Zevaco Michał - Błazen królewski.txt

(331 KB) Pobierz
MICHEL ZEVACO 

B�AZEN KR�LEWSKI 

Tower Press 2000 
Copyright by Tower Press, Gda�sk 2000 
ROZDZIA� I 
KR�L 
� Do nogi, Triboulet! � zawo�a� kr�l Franciszek I weso�o. 
Stw�r pokraczny, garbaty, do kt�rego by�y zwr�cone te s�owa, drgn��; w jego 
oczach zapali�a 
si� i natychmiast zgas�a iskierka nienawi�ci. Po chwili, u�miechaj�c si� 
szeroko, zbli�y� 
si� do kr�la, udanie na�laduj�c w�ciek�e szczekanie brytana. 
� No, b�a�nie, co znaczy to szczekanie? � zapyta� kr�l marszcz�c brwi. 
� Zwr�ci�e� si� do mnie, najja�niejszy panie, jak do psa, odpowiadam wi�c w psim 
j�zyku 
� odrzek� Triboulet zginaj�c si� w przesadnym uk�onie. 
Kilku dworzan obecnych przy tej scenie wybuch�o �miechem. 
� Pod st�, Triboulet! � zawo�a� jeden z nich. � Pies le�y pod sto�em. 
� Lecz czasem i gryzie, panie de La Ch�taigneraie. Na przyk�ad Jarnac, kt�ry, 
jako �e nie 
ma k��w, musn�� ci� bole�nie r�k� po policzku. 
� Bezczelny n�dzniku! � krzykn�� w�ciekle de La Ch�taigneraie, bledn�c z gniewu. 
� Zgoda, moi panowie! � nakaza� kr�l �miej�c si�. � Mo�ci b�a�nie, powiedz mi 
tylko bez 
�adnych wykr�t�w, jak ci si� dzi� podobam? 
Stoj�c przed olbrzymim zwierciad�em ofiarowanym mu przez Republik� Weneck�, kr�l 
Franciszek spogl�da� na siebie z zachwytem. Tymczasem dwaj s�udzy ko�czyli 
po�pieszenie 
nak�ada� mu czarny aksamitny beret z bia�ymi pi�rami, jedwabny poziomkowy kaftan 
i na 
ko�cu futrzany p�aszcz. 
� Sire, jeste� pi�kny jak sam Febus! � odpar� Triboulet, a dzwoneczki jego 
b�aze�skiego 
kaptura brz�kn�y d�wi�cznie. 
� Dlaczego Febus? � zapyta� kr�l, zdumiony tym por�wnaniem. 
� Poniewa� tw� g�ow�, kr�lu, jak g�ow� Febusa, otaczaj� promienie, z t� r�nic�, 
�e nie 
s�oneczne, lecz z siwych w�os�w. 
Triboulet cofn�� si�, potrz�saj�c kaduceuszem i chichocz�c ironicznie. T�um 
dworzan zaszemra� 
oburzony tak� bezczelno�ci�, kr�l jednak �mia� si�, wi�c i oni zacz�li si� 
�mia�. 
Monarcha wyprostowa� sw� wysok�, barczyst� posta� i zwr�ci� si� do jednego z 
dworzan: 
� A ty, d'Ess�? Jak ci si� podobam? 
� Nigdy jeszcze, najja�niejszy panie, nie widzia�em ci� tak rze�kim jak dzisiaj. 
M�odniejesz, 
kr�lu, z dnia na dzie�! 
� M�j ksi���! Ostro�nie! � zawo�a� z przesadn� powag� Triboulet. � Jeszcze 
wm�wisz 
kr�lowi, �e wr�ci� do stanu niemowl�ctwa. Zdziecinnienie z czasem przyjdzie, to 
pewne, lecz 
na razie kr�l liczy sobie zaledwie pi��dziesi�t wiosen! 
� No, a co ty powiesz, Sansac? � zapyta� zn�w kr�l. 
� Wasza kr�lewska mo�� jest dla nas zawsze wzorem, elegancji... 
� Tak � przerwa� b�azen � ale jednak �aden z was nie zrobi sobie garbu na 
brzuchu, aby lepiej 
na�ladowa� elegancj� kr�la! Przynajmniej ja jestem lojalny � nosz� jego imitacj� 
na plecach! 
Brz�kn�y g�o�no dzwonki, jakby akcentuj�c z�o�liw� uwag� Tribouleta. Dworzanie 
spojrzeli 
na niego z niech�tn� wzgard�, na co ten odpowiedzia� pociesznymi minami, kr�l 
za� 
zacz�� si� �mia� ha�a�liwie. 
� Sire! � zawo�a� zdenerwowany La Ch�taigneraie. � Mo�e raczysz nam wyt�umaczy�, 
jaki 
jest pow�d twej dzisiejszej weso�o�ci? 
� Przeb�g! � wtr�ci� si� znowu Triboulet. � Kr�l zapewne rozmy�la o pokoju, 
kt�ry mu narzuci� 
jego cesarski kuzynek! Straci tylko Flandri� i Aragoni�, ksi�stwa d'Artois i 
Mediolanu. 
Nie ma powodu do �ez. 
� B�a�nie! 
� �le m�wi�, panie? Myl� si�? A mo�e kr�l marzy o rzeziach urz�dzanych ku chwale 
Ko�cio�a 
�wi�tego. Ca�a Prowansja zatopiona we krwi. Ja r�wnie� ciesz� si� niezmiernie... 
� Milcz! � zagrzmia� kr�l bledn�c na wspomnienie tamtych okrucie�stw. 
Opanowa� jednak szybko wzburzenie i zwr�ci� si� do dworzan: 
� Dzi� wiecz�r czeka nas wielka wyprawa! Panowie! Mam pi��dziesi�t lat! 
Niekt�rzy powiadaj�, 
�e zaczynam si� starze�. No c�, zobaczymy! Po bitwie pod Marignan m�wiono: 
�Dzielny jak Franciszek!� Chc�, aby r�wnie� m�wiono: �M�ody jak Franciszek!�, 
�Zalotny 
jak Franciszek!� Na Madonn�, radujmy si�, moi przyjaciele, bo �ycie takie 
s�odkie, a kobiety 
we Francji takie pi�kne! 
� Brawo, sire! Niech �yje mi�o��! 
� Wasza kr�lewska mo�� nie wygl�da nawet na trzydzie�ci lat! 
� Na Boga, moi przyjaciele! Mi�o��! Boskie brzmienie wyrazu: kocham! Ach, 
gdyby�cie 
wiedzieli, jaka ona jest pi�kna w ca�ym blasku swoich siedemnastu lat! Jej 
niewinno��, czysto�� 
spojrzenia w po��czeniu z tak wielk� urod� zapala w moich �y�ach morze ognistych 
p�omieni. 
To nag�e wyznanie kr�la wzbudzi�o w sercach dworak�w niepok�j. Milczeli 
przezornie. 
Kim by�a owa m�oda dziewczyna, w kt�rej si� zakocha�? O kim m�wi� z takim 
uniesieniem? 
Kr�l tymczasem spacerowa� w podnieceniu po okazale urz�dzonej komnacie, w kt�rej 
przepych stylu gotyckiego ��czy� si� z wdzi�kiem i wspania�o�ci� renesansu. Oczy 
mu b�yszcza�y, 
policzki okry�y si� rumie�cem. Odm�odnia� naprawd�. 
W pewnej chwili znowu stan�� przed olbrzymim zwierciad�em. U�miechn�� si� do 
swego 
odbicia i zawo�a�: 
� Nie, nie mam pi��dziesi�ciu lat! Albo� kr�l si� starzeje? Jestem m�ody! M�wi o 
tym 
gwa�towne bicie mego serca i mi�o��, kt�ra uderza mi do g�owy. Kocham i pragn� 
by� kochany! 
� A je�eli ona nie zechce ci� pokocha�? � zapyta� Triboulet z ironicznym 
u�miechem, w 
kt�rym d�wi�cza� g�uchy niepok�j. 
� Pokocha mnie! Taka jest bowiem moja wola. Dzisiejszego wieczora o 
dziesi�tej... B�dziecie 
przy mnie, moi przyjaciele? Dopomo�ecie mi? 
� Oczywi�cie, sire! � wykrzykn�� d�Ess�. � Lecz co powie pi�kna pani Ferron, gdy 
si� dowie 
o wszystkim? 
� Magdalena Ferron? � powiedzia� kr�l ze zdziwieniem. � Och, Magdalena dawno 
mnie 
nudzi. M�czy. Nie chc� jej wi�cej! Mi�o�� ta sta�a si� dla mnie prawdziw� 
niewol�, ci���c� 
jak �elazne kajdany! � ci�gn�� ze wzrastaj�c� gwa�towno�ci�. 
� To pi�kna kowalka! � wykrzykn�� Triboulet. 
� Triboulecie, stworzy�e� kalambur bezcennej warto�ci! � zawo�a� kr�l �miej�c 
si� g�o�no. 
� Musisz powt�rzy� go Marotowi, aby m�g� umie�ci� go w jednej ze swych ballad. 
�Pi�kna 
Kowalka�. Wspania�e! 
� Niepowtarzalne! � przytakn�li dworzanie. 
� Marot us�yszy m�j kalambur � rzek� Triboulet � ale ty, najja�niejszy panie, 
podpiszesz 
si� pod ballad�. 
� M�j Triboulecie, czy we�miesz udzia� w naszej wieczornej wyprawie? � zapyta� 
Franciszek 
I, udaj�c, �e nie us�ysza� jego aluzji do pope�nianych przez siebie plagiat�w 
literackich. 
� Przeb�g, panie m�j! Niepodobna, by g�upstwo, pope�nione przez kr�la Francji, 
zosta�o 
pochwalone przez jego b�azna � powiedzia� z przesadnym uk�onem Triboulet i 
oddali� si� w 
stron� niszy okiennej. 
Wp�ukryty spogl�da� przez oprawne w o��w szybki na pot�ne kontury nowo 
wznoszonej 
budowli Luwru, ton�ce z wolna w mroku, i rozmy�la� o nowej mi�o�ci kr�la. 
�Powiedzia�, �e 
dziewczyna ma siedemna�cie lat, �e jest uosobieniem niewinno�ci... Kt� to 
taki?� Na nerwowej 
twarzy Tribouleta pojawi� si� wyraz niepokoju i l�ku. Wida� by�o, �e nachodz� go 
jakie� straszne wizje. 
� Co do Magdaleny Ferron � wr�ci� do tematu kr�l � to przygotowa�em jej tak� 
niespodziank�, 
po kt�rej ju� nigdy nie b�dzie mog�a z�apa� mnie w swoje sieci. 
C� to za niespodzianka? � zapyta� Sansac. 
W tej chwili drzwi do komnaty kr�lewskiej otworzy�y si� i stan�� w nich 
trupioblady m�czyzna 
ubrany w czarny str�j. 
� A oto i hrabia de Monclar � powiedzia� w�a�ciwym sobie weso�o � szyderczym 
tonem 
Triboulet wysuwaj�c si� nieco w stron� przyby�ego. � Oto wielki wo�ny s�dowy, 
wielki prefekt 
Pary�a, gro�ny dow�dca stra�y miejskiej, nieub�agany w swej surowo�ci szef 
policji, 
jednym s�owem � cz�owiek budz�cy l�k w mo�nych panach, z�odziejach, kpiarzach, 
warcho�ach 
i innych �otrzykach. 
Hrabia de Monclar zbli�y� si� do kr�la i z�o�y� przed nim uk�on. 
� O co chodzi? � zapyta� Franciszek I. 
� Sire, przychodz� dor�czy� ci list� os�b prosz�cych o pos�uchanie. Wska� mi, 
kogo z nich 
zechcesz przyj��. Na li�cie figuruje Stefan Dolet, drukarz. 
� Nie �ycz� sobie udziela� mu audiencji � rzek� twardo kr�l. � Ponadto, hrabio, 
musisz 
mie� baczenie na tego cz�owieka, kt�ry ma konszachty z nowo powsta�ymi sektami 
religijnymi, 
zatruwaj�cymi umys�y mego ludu. Kt� nast�pny? 
� Mistrz Franciszek Rabelais. 
� Niech idzie do diab�a! l niech si� r�wnie� pilnuje! Nasza monarsza cierpliwo�� 
ma swoje 
granice. Kto dalej? 
� Czcigodny i powszechnie czczony ojciec Ignacy de Loyola. Przybywa z Prowansji. 
Czo�o kr�lewskie zachmurzy�o si�. 
� Wczoraj ten czcigodny ojciec by� ju� przeze mnie przyj�ty � rzek� p�g�osem. 
� Przeb�g! � pisn�� Triboulet. � Po babskich kieckach nasz kr�l najbardziej 
kocha suknie 
zakonne! 
� Lista petent�w wyczerpana � powiedzia� hrabia de Monclar, ale... 
� C� jeszcze? 
� To, najja�niejszy panie, �e Dzielnica Cud�w staje si� niezno�n� plag�, d�um� 
zatruwaj�c� 
Pary� tak, jak sekty heretyckie zatruwaj� ca�e pa�stwo. Ulica �w. Dionizego 
sta�a si� zmor� 
Pary�a. Ulice Z�otych Ch�opc�w, Wolnych Mieszczan, tak�e Wielkiego i Ma�ego 
�ebractwa 
s� przeludnione i zaczynaj� zalewa� dzielnice jeszcze zdrowe. Samowola 
rzezimieszk�w 
przebra�a ju� wszelk� miar� i nale�y da� im dobr� nauczk�. Zw�aszcza dwaj 
spo�r�d nich 
zas�uguj� na stryczek: niejaki Lanthenay i drugi, nosz�cy imi� Manfreda. Co mam 
z nimi zrobi�?
� Wtr�� ich do wi�zienia, a potem powie�! 
Triboulet klasn�� w d�onie, po czym powiedzia� g�o�no: 
� Chwa�a Bogu, Pary�owi nie zbywa na rozrywkach! Wczoraj mieli�my zaledwie 
pi�ciu 
wisielc�w, a dzi� ju� o�miu. 
Hrabia de Monclar sk�oni� si� z u�miechem pos�pnego zadowolenia na ustach i 
odwr�ci� 
si� w stron� drzwi. Dworzanie w milczeniu rozst�pili si� przed t� czarn� 
postaci�, za kt�r� jak 
cie� kroczy�a zawsze �mier�, tylko Triboulet zawo�a�: 
� Pozdrowienia dla Archanio�a Szubienicy! 
� Biedak Monclar � rzek� kr�l. � Chyba ju� od dwudziestu lat toczy zawzi�t� 
walk� z ca�ym 
tym �wiatem �otr�w i z�odziei, kt�rzy, jak zapewnia, porwali mu, a mo�e i 
zamordowali 
ma�ego synka. No, ale teraz, kiedy sprawy pa�stwowe s� za�atwione...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin