Związek Przeznaczenia 11 - 13.doc

(94 KB) Pobierz
Związek Przeznaczenia

Związek Przeznaczenia

 

Rozdział 11

Zaklęcie blokujące drzwi do sypialni Snape’a tym razem okazało się całkowicie zbędne. Potter najwidoczniej dobrze zapamiętał, co stało się ostatnim razem, kiedy wtargnął do środka. Postanowił ochłonąć, czekając na Mistrza Eliksirów w holu. Jego wywar rozwiązał problem Gryfona w bardzo radykalny sposób, którego młodzieniec nie brał nigdy pod uwagę.
— Proszę, proszę, Potter! Nie masz żadnych widocznych uszkodzeń, prawda? — zapytał Severus jedwabistym głosem po wyjściu z komnaty, gdy natknął się na piorunującego go wzrokiem Harry’ego, wciąż stojącego w korytarzu.
— Powiedziałeś, że dzięki eliksirowi odzyskam swój normalny kolor! — wykrzyknął chłopak.
— Mogłem rzeczywiście coś takiego zasugerować — westchnął mężczyzna. — Jesteś zbyt niecierpliwy, co częściowo tłumaczy twoje zatrważające zdolności w warzeniu eliksirów. Pewne rzeczy należy wykonywać stopniowo. Zrobiłeś już pierwszy krok, teraz pora na drugi. — Wyciągnął przed siebie dłoń, w której trzymał kolejną fiolkę tym razem z purpurową cieczą. — To jest właściwe antidotum.
— Dlaczego wcześniej nie powiedziałeś, że składa się z dwóch części? — zapytał oburzony Harry.
Severus ledwie dostrzegalnie uniósł brew, a jeden z kącików jego ust wykrzywił się w kpiącym uśmieszku, kiedy powiedział:
— Wypij to.
Nastolatek rzucił mu spojrzenie pełne nieufności.
— Skąd mam wiedzieć, czy to coś nie wywoła u mnie znów… czegoś nieoczekiwanego?
Brew Snape’a ponownie powędrowała drwiąco w górę.
— Wierzę, że dyrektor byłby bardzo niezadowolony, gdyby dowiedział się, że próbuję eksperymentować z twoją intymną sferą, Potter.
Spojrzawszy wyzywająco na byłego Ślizgona, chłopak przełknął szybko zawartość naczynia. Eliksir smakował jak syrop na kaszel.
— Dziękuję — powiedział ostrożnie.
— Oszczędź mi szczegółów — odparł pogardliwie Severus, oddalając się z pustym naczyniem. — Ale wiedz, że twoje warkocze odrosną na tyle, aby uformować idealne gniazdko dla całej rodziny ptaszków.
— Co?? — w głosie Harry’ego pojawiła się nuta histerii — Jakie warkocze? I ptaki?
— Proponuję, żebyś po prostu zdjął spodnie — odpowiedział starszy czarodziej, zamykając za sobą drzwi. Gryfon pobiegł do swojego pokoju. W dolnej części ciała czuł okrutne swędzenie, gorsze niż wtedy, gdy stał się ofiarą niechcianej i niespodziewanej depilacji. Szybko pozbył się spodni i bielizny, aby ocenić skutki zażycia kolejnego eliksiru. Po tym jak Snape wspomniał o gnieździe dla ptaków, czuł narastające w piersi uczucie paniki. Prześladowany wizją najeżonych zarośli, obawiał się, że mógłby zobaczyć coś zupełnie przeciwnego do wcześniejszej nagości.
— Och, jest w porządku! I nawet kolor ten sam!
Wciągnął z powrotem ubrania, wzdychając z ulgi, po czym poszedł umyć ręce. Zastanawiał się czy powinien powiedzieć Fredowi i George’owi o tym, że nikt inny tylko Severus Snape wynalazł „antidotum” na ich pastylki. I o tym, jakie mściwe poczucie humoru posiada ten mężczyzna. Harry zdał sobie sprawę, że uśmiecha się do siebie.

XXX

W poniedziałek rozpoczęło się szkolenie. Kingsley Shacklebolt okazał się być wyśmienitym nauczycielem, łączącym w sobie cierpliwość i serdeczność ze stanowczością i niezwykle wymagającą postawą, która motywowała chłopaka i stanowiła dla niego dodatkowe wyzwanie. Potter odbywał również regularne treningi z profesor McGonagall i Moodym, którzy na przemian udzielali mu lekcji. Teraz, kiedy był tak zajęty, czuł się bardziej pewny siebie, dowartościowany i nie myślał już tak często o tym, jak dziwaczne jest jego małżeństwo.
Tymczasem, Severus „w minimalnym stopniu” — jak sam to ujął — angażował go w swoją pracę i badania poświęcone eliksirom. Ponury czarodziej traktował go z chłodną obojętnością, rzadko z nim rozmawiał, chyba że prosił go o posiekanie jakiegoś składnika do swoich eliksirów (co chwila zresztą zerkając na stół Gryfona, aby upewnić się czy kroi go tak jak należy), o poukładanie nowych książek w ich bibliotece, o podpisanie słoi z wywarami, o poukładanie składników w szafkach, czy o tym podobne czynności. Harry pracował sprawnie i cicho najczęściej u boku Snape’a, warzącego któryś ze swoich niezliczonych eliksirów.
Pewnego dnia, ogromna chmura jasno-różowego dymu buchnęła z kociołka i okryła całą pracownię gęstą, nieprzeniknioną mgłą. Oczy Gryfona zaczęły łzawić, a gryzący opar wywołał u niego odruchowy kaszel. W tym samym momencie nóż ześlizgnął się z krojonego przez chłopaka korzenia i zaciął go w palec.
— Och!
Nie odważył się pozbyć dymu za pomocą zaklęcia, na wypadek, gdyby okazał się częścią eksperymentu, jaki przeprowadzał jego małżonek. Zaraz potem usłyszał jakieś ponure pomrukiwania, dochodzące z miejsca, gdzie mglisty obłok zadawał się być najgęściejszy. I nagle cała chmura zniknęła. Severus podszedł do chłopaka.
— Nic ci się nie stało? — zapytał szybko.
— Nie, wszystko w porządku. Tylko się zaciąłem, kiedy ten dym pojawił się znikąd.
— Wydostał się z kociołka, Potter — odpowiedział zirytowany Snape, ujmując dłoń Harry’ego i przyglądając się uważnie jego ranie. Wydobył swoją różdżkę, machnął nią nad zranieniem i wymamrotał łagodnie jakieś zaklęcia po łacinie. Po skaleczeniu nie było ani śladu.
— Super! Dziękuję ci, Severusie — powiedział młodszy czarodziej uśmiechając się do mężczyzny.
Mistrz Eliksirów nie odpowiedział, tylko wrócił do swojego kociołka. Nastolatek również wznowił przerwaną pracę. Sytuacja wyglądała lepiej niż wtedy, gdy był uczniem w klasie Snape’a. Teraz zaczęli współpracować — pomimo tego, że nadal utrzymywali okryty lodem dystans względem siebie. Były Ślizgon wciąż nie przejawiał osobistego zainteresowania życiem osobistym swojego młodszego małżonka, ani tym co robił na co dzień. Chociaż chłopak przejawiał szczerą ciekawość samą osobą Severusa, jak i jego pracą i badaniami nad nowymi eliksirami, jego pytania spotykały się z niechęcią ze strony Mistrza Eliksirów. Zniecierpliwiony profesor stwierdził, że nie jest zainteresowany „nudnymi pogaduszkami” i nie widzi powodu, dla którego Harry miałby być zainteresowany eliksirami, biorąc pod uwagę jego żałosne wyczyny podczas lekcji. Traktował młodzieńca bardziej jak swojego asystenta niż męża — dla niego najważniejsze było to, że on był zwierzchnikiem, a Potter jego podwładnym. Kiedy Snape po raz pierwszy poprosił Gryfona o pomoc przy pracy, chłopak był niezwykle zadowolony, widząc w tym pierwszy krok w kierunku poprawy ich niepewnych relacji. Teraz wiedział, że podejście mężczyzny nie zmieniło się i że Severus nie bardzo wiedział, co ma zrobić ze swoim młodym mężem. Więc dlaczego nie miałby go jakoś wykorzystać? Mieszkał w komnatach, które od lat należały tylko do Mistrza Eliksirów. Nadal nie był mile widziany w jego prywatnych pokojach. Cała ta przeprowadzka musiała zostać odebrana przez starszego czarodzieja, jako inwazja na jego dotychczasowy styl życia. Nadzieja Harry’ego na poprawę ich relacji stopniowo zmieniała się w rezygnację. Odczuwał to szczególnie mocno poza lekcjami z Shackleboltem czy zajęciami z dwójką współpracowników Severusa, kiedy przesiadywał sam w swojej sypialni lub jeździł samotnie na miotle. Ostatecznym gwoździem do trumny był fakt, iż ani on, ani Snape nie czuli się szczęśliwi w tym małżeństwie. Gryfon nie mógł się doczekać chwili, gdy uczniowie powrócą do Hogwartu po wakacjach, wypełniając zamek rozmowami i odgłosami zajęć. Jego własne lekcje, listy od przyjaciół i pogawędki z Nessą chroniły go przed wegetacją niczym roślina, na którą zwraca się minimum uwagi i która skazana jest na nudne, szare życie. Chłopak wolał jednak to niż powrót do Dursleyów.

Nessa wymyślała przeróżne tematy do ich rozmów.
— Niewinność. Porozmawiajmy o czystości, młodzieńcze — powiedziała, gdy któregoś dnia Harry podsunął krzesło i usiadł obok niej. Severus uśmiechnął się ironicznie na widok mebla, jaki chłopak ustawił obok portretu, ale nic nie powiedział na ten temat. Wąż owinął swoje długie ciało wokół moździerza.
— Ty jesteś naturalny, mój chłopcze. Nie znam wszystkich szczegółów dotyczących przeszłości twojego męża, ale wiem, że jest mroczna, a on wciąż opłakuje utratę swojej niewinności. Jednym z jej przejawów jest to, że potrafisz się szczerze śmiać.
— A on tego już nie umie — stwierdził Harry, sadowiąc się wygodnie i kładąc jedna stopę na siedzisku fotela, obejmując kolano ramieniem.
— Ale ty tak.
— Jest mi bardzo ciężko to robić, kiedy on jest w pobliżu — wyznał nastolatek, wzdychając.
— Jestem pewna, że dyrektor myślał o tym, aranżując to małżeństwo — powiedziała Nessa.
— Już prawie dwa miesiące jesteśmy razem i nic się między nami nie zmieniło — odpowiedział jej Gryfon. — Jeżeli kiedyś nienawidził mnie bardziej, teraz jestem mu obojętny lub nadal mnie nienawidzi, ale jest na tyle ostrożny, że tego nie okazuje. Chciałbym go poznać, a on mi na to nie pozwala.
— Któregoś dnia ci pozwoli — powiedział zwierzak.
— Jesteś wielką optymistką.
— To jedna z tych rzeczy, której brakuje światu — odpowiedziała Nessa, sycząc ze śmiechu.
— A tak, to prawda.
— Niewinność i pewność siebie często idą w parze — zauważył gad. — Mistrz Eliksirów jest w głębi duszy bardzo niepewny, bardziej niż ty sam. On ci zazdrości. Widziałam, jak na ciebie patrzył, kiedy razem ostatnio rozmawialiśmy. On, na przykład, nie zna wężomowy. Odrzucił swoją czystość w poszukiwaniu bezpieczeństwa, złej odmiany bezpieczeństwa, jak sądzę.
— Nesso… czy dla niego nie ma już żadnej nadziei? Czy jest już dla niego za późno? Czy będzie taki zgorzkniały do końca swojego życia?
— Nie, jeżeli coś ulegnie zmianie. Nie, jeśli zakosztuje odrobiny tej niewinności.
Harry uśmiechnął się smutno.
— On odebrał mi moje dziewictwo, wiesz…
— Ach... to była tylko fizyczna czystość, młodzieńcze, czyż nie? Powiedz mi, czy odebrał ci też serce i duszę, kiedy skonsumowaliście wasz związek? — Potter przygryzł nerwowo wargę i potrząsnął przecząco głową. Rozmowa na ten temat nadal sprawiała mu ból. — Sam widzisz — syknęła delikatnie Nessa. — Więzy krwi, małżeństwa, konsumpcje związków i inne tego rodzaju powiązania… jeżeli nie zachodzi w ich trakcie wymiana duchowa, młodzieńcze, i są dokonywane tylko i wyłącznie z tak zwanych względów politycznych, wtedy nie mają żadnego wpływu na duszę.
— On nie chce rozwodu. Jego zdaniem, jest zbyt wiele winien dyrektorowi, żeby zawieść go teraz, rozstając się ze mną. Przepraszam, że ciągle zawracam ci głowę moim małżeństwem, Nesso.
— Chłopcze, widzę, że ten związek wiele dla ciebie znaczy. Nie zawracasz mi głowy. Próbujesz nad nim pracować, podczas gdy twój mąż woli się ukrywać. Ale ja dostrzegam też gdzieniegdzie przebłyski optymizmu. Pamiętaj, że wkrótce do tego opustoszałego budynku wracają uczniowie. Zobaczysz, jak wszystko wtedy się zmieni. Pamiętasz o tych zajęciach rysunku? Dlaczego się nie zapiszesz? Będziesz wtedy miał kontakt z innymi.
Harry rzeczywiście nie mógł doczekać się spotkania z Ginny i Luną, które obie zaczynały właśnie swój siódmy rok nauki. Postanowił również wziąć do serca radę Nessy i uczęszczać na lekcje rysunku. Naprawdę lubił szkicować i rysować. Miałby szansę robić coś twórczego.

 

Rozdział 12

Rozpoczął się nowy semestr i zamek na powrót tętnił życiem. Hagrid wrócił z podróży po Francji w doskonałym nastroju. Tuż po uczcie powitalnej, Ginny powitała Harry’ego delikatnym uściskiem, zaś Luna natychmiast pośpieszyła pogratulować mu zawarcia małżeństwa z Severusem swoim zwyczajnym, rozmarzonym głosem.
— Jestem pewna, że profesor Snape będzie się teraz zachowywał lepiej, od kiedy jest twoim mężem. Dotychczas wykazywał się dość wybuchowym charakterem — zauważyła dziewczyna z właściwą jej szczerością.
— Nie jestem tego taki pewien, Luno — odpowiedział żywo Potter. — Zazwyczaj nie łączy spraw zawodowych z życiem prywatnym.
Oczywiście, nie było to jedyne wytłumaczenie zachowania jego małżonka jako nauczyciela, ale Gryfon uważał ich związek za temat na tyle osobisty, iż nie zamierzał dzielić się z nikim tym, co naprawdę działo się pomiędzy nim a byłym Ślizgonem. W gruncie rzeczy, utrzymywał prawdę o ich związku w sekrecie nawet przed swoimi najbliższymi przyjaciółmi. Tylko Nessa wiedziała.
— Jak wyglądają jego komnaty? Czy naprawdę są wypełnione łańcuchami i toporami? — zapytała Ginny, chichocząc. Na ustach chłopaka zagościł krzywy uśmieszek.
— Nie, nie są. Prawdę mówiąc, są dość ładne. Bez ślizgońskich kolorów, no może poza sztandarem Slytherinu, ale cała reszta jest bardzo elegancka.
— Czy dobrze cię traktuje?
— Tak — odpowiedział krótko czarodziej. Ginny zrozumiała, że temat małżeństwa Harry’ego nie jest mile widziany i postanowiła szybko go zmienić.
— Słyszałeś już o nowych zajęciach? — zapytała. — Zastanawiałam się, czy mogłabym wziąć w nich udział, ale chyba bardziej interesuje mnie quidditch.
— A ja zapisałem się, jak tylko ogłoszenie pojawiło się na tablicy ogłoszeń — odpowiedział Potter.
— Och, ja też muszę się zgłosić! — stwierdziła Luna. — Zawsze marzyłam o tym, by namalować chrapaka krętorogiego.
Dwójka przyjaciół z całych sił starała się zachować powagę, gdy dziewczyna pomachała im trzymanym w ręku piórem i oddaliła się w stronę listy z chętnymi.
— Harry, jeżeli Sn… to znaczy twój mąż, eee… nie daje ci żyć, może powinieneś napisać o tym mamie i tacie, albo chociaż powiedzieć o tym Dumbledore’owi? Jakoś kiepsko wyglądasz i wydaje mi się, że straciłeś na wadze.
— Wszystko w porządku, Ginny. Naprawdę. Czy Ron i Hermiona nie mówili ci o tym?
— Mówili, ale właściwie to nie rozpisywałeś się zbytnio o waszym związku w listach, prawda?
— Wszystko układa się dobrze, Ginny — powtórzył nieco niecierpliwie Gryfon. — Severus jest w PORZĄDKU Nie widzi żadnych przeszkód, żebym zapraszał przyjaciół do lochów, pod warunkiem, że będziemy się trzymać moich komnat. Ty i Luna jesteście zawsze mile widziane.
— Doprawdy? To bardzo miłe z jego strony — powiedziała Krukonka, która właśnie wróciła spod tablicy ogłoszeń i dołączyła do nich.
Do najmłodszej latorośli Weasleyów podszedł kasztanowo-włosy chłopak, rumieniąc się nieco.
— Och, cześć, Kevin — przywitała się radośnie Gryfonka. — Zobaczymy się później, Harry. Trzymaj się!
— No cóż, widzimy się w piątek na lekcji rysunków — powiedziała na pożegnanie Luna.
— Tak, nie mogę się doczekać.

Usłyszawszy o piątkowych planach małżonka, Snape rzucił mu pogardliwe spojrzenie.
— Szczerze mówiąc, myślałem, że świat sztuki ma zbyt wysokie progi jak dla ciebie, Potter — rzucił.
— Twój proces myślenia już dawno temu przestał mnie zadziwiać — odpowiedział chłodno nastolatek. — Myślisz, że wszystko wiesz najlepiej?
Mistrz Eliksirów wykrzywił lekceważąco usta i zmierzył swojego małżonka protekcjonalnym spojrzeniem. Chłopak znacznie urósł, lecz nadal nie dorównywał wzrostem Ronowi czy Severusowi. To dawało byłemu Ślizgonowi kolejny powód, by wprowadzić go w zakłopotanie.
— Tę cechę raczej przypisałbym pannie Granger — odpowiedział Snape.
— Nie lubisz Hermiony, bo jest błyskotliwa i nie afiszuje się tym. I dla ciebie zawsze będzie tylko mugolką.
Oczy starszego mężczyzny zwęziły się niebezpiecznie.
— Uważaj, Potter.
— To ty lepiej uważaj — wysyczał Harry. — Nie zaprzeczysz, że nigdy nie doceniałeś mojej przyjaciółki na zajęciach z Eliksirów, chociaż jej wywary były zawsze najlepsze. Nigdy jej nie nagrodziłeś.
Severus ruszył w stronę swojego męża, który nie ustąpił ani o krok.
— Próbujesz mi mówić, jak mam prowadzić swoje zajęcia, Potter? — wyrzucił z siebie.
— Nie, nic z tych rzeczy. Po prostu nie życzę sobie, żebyś bez powodu krytykował moją przyjaciółkę. Gdyby ktokolwiek zaczął krytykować ciebie, stanąłbym w twojej obronie, bo choć kompletnie się mną nie interesujesz, ani tym, co robię, nadal pozostajesz moim mężem i opiekunem. A teraz muszę już iść na moje treningi. — Gryfon odwrócił się na pięcie i wymaszerował z pokoju.

XXX



Nadszedł piątkowy wieczór i Harry razem z Luną ochoczo weszli do klasy. Schludnie złożona, czarna szata leżała na krześle, tuż obok zaś stała ładna kobieta, Indiańskiego pochodzenia, stukając, jakby od niechcenia, różdżką w sporych rozmiarów skrzynię, stojącą na podłodze. Pudło otworzyło się, ukazując wszelkiego rodzaju przybory malarskie. Na każdej ławce leżał piórnik wypełniony przeróżnymi narzędziami do rysowania.
— Ach, to musi być profesor Mukherjee — powiedział pełnym uwielbienia głosem uczeń stojący za dwójką przyjaciół.
— Jej prace są wystawione w czarodziejskiej galerii w Londynie — szepnął ktoś inny.
Szeleszcząc swoją błękitną szatą, czarownica zwróciła się w kierunku swoich uczniów i uśmiechnęła się. Jej oczy były tak czarne jak oczy Severusa, ale dla odmiany, były pogodne niczym skowronek. Kobieta była wzrostu Harry’ego.
— Usiądźcie, proszę — powiedziała głosem tak radosnym jak jej uśmiech. Spora grupa uczniów od czwartego do siódmego roku weszła do klasy. Słychać było szuranie krzeseł, kiedy młodzież siadała do ławek. Życzliwe spojrzenie nauczycielki wędrowało od ucznia do ucznia. Potterowi zdawało się, że rozpoznała go, gdy jej wzrok spoczął na nim.
— Bardzo się cieszę, że tak wiele osób chce uczestniczyć w moich zajęciach. Jestem zaszczycona, mogąc uczyć was zasad i technik malarskich w tej szkole. Nazywam się Sonia Mukherjee i, zamiast po prostu odczytać listę waszych nazwisk, pomyślałam, że byłoby miło, aby każdy z was przedstawił się sam. Bardzo proszę, powiedzcie mi i waszym kolegom, co szczególnego widzicie w sztuce i czego oczekujecie po tych zajęciach.
Nauczycielka wskazała na osobę siedzącą najbliżej niej. Harry, który siedział na samym początku klasy, zaraz obok Luny i owego ucznia, zastanawiał się, co mógłby powiedzieć — za jakieś trzydzieści sekund, będzie jego kolej. Wkrótce, czarownica skinęła na niego.
— Nazywam się Harry Potter. — Wiele głów zwróciło się z zaciekawieniem w jego stronę, ale Gryfon przywykł już do tego rodzaju zainteresowania, pomimo, że szczerze tego nie znosił. Chłopak ciągnął dalej: — Właściwie to ukończyłem już szkołę tego lata, ale muszę pozostać w Hogwarcie ze względu na bezpieczeństwo. Jestem mężem profesora Snape’a i pomagam mu, w niektórych drobnych pracach związanych z jego badaniami nad eliksirami. Przechodzę szkolenie na nauczyciela obrony przed czarną magią. Hmm... to chyba wszystko, co mogę powiedzieć na swój temat. Biorę udział w tych zajęciach, bo lubię szkicować i rysować w wolnych chwilach. Mój szkicownik pomaga mi za pomocą rysunku przekazać to, czego nie potrafię wyrazić słowami. Chciałbym nauczyć się czegoś więcej o tej sztuce, poznać różne techniki i style. Mam nadzieję, że takie wspólne malowanie i wymienianie się pomysłami bardzo mi pomoże, ponieważ dotychczas zachowywałem swoje rysunki wyłącznie dla siebie.
— Dziękuję, panie Potter. Wasze opinie i wymiana doświadczeń będzie tutaj tak samo ważna, jak poznanie i szlifowanie indywidualnego stylu każdego z was. I tak, jak pan wspomniał, sztuka może stać się innym sposobem na wyrażenie naszego postrzegania świata. — Czarownica uśmiechnęła się do Gryfona i skierowała swoją uwagę na Lunę.

XXX



— Wspaniałe zajęcia! — podsumował Harry, gdy lekcja dobiegła końca.
— Profesor Mukherjee jest profesjonalistką — wyraziła swe uznanie Luna. Pozostali uczniowie byli również urzeczeni nową nauczycielką i podekscytowani, rozmawiali o przyszłych zajęciach.
— Panie Potter, czy mogę prosić na słówko? — zawołała artystka.
— Zaczekam na ciebie, Harry — powiedziała Luna i radośnie podskakując, wyszła z klasy. Czarownica delikatnie zamknęła drzwi klasy i spojrzała uważnie na swojego nowego ucznia. Kobieta była młoda — prawdopodobnie tylko cztery czy pięć lat starsza od Tonks. Włosy miała spięte w modny ostatnio kok.
— Jestem członkiem Zakonu Feniksa, Harry — powiedziała na wstępie. — Dobrze znamy się z dyrektorem i rozmawiałam wcześniej z twoim mężem. Wiem też, że King udziela ci lekcji pojedynku.
— King?
— Tak wszyscy nazywamy Kingsleya Shacklebolta — wyjaśniła z figlarnym błyskiem w oku, godnym samego Dumbledore'a. Po chwili kobieta spoważniała. — Doskonale wiem, że jesteś bardzo dobrze przygotowany do tego, by obronić się samemu. Albus wiele mi o tobie opowiadał. Czy nie zastanawiało cię nigdy to, iż nie zaproponowano ci byś wstąpił do Zakonu, chociaż już w zeszłym roku skończyłeś siedemnaście lat?
— Tak, myślałem o tym — powiedział wolno Gryfon. Pamiętał, jak bardzo był urażony i zły po urodzinach, że nikt nie raczył porozmawiać z nim o dołączeniu do organizacji, szczególnie po tym wszystkim, co przeszedł.
— W chwili obecnej, gdy jesteś chroniony więzami krwi i szkolisz swoje umiejętności w obronie, członkowie Zakonu zakładają, że jesteś już na tyle dojrzały, by do nas dołączyć. — Harry skinął głową. Zdobycie najpierw konkretnych, praktycznych umiejętności walki miało sens.

— To oznacza, że… jesteś tu, by mnie chronić czy poprowadzić zajęcia? — zapytał, w nadziei, iż to pytania nie zabrzmiało zbyt niegrzecznie. Zdążył polubić czarownicę — nie starała się go uciszać i miała taki łagodny charakter. W oczach kobiety ponownie pojawiły się wesołe iskierki.
— Raczej to drugie, choć oczywiście będę twoim obrońcą, kiedy zajdzie taka potrzeba. Jednak, biorąc pod uwagę, jakiego potężnego czarodzieja poślubiłeś oraz to, że odbywasz szkolenie z trzema członkami Zakonu Feniksa pod czujnym okiem Dumbledore’a, śmiem twierdzić, iż jesteś dobrze chroniony. I coś mi mówi, że masz serdecznie dość wysłuchiwania o tym, jak to potrzebujesz opieki.
— O tak. To prawda — przyznał chłopak.
— To działa w obie strony. Ty też jesteś zabezpieczeniem dla nas — powiedziała, poprawiając swoją szatę. — Było mi bardzo miło pana poznać.
Uścisnęli sobie dłonie, po czym Harry wyszedł mile zaskoczony. Kiedy młody czarodziej dołączył do Luny, dziewczyna właśnie rysowała coś palcami w powietrzu. Młodzieniec pomyślał o pójściu do mieszkania i dołączeniu do ponurego Mistrza Eliksirów, ale niezbyt spodobał mu się pomysł powrotu do tej samotni.
— Chciałabyś zobaczyć moje komnaty? — zapytał przyjaciółkę.
— Och... oczywiście, Harry — dziewczyna rozpromieniła się. Razem zeszli do lochów. Wąż strzegący wejścia spojrzał raczej sceptycznie na towarzyszkę Pottera.
— Nesso, to moja przyjaciółka Luna — przedstawił dziewczynę, która z zainteresowaniem przyglądała się zwierzęciu.
— Nie widziałaś przypadkiem gdzieś tutaj jakiegoś chrapaka krętorogiego? — Rzuciwszy jej przeszywające spojrzenie, gad pokiwał przecząco głową. — Szkoda — westchnęła Krukonka.
Gryfon podał hasło i portret uchylił się, ukazując wejście do komnat. W środku, z książką w ręku stał Severus Snape. Uśmiechnął się szyderczo na widok Harry’ego i Luny.
— Dobry wieczór, profesorze — Powiedziała dziewczyna rozmarzonym głosem. Starszy mężczyzna spojrzeniem dał do zrozumienia młodszemu, co myśli na temat jego przyjaciół.
— Proszę pana, chciałabym zapytać, czy jakieś elementy chrapaka krętorogiego nadają się na składniki do eliksirów?
Mistrz Eliksirów zmierzył ją pogardliwym spojrzeniem. Jedyną rzeczą, którą Harry desperacko pragnął w tejże chwili, było zachować równie niewzruszony spokój jak jego przyjaciółka, która wydawała się być w ogóle nieświadoma nieżyczliwości, z jaką potraktował ją Snape.
— Nie przechowuję żadnych wyimaginowanych stworzeń wśród moich zapasów — powiedział złośliwie.
— Jest pan raczej niegrzeczny, profesorze — odpowiedziała zamyślona dziewczyna. — To wszystko przez nargle.
Potter zdał sobie sprawę, że najwyższa pora interweniować.
— Em.., Luno, zapraszam cie do mojego pokoju. Severus jest… nieco zestresowany. Wiesz, to przez te badania nad eliksirami.
Młodzieniec oprowadził Lunę po ich komnatach, a później porozmawiali krótko na osobności. Kiedy Krukonka zbierała się do odejścia, Harry niechętnie odprowadził ją wyjścia. Gdy tylko zamknęły się za nią drzwi, Severus, który siedział na sofie z książką w ręku, spojrzał przeszywająco na swojego małżonka.
— A więc jestem „nieco zestresowany”?
Harry odchrząknął, zdenerwowany.
— Właśnie dowiedziałem się, że nasza nauczycielka rysunku jest członkiem Zakonu Feniksa — próbował zmienić temat. Niestety, nie otrzymał żadnej odpowiedzi. — Powiedziała, że rozmawiała wcześniej z tobą.
— Jest kompetentną osoba na tym stanowisku — zauważył znudzonym tonem Snape i na powrót pogrążył się w lekturze. Taka opinia z ust Severusa była niesłychanym komplementem.
Harry miał już wrócić do swojej sypialni, gdy jego mąż nagle syknął i ścisnął kurczowo swoje lewe ramię. Chłopak podbiegł do niego i usiadł obok na kanapie. Twarz byłego Ślizgona był kredowo biała i mężczyzna z trudem maskował przeszywający ból, który właśnie odczuwał.
— Nie można niczego zrobić, by uśmierzyć ból? — zapytał łagodnie Gryfon. W odpowiedzi starszy czarodziej rzucił mu wściekłe spojrzenie.
— Czy nie uważasz, że zrobiłbym to wcześniej, gdybym tylko mógł? Co za idiotyczne pytanie! — parsknął złośliwie.
Harry, który przywykł już do uszczypliwych komentarzy wygłaszanych przez jego małżonka, przyjął spokojnie tę uwagę i po chwili dodał spokojnie:
— Może musiałeś sobie radzić z cierpieniem przez tak długi czas, że przywykłeś do niego i nie myślisz już o tym, żeby mu zaradzić.
Snape rzucił mu kolejne ostre spojrzenie, ale Potter wiedział, że słowa dotknęły go, bo były bliskie prawdy.
— Muszę już iść — powiedział Mistrz Eliksirów, po czym wstał i wziął szybko szatę wyjściową. Harry westchnął ciężko i usiadł w miejscu, jeszcze przed chwilą zajmowanym przez jego męża i od którego nadal biło ciepło ciała Severusa.

 

Rozdział 13

Niedługo po krótkiej, lecz pouczającej pogawędce z Sonią Mukherjee, Potter został wezwany przez Albusa Dumbeldore’a.
— Harry, czy chciałbyś zostać członkiem Zakonu Feniksa? — zapytał dyrektor.
— Zastanawiałem się już, kiedy mi pan to zaproponuje — odpowiedział Gryfon, uśmiechając się lekko. — Naturalnie, moja odpowiedź brzmi „tak”.
Starzec wydawał się być usatysfakcjonowany, spoglądając pogodnie na swojego protegowanego zza połówek okularów.
— W takim razie, mianuję cię nowym członkiem Zakonu. Obawiam się, że nie mamy czasu na formalności i oficjalne ceremonie. Tymczasem, Severus nauczy cię, jak stworzyć mówiącego Patronusa. To nasz główny sposób komunikowania się wewnątrz Zakonu, poza piórami Fawkesa. Ponieważ mój feniks w czasie przemiany jest raczej niedysponowany, nie możemy nieustannie na niego liczyć.
Ptak siedzący tuż obok biurka profesora, podniósł nogę i zaczął drapać się zawzięcie po długiej szyi. Po chwili zaczął skubać ziarenka sezamu leżące na stosiku przed nim.
— Ech… dyrektorze, może profesor McGonagall lub Moody czy też jakikolwiek inny członek Zakonu mógłby mnie tego nauczyć? — spróbował zasugerować chłopak.
— Rozmawiałem już z Severusem, Harry, i on się zgodził — odpowiedział Albus, uśmiechając się życzliwie. — W końcu jesteście małżeństwem.
No właśnie, jesteśmy, pomyślał z ironią młody czarodziej.
— W porządku. Niech będzie — powiedział na głos, z nadzieją, że okaże się bardziej utalentowany w wytwarzaniu mówiącego Patronusa niż podczas lekcji Oklumencji.
— Jestem pewien, że tym razem wam się uda, Harry. Witaj w Zakonie, mój drogi chłopcze.
— Dziękuję, profesorze.
Dumbledore wstał i pokrzepiająco poklepał Gryfona po ramieniu, gdy ten wychodził.


Dotarłszy do portretu, Potter natychmiast podzielił się nowinami z Nessą.
— Severus ma udzielać mi lekcji. Musi mnie nauczyć, jak wyczarować mówiącego Patronusa — powiedział ponuro.
— Obrazy na zamku wiedzą, że dobrze sobie radzisz z rzucaniem tego zaklęcia ochronnego. Czym więc się martwisz, młodzieńcze? — zapytało zwierzę.
— No cóż… nauczycielem — odpowiedział znacząco Harry.
— Potraktuj to jak wyzwanie, by udowodnić mu do czego jesteś zdolny. Powiedz mi raczej, jak się mają twoje rysunki po pierwszej lekcji? Tak niecierpliwie jej wyczekiwałeś.
— Muszę poczekać jeszcze na część praktyczną, zanim zacznę eksperymentować samemu. Dotychczas skrobałem coś piórem na kartkach. Chciałbym opanować właściwą technikę, a to stanie się nie wcześniej niż na następnych zajęciach.
— Ach, kolejna pogawędka od serca. — Usłyszeli kpiący głos. Harry cofnął się, gdy Snape podszedł do portretu i podał hasło.
Jego mąż był w nieznośnie podłym nastroju od czasu ostatniego spotkania z Voldemortem, którego obsceniczne zainteresowanie ich teoretycznie pełnym przemocy małżeństwem, przyprawiało o mdłości. Severus był uprzejmy wyjaśnić swojemu młodemu mężowi, iż Czarny Pan przechodząc tak wiele transformacji, nie był w stanie osiągnąć satysfakcji seksualnej czy nawet wziąć udziału w stosunku płciowym. Przy okazji, były Ślizgon powiedział to takim tonem, jakby to była wina Pottera.
— Obarczono mnie niechlubnym zadaniem przyczynienia się do rozwoju twojej edukacji — powiedział mężczyzna, gdy tylko znaleźli się w komnatach.
— Dumbledore właśnie mi o tym powiedział — odpowiedział cicho Harry. — Jaką formę przybiera twój Patronus, jeżeli wolno mi zapytać?
— To Popiełek — odparł cierpko Mistrz Eliksirów. Magiczny wąż, którego jaja używane są jako składnik eliksiru. Wykorzystuje się do uwarzenia Eliksiru Miłosnego. Cóż za ironia.
— Mój to…
— Jeleń. Widziałem go podczas tego nudnego meczu na twoim trzecim roku, Potter. To tak obrzydliwie sentymentalne — droczył się Snape.
— To zdumiewające, że potrafisz znaleźć choć jedno radosne wspomnienie, żeby stworzyć swojego Patronusa — skomentował Harry, czując wzbierającą w nim falę gniewu.
— Twoje zdumienie nie robi na mnie żadnego wrażenia — odparł starszy czarodziej.
— Dlaczego w ogóle zgodziłeś się nauczyć mnie tego zaklęcia?
— Ponieważ dyrektor mnie o to poprosił. Jestem też odrobinę bardziej optymistyczny, jeżeli chodzi o twoje zdolności w rzucaniu zaklęcia Patronusa
Harry wiedział doskonale, że jego małżonek nawiązywał właśnie do jego zmagań na lekcjach oklumencji i eliksirów.
— Zajęcia będą odbywały się w każdy czwartek o dziewiątej wieczorem w naszych komnatach. I mam nadzieję, że dla twojego własnego dobra, dasz coś z siebie, bo jesteś beznadziejny nawet w łóżku — powiedział Snape, zamykając za sobą drzwi tuż przed nosem Pottera.


Harry gapił się na zamknięte drzwi. Nagle poczuł się bardzo nieszczęśliwy. Okrutne słowa wypowiedziane przez Severusa głęboko go zraniły. Poczuł, jak na gardle zaciska się niewidzialne imadło. Właśnie uleciały resztki nadziei na osiągnięcie jakichkolwiek pokojowych stosunków pomiędzy nimi. Ostatnia uwaga była zupełnie nie na miejscu, nie wspominając nawet o tym, jak bardzo była złośliwa. Chłopak przez chwilę czuł, jak gotuje się w nim złość, by nagle zmienić się w duszące popioły. Zacisnął usta, starając się zwalczyć napływające do oczu łzy. A potem wziął głęboki wdech i wszedł do prywatnych pokoi swojego męża. Skierował się w stronę laboratorium, gdzie, jak mu się wydawało, udał się Snape.
Na widok Pottera, mężczyzna groźnie zmrużył oczy.
— Wydaje mi się, że powiedziałem ci już, żebyś nigdy więcej nie przekraczał progu moich komnat — wyszeptał.
— A mnie się wydawało, że powiedziałem ci, żebyś traktował mnie z szacunkiem — warknął Harry, wyciągając różdżkę. — Oczekujesz od kogoś, że będzie niewiarygodnym kochankiem w łóżku, kiedy ten ktoś zostaje wzięty wbrew własnej woli? Jak możesz wymagać ode mnie gwiazdorskiego seksu, kiedy nasze małżeństwo jest takie popieprzone? Och, wiem, że ty też nie miałeś wielkiego wyboru. Ale mogłeś darować sobie taką uwagę! Jesteś nędznym mężem, Severusie Snape! Opiekun się znalazł! I jeszcze jedno. Nawet się nie waż kpić ze mnie, jeżeli chodzi o Patronusa, bo nie zamierzam pobierać żadnych lekcji od ciebie! A teraz, życzę ci miłego sam na sam z moim ojcem! Expecto Patronum!
Ogromny jeleń wyskoczył z różdżki Harry’ego, rozświetlając całe laboratorium oślepiającą srebrzystą poświatą. Aby jeszcze bardziej urazić Mistrza Eliksirów, Potter złapał z półki słój z nieszkodliwym proszkiem i roztrzaskał go o podłogę. Słój zawsze można później naprawić, ale zawartość była już do niczego. Zanim Severus zdążył przemówić czy chociażby poruszyć się, młodzieniec wyszedł, zatrzaskując za sobą drzwi.
Nasze małżeństwo to jedno wielkie trzaskanie drzwiami, pomyślał chłopak ze złością.

Wieczorem, kilka godzin po ich którejś już z rzędu kłótni, Harry, znudzony przesiadywaniem w swoim pokoju, wślizgnął się do salonu z podręcznikiem o technikach malarskich w ręku. Rozsiadł się wygodnie na sofie - ulubionym miejscu Snape’a. Chłopaka zupełnie to nie obchodziło. Czyż Nessa nie powiedziała mu, że komnaty Mistrza Eliksirów należą teraz również do niego? Z całą pewnością odnosiło się to do niektórych mebli. Wyjątek stanowiły oddzielne sypialnie obu małżonków wraz z umeblowaniem.
Cóż za inspirujący związek, pomyślał gorzko Gryfon, po czym otworzył książkę i próbował zacząć czytać. Jednak w tej samej chwili usłyszał, jak za plecami otwierają się drzwi i do salonu wszedł jego mąż. Harry postanowił udawać głuchego i uparcie wpatrywał się w druk, ignorując starszego czarodzieja. Severus podszedł do sofy, lecz młodzieniec nadal skrupulatnie omijał go wzrokiem. Wystarczająco dużo razy upokarzał się i próbował nawiązać poprawne relacje z tym człowiekiem.
— Potter… — zaczął Snape, ale ten przerwał mu chłodnym głosem.
— Nie odzywaj się do mnie. I nie podchodź do mnie. Nie możesz mnie znieść, więc zachowaj bezpieczny dystans, mój drogi mężu.
— Wychodzę na drinka — powiedział ochryple mężczyzna, po nieprzyjemnie długiej chwili milczenia.
— Jasne. Idź, wyluzuj się. Jestem pewien, że spotkasz kogoś, kto będzie umiał sprostać twoim wymaganiom bardziej niż ja. Mam to gdzieś — odpowiedział Harry, dość gwałtownie przewracając kartkę. Rozległ się odgłos rozdzieranego papieru.
— Gdybyś zechciał mi towarzyszyć, moglibyśmy się aportować do baru ze szkolnych błoni — powiedział były Ślizgon.
Potter wpatrywał się w niego, nie wierząc własnym uszom. Nagle, otrząsnął się. Musiał istnieć jakiś racjonalny powód. Z pewnością to coś związanego z Zakonem. Dlaczego inaczej Severus chciałby pokazywać się z nim publicznie i udawać zakochaną parę. W tym celu z pewnością wybrałby jakiś czarodziejski bar. Sam pomysł wydawał się abstrakcyjny. Jego mąż nigdy nie zgodziłby się na taki pokaz, zaaranżowany lub nie.
— Mamy jakieś zebranie Zakonu, o którym nie wiem? Wątpię, żebyś zapraszał mnie tylko po to, aby oblewać moje wstąpienie do Zakonu, prawda?
— Nie, nie ma żadnego spotkania — odpowiedział rozdrażniony mężczyzna.
— Ech… Daj mi w takim razie pięć minut na przebranie — powiedział chłopak zeskakując z sofy i biegnąc do swojej sypialni.


Severus Snape nie należał do impulsywnych mężczyzn. Do tej pory, życie w małżeństwie odbierał gorzej niż dotychczasową samotność. Harry Potter okazał się kompletnym utrapieniem popisującym się wciąż wężomową i ośmielającym się sprowadzać swoich przyjaciół do jego komnat. To prawda, że sam nieopatrznie zgodził się na to, żeby zapraszał ich tutaj, ale, pomimo tego, odczuwał to jako pogwałcenie jego świętego azylu. Jednak widok młodzieńca tak ostro reagującego na jego uwagę dotyczącą skonsumowania ich związku, wywarł na nim wrażenie. Jego młody małżonek zionął gniewem. Ale rzeczą, która ostatecznie przekonała Severusa był jego niesamowity Patronus. Nikt nie mógł decydować o kształcie własnego Patronusa. Harry nosił w sercu wspomnienie o swym ojcu, a w oczach wspomnienie o matce. Był o wiele bardziej wrażliwy niż James Potter czy Syriusz Black. Wciąż miał kłopoty z panowaniem nad swoimi emocjami, ale wyczarowanie tak potężnego Patronusa w chwili, gdy był tak bardzo przybity, wiele obiecywało. Były Ślizgon powoli przyznawał przed samym sobą, że poślubił kogoś, kogo warto bliżej poznać. Zaczynał dostrzegać pewne rzeczy w ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin