprzez konkretne świadectwa przemienionego życia,
przemienionego istotnie, namacalnie dzięki nowemu światłu. Niczym fale
radiowe, których nie można ani zobaczyć, ani dotknąć, ani usłyszeć, o ile
nie zostaną przechwycone przez jakiś odbiornik. Tutaj trzeba się odwołać
do oczu serca, które odnajdują to, co niewidzialne: najistotniejszy wymiar
każdego człowieczego życia, które nie chce być wegetacją poniżej
ludzkiego stadium rozwoju. Na tym poziomie nie ma ?haju?, ?zgrywy?, ?
lipy?: jest zakorzenianie się w najbardziej rzeczywistych
rzeczywistościach.
Doświadczenie duchowe jest jak atmosfera: nie widzisz jej, lecz gdyby
nie ona, co byś zobaczył? Udusiłbyś się.
Materia i duch. Ciało i dusza. Widzialne i niewidzialne. Ziemia i
Niebo... To nie dwa światy zestawione ze sobą lub przeciwstawne sobie,
ocierające się o siebie lub wykluczające się. TO DWIE RZECZYWISTOŚCI
TEGO SAMEGO ŚWIATA, tak jak twoje ciało i twoje serce: nie dwie
rozdzielone i walczące ze sobą osoby, lecz dwie nierozłączne części ciebie
samego. Nie jak strony lewa i prawa, lecz jedno wewnątrz drugiego. Życie
wewnętrzne jest wnętrzem życia.
Tak więc ta mała książka chce po prostu otworzyć Cię na Spojrzenie,
którego światło sprawi, że Twoje życie stanie się Życiem. Twoje istnienie
nabierze sensu, stanie się obecnością, żarem, będzie siać nadzieję.
Żarnowie, l stycznia,
pierwsza w nocy
Cześć stary!
Pozwól, że opowiem ci, teraz, gdy rodzi się kolejny nowy rok, co się
stało w moim życiu, od naszego ostatniego spotkania. Niesamowite
rzeczy! Gdybyś mnie zobaczył, nie poznał byś mnie. Zero, za które się
uważałem, zaczyna od zera: start zupełnie nowego życia! Wybacz, że nie
będę się streszczać, w tej historii liczy się każdy szczegół.
Tydzień temu chodziłem parę godzin w ulewnym deszczu. Było to
akurat w wigilię Bożego Narodzenia. Przemoknięty do suchej nitki,
dotarłem o zmroku do Zgliszcz. Zabiegani przechodnie wracali do siebie z
rękoma pełnymi prezentów. Dla mnie żadnego spojrzenia, żadnego
uśmiechu! Pobiegłem na pocztę, była jeszcze otwarta. Sylwia! Jak bardzo
mi jej brakowało! Zostawiłem adres na poste-restante. Czy napisała?...
Czy o mnie zapomniała? Uff! list! To od niej! Przeczytam go w spokojnej
chwili.
Tymczasem, co począć z oczekującą mnie długą nocą? Mowa!
Najdłuższą w roku! I pomyśleć, że kiedy byłem mały, marzyłem, żeby się
nigdy nie skończyła... Co począć tej nocy z ?moją? nocą? Gdzie zabić
czas? A może by tak jakiś niezły filmik? Superprzygoda, by na dwie
godziny uciec od złej przygody!
Miłość na umór... Miłość na ziemi... Demon... Uee! Ten demon na całą
szerokość plakatu! Co za wstrętna morda.. .Fascynujący! Kina nic innego
nie reklamują! Trzy sale, trzy filmy. Ani jeden nie rozpali moich złudzeń.
A jednak! Mad Max, krwawy obrońca, mierzy w ciebie z palcem na
cynglu. Podpis: ?Gdy przemoc zawładnie światem, módlcie się, by był z
wami!? Co to za jeden? Trochę dalej (wymiar panoramiczny): brzuch,
ręka! Pod spodem: ?Zdrowaś Mario?... Ot tak, na środku chodnika!
Dziwne! Moja matka też ma na imię Maria. Kiedyś byłem w niej, o, tak jak
tutaj... a teraz?...
Trzy kroki dalej hałaśliwy rechot paru facetów z pobliskiej kawiarni-
baru-sali gier-nocnego lokalu. Wszystko znajdziesz u ?Baltazara?! Tu
przynajmniej nie będę sam. Za progiem kłęby dymu, wyziewy napojów,
decybele do dechy witają mnie serdecznie. Przy ladzie chłopcy w czarnej
skórze, włosy na punka, zaliczają kolejki piwa. Żadnego spojrzenia,
żadnego uśmiechu. Tak jakbym już ich znał, ich, ten lokal i.. .reguły gry.
Wszystkie bary świata czy to nie trochę mój dom? Uwaga, mają na mnie
oko. Nie szkodzi, dzisiaj nie mam ochoty nikogo odgrywać. Chociaż raz
nikogo nie zaszokuję.
?Wesołych Świąt? życzy mi tradycyjnie z głębi sali lustro,
nagryzmolonymi na tę okazję białymi literami. Na zielonych roślinach - sto
procent plastiku - trzy niebieskie girlandy. Przypominają mi one... tak,
pewną choinkę, ubieraną z radością... świeczki, obecność... a może
czekają na mnie tego wieczoru? Gdyby mnie zobaczyli, czy poznaliby
mnie? Czy by mnie przyjęli? To już dwa lata, jak zwiałem! nie, nie myśleć
o tym! To było wczoraj, albo przedwczoraj!
Przemykam się wąskim korytarzem. Przede mną około trzydziestu
migocząco-buczących gier. Metaliczne, syntetyczne, ?komputerowe?
wycia: ?Ten świat jest twój, będziesz jak król!? Żadnego spojrzenia,
żadnego uśmiechu. Każdy sam, wczepiony w ster, przyciski, ekran.
Zagubiony w niedostępnym dla drugiego świecie. Przechodzę za nimi.
Nawet nie czują mojej obecności. Czy istnieję? szybko, zwiać! Co wybrać?
Rzucam się na wolny flipper. Po dobrej chwili podnosząc oczy
spostrzegam swego partnera, zielonego diabła - na metalowym obiciu
ogromna morda, fosforyzujące oczy. Ten sam co na afiszu kina...
Zaprasza mnie? Oto jesteśmy twarzą w twarz. Flipper ?Devil?s dare?
wykrzywia się w szyderczym grymasie. Nie mam ochoty mu odpowiadać...
Chcę jechać dalej. O, na przykład gra video... Choćby ta: jestem pół-
robotem i mam unicestwić upiory. Wszystko w wystroju cmentarza, wokół
krzyże... Jakiś gość, szybszy ode mnie, wpycha mi się przed nosem.
Żadnego spojrzenia, żadnego uśmiechu. Należę już do wystroju...
Odbijam sobie na drugim. Cel: siedzę za kierownicą superwozu i mam
rozjechać jak najwięcej pieszych. Wreszcie mnie wciąga... Wreszcie
wychodzę ze stresu. Przy każdym trafionym przechodniu zabawny sygnał
skanduje mój triumf. W tle ryk grającej szafy: ?I kill children?. W myślach
tłumaczę przekaz: ?Bóg kazał mi obedrzeć cię żywcem ze skóry. Zabijam
dzieci, lubię patrzeć, jak umierają. Lubię patrzeć, jak umierają. Zabijam
dzieci, a wtedy matki płaczą. Rozjeżdżam je mym wozem...?
Przyśpieszam. Jestem u kresu... ?Chcę słyszeć, jak krzyczą!? Już
osiemdziesiąt siedem rozjechanych. Muszę mieć sto, za każdą cenę... ?
Chcę dać im do jedzenia zatrute cukierki...?
Raptem, na ekranie czyjeś odbicie... Kto to? Tuż za mną? Odwracam
się. Patrzy na mnie w milczeniu, uśmiecha się. Na twarzy pewne
zdziwienie, smutek... zdaje się mówić: ?Po co zabijać dziecko, którym
jesteś?? Panikuję. Co mu strzeliło do głowy, żeby tak na mnie patrzeć? W
dodatku przez niego straciłem grę!
Nie znając karate, pozbywam się go jednym uderzeniem pięści, tak
gwałtownym, że sam jestem zdziwiony: ?Spływaj!? Uderza czołem o
stojący obok flipper. Nie mówi nic, odchodzi. Nikt się nie odwraca.
Żadnego spojrzenia, żadnego uśmiechu.
Podrzucam parę monet, które mi jeszcze zostały. Nie chcę już tej
forsy. Pali mi kieszenie. Dostałem ją od faceta, któremu się sprzedałem na
parę nocy... Obrzydzenie - zapomnienie! zapomnienie!
Papieroska... trzymać fason! Kogo rozśmieszyć? Przed kim
zaszpanować? Kogo zaszokować?... lub przywieść do płaczu? Rzut oka na
siedzące przy stoliku dwie dziewczyny, popijające zielony sok... woda z
miętą? Nie, to nie ten styl, raczej ?Get?... ?Get 27 to piekło?. Rozmawiają
gestykulując szeroko, gra bransoletek, rozrzuconych kosmyków...
Oczka i śmiechy w stronę bufetu... Czy chłopak chwilowych marzeń
na nie odpowie? Chichoczą... Jedna z nich zaczepia mnie. Po co sam na
nią spojrzałem? Wzrok mętny, prowokujący uśmiech. Nie! Twarz Sylwii
uśmiecha się do mnie w pamięci. Mała nalega. Robi się gorąco! Wybiegam
na dwór, zapadam w ciemności nocy. Ulewa. Spieszący się ludzie.
Żadnego spojrzenia, żadnego uśmiechu.
***
Kaskada dzwonów. Nie do zniesienia! Każde uderzenie uderza w
serce. Wołanie - przywołanie, przywołanie - wołanie. Jakby chciały obudzić
uśpione we mnie dziecko. Obudzić je. Zachwycić...
Dlaczego powraca nagle piosenka, ułożona w czasach, gdy
przymierzałem się do postaci ?poety??
Wzrok zranionego dziecka,
Wzrok szklany, który nie zna
Żaru tańca i ognia,
Tylko gorycz i znudzenie,
Niewinności, zgubiłem ciebie!
Utopiłem cię, niewinności, utopiłem,
W głębi wnętrzności moich,
zadałem ci śmierć.
Wzrok widzący zbyt jasno,
Miłość, która wymaga za wiele,
Chciałeś, bym wydał swe ciało.
Niewinności, upadłem,
jak dziecko osuwa się i krzyczy.
Zabrakło kojącej
Goryczy łez.
Ból przywalonego ziemią
Zrównanej góry,
Szał krąży i nęka,
serce rozdarte już nie śmie.
Niewinności kiedy, kiedy nareszcie
odzyskam ciebie?
Niewinność? A przecież tamtego wieczoru jeszcze mi trochę
niewinności pozostało. Muszę przyznać, że od tamtej pory wziąłem ją w
Zgłoś jeśli naruszono regulamin