Witkiewicz_Matka_tresc(2).doc

(50 KB) Pobierz
Stanisław Ignacy Witkiewicz, Matka

Stanisław Ignacy Witkiewicz, Matka. Niesmaczna sztuka w dwóch aktach z epilogiem – treść

 

Osoby:

JANINA WĘGORZEWSKA – matrona lat 54. Chuda, wysoka. Siwe włosy. Ma dwa sposoby mówienia: pospolitawy i istotny – i więcej dystyngowany i powierzchowny.

Pierwszy (1), drugi (2).

LEON WĘGORZEWSKI – jej syn. Przystojny brunet, lat 30. Ogolony zupełnie.

ZOFIA PLEJTUS – panna, lat 24. Bardzo ładna brunetka.

JÓZEFA BARONÓWNA OBROCK – siostra Janiny. Chuda stara panna, lat 65.

JOACHIM CIELĘCIEWICZ – dyrektor teatru. Siwy. Tłusty i czerwony. Broda i wąsy. Lat 60.

APOLINARY PLEJTUS – ojciec Zofii. Siwy. Sumiaste wąsy. Lat 75.

ANTONI MURDEL-BĘSKI – podejrzane indywiduum. Wąsiki. Bez brody. Brunet lat 35.

LUCYNA BEER – bardzo duża i bardzo piękna dama, lat około 40. Typ semicki.

NIEZNAJOMA MŁODA OSOBA – lat 23. Bardzo piękna i uderzająco podobna do Janiny.

NIEZNAJOMY MŁODY MĘŻCZYZNA – brunet bardzo przystojny z czarnymi wąsami. Głos – bardzo piękny baryton.

GŁOS ZZA SCENY – podobny do głosu Nieznajomego.

ALFRED HR. DE LA TRÉFOUILLE – arystokratyczny bubek, lat 30.

WOJCIECH DE POKORYA-PĘCHERZEWICZ – typ bogatego ziemianina i żuisera. Lat 32.

SZEŚCIU ROBOTNIKÓW – zawzięte gęby, brodate i ogolone.

DOROTA – służąca, lat 40.

 

Akt I

Wszyscy bladzi z czarnymi ustami. Ubrania i dekoracje czarno-białe. Matka robi kolorowe coś na drutach. Scena to salonik z pokojem jadalnym. Matka siedzi sama za stołem przy kanapie.

 

Matka mówi o sobie, że jest pospolitą kwoką, że zasłużyła na swój los. A o synu, że to „podły wampir”, że wdał się w ojca. Wyje dzikim głosem piosenkę o młodości, która minęła. Liczy, ile musi zapłacić za pokój i książki syna. Wolałaby, żeby zabrał się do pracy, bo nic porządnego nigdy i tak nie napisze. Ona miała talent do muzyki i rysunku, pisała niezłe nowele. Głos się śmieje, matka nie zwraca uwagi. Żałuje, że nie karmiła syna wódką od małego – byłby małym, a nie dorosłym niczym. Jako karzełka mogłaby go kochać. Matka jest baronówną, twierdzi, że schamiała. Zastanawia się, czy oni są Obrockami przez „ck”, czy zwykłymi „Obrokami”.

 

Matka każde Dorocie nastawić makaron dla syna – tak jak on lubi. Dorota jest szczęśliwsza, bo jej syn zginął na wojnie. Matka wygania ją – uratowała syna od wojny, bo on musi zbawić ludzkość. Jest myślicielem, jest słabowity. Dorota kwituje ten wywód, mówiąc, że pani za dużo piła na czczo. Dodaje, że lepiej mieć syna zmarłego jako bohater, niż żyjącego, ale nie tak, jak byśmy chcieli. Głos mówi, że nie bał się stryczka i śpiewa, że pamięć Węgorzewskiego jest święta wśród zbrodniarzy.

 

Matce przypomniał się jej mąż – ich małżeństwo było mezaliansem, za który Bóg ją skarał. Jej mąż zginął na szubienicy w Castel del Assucar w Brazylii jako bandyta rzeczny. Przyznaje, że był piękny, odważny i miał cudowny baryton. Jedyne, co jej zostało, to picie. Czasem się też morfinuje, ale rzadko. Rozumie, że jej synowi jest ciężko, ale może mu ulżyć – przeciwnie, robi wszystko, by było mu ciężej. Twierdzi, że syn nie przetrzyma jej śmierci. Matka ma w sobie sprzeczne uczucia – nie wie, czy jej syn to zero, czy mędrzec, którego ona nie rozumie. Płacze...

 

Leon wchodzi i widzi ten „ataczek nerwowy”. Chciałby, że matka była dziś spokojna. Nie chce, by przygniatała go ogromem swojego poświęcenia dla siebie. Twierdzi, że i bez niego robiłaby to samo, tzn. te swoje robótki. Matka zgadza się na wszystko. Leon chce zerwać swoje 5 romansów i ożenić się z kimś z innej sfery psychicznej. Dziewczyna czeka w cukierni. Matka pyta, czy jest bogata. Leon mówi, że nie ma nic i jest źle wychowana. Nie jest też w jego typie. Wuj Leona mawiał, żeby nie żenić się ze swoim typem, bo każda ładniejsza kobieta na ulicy umniejszy wartość żony. Ale Zosia mimo to jest piękna. I cierpi na zniechęcenie do życia. Matka zaczyna narzekać, więc Leon zmienia temat, mówiąc, że za rok może już będzie dyrektorem szkoły, którą chce założyć.

 

Matka twierdzi, że Leon nie ma uczuć, jest tylko sentymentalny. Gdy myśli o jej śmierci, staje mu przed oczami jego samobójstwo. Matka nie wierzy w jego pracę, osłania syna przed życiem, którego on nie rozumie. Boi się chwili, w której Leon pozna, że całe jego życie to matka. Boi się, że będzie musiała nienawidzić Zosi.

 

Leon przyprowadza Zofię Plejtus. Matka nie pozwala się pocałować w rękę. Leon zaprasza Zofię do stołowania się u nich, wraz z jej ojcem – byłym stolarzem (ojciec Leona też nim był). Matka przypomina, że jej mąż był też śpiewakiem. Leon nie chce, by matka zaczynała tragedię fachów i niedociągnięć do nich a la Ibsen. Woli tragedię zimnych zup i wygotowanego z soków mięsa a la Strindberg. Zosia mówi nieśmiało, że z Leonem są na pan/pani, bo zaręczyli się przed godziną. Matka stwierdza, że Leon nikogo nie kocha, że jest tylko do swoich idei przywiązany. Ale sama nie potrafi odpowiedzieć na pytanie Zosi, czy kocha swego syna. Leon mówi wprost, że matka nazywa go wampirem, a teraz przyprowadził nowe wampiry – Zosię i jej ojca. Mówi też, że mógł być artystą lub modnym rzemieślnikiem w trzech dziedzinach – malarstwie, muzyce i literaturze. Ale nie chciał pieniędzy. Nie idzie po najmniejszej linii oporu, ale stara się przeżyć na najwyższym poziomie. Ktoś musi się poświęcić, aby on mógł zrealizować swoją ideę – jak Judasz musiał się poświęcić, by Jezus mógł zbawić ludzi. Leon miał dziś pierwszy odczyt. Wykłada Zosi swoją ideę.

 

Ludzkość upada, sztuka, religia, filozofia upadają. Ratunkiem nie jest odradzanie rasy nadludzi, mrzonki o ogólnej szczęśliwości (ludzie byliby w niej zmechanizowanymi bydlętami) czy odnawianie religii przez nowe mity. Trzeba spojrzeć w oczy tej prawdzie, że giniemy. Trzeba odwrócić się przeciw instynktowi społeczności. Musi to być zbiorowy czyn uświadomienia na szeroką skalę. „Stan wzajemnego antyspołecznego odpychania indywiduów przezeń wytworzony musi przewyższać siłę społecznej przyczepności.” Pierwszy stopień to odmaterializowanie socjalizmu. Trzeba „nie burzyć społeczeństwa i nie stwarzać błaznów a la Nietzsche, tylko zużywając siły społeczne stworzyć społeczne, nie indywidualne możliwości powstania nowej ludzkości.” Leon nie buduje tej idei z miłości do ludzkości, bo ludzi dzisiejszych nienawidzi.

 

Zofia powiedziała, że nie chce pracować normalnie, że gdyby nie spotkała Leona, to pewnie oddałaby się komuś za pieniądze. Póki co, jak wampiry, przyssą się do matki. Zasiedli do kolacji. Matka wyjawiła im, że ojciec Leona zginął jako zbrodniarz, że ona potem miała jeszcze 3 kochanków. Zosia nie chciała mimo to zerwać, wydawało jej się, że kocha Leona. Zaczęła nazywać jego matkę „mamą”. Leon powiedział, że nadaje istnieniu matki i Zosi wyższy sens. Bo inaczej jego małżeństwo byłoby zwykłym mezaliansem (teraz Zosia dowiedziała się, że jest z rodu Obrock). Leon czuł, że ma obowiązek wyssania swojej matki, bo jako taka przejdzie do historii.

 

Wszedł pan Cielęciewicz. Opowiadał o dyskusji po przemówieniu Leona. Policja chce go aresztować, bo sala została zdemolowana. Matka ironicznie powiedziała, że zapłaci swoimi robótkami. Wszyscy są oburzeni, nikt Leona nie zrozumiał. Mówią, że to jest pesymizm i anarchia, nihilizm. Cielęciewicz zostawia rachunek na 2 tys. talarów i wychodzi.

 

Matka przyznała się, że jest alkoholiczką od 2 lat. Panie piją z kieliszków, Leon ze szklanki. Zosia wychodzi po ojca, Leon jest już pijany. Obejmuje mamę, nie może przejść mu przez gardło, że chce, żeby się kochali; matka nazywa go wampirem. Wchodzi Zosia z ojcem. Leon stwierdza, że jedyna pewna na świecie rzecz, to cierpienie. Matka wita ojca Zosi, zaprasza na kolację. Zosia się śmieje.

 

Akt II

Luksusowy salon. Wieczór. Kolory czarno-białe. Matka robi robótkę na zydlu kuchennym. Obok niej stoi butelka wódki. W sąsiednim pokoju słychać ustawianie naczyń w kredensie.

 

Dorota jest ubrana dużo szykowniej. Matka mówi, że czuje się tu obco. Syn nie pozwolił jej siedzieć w kuchni. Leonowi marzy się teraz logizacja przemian społecznych w celu uniknięcia zjawisk cyklicznych. Matka mówi, że został agentem handlowym, ale Dorota twierdzi, że zwidziało jej się to przez alkohol. Dorota nie wie, po co matka robi robótki – panicz zarabia dużo, a i jego żona bierze spore pieniądze za nocne pielęgniarstwo. Ale dla matki odpoczynek to najgorsza męka.

 

Młodzi państwo zakazali Dorocie mówić do siebie „jaśnie panie/pani”. Matka boi się, że zwariuje. Bez morfiny już nie zasypia. Twierdzi, że popchnęła swego męża do zbrodni. Dla niej kradł i zabijał (przez co zginął), bo chciała dobrobytu. Gdyby nie ona, zostałby śpiewakiem. Ale dał jej dużo szczęścia przez te 3 lata.

 

Wchodzi Apolinary Plejtus. Niezbyt podobają mu się nocne dyżury Zosi, nocne kursy introligatorstwa i nocne plastyczne tańce dla zdrowia. ;) Leon nie mówi już o swoich ideach. Według Plejtusa jego córka zachowuje się jak dziewczyna lekkich obyczajów. Leon podobno związał się z ludźmi, którzy pracują dla ambasad państw wrogich. Poza tym afiszuje się z milionerką Lucyną Beer, która otruła męża, a teraz utrzymuje hołotę. Matka miała podobne podejrzenia, ale Plejtusowi każe milczeć. Głos wypomina jej, że sama tak myślała niedawno. Teraz chce sama zapracować na Leona, by nie musiał brać się za zbrodnie, do których zmusiła jego ojca – co wypomina jej Głos (mi o sobie, wiec jest chyba tym ojcem).

 

Leon zabrania matce robić na drutach, ale ona żyć bez tego nie może – od 27 lat pracuje. Leon mówi, że przecież on zarabia, zdaje mu się, że słyszy ojca (Głos mówi: „Tak – pracują, ale jak?” – o Zosi i Leonie). Leon mówi, że niekoniecznie on jest podobny do ojca, ale może matka wywołuje w ludziach podobne reakcje. Syn depcze robótkę. Chce pocałować matkę – od zaręczyn nie zbliżał się do niej, bo mu zakazała. Matka go przytula, już nie czuje, że jest obcy, uspokaja się. Leon zaprzecza, jakoby ich dochód był z podejrzanego źródła. Matka widzi czerwone koła, boi się, że oślepła. Jest pijana, jak otrzeźwieje może zwariował, a pić więcej nie daje rady.

 

Do salonu wpada Lucyna Beer, bo Leon nie był u niej już tydzień. Wyznaje, że go kocha. Matka wydaje, że Leon jest żonaty. Mężczyzna szepce Lucynie, że się rozwiedzie. Lucyna jest zła – straciła przez niego pieniądze, mówił jej, że ma nędzę w domu. Do matki mówi, że jej syn to zwykły alfons. Krytykuje jego idee. Leon chce ją wyrzucić, ale wchodzi Zofia (ma kolorową twarz, jakby nadmiernie umalowaną) i dwóch panów – wszyscy ubrani na czarno. Zofia wyznaje, że jest ulicznicą, dziś po raz pierwszy wzięła kokainę. Przedstawia mężczyzn – hrabia de La Trefouille i pan de Pokorya-Pęcherzewicz.

 

Pokorya częstuje Leona kokainą. Leon się przedstawia – jest mężem Zofii, a na utrzymaniu jest u Lucyny. Leon zachwyca się kokainą, przestał się przejmować czymkolwiek – poleca ją matce i sypie jej do nosa. Pokorya wyznaje, że są kochankami jego żony. Nawet Lucyna zażywa kokainę i popija wódką. Pokorya ostrzega, że po wrażeniu piękna i prostoty przyjdzie depresja.

 

Wchodzi Antoni Murdel-Bęski. Chce od Leona numerek od planu mobilizacji. Leon wyznaje, że jego głównym źródłem dochodów jest szpiegostwo wojenne. Numer jest od skradzionych dokumentów wojskowych, dostanie za niego pieniądze. Bęski jest zaskoczony, że Leon mówi matce o tych tajnych sprawach. Ale Leon czuje się bezpiecznie – matka oślepła i zwariowała. Bęski wychodzi. Matka nie wytrzymuje tego, że syn jest szpiegiem (nawet po kokainie) i pada martwa w tył. Leon twierdzi, że wzięła za dużą dawkę kokainy. Przeniósł matkę z Dorotą na kanapę. Wychodzi z innymi do sali obok, by kontynuować zażywanie kokainy i picie wódki. Dorota klęka przy matce. Krzyczy, gdy prawa ręka trupa opada na ziemię. Leon prosi, by ich nie niepokoić – matka nie żyje na pewno, choć pewnie tak samo nie wie, co to śmierć, jak oni nie wiedzą, co to życie. Czuje, że powiedział coś mądrego w stanie zakokainowania. Głos pierwszy raz uznaje w nim swego syna.

 

Akt III epilogowaty

Czarny pokój bez drzwi i okien. Na postumencie leży zmarła – nogami do widownią, ze splecionymi rękami i głową znacznie wzniesioną. Leon trzyma w rękach jasnobrązową robótkę, którą wcześniej kopał.

 

Leon jest pogodzony z losem. I to nie dzięki kokainie. Ostatnio po chwilowej ekstazie popadł w depresję. Nie radzi nikomu zażywać tego świństwa. Nie wie, jak znalazł się tu z trupem matki. Głos przerywa mu monolog. Leon klaszcze – rozsuwa się portiera i wszyscy z poprzednich aktów siedzą na czerwonych krzesłach. Dodatkowe osoby to ciotka (baronówna von Obrock), nieznajoma kobieta o normalnym kolorze twarzy ubrana w czerwień, zieleń i fiolet (reszta jest czarno-biała, oprócz wymalowanej Zosi), bardzo podobna do matki, nieznajomy mężczyzna.

 

Kolorowa Osoba mówi Leonowi, że jest jego matką w wieku 23 lat. Ciotka się przedstawia, nie wierzy, by Nieznajoma mogła być zmarłą parę lat wcześniej. Leon, który niemal zlogizował socjologię, zgadza się z nią. Osoba wyrzuca ją na krzesło, a Leon zaczyna wierzyć, że jest jego matką. Osoba przyznaje, że idee Leona są genialne. Przedstawia mu ojca – to Nieznajomy, Wojciech (Albert – imię wymawiane z francuska) Węgorzewski. Ojciec mówi Leonowi, że zawsze go lubił i że jest geniuszem. Leon zaprzecza – zabił matkę i jego idee się nie urzeczywistniają. Ojciec twierdzi, że istnieje już w kraju 30 towarzystw, które działają wg jego broszurki 36-stronicowej, a jeszcze więcej za granicą.

 

Leon żałuje, że to wszystko się stało, kiedy matka nie żyje. Chciałby cofnąć się w czasie. Kładzie robótkę w rękach trupa i płacze. Osoba chce mu udowodnić, że trup jest fałszywy i wszystko jest zaaranżowane, ale Leon nie pozwala dotknąć matki. Albert jest zawiedziony – myślał, że Leon to silny człowiek, a tymczasem on się roztkliwia. Leon oddałby całą ludzkość za chwilę życia mamy i za cofnięcie świństw, jakie popełnił.

 

Plejtus przychodzi w wieścią, że na mieście mówią, że Leon umyślnie morfinował i upijał matkę. Leon strzela do niego, twierdzi, że po prostu był dla niej za dobry, bo to była jej jedyna pociecha. Ojciec go chwali, ale Leon krzyczy, że to przez niego ma wszystkie złe skłonności. Osoba ich uspokaja, bo jest w odmiennym stanie (z Leonem w brzuchu oczywiście). Bęski pociesza Leona, że sprawa szpiegostwa nie wyszła na jaw, że nikomu szkody nie wyrządzili. Lucyna nie ma mu też nic za złe – nauczył ją, co to miłość. Leon obiecuje jej zwrócić pieniądze. Pogodził się też z Zofią – będą żyć jak para przyjaciół złączonych jedną ideą. Zabija jej dwóch towarzyszy, by symbolicznie rozprawić się z wszystkimi kochankami Zofii.

 

Z sufitu zjeżdża czarna lśniąca rura szeroka na metr z klamrami jak komin fabryczny. Przez drzwiczki z tyłu wychodzi Cięcielewicz z 6 robotnikami. Siedzą w tej rurze od początku, nie wiedzą, jak się tam wpakowali. Na górze jest maszyna do wysysania do reszty trupów matek nie dossanych przez jedynaków. Rura unosi się w górę – nie mogą wrócić. Cięcielewicz podziwia trupy, mówi, że syn dał się w ojca, za co dostaje od Leona w twarz. Osoba ma już dość blagi i mordobicia. Ściąga głowę trupa, która jest drewniana – ręce są z gipsu, a reszta wypchana słomą. Osoba znajduje ukryte drzwi. Za nimi pejzaż wiosenny z górami. W pokoju światło robi się czerwonawe. Wszyscy wychodzą i zostawiają Leona.

 

Leon zgarnia szczątki matki. Nie ma już nic, nawet wyrzutu sumienia. Robotnicy robią „mały samosąd w imieniu mdłej demokracji” – rzucają się na Leona, odrywają go od manekina i zaczynają dusić, wlokąc do zapadni, na którą spuszczała się wcześniej rura. Wpychają go w zapadnię. Rura zjeżdża w dół, a robotnicy wchodzą do niej po kolei. Cielęciewicz zaczyna się ruszać, bęłkocząc. Kurtyna zapada.

 

13 XII 1924

 

THE END

1

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin