04. Kurtz Sylvie - Intryga i Miłość - Czarny Mnich.doc

(651 KB) Pobierz

SYLVIE KURTZ

 

 

 

Czarny mnich

 

 

 

 

Blackmailed Bride

 

 

 

 

 

Tłumaczyła: Anna Goldschneider


OSOBY:

 

Dr Jonas Shades – musiał przekonać piękną nieznajomą, aby zgodziła się udawać przez dwa tygodnie jego żonę. Co jednak zrobi, gdy ona stanie już u jego boku?

Cathlynn O’Connell – miała zagrać rolę swojego życia. Jaką cenę gotowa jest zapłacić, aby dostać to, czego pragnie?

Alana Chandler Shades – niewierna żona, która nagle znikła. Odeszła czy została zamordowana?

Sterling Ryder – prawnik rodziny i członek zarządu funduszu powierniczego. Czy miał powody, aby pragnąć śmierci Alany?

Geoffrey Chandler – kuzyn Alany. Czy chciwość mogła popchnąć go do morderstwa?

David Forester – zaufany asystent dr Jonasa. Wiedział o wszystkim, co działo się za grubymi murami klasztoru.

Meara O’Connell – babka Cathlynn. Czy pochwaliłaby poświęcenie, na jakie zdobyła się dla niej wnuczka?

Lorraine Forester – miejscowa szwaczka. Była szczęśliwa, mogąc spełnić każdą prośbę Jonasa.

Bertha Lane – babka Davida, która nigdy nie zdołała polubić Alany.

Scott MacPhearson – prywatny detektyw, za którego usługi płacił Jonas. Nikt nie mógł wydobyć z niego prawdy.


PROLOG

 

Był środek nocy. Wiatr targał gałęziami drzew i wył w zakamarkach murów. Blade światło księżyca obudziło na dziedzińcu klasztoru Ste-Croix w New Hampshire tajemnicze cienie. W mroku czaiły się duchy przeszłości.

Wszystko to nie robiło jednak wrażenia na Alanie Chandler Shades. Dawno już przestała się bać. Miała trzydzieści lat, a prawie połowę swego życia zmarnowała w tym zapomnianym przez Boga i ludzi miejscu. Nie straszne jej były takie noce. Spędziła ich tutaj zbyt wiele.

Przebiegając przez brukowany dziedziniec, uśmiechała się triumfująco. Nareszcie. Jeszcze chwila i odzyska wolność. Tak długo na nią czekała, potulnie spełniając wolę ojca. Ale skończyło się. Pieniądze ze spadku pozwolą jej jeszcze nacieszyć się życiem i wynagrodzą wyrzeczenia ostatnich trzynastu lat.

Drzwi garażu skrzypnęły cicho, w nikłym świetle zalśniła karoseria czerwonej miaty. Alana wsiadła do niej pospiesznie i ruszyła z rykiem silnika. Teraz nic już jej nie powstrzyma. Będzie używać przyjemności aż do utraty tchu. Koniec z nudą i spokojnymi wieczorami u boku męża. Jej nowy kochanek miał więcej męskości w małym palcu u nogi niż on w całym ciele.

Prychnęła pogardliwie. Szkoda, że Jonas znalazł papiery i zepsuł świąteczną niespodziankę. Choć i tak zachował się dość uprzejmie, zważywszy na warunki, jakie mu postawiła. Cóż, zawsze był do znudzenia poprawny.

Nic już nie łączyło jej z Jonasem. Może nawet nigdy go nie kochała? Kiedy wychodziła za mąż, była zbyt młoda, by wiedzieć, jaką cenę przyjdzie jej zapłacić za posłuszeństwo wobec ojca. Zresztą, jego manipulacje funduszem powierniczym sprawiły, że nie miała cienia szansy, by mu się sprzeciwić. Jednak do dziś nie wiedziała, dlaczego tak obstawał przy tym małżeństwie. Bo chyba nie dla jakiegoś bzdurnego leku na wszystkie dolegliwości, który pewnie nawet nie został wynaleziony.

Ona i Jonas pochodzili z zupełnie różnych środowisk. Początkowo fascynował ją, potem jednak tylko nudził. Głupiec, zniszczył ich świetną przyszłość swoimi nierealnymi wizjami. Potrafił tylko się gniewać, a i tego nie robił dobrze. Choć, musiała przyznać, czasem ją przerażał.

Ale nie dzisiaj. Jak co tydzień wymykała się z domu, z tą różnicą, że tym razem nie zamierzała do niego wracać. Koniec z tym wszystkim!

Wjechała do lasu, ukryła samochód w sosnowym zagajniku i wślizgnęła się do drewnianej chatki.

W ciemności wyczuła, że nie jest sama.

– Jesteś już? Dlaczego nie zaświeciłeś lampy?

Uśmiechnęła się lekko. Jej nowy przyjaciel był tak cudownie niecierpliwy. Zapaliła małą sztormową latarnię, zdmuchnęła zapałkę i odwróciła się w jego kierunku.

Drgnęła zaskoczona. Chybotliwy płomień oświetlił postać czarno ubranego mnicha, z twarzą ukrytą pod kapturem i dłońmi schowanymi w rękawach. Domyślny uśmiech wypełzł na jej wargi, kiedy przesunęła wzrokiem po habicie, opinającym szerokie ramiona. Przewiązany w pasie sznur podkreślał szczupłość bioder.

– Ach, więc lubisz się zabawić – zaśmiała się. Rozpięła płaszcz i rzuciła go na łóżko. Powoli podeszła do niego, zdejmując najpierw szalik, a potem sweter.

– Czy mam grać rolę dziewicy? – zapytała kusząco. Wtedy mnich odrzucił kaptur na plecy. W jego oczach zalśniła wrogość. Śmiech Alany zamarł jej w gardle. Znieruchomiała. Jak zahipnotyzowana patrzyła na jego dłonie, które znalazły się w kręgu światła. Trzymał w nich grubą linę.


ROZDZIAŁ PIERWSZY

 

Cathlynn O’Connell stała w głównej sali przerobionego na rezydencję klasztoru i rozglądała się z zaciekawieniem, usiłując zachować chłodny wyraz twarzy. Ludzie oczekiwali od niej profesjonalnego dystansu i opanowania, a ponieważ zwykle potrafiła sprostać ich wymaganiom i pracowała naprawdę ciężko, zyskała sobie sławę najlepszego znawcy antyków.

Zdjęła wełnianą czapkę i rękawiczki i rzuciła je na jedno ze składanych krzeseł. Gdzieś tu powinna być rzeźba, dla której przyjechała. „Serce Aidana”... Przemknęło jej przez myśl, że może zaszła jakaś pomyłka, ale szybko przywołała się do porządku. Przecież katalog aukcyjny zawierał dokładny opis, a zdjęcie nie pozostawiało żadnych wątpliwości.

Na zewnątrz zanosiło się na burzę. Silne podmuchy wiatru uderzały o stare kamienne ściany zabudowań i wznosiły tumany śniegu, niebo zasnuły ołowiane chmury. Zła pogoda nie odstraszyła jednak ludzi, którzy tłumnie przybyli na aukcję.

Burza i śnieżna zadymka nie powstrzymały także Cathlynn. W drodze z Nashua do starego klasztoru w niewielkiej wiosce Ste-Croix, leżącej na zachodnim krańcu Białych Gór, straciła wprawdzie panowanie nad kierownicą i omal nie wylądowała w lodowatych nurtach rzeki Ste-Croix River, ale warto było ryzykować podróż w takich warunkach. Jej dziesięcioletnie poszukiwania „Serca Aidana” miały się dzisiaj zakończyć.

Sala powoli wypełniała się ludźmi, w powietrzu unosił się gwar rozmów. Cathlynn przysiadła na brzegu krzesła i jeszcze raz się rozejrzała, wprawnym okiem oceniając pomieszczenie. Jedyną ozdobę ścian stanowiły portrety surowych mnichów z Zakonu Świętego Krzyża, ubranych w czarne habity. Wydawało jej się, że śledzą każdy jej ruch. Mimo woli zadrżała.

Podniosła się i przeszła przez salę, próbując uwolnić się od przykrego uczucia, że jest obserwowana. Dostrzegła kilku znajomych antykwariuszy, skinęła im głową na powitanie, a potem skierowała się do pokoju, w którym, jak się domyślała, zgromadzono przedmioty przeznaczone na aukcję.

Na kilku stołach rozłożono liczne cenne eksponaty. Cathlynn przyglądała się im, udając zainteresowanie, ale jej myśli nieustannie krążyły wokół „Serca Aidana”. Zauważyła lampę i kilka szklanych mis, które bez problemu mogłaby później sprzedać swoim klientom. Wiedziała jednak, że nie będzie ich licytować. Przybyła do Ste-Croix w jednym tylko celu. Chciała odzyskać szklaną rzeźbę, którą jej prapradziadek zrobił dla swej narzeczonej prawie sto lat temu. Dar miłości, zagubiony, kiedy Aidan i Deidre O’Connell opuścili Irlandię, udając się do Stanów Zjednoczonych.

Nareszcie go znalazła, mogła podejść i wziąć go w dłonie. Mimowolnie wstrzymała oddech i skierowała się w stronę trzydziestocentymetrowej rzeźby. „Serce Aidana” przypominało nieco kształtem tak popularne na początku XIX wieku przyciski do papieru, ale na tym podobieństwo się kończyło. Wydmuchując szkło, artysta utworzył półprzeźroczyste fale nakładające się jedna na drugą, w kolorach wahających się od ciemnego fioletu przez jasny róż do całkowitej przejrzystości. Pomiędzy nimi, podwieszone w magiczny jakby sposób, wisiało trójwymiarowe serce. Całość stała na płaskiej kwadratowej podstawie.

Rzeźba była piękna, stokroć piękniejsza, niż się spodziewała. Szkło zdawało się do niej przemawiać, opowiadać historię miłości i poświęcenia jej przodków. Ostrożnie wyciągnęła drżącą dłoń i delikatnie objęła przedmiot, którego szukała blisko dziesięć lat. Nareszcie...

Przesunęła językiem po zaschniętych wargach i niechętnie odstawiła rzeźbę na stół. Tylko spokojnie, upomniała się w myślach. Skoro zamierzała kupić „Serce Aidana”, nie mogła pokazywać, jak bardzo jej na tym zależy.

Przechodząc do głównego pomieszczenia aukcyjnego, myślała o tej, której pragnęła ofiarować rzeźbę, o swojej babci. Tak wiele jej zawdzięczała... Tylko ona potrafiła rozproszyć niepokoje burzliwego dzieciństwa Cathlynn, podarować jej pełen ciepła dom i tak pięknie opowiadać historię miłości Aidana i Deidre. Podarunek miał rozjaśnić ostatnie dni jej życia, jeszcze raz przywołać uśmiech na jej zmęczoną twarz. Cathlynn była jej to winna.

W drzwiach przystanęła, by przepuścić dwie starsze panie, które rozmawiały ze sobą z ożywieniem.

– Sądzisz, że się pokaże? – zapytała jedna z nich, opierając się na lasce.

– Kto? – Fioletowe pióra na kapeluszu drugiej kołysały się w rytm jej powolnych kroków.

– Jonas Shades, któżby inny?

Kobieta w kapeluszu z piórami zatrzymała się na progu i podparła pod boki.

– Bertha – zawołała karcąco – nie przyjechałaś tu, żeby coś kupić, prawda? Wyciągnęłaś mnie z domu w taką pogodę tylko po to, żeby zebrać trochę plotek. Natychmiast stąd wychodzimy!

– Nie zrobisz mi tego! – Bertha udała oburzenie, po czym nachyliła się do ucha swojej towarzyszki. – Mój David mówi, że od czasu zniknięcia żony Jonas Shades nie może pracować. Stracił cały zapał i nawet nie wspomina o swoich badaniach. Całe dnie spędza, spacerując z kąta w kąt, biedaczysko. Musiałam przyjechać i zobaczyć to na własne oczy...

– Twój wnuk jest jeszcze większym plotkarzem od ciebie.

Bertha podniosła jakąś ozdobę z najbliższego stolika i odłożyła, nawet nie oglądając.

– David mówi, że właśnie dlatego Shades urządza aukcję. Poza tym rozpaczliwie potrzebuje pieniędzy na dalsze badania. Pomyśl, co stałoby się z naszą wioską, gdyby Shades się stąd wyprowadził!

– Pewnie przyjechałby ktoś inny – zauważyła trzeźwo dama w kapeluszu i spróbowała pociągnąć Berthę dalej.

– Tak, ale pomyśl, jakim kosztem. Pamiętasz, co się stało, kiedy rodzina Shadesów straciła klasztor, po tym jak umarł Jeremy Shades? Wioska niemal znikła z powierzchni ziemi.

– Chodź już. – Fioletowe pióra na kapeluszu zachwiały się gwałtownie, gdy kobieta siłą pociągnęła swoją towarzyszkę. – Aukcja zaraz się zacznie. Musimy zająć miejsca.

Cathlynn podążyła za nimi i omal nie wpadła na Berthę, która nagle się zatrzymała.

– Tam jest – szepnęła do swej towarzyszki. – Och, naprawdę nie wygląda dobrze. Ciekawe, czy zrezygnuje w tym roku z gwiazdkowego przyjęcia? Byłoby to przykre, ale czy można go winić? W takiej sytuacji?

Mimo woli Cathlynn podążyła wzrokiem za jej spojrzeniem i odwróciła głowę w stronę wysokiego, dobrze zbudowanego mężczyzny, który opierał się o przeciwległą ścianę i patrzył na wszystkich z nieukrywana wzgardą.

Musiała przyznać, że był imponujący. Nawet kiedy starał się pozostać w cieniu, zdawał się wypełniać sobą cały pokój. Wydatne kości policzkowe i kwadratowa szczęka świadczyły o sile charakteru i kontrastowały ze zmysłową linią pełnych ust. Jego ciemnobrązowe włosy wyglądały, jakby co chwila przeciągał po nich palcami.

Drgnęła, czując na sobie spojrzenie jego stalowoszarych oczu. Płaszcz, który miała na sobie, zdał jej się nagle cienki, niemal przezroczysty. Otuliła się nim szczelniej, mimo gorąca panującego w pomieszczeniu. Poczuła dziwny niepokój i podniecenie. Przypisała je jednak bliskiej perspektywie zdobycia „Serca Aidana”, bo przecież to nie stojący tak daleko mężczyzna przyprawił ją o drżenie dłoni.

Podniosła wzrok i spojrzała mu prosto w oczy. Patrzyła w nie długo, zbyt długo...

Nagle coś się zmieniło. Ulotne ciepło znikło z jego spojrzenia, zamigotała w nim nienawiść, może odraza. Cathlynn znieruchomiała, zaskoczona tak nagłą zmianą. Szybko przymknęła powieki, by opanować przykre uczucie odrzucenia.

Po chwili, już spokojna, przysiadła na krześle, zdjęła płaszcz i wygładziła wełnianą suknię w kolorze burgunda. Postanowiła nie myśleć więcej o Jonasie Shadesie. Na próżno. Za plecami wciąż czuła jego obecność, a jej myśli uparcie krążyły wokół jego osoby.

Nigdy przedtem się nie spotkali, to pewne. Kogoś takiego nie sposób zapomnieć. Na pewno jednak słyszała już gdzieś jego nazwisko. Tylko kiedy?

Zirytowana wzruszyła ramionami. W końcu nie miało to żadnego znaczenia. Nie przyjechała tutaj dla rozwiązania tajemnicy kryjącej się za pełnymi bólu oczami Jonasa Shadesa. Przyjechała, żeby kupić „Serce Aidana”.

Nagle drzwi frontowe otworzyły się szeroko. Wiatr natychmiast wdarł się do środka, gwiżdżąc i przewracając z niespotykaną siłą składane krzesła w tylnym rzędzie. Zgromadzeni w sali ludzie odwrócili się w jednej chwili.

– Myślisz, że to ona? – wyszeptała Bertha.

– Kto? Ofiarna dziewica? – zadrwiła jej towarzyszka.

– Eee, tam... Jego żona, która znikła w zeszłym miesiącu. Ludzie mówią, że widziano tu jej ducha. Niektórzy nawet twierdzą, że Shades w przypływie wściekłości zamordował ją własnymi rękami.

Dama w kapeluszu najwyraźniej za nic miała sobie plotki, bo znacząco trąciła Berthę łokciem w bok.

– Znowu plotkujesz – syknęła. – Przecież nawet nie wiadomo, czy Alana żyje, czy nie. Duchów tu nie ma i nie będzie, niezależnie od tego, co ludzie plotą o tych biednych mnichach, którzy podobno tu straszą.

– Cóż, w każdej opowieści tkwi ziarnko prawdy. – Bertha nie dawała za wygraną. – Z mnichami wiążą się krwawe historie.

Młody człowiek, w garniturze nieco zbyt eleganckim jak na taką okazję, zamknął drzwi, poustawiał przewrócone krzesła i zajął miejsce w tylnym rzędzie. Licytator uderzył młotkiem w stół i rozpoczął aukcję.

Cathlynn odwróciła głowę i po raz kolejny napotkała lodowate spojrzenie Jonasa Shadesa. Zagryzła wargi. Jak tylko kupi rzeźbę, wyjedzie stąd natychmiast i postara się szybko o nim zapomnieć.

– A teraz rzeźba numer sto trzynaście. „Serce Aidana”. – Z zamyślenia wyrwał ją głos licytatora. – Eksperymentalne szkło irlandzkie, pochodzące z około 1900 roku, z Summer Glasshouse. Artysta nieznany. Kto da...

Znała rynkową wartość dzieła, ale wiedziała też, że kupi je za każdą cenę. To nie stawiało jej w zbyt dobrej sytuacji. Jeśli dostrzegą to specjaliści od podbijania cen, z pewnością wykorzystają jej słabość. Także licytator może podnosić stawkę w nieskończoność, kiedy zauważy jej pragnienie posiadania rzeźby. Musi licytować ostrożnie.

Poprawiła się na krześle, przywołała na twarz obojętny uśmiech i z biciem serca czekała, podczas gdy ktoś zaproponował stawkę podniesioną o połowę.

– Panie i panowie – kontynuował licytator – od dawna nie widziałem tak pięknego szkła irlandzkiego...

Licytacja nabrała tempa. W miarę jak cena zbliżała się do wartości rynkowej, Cathlynn zaciskała w ręce numerek coraz mocniej, starając się zachować spokój.

– Tak doskonały przykład szkła irlandzkiego jest bezcenny...

Na czole Cathlynn pojawiły się kropelki potu. Podniosła numerek.

– Proszę pamiętać, panie i panowie, że jest to oryginał. Więcej zapłacilibyście za kopię. Kto da...

Wymieniona suma była zbyt wysoka. Cathlynn zawahała się. W głowie kłębiły jej się sprzeczne myśli. Tak bardzo chciała mieć tę rzeźbę.

Podniosła kartę. Ale licytacja się nie skończyła. W górę podniósł się jeszcze inny numerek, potem kolejny. Boże, nigdy nie sądziła, że cena będzie tak wysoka. Zaraz straci „Serce Aidana”, po dziesięciu latach poszukiwań. Zacisnęła zęby i włączyła się do licytacji, nie wiedząc jeszcze, czy kiedykolwiek zdoła zapłacić.

Nagle rozległ się szmer zdziwienia. Jonas Shades podszedł do prowadzącego aukcję i szeptał z nim chwilę. Potem skinął głową komuś w ostatnim rzędzie i wyszedł bocznymi drzwiami.

Cathlynn ogarnęły złe przeczucia. Nie, nie mogli tak po prostu odebrać jej szansy kupna rzeźby, na którą czekała tyle lat. Nie teraz, kiedy była tak blisko...

Licytator chrząknął i wznowił aukcję.

– Panie i panowie...

Cathlynn odetchnęła z ulgą. Jednak jej radość nie trwała długo. Z ostatniego rzędu ktoś zaproponował sumę tak ogromną, że potrzebowała kilkunastu sekund, by w ogóle przyjąć ją do wiadomości.

– Co takiego?! – Skoczyła na równe nogi, przewracając przy okazji krzesło. – Nie może pan tego zrobić!

Osobą, która wymieniła cenę za „Serce Aidana”, okazał się zbyt elegancki młody człowiek, który wcześniej zamknął frontowe drzwi. Teraz siedział spokojny i uśmiechał się do Cathlynn, unosząc w górę ramiona w geście udawanego żalu. Mogłaby go zabić!

– David? – Bertha zmrużyła oczy i wpatrywała się w młodego człowieka. – Czy to ty?

– Kto da więcej? – zapytał licytator. Rozejrzał się po sali. – Po raz pierwszy! Po raz drugi! Po raz trzeci! – Uderzył młotkiem w stół. – Sprzedano panu w ostatnim rzędzie.

Cathlynn z rezygnacją opuściła głowę. Przegrała. Nie mogła w to uwierzyć. Zacisnęła pięści i poczuła, że zaczyna się dusić. Pokój zawirował jej przed oczami, w uszach pulsowała krew.

– Dobrze się pani czuje? – Nieznajomy głos przywołał ją do rzeczywistości.

– Tak – odetchnęła głęboko. – Wszystko w porządku. Ktoś postawił jej krzesło i pomógł jej na nim usiąść.

Kiedy spostrzegła, kto stoi obok niej, natychmiast podjęła decyzję.

– Chcę od pana odkupić „Serce Aidana” – zwróciła się do młodego człowieka.

– Bardzo mi przykro. – Uśmiechnął się przepraszająco, a w jego ciepłych brązowych oczach dostrzegła skruchę. – Ja tylko reprezentuję kupującego.

– Kto je kupił?

– On. – Głową wymownie wskazał boczne drzwi.

A więc „Serce Aidana” zabrał jej Jonas Shades. Powoli wstała, sięgnęła po czapkę i rękawiczki, zrzucając je na podłogę. Schyliła się po nie i przysiadła na brzeżku krzesła. Marzyła, żeby wszystko okazało się snem, z którego za chwilę się obudzi.

Rozejrzała się po sali. Znajdzie Shadesa i wytłumaczy mu, dlaczego tak rozpaczliwie potrzebuje tej rzeźby. Nie zauważyła go, podniosła się więc ostrożnie i wyszła do holu. Wciąż kręciło się jej w głowie, w poszukiwaniu oparcia chwyciła się framugi drzwi i przymknęła powieki.

– Czy jest J. T.?

Z głębi korytarza dobiegł ją głos z brytyjskim akcentem. Otworzyła oczy i jak przez mgłę zdołała dostrzec mężczyznę otulonego ciężkim czarnym płaszczem w filcowym meloniku na głowie.

– Dr Shades nie spodziewał się pana dzisiaj.

Dr J. T. Shades! Teraz przypomniała sobie, gdzie wcześniej słyszała nazwisko Jonas Shades. Pamiętała, ile szumu narobił, kiedy oskarżył sponsorującą go firmę o oszustwo i zrezygnował ze współpracy z nimi. Po co, u diabła, potrzebne mu „Serce Aidana”?

Poczuła, że ogarnia ją złość. Jeśli Jonas Shades sądził, że Cathlynn wróci dzisiaj do domu z pustymi rękami, to nie wiedział, z kim ma do czynienia.

 

Jonas spodziewał się Sterlinga Rydera, nie sądził jednak, że przyjedzie tak wcześnie. Szybko wszedł do małego pokoju sąsiadującego z salonem, wyszarpnął z sekretarzyka numer licytacyjny 168 i ruszył do drzwi w drugim końcu pokoju.

Ludzie plotkują. Wygląda na to, że nie mają nic innego do roboty, jak tylko zajmować się nim, jego nieudanym małżeństwem i żoną, która nagle wyparowała.

Miesiąc temu znalazł Alanę kompletnie pijaną na stosie papierów. Groziła, że opowie wszystkim, jaką farsą było ich małżeństwo, ale przede wszystkim pałała żądzą zemsty. Przysięgała, że będzie cierpiał za lata odosobnienia, do których ją zmusił, a potem przedstawiła mu szatańską umowę. Miał ochotę ją udusić. W końcu zgodził się jednak. Małe upokorzenie było niczym w porównaniu z dobrodziejstwem, jakie przynieść miały jego badania.

Czy w złości opowiedziałaby swoje sekrety kuzynowi Geoffrey’owi, gdyby wiedziała, że będzie nimi tak zainteresowany?

Gwałtownie popchnął drzwi i omal nie zderzył się ze swoim asystentem, Davidem Foresterem.

– Jonas! – David mocniej przytrzymał w dłoniach „Serce Aidana”. – Co mam z tym zrobić?

– Wstaw do piwnicy z innymi przyciskami do papieru. – Podał mu klucz. – I włóż to do sejfu.

Nie czekając na odpowiedź, ruszył w głąb korytarza, kierując się do biblioteki.

Ach, droga Alana, zgrzytnął zębami. Najpierw ciągle mu się odgrażała, a potem znikła bez jednego słowa. Zaniepokoił się, bo nie miała w zwyczaju wyjeżdżać bez głośnej awantury. Niestety, detektyw, którego wynajął, nie zdołał nic odkryć. Wyglądało to tak, jakby Alana rozpłynęła się w powietrzu.

Niezależnie od tego, czy zrobiła to umyślnie, czy też nie, zostawiła go z podejrzliwym prawnikiem, któremu musiał udowodnić, jak szczęśliwe było ich małżeństwo. Ciekawe tylko, jak miał to zrobić bez oddanej żony u boku?

Nagle zatrzymał się. Obraz kobiety, którą zobaczył na aukcji, znów stanął mu przed oczami. Mogła mu pomóc.

Miała w sobie coś, co natychmiast zwróciło jego uwagę. Podziwiał jej kocią grację i pewność siebie, z jaką się poruszała. Zaniepokoiło go to nagłe zainteresowanie. Raz już dał się zwieść ładnej twarzyczce i słono za to zapłacił. Za nic na świecie nie chciałby jeszcze raz popełnić tego samego błędu.

Pchnął drzwi do biblioteki, zapalił lampę i podszedł do kominka. Dorzucił do ognia polano i obserwował lecące w górę iskry. Znowu pomyślał o tamtej kobiecie. Miała najpiękniejsze oczy, jakie kiedykolwiek widział. Brązowe, ze złotymi cętkami przypomniały mu kamienie z naszyjnika matki. Kiedy w nie spojrzał, poczuł falę pożądania, a przyjemny dreszcz nie opuszczał go nawet teraz...

Potrząsnął głową, żeby pozbyć się natrętnego obrazu. Musiał nad sobą panować. Zbyt dobrze pamiętał, ile kosztowała go fascynacja Alaną. Pomyślał o tym z nienawiścią nawet wtedy, gdy zachwycony wpatrywał się w nieznajomą. A ona chyba odgadła jego myśli, bo natychmiast odwróciła od niego wzrok.

On jednak wciąż na nią patrzył. Obserwował, jak usiadła na krześle, a potem pochyliła się wyczekująco, kiedy przyniesiono „Serce Aidana”. Widział, jak wstrzymała oddech, czekając na otwarcie licytacji i zauważył, jak bardzo zależy jej na kupnie rzeźby.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin