Susan E. Phillips - Kandydat na ojca.pdf

(1468 KB) Pobierz
Susan Elizabeth Phillips
Kandydat na ojca
Przekład
Ewa Spirydowicz
828513303.002.png
Rozdział pierwszy
Postawmy sprawę jasno - powiedziała Jodie Pulanski. - Chcecie mu dać kobietę na
urodziny. Trzej obrońcy chicagowskich Gwiazd, drużyny futbolowej, siedzieli w przytulnej
loży w barze Zebra, ulubionej knajpie całego zespołu, w okręgu DuPage.
Junior Duncan zamówił jeszcze jedną kolejkę.
- Stuknie mu trzydzieści sześć lat, więc chcemy, żeby to było coś wyjątkowego.
- Bzdura - stwierdziła Jodie. Każdy, kto miał choćby blade pojęcie o futbolu, wiedział,
że Cal Bonner, genialny napastnik Gwiazd, od początku sezonu był nerwowy, humorzasty,
krótko mówiąc - nie do wytrzymania. Bonner, żywa legenda amerykańskiego futbolu, był
najwyżej notowanym napastnikiem. Miał przydomek „Bomber".
Jodie splotła ramiona na piersi, a obcisła biała bluzeczka jeszcze bardziej podkreślała
jej kształty. Ani jej, ani żadnemu z trzech mężczyzn przy stoliku nawet przez myśl nie
przeszło, żeby rozważyć moralną stronę ich planów. To, jakby nie było, sportowcy.
- Myślicie, że jak podsuniecie mu kobietę, to wam odpuści - zakpiła. Willie Jarrell
kontemplował szklankę piwa przez zasłonę długich brązowych rzęs.
- Sukinsyn ostatnio strasznie dał nam w tyłek, nie można z nim wytrzymać.
Junior pokręcił głową.
- Wczoraj nazwał Germaine'a Clarka nowicjuszem. Germaine'a!
Jodie uniosła brew, znacznie ciemniejszą niż tlenione jasne włosy. Germaine Clark był
profesjonalistą, jednym z najskuteczniejszych obrońców.
- O ile wiem, Bomber i bez waszego prezentu ma więcej kobiet, niż mu potrzeba.
Junior przytaknął z namysłem.
- Owszem, ale rzecz w tym, że z nimi nie sypia.
- Co?
- Tak. - Chris Plummer, lewoskrzydłowy, podniósł głowę. – Niedawno się o tym
dowiedzieliśmy. Jego dziewczyny rozmawiały czasem z żonami chłopaków i wyszło na to, że
Cal nie robi z nimi nic poza spacerkami za rączkę.
Willie Jarrell pokiwał głową.
- Może gdyby poczekał, aż wyrosną z pieluch, bardziej by go kręciły.
Junior wziął te słowa poważnie.
828513303.003.png
- Nie mów takich rzeczy, Willie. Wiesz, że Cal nigdy nie umawia się z dziewczynami,
które nie skończyły dwudziestu lat.
Być może Cal Bonner się starzał, ale o kobietach w jego życiu nie można tego
powiedzieć. Nikt sobie nie przypominał, żeby kiedykolwiek spotykał się z dziewczyną, która
miała więcej niż dwadzieścia dwa lata.
- O ile wiemy - ciągnął Willie - Bomber nie spał z żadną, odkąd zerwał z Kelly. Czyli
od lutego. To nie jest normalne.
Kelly Berkley była śliczną dwudziestojednolatką, której znudziło się oczekiwanie na
pierścionek zaręczynowy od piłkarza i rzuciła go dla gitarzysty z zespołu heavymetalowego.
Od tego czasu Cal na zmianę wygrywał mecze, podrywał co tydzień nową dziewczynę i
dawał w kość kolegom z drużyny.
Jodie Pulanski był najwierniejszą fanką Gwiazd. Nie skończyła jeszcze dwudziestu
trzech lat, ale nikomu nawet na myśl nie przyszło, że mogłaby wystąpić w roli prezentu dla
Cala Bonnera. Było publiczną tajemnicą, że odtrącił ją co najmniej tuzin razy. Bomber był
więc jej Wrogiem Numer Jeden. Tego nie zmieniał nawet fakt, że w szafie ukrywała kolekcję
złoto-granatowych koszulek Gwiazd - pamiątek po sportowcach, z którymi spała -i wiecznie
rozglądała się za nową zdobyczą.
- Potrzebna nam kobieta, która w niczym nie będzie podobna do Kelly -wyjaśnił
Chris.
- Czyli babka z klasą - dodał Willie. - I koniecznie starsza. Może dobrze mu zrobi
taka, powiedzmy, dwudziestopięciolatka.
- Dama z towarzystwa. - Junior napił się piwa.
Jodie co prawda nie słynęła z wybitnej inteligencji, ale nawet ona dostrzegła, w czym
problem.
- Jakoś nie widzę tłumów dam z towarzystwa, walących drzwiami i oknami, żeby
wystąpić w roli prezentu urodzinowego. Nawet dla Cala Bonnera.
- No właśnie. Chyba weźmiemy prostytutkę.
- Ale taką z klasą - zastrzegł pospiesznie Willie. Wszyscy wiedzieli, że Cal nie
korzysta z usług prostytutek.
- Junior smętnie zapatrzył się w dno szklanki.
- Problem w tym, że do tej pory nie znaleźliśmy odpowiedniej.
Jodie znała kilka prostytutek, ale o żadnej nie dałoby się powiedzieć, że ma klasę.
Zresztą o jej przyjaciółkach też nie. Były to bez wyjątku rozbawione miłośniczki sportowców,
których największym marzeniem było zaliczenie kolejnego napastnika czy obrońcy.
828513303.004.png
- Czemu mi to wszystko mówicie?
- Chcemy, żebyś nam znalazła odpowiednią kobietę - wyjaśnił Junior. -Jego urodziny
już za dziesięć dni, musimy znaleźć jakąś babkę.
- Co będę z tego miała?
Koszulki całej trójki już leżały w jej szafie, musieli więc wymyślić coś innego. Chris
zaczął ostrożnie:
- Czy jest ktoś, na kim ci szczególnie zależy, a kogo jeszcze nie ma w twojej kolekcji?
- Z wyjątkiem osiemnastki -- zastrzegł Willie. To był numer Cala Bon-nera.
Jodie namyśliła się szybko. Co prawda, wolałaby sama iść z Bomberem do łóżka,
zamiast szukać mu kobiety. Z drugiej strony... miała wielką ochotę na koszulkę innego
zawodnika.
-- Owszem, jest. Jeśli załatwię wam prezent dla Bombera, dwunastka jest moja.
Jęknęli jednocześnie.
- Cholera, Jodie. Kevin Tucker i bez tego ma tłumy kobiet.
- To już wasz problem.
Tucker był rezerwowym napastnikiem Gwiazd. Młody, agresywny i bardzo zdolny,
pojawił się w drużynie, by przejąć rolę Cala, gdy wiek i kontuzje zmuszą go do odejścia.
Choć przy ludziach odnosili się do siebie uprzejmie, obaj mieli naturę wojowników i
nienawidzili się gorąco. Między innymi dlatego Kevin Tucker był dla Jodie tak pociągający.
Mężczyźni ponarzekali jeszcze trochę, ale koniec końców zgodzili się dopilnować, by
koszulka Kevina zawisła w jej szafie, jeśli znajdzie odpowiednią kobietę na urodziny Cala.
Do baru weszli nowi klienci i Jodie, która pracowała tu jako hostessa, pospieszyła ich
powitać. W drodze do drzwi dokonywała w myślach błyskawicznego przeglądu swoich
koleżanek. Żadna się nie nadawała. Znała wiele kobiet, ale o żadnej nie dałoby się
powiedzieć, że ma klasę.
Dwa dni później Jodie nadal zmagała się z tym problemem. Powlokła się do kuchni.
Była u swoich rodziców w Glen Ellyn, w stanie Illinois. Wprowadziła się do nich chwilowo,
dopóki nie spłaci zadłużenia na swojej karcie kredytowej. Była sobota, dochodziło południe,
rodzice wyjechali na weekend. Zaczynała pracę dopiero o piątej; i dobrze, przynajmniej zdąży
podleczyć potężnego kaca, pamiątkę po wczorajszej imprezie.
Otworzyła kredens i znalazła tylko puszkę kawy bezkofeinowej. Cholera! Za oknem
padał śnieg z deszczem, głowa bolała ją tak bardzo, że nie odważyłaby się usiąść za
828513303.005.png
kierownicą, a jeśli nie podreperuje się sporą dawką kofeiny, nie będzie w stanie ani pracować,
ani z należytą uwagą śledzić meczu.
Nic się nie układa. Gwiazdy grają tego popołudnia w Buffalo, więc nie wpadną na
drinka po meczu. Zresztą, kiedy w końcu ich zobaczy, jak ma im powiedzieć, że zawiodła i
nie znalazła prezentu dla Bombera? Jednym z powodów, dla których w ogóle z nią
rozmawiali, było to, że zawsze umiała znaleźć im kobiety.
Wyjrzała przez okno i zobaczyła, że w kuchni sąsiadki z naprzeciwka, tej okularnicy,
pali się światło. Jane Darlington była doktorem fizyki. Mama Jodie w kółko się zachwycała,
jaka z niej miła kobieta; zawsze pomagała Pulanskim z papierkową robotą. W takim razie
może poratuje Jodie odrobiną kawy.
Szybko nałożyła makijaż. Nie zawracała sobie głowy bielizną, wciągnęła obcisłe
czarne dżinsy, koszulkę Williego Jarrella i długie buty. W drodze do drzwi chwyciła jedną z
ceramicznych puszek matki.
Mimo fatalnej pogody nie wzięła kurtki. Zanim doktor Jane otworzyła drzwi,
przemokła do suchej nitki.
- Dzień dobry.
Sąsiadka stała po drugiej stronie obitych siatką zewnętrznych drzwi i gapiła się na
Jodie przez wielkie okulary w szylkretowych oprawkach.
- Jestem Jodie, córka Pulanskich.
Doktor Jane nie zrobiła najmniejszego ruchu, by zaprosić ją do środka.
- Strasznie zimno na dworze. Mogę wejść? Okularnica w końcu otworzyła drzwi.
- Przepraszam, nie poznałam pani.
Jodie weszła i zaraz zrozumiała, dlaczego gospodyni nie kwapiła się z wpuszczaniem
gości. Oczy za wielkimi szkłami były wilgotne, a nos czerwony. Pani doktor płakała
rzewnymi łzami, chyba że Jodie miała większego kaca niż sądziła.
Okularnica była wysoka, jakieś metr siedemdziesiąt pięć, i Jodie podniosła głowę,
wyciągając różową puszkę.
- Czy mogłabym pożyczyć odrobinę kawy? W domu jest tylko bezkofeinowa, a muszę
się obudzić.
Doktor Jane wzięła puszkę z wyraźnym ociąganiem. Nie wyglądała na skąpą, więc
pewnie nie miała ochoty na towarzystwo.
-Tak, tak... już... - Obróciła się na pięcie i poszła do kuchni, najwyraźniej oczekując,
że Jodie poczeka przy drzwiach. Jodie miała jednak pół godziny do początku meczu i była na
tyle ciekawa, że poszła za nią.
828513303.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin