Roberts Nora - Saga rodu Concannonów 02 - Zrodzona z lodu.pdf

(1129 KB) Pobierz
182010443 UNPDF
NORA ROBERTS
ZRODZONA Z LODU
SAGA RODU CONCANNONÓW
TOM 2
Wszystkim mym przodkom,
którzy przemierzyli burzliwą toń
WĘDROWCEM BYŁEM ŻYCIA SZMAT.
PROLOG
Rozszalały wiatr znad Atlantyku uderzał z całą siłą w zachodnie wybrzeże. Ostre
pociski deszczu bębniły w ziemię i chłostały .zimnem. Późnojesienne kwiaty pociemniały,
ścięte mrozem. W domach i pubach ludzie gromadzili się przy kominkach, gawędząc o
swoich farmach, zabudowaniach, o bliskich, którzy wyemigrowali do Niemiec albo do
Stanów. Nie miało żadnego znaczenia, czy te wydarzenia dotyczyły ubiegłego tygodnia, czy
też poprzedniego pokolenia. Irlandia traciła swe dzieci, ale nic nie wskazywało na to, by
miała utracić swoją tożsamość.
Od czasu do czasu mówiło się o zamieszkach, nie kończącej się wojnie na północy.
Ale wioskę Kilmilhil dzieliły od Belfastu nie tylko mile, ale i zainteresowania. Ludzie myśleli
o zbiorach, krowach, ślubach i zgonach, jakie przyniesie zima.
Parę mil za wsią, w kuchni gorącej od ciepła buchającego z pieca i wypełnionej
zapachem pieczonego ciasta, Brianna Concannon wyglądała przez okno na ogród smagany
lodowatym deszczem.
- Obawiam się, że stracę orliki, i naparstnice. - Myślała o tym z bólem. Wykopała
wprawdzie i przeniosła do szopy na tyłach domu tyle roślin, ile zdołała, ale przymrozki
nadeszły wyjątkowo wcześnie tego roku.
- Zasadzisz nowe wiosną. - Maggie przyglądała się siostrze, Brie martwiła się o
kwiaty jak matka o swoje dzieci. Z westchnieniem Maggie przesunęła dłonią po brzuchu.
Nadal nie mogła się nadziwić, że wyszła za mąż i oczekuje dziecka. Powinno się to
przydarzyć jej siostrze, miłującej życie domowe. - I sprawi ci to ogromną przyjemność.
- Chyba tak. Przydałaby mi się cieplarnia. Przeglądałam prospekty i pomyślałam, że
da się to zrobić.
Do wiosny powinna zebrać dość pieniędzy, jeśli będzie oszczędna. Marząc o
roślinach, które rozkwitną pod szkłem, Brianna wysunęła z pieca kolejną blachę ciastek z
żurawinami. Maggie przywiozła te żurawiny aż z Dublina.
Maggie zlizała okruchy z palców i przyjrzała się siostrze okiem artystki. Brianna była
uroczą kobietą. Ztotorude włosy, mleczna cera, świetna figura. Klasyczna owalna twarz, usta
miękkie w zarysie, nie tknięte szminką, rzadko uśmiechnięte. Jasnoniebieskie oczy skłonne
do zamyśleń, smukłe długie nogi, włosy, w których tlił się ogień - gęste, jedwabiste, wijące
się niesfornie włosy.
Ma dobre serce, pomyślała Maggie. Jest nieprawdopodobnie naiwna. I mimo że styka
się ciągle jako właścicielka pensjonatu z obcymi, nie ma pojęcia o świecie, o tym, co dzieje
się dwa kroki za furtką ogrodową.
- Chyba nie podoba mi się myśl, że przez tyle tygodni będziesz tu sama z obcym
facetem.
- Często jestem sama z gośćmi, Maggie. W ten sposób zarabiam na życie.
- Rzadko bywa tu tylko jeden gość, poza tym jest środek zimy. My wrócimy do
Dublina, a wtedy...
- Nie będzie nikogo, kto by się o mnie troszczył? - Brianna uśmiechnęła się, bardziej
rozbawiona, niż urażona. - Maggie, jestem dorosłą kobietą. Kobietą interesu, która potrafi
zatroszczyć się o siebie.
- Jesteś zbyt zajęta troszczeniem się o innych.
- Zostaw matkę w spokoju. - Brianna zacisnęła wargi. - Niewiele robię dla niej od
czasu, gdy zamieszkała z Lottie.
- Już ja swoje wiem! Biegniesz tam na każde jej skinienie, wysłuchujesz pretensji,
ciągniesz do lekarza, ilekroć wmówi w siebie śmiertelną chorobę.
Maggie uniosła głowę, wściekła na siebie, że znów dala się unieść gniewem,
jednocześnie mając poczucie winy.
- Ale nie to mnie w tej chwili martwi. Ten mężczyzna...
- Grayson Thane - podsunęła usłużnie Brianna, zachwycona zmianą tematu. - Cieszący
się powszechnym szacunkiem amerykański pisarz, który pragnie wynająć cichy pokój w
dobrze prowadzonym pensjonacie w zachodniej Irlandii. Nie ma żadnych niecnych planów
wobec gospodyni. - Napiła się łyk herbaty. - I zapłaci za moją cieplarnię.
- Zabierzesz je do domu.
- Chętnie. - Maggie uśmiechnęła się szeroko i chwyciła ciastko z blachy, przerzucając
je z ręki do ręki, żeby szybciej ostygło. - Ale najpierw zjem na miejscu tyle, ile zdołam. Nie
uwierzysz, ale Rogan przelicza na kalorie każdy kąsek, który biorę do ust.
- Chce, żebyś była zdrowa, ty i dziecko.
- Wiem. I myślę, że zadaje sobie dość często pytanie, ile miejsca we mnie zajmuje
dziecko, a ile tłuszcz.
Brianna przyjrzała się siostrze. Maggie zrobiła się okrągła i pulchna, a rozpoczynając
ostatni kwartał ciąży, przestała być kłębkiem nerwów i rozwinęła w sobie łagodność, która
ciągle zdumiewała młodszą siostrę.
Jest szczęśliwa, pomyślała Brianna. Zakochana. I wie doskonale, że jej miłość ktoś w
pełni odwzajemnia.
- Przybrałaś więcej niż parę funtów, Margaret Mary, nie da się ukryć -powiedziała.
W oczach siostry, zamiast złości, ujrzała błyski złośliwego humoru.
- Współzawodniczę z krową Murphy'ego. Na razie wygrywam. -Maggie skończyła
ciastko i natychmiast sięgnęła po następne. - Za parę tygodni nie będę mogła dojrzeć zza
brzucha końca rury do dmuchania szkła. Będę się musiała przerzucić na produkcję lamp.
- Mogłabyś zrobić sobie przerwę w pracy - zauważyła Brianna. -Rogan powiedział, że
zapełniłaś eksponatami całą galerię.
- Chcesz, żebym umarła z nudów? Mam świetny pomysł na nową rzeźbę do galerii w
Clare...
- ...która zostanie otwarta na wiosnę.
- Do tego czasu Rogan spełni swoją groźbę i przywiąże mnie do łóżka, jeżeli zrobię
krok w stronę pracowni.
Westchnęła, ale Brianna wiedziała, że Maggie, nie bierze do serca pogróżek męża. Nie
przeszkadzała jej nadmierna może troskliwość Rogana.
- Chcę pracować, dopóki to możliwe - dodała Maggie. - Miło być w domu, nawet przy
takiej pogodzie. Nie spodziewasz się chyba gości?
- Owszem. Jankesa, w przyszłym tygodniu.
Brianna napełniła filiżankę Maggie oraz własną, po czym usiadła. Pies, który czekał
cierpliwie przy krześle, położył wielką głowę na jej kolanach.
- Jankes? Tylko jeden? Mężczyzna?
- Aha. - Brianna pogłaskała Concobara po łbie. - To pisarz. Zarezerwował pokój, z
wyżywieniem, na czas nie określony. Zapłacił za miesiąc z góry.
- Miesiąc! O tej porze roku? - Zdumiona Maggie popatrzyła w okno, które drżało od
uderzeń wiatru. Cóż on takiego pisze?
- Thrillery. Czytałam parę. Są dobre. Nakręcono na ich podstawie filmy, które zdobyły
jakieś nagrody.
- Wzięty pisarz, jankes, spędzi zimę w B&B, w hrabstwie Clare. Będzie o tym sporo
gadania w pubie.
ROZDZIAŁ PIERWSZY
B rianna miewała gości w “Blackthorn Cottage” nawet w czasie najgorszych zimowych
miesięcy. Nie było w tym nic niezwykłego. W styczniu jednak dom świecił zazwyczaj
pustkami. Briannie nie przeszkadzała samotność, piekielne zawodzenie wiatru, ołowiane
chmury ani deszcz i śnieg padający dzień po dniu. Miała czas na snucie planów.
Z radością witała podróżnych, nawet jeżeli zjawiali się niespodziewanie. Liczył się
każdy funt i każdy pens. A poza tym Brianna przepadała za towarzystwem, lubiła, gdy jej
zakątek stawał się choćby tymczasowym schronieniem dla innych.
W ciągu pani lat od śmierci ojca i wyprowadzki matki, stworzyła dom, o jakim
marzyła będąc dzieckiem. Dom, gdzie na kominku płonął ogień, w oknach wisiały koronkowe
firanki, a z kuchni dochodził zapach ciasta. Dzięki Maggie, dzięki jej sztuce, mogła rozwinąć
swój interes. Brianna nigdy o tym nie zapomniała.
Ale dom był jej. Ojciec rozumiał tę miłość, a ona hołubiła swoje dziedzictwo, jak
hołubiłaby dziecko.
Może to pogoda przywiodła jej na myśl ojca. Zmarł właśnie w taki burzliwy, posępny
dzień. Przekonała się po raz kolejny, że nadal nosi w sobie smutek i żal. Dawały o sobie znać
z chwilą, gdy zostawała sama.
Trzeba się zabrać do pracy, zdecydowała, odwracając się od okna.
Deszcz lał strumieniami, postanowiła więc zrezygnować z planowanej wyprawy do
wsi i zająć się pracą, którą odkładała już zbyt długo. Nie spodziewała się żadnych odwiedzin
tego dnia, a jedyny pensjonariusz, który zarezerwował pokój, miał się zjawić dopiero w końcu
tygodnia. Brianna zaniosła na górę szczotkę, wiadro, szmaty i pusty karton. Pies deptał jej po
piętach.
Sprzątała strych regularnie, tak samo jak resztę domu. Kurz nie miał z Brianna
Concannon żadnych szans. Ale na strychu znajdowały się pudła i skrzynie, które omijała w
swoich porządkach.
Dość tego! powiedziała sobie, stanowczym ruchem otwierając drzwi, prowadzące na
górę. Tym razem zrobi tu generalną czystkę. I nie pozwoli, by przeszkodziły jej w tym
jakiekolwiek sentymenty.
Posprząta starannie strych i będzie oszczędzać pieniądze na jego remont. Można by z
niego zrobić przytulną facjatkę, dumała wsparta na szczotce. Mansardowe okna i świetliki,
bladożółta farba rozświetlająca wnętrze. A na podłodze jeden z jej dywaników.
Oczyma wyobraźni zobaczyła śliczne łóżko z kolorową narzutą, wiklinowy fotel, małe
Zgłoś jeśli naruszono regulamin