Artykuł Marcina Jakimowicza o Jarmarku cudów (Gość Niedzielny nr 30, 2007).pdf

(70 KB) Pobierz
Przeżyli piekło na ziemi
ARTYKUŁ MARCINA JAKIMOWICZA O JC, GOŚĆ NIEDZIELNY NR 30, 2007
(aktualnie w kioskach)
Przeżyli piekło na ziemi
Porażające historie osób zaplatanych w okultyzm, satanizm i Tarota. Nowy program
telewizyjny „Jarmark cudów” pokazuje, że niewinne zabawy we wróżenie,
radiestezję, kurs „pozytywnego myślenia” czy bioenergoterapię mogą skończyć się
koszmarnie.
– To była moja ostatnia deska ratunku, jakaś modlitwa, ale ja nic nie pamiętałam –
opowiada kobieta, psycholog, w odcinku o kartach Tarota – Jedyne co mi wtedy
przyszło, to „Ojcze ratuj!” Po prostu „Ojcze ratuj!” I w pewnym momencie poczułam
jak nade mną rozpostarła się taka ciepła kotara... i wszystko odeszło. I od tego
momentu skończył się okres lęków”.
– Sam moment Przeistoczenia powodował we mnie nienawiść do tego, co się tam
dzieje. To był stan, który mnie przerażał, przestałem go kontrolować i zacząłem się
autentycznie bać – opowiada w tym samym odcinku mężczyzna – Będąc
spanikowany, przerażony, zacząłem karty Tarota powoli targać. Gdzieś tam się
pojawiła pewnego rodzaju modlitwa. To jest tak, że jak trwoga to do Boga, a trwoga
była wielka, więc i moja pogoń do Boga też była bardzo wielka…
Miłe Złego początki
Na telewizyjnych ekranach zobaczymy wkrótce nowy program „Jarmark Cudów”.
Osiem odcinków przez cały sierpień emitować będzie pasmo ogólnopolskie TVP3.
Program poprowadzą: Robert Tekieli i Iwona Schymalla. Bohaterami są: nauczyciele,
lekarze, przedsiębiorcy, robotnicy, studenci, ludzie różnych wyznań i środowisk. –
Dzieli ich prawie wszystko, łączy jedno: przeszli przez piekło na ziemi – opowiadają
autorzy projektu – Zgodzili się opowiedzieć o swoich przerażających
doświadczeniach z jednego powodu: chcą ostrzec innych przed grożącym im
niebezpieczeństwem. Na skraj życiowej przepaści trafili kierując się dobrymi
intencjami. Chcieli pomagać innym i sami się doskonalić, zaangażowali się w
bioenergoterapię, radiestezję, przewidywanie przyszłości, pozytywne myślenie,
doskonalenie umysłu. Na początku wszystko szło świetnie: wahadełko odnajdywało
chore organy, medytacje dodawały energii, spełniały się wróżby z kart… Po jakimś
czasie pojawiły się nocne lęki, tajemnicze stany depresyjne, myśli samobójcze,
nieuzasadniona agresja i wreszcie poczucie czyjejś wrogiej obecności.
Ja zwariowałem!
– Duża część mojego dzieciństwa była pogrążona we wstydzie, rozdrażnieniu, które
później, z czasem jak stawałem się nastolatkiem, przerodziło się we wściekłość. –
opowiada Łukasz, w odcinku o okultyzmie – Zacząłem tę wściekłość wyrażać na
różne sposoby. Jako jedenastolatek uznałem, że nie ma Boga. Słuchałem muzyki
metalowej, która niosła przesłanie satanistyczne. Miałem mały ołtarz, na którym
spalałem różne zwierzaki, robiłem też inne rzeczy. Miałem w tym czasie dwóch
bliskich kumpli i razem zaczęliśmy dostrzegać, że cos dziwnego dzieje się wokół nas.
Przyszedł taki okres, że gdziekolwiek się pojawiliśmy razem, mieliśmy dziwne
poczucie czyjejś obecności. Czuliśmy, że jest z nami niewidzialny byt... coś, co nam
towarzyszy. (...) Prowadziłem bardzo szalony tryb życia. Robiłem wiele głupot. Dużo
piłem, dużo ćpałem i myślałem, że to jest w moim przypadku jak najbardziej
usprawiedliwione – no zwariowałem. Mój kumpel, Pietruch, przyszedł do mnie po
paru dniach i powiedział, że dokładnie od tego samego momentu ma takie same
objawy. I pamiętam to jak przyszedł zrozpaczony, z bólem na twarzy, z taką
rozpaczą w oczach: „Łukasz, zwariowałem...” Bardzo się ucieszyłem, kiedy to
usłyszałem. To było może takie absurdalne, ale pomyślałem sobie: „Nie jestem
sam”. Spytałem, jak to się objawia i zaczął mówić identyczne rzeczy jak to, co działo
się ze mną. Okazało się, że trzeci z nas ma też podobną jazdę. (…) Któregoś dnia
(był to dzień pełen myśli samobójczych) przyszedł mi do głowy pomysł, żeby
spróbować się pomodlić. Jeden z moich starych kumpli nawrócił się, skrzyknął taką
grupę, powiedział, że się o mnie pomodlą i ten problem ustanie. Ja w to uwierzyłem,
pojechałem tam. Powiedziałem co mi jest, oni zaczęli się za mnie modlić, chwilę
później gdzieś w moim wnętrzu zapadłem w jakąś taką delikatną błogość, to było jak
taki trzysekundowy sen. Poczułem się tak jakby wszystkie rzeczy, które działy się do
tego momentu nie miały miejsca – cała presja, wszystkie nerwy, symptomy…
Kompletnie nad tym nie panowałem
Program stworzyli Mateusz Dzieduszycki, współautor cyklu „Anna Dymna -
spotkajmy się” i Robert Tekieli. Nie opowiadają historyjek wyssanych z palca. Sam
Tekieli przez lata pracował na szczycie kultury, redagował kultowe pismo młodych-
zdolnych, porównywane z „Chimerą” i „Wiadomościami Literackimi”. Pisano o
pokoleniu „bruLionu”, jak wcześniej o Skamandrytach czy Pokoleniu‘68.
Zafascynowany duchowymi poszukiwaniami, pogrążył się po uszy w okultyzmie.
Zaszedł za daleko. Wszedł na poziom, nad którym już nie panował. – Słyszałem
myśli innych ludzi, czułem, co ich boli – opowiada – Koncentrując się i wysyłając
«energię» na odległość powodowałem, że facetowi trzydzieści metrów ode mnie
włosy na kręgosłupie stawały dęba i był przerażony. Kompletnie nad tym nie
panowałem, ale to niesamowicie budowało moją pychę.
Skończyło się zaskakująco: skandalista Robert Tekieli, tworzący niegdyś klub
„Gnosis”, dla śmietanki polskich okultystów odnalazł się w Kościele katolickim. Dziś
na falach Radia Józef, w którym pracuje od lat opowiada o swych doświadczeniach.
Wylałem przed Bogiem wszystko
– Tygodniowy kurs zrobił na mnie dość duże wrażenie – opowiada mężczyzna w
odcinku o technice Doskonalenia Umysłu – Był to okultyzm, szamanizm ubrany w
pseudonaukowe szaty. Dostarczał sporo duchowych przeżyć. Odsłaniał tajniki
wiedzy tajemnej i obiecywał prawdziwą wolność, rozwój, władzę. (…) W tym czasie
mój bliski przyjaciel, rówieśnik, zachorował na raka. W przeciągu jednego miesiąca
zmarł. Miał wtedy 26 lat. Na kilka dni przed jego śmiercią, odwiedziłem go w klinice.
Choroba tak bardzo go wyniszczyła... Nie miałem mu nic do powiedzenia. Cała moja
mądrość, wszystko czego się nauczyłem, z czym się tak obnosiłem, pokazało swoją
rzeczywistą wartość. Bzdura. Miałem też przyjaciela, wierzącego człowieka, który
wiele godzin poświęcił na rozmowy ze mną. Zaprosił mnie do kościoła. Poszedłem z
nimi w najbliższą niedzielę. Zobaczyłem tam ludzi szczerze modlących się do Boga,
Zamknąłem oczy i zacząłem wylewać przed Bogiem wszystko co leżało mi na sercu.
Były to słowa pełne bólu, żalu i goryczy. Popłynęły łzy... I wydarzyło się coś bardzo
dziwnego. Bez mojego udziału, bez starań i zabiegów z mojej strony spłynął do
mojego wnętrza pokój. I to bardzo dziwny pokój. Czułem bardzo wyraźnie, że jest to
dar od „Kogoś". Nie wypracowałem go poprzez medytację, czy jakąś inną technikę,
zresztą nie potrafiłbym. To była zupełnie inna jakość…
Dobrymi intencjami brukujemy piekło
Większość filmowych historii zaczyna się niewinnie. Jeden z ekspertów w odcinku o
okultyzmie mówi wprost: „Większość ludzi wchodzi w New Age naprawdę z bardzo
dobrymi intencjami. Są to często intencje pomagania innym ludziom, pomagania
sobie, a nawet zbawiania świata.”
Znajomy egzorcysta zażartował ostatnio gorzko, że nie trafiają do niego ci, którzy
podpisali cyrograf własną krwią, ale ludzie zaczynający od niewinnych pozornie
zabawek: wahadełka, wizyty u wróżki czy bioenergoterapeuty. Większość z nas zna
osoby, która święcie wierzą, że stosują te praktyki „Panu Bogu na chwałę”. Czy tak
samo powiedzą po oglądnięciu programu?
Emisja „Jarmarku cudów”: TVP3, 4 sierpnia – bioenergoterapia, 5 sierpnia – spirytyzm, 11 sierpnia – Tarot, 12
sierpnia – okultyzm. Godzina projekcji: 21.05.
Marcin Jakimowicz
(Gość Niedzielny, nr 30, 2007)
Zgłoś jeśli naruszono regulamin