Ryszard Koziołek - KRZEPA.pdf

(226 KB) Pobierz
R YSZARD K OZIOŁEK
Uniwersytet Śląski
KRZEPA. O POTRZEBIE HISTORII DLA ŻYCIA NOWOCZESNEGO
W liście z 30 VI 1890 r., Sienkiewicz relacjonował Jadwidze Janczewskiej swoją rozmowę z przyjacielem Karolem
Potkańskim:
Wczoraj powiedziałem mu, że jego pesymizm płynie z tego, że nie ma konkretnych obowiązków i konkretnego życia, zatem, nie będąc egoistą, musi jednak
kontemplować siebie samego. - Bardzo to dobry chłopiec, ale myślenie jego ma tylko nerwy, a nie ma muskułów. 1
Diagnozując umysłowość Potkańskiego, używa Sienkiewicz zaskakującej metafory: „mus-skuły myślenia", inaczej
mówiąc „mózgowa krzepa". Nie wydaje się, aby był to w jego ustach synonim duchowego pokrzepienia, jakie miały
nieść czytelnikom tomy Trylogii. Gdyby tak było, to czy nie powinien ich lektury zalecić Potkańskiemu -
rozczulającemu się nad sobą spadkobiercy wielkiej szlacheckiej tradycji? Ten zresztą zna je świetnie. Co ma na myśli
Sienkiewicz? Jakiej terapii potrzebuje - jego zdaniem - Potkański? Co właściwie znaczy i jak się dokonuje tajemniczy
proces „krzepienia"?
Jedna z najbardziej znanych metafor złączonych z pisarstwem Sienkiewicza nie wydaje mi się oczywista. Literalnie
„krzepić" znaczy u niego wzmacniać, posilać to, co chore i słabe: duszę i umysł. Efekty lektury powieści historycznej
byłyby zatem wzmocnieniem przeciw specyficznemu osłabieniu. Specyficznemu, bo wynikającemu właśnie z
przygnębiającej świadomości historycznej, jaką posiadał czytelnik współczesny autorowi Krzyżaków. Jemu bowiem
najnowsza historia mogła się jawić jako ciemna siła, od wieku niesprawiedliwie rujnująca państwo i naród. Trudno
zrozumieć, jak świadomość historyczna pokolenia Sienkiewicza, ukształtowana przez pamięć o wydarzeniach
ostatnich stu lat, mogła być źródłem duchowej siły i optymizmu na przyszłość. A jednak - wbrew tej negatywnej
historiozofii - powieściowy obraz historii w Trylogii miał nieść pożytek nowoczesnemu czytelnikowi.
Na pewno nie przez wywoływanie tęsknoty do starych dobrych czasów. Pod tym względem Sienkiewicz w
niczym nie przypomina swoich bohaterów. Nowoczesny i kulturalny pan nie przejawiał tęsknot za szlacheckim
światem. Sam mógłby wygłosić anatemę na wiejskiego szlachcica, którą w Rodzinie Połanieckich wypowiada Bukacki,
wspierając się miłym Sienkiewiczowi Słowackim (słowa Ślaza w Lilii Wenedzie):
Czy ja Lechita? Cóż to? Czy mi z oczu
Patrzy gburostwo, pijaństwo, obżarstwo,
Siedem śmiertelnych grzechów, gust do wrzasku,
Do ukwaszonych ogórków, do herbów?
Nic w tym zadziwiającego. Kultura życia codziennego w XIX wieku oferowała coraz większy komfort, który
doceniali nawet miłośnicy starożytności. Walter Scott, największy dziewiętnastowieczny chwalca przeszłości, sam
cenił zalety życia współczesnego. Jego Abbotsford było pierwszym w Szkocji budynkiem z oświetleniem gazowym. 2
Mimo przywiązania do komfortu Sienkiewicz nie jest zarazem apologetą nowoczesności, z jej ekonomicznym, a
zwłaszcza politycznym przyspieszeniem. W tym kontekście jego powieści historyczne i współczesne tworzą jeden
wspólny projekt, wskazujący sposoby, jak się w nowoczesnym świecie zawczasu ubezpieczyć, wyhamować jego
groźny impet, założyć nauce stabilizatory; a to wszystko, aby wyposażyć przeciętną, niefilozofującą jednostkę w
rudymenty sensu historii, indywidualnego życia i śmierci. Zaczyna przenikliwie od historii, mając naprzeciw
potężnych konkurentów: romantyczny historyzm i negatywny stosunek pozytywistów do pisarstwa historycznego.
Zwłaszcza zaś podsycane przez jednych i drugich poczucie winy, wynikające z odpowiedzialności za polską
katastrofę historyczną. Zgodnie z ideą przeniesienia winy z ojca na syna, nie znika ona nigdy, ale kumuluje w
kolejnych pokoleniach, na co wskazuje choćby twórczość Wyspiańskiego i Żeromskiego.
Mimo deklarowanych różnic pozytywistyczny stosunek do historii wynikał w znacznej mierze ze spadku, jaki
zostawiła romantyczna historiografia, zarówno rodzima, jak i pisana przez historyków państw zaborczych. Pierwsza
miała skłonność do gloryfikacji polskiego charakteru narodowego i heroizacji klęski państwa. „W ten sposób - pisze
Andrzej Wierzbicki - charakterologia stawała się jednym z najdonioślejszych narzędzi syntezy dziejów narodowych.
Nie obywało się przy tym bez wątków metafizycznych, bez idei przewodnich i duchów narodowych
traktowanych jako swego rodzaju matryce genetyczne, określające ziemskie właściwości poszczególnych
! H. S i e n k i e w i c z , Listy, t. II, część druga (Jadwiga i Edward Janczewscy) , oprac., wstępem i przypisami opatrzyła M. Bokszczanin, PIW, Warszawa
1996, s. 298.
2 D. L o w e n t h a l ,
The Past Is A Poreign Country, „Cambridge Univeristy Press", Cambridge 1985, s. 99.
narodów". 3 Sceptycy wątpiący w polskie i słowiańskie dziejowe posłannictwo, nie mówiąc już o bezpośrednich
krytykach, narażali się na zarzut, że reprezentują tę samą „charakterologię historyczną", tyle że przeciwnie
wartościowaną i wykorzystywaną przez „oficjalną historiografię państw zaborczych, usiłującą zdjąć ze swych rządów
rozbójnicze odium i wykazać, że Polska upadła sama przez się. Głupi naród i karykaturalny ustrój miały dowodzić,
że zaborcy byli jedynie wykonawcami wyroku historii, a właściwie, że ów wyrok wykonał się sam". 4 W ten sposób
gospodarczy i społeczni patrioci pozytywizmu zastawiają na siebie pułapkę, odnajdując te same przeklęte problemy
dziejów, z którymi usiłował sobie poradzić np. romantyczny mesjanizm. Gorzka racjonalizacja polskiej historii wcale
nie chroniła przed metafizycznym horrorem. Modelem tej refleksji było bowiem słynne twierdzenie Kanta, że
„oświeceniem nazywamy wyjście człowieka z niedojrzałości, w którą popadł z własnej winy. Niedojrzałość to
niezdolność człowieka do posługiwania się własnym rozumem, bez obcego kierownictwa". Helmuth Plessner, pisząc
o adaptacji tej definicji przez Kanta dla jego myślenia o historii 5 , stwierdza lapidarnie, że „w Kantowskim projekcie
dziejów chodzi o happy end, a nie o antropologiczne uzasadnienie". 6 Ma przez to na myśli, że Kant nie troszczy się albo
po prostu omija pytanie: jaki jest bezpośredni związek między stopniowym oświecaniem jednostki a postępem
politycznym społeczeństw?
Dla polskiego kantysty, jakim był w pewnym sensie Brzozowski, jest to problem fundamentalny, mianowicie, jak
wydobyć się z tej katastrofalnej niedojrzałości? Stąd, jeśli przypomnimy sobie jego znane zarzuty wobec twórczości
Sienkiewicza, łatwo zauważamy ich filozoficzny rodowód. I właśnie w tym kontekście sytuowałbym
Sienkiewiczowski projekt funkcji pisarstwa historycznego. Ale wówczas twórczość Sienkiewicza nabiera innego
znaczenia.
Sienkiewicz szybko zwątpił w skuteczność neooświeceniowej terapii pozytywistycznej, polegającej na
maksymalnej racjonalizacji dyskursu społecznego. I kiedy pozytywiści szantażują społeczeństwo żywą ciągle
pamięcią o katastrofach historycznych XIX wieku, on nie tylko nie przyłącza się do tego chóru, ale ostentacyjnie omija
tę kwestię. Historia w powieściach Sienkiewicza nie służy podtrzymaniu pamięci bliskiej przeszłości. Ta jest przecież
ciągle żywa, nie trzeba jej przypominać, a nawet więcej, trzeba o niej zapomnieć albo raczej ją wyprzeć. Wraz z XIX
wiekiem historia wchodzi do domu, naznaczając prywatne życie niemal każdego Polaka swym piętnem. Tej historii-
upiorowi przeciwstawia Sienkiewicz swoją. Historia w Trylogii, jej agresywna uroda, ma być przeciwniczką historii
„jeszcze ciepłej", wyprzeć ją, choćby na chwilę lektury, z pola świadomości. Aby przeszłość mogła krzepić, trzeba ją
oderwać od pamięci i przenieść w sferę historii opartej na micie. Trzeba o niej zapomnieć, jak pouczał Nietzsche. 7
Co nas w takim razie łączy z taką przeszłością? Czy jeszcze jest nam jakoś bliska i ważna dla życia? Sienkiewicz
odpowiada w znanym odczycie O powieki historycznej - tylko jej ludzki, egzystencjalny wymiar:
Tu można by powtórzyć słowa Shyloka: „Czyliż nie mamy takich samych rąk, zmysłów, członków, namiętności, nie żywimyż się takimi
samymi pokarmami, nie ulegamy takimże chorobom, nie leczymy się takimiż lekarstwami? Czy nie płynie w nas krew, gdy nas zakłują? Czy nie
mścimy się tak samo, gdy nas kto skrzywdzi? 8
Człowiek starożytny, Włoch z czasów Odrodzenia, purytanin angielski, jakobin z czasów rewolucji francuskiej i człowiek nam współczesny są
to istoty wprawdzie różne co do zakresu i jakości pojęć, psychicznie natomiast zbudowane jednakowo i które wskutek tego doskonale wzajemnie
odczuć się mogą. 9
To antropologiczne podobieństwo historii i teraźniejszości nie prowadzi u Sienkiewicza do jakiejś konkretnej
historiozofii, wskazania na jakieś prawa dziejowe, na mocy których znajomość przeszłości daje nam rozumienie
swego społecznego losu. A jednak nas krzepi, twierdzi Sienkiewicz. Skąd zatem ten optymizm? Mimo pozorów
historia w Trylogii nie reprezentuje dokładnie tego, co Nietzsche nazywa historią monumentalną, która daje swemu
wyznawcy poczucie, że „wielkość, która kiedyś była, była w każdym razie kiedyś możliwa, a zatem kiedyś znowu
będzie możliwa". 10 U Sienkiewicza ów optymizm nie opiera się jednak na żadnych wiarygodnych przesłankach, ale
na dziwnie skarłowaciałej idei „wiecznego powrotu". Nie chodzi o pocieszenie piękną przeszłością, ale o przyszłość.
Historia krzepi jako obietnica nawrotu koniunktury (karłowaty „wieczny powrót"). Jeśli historia jest aktywna i
odwracalna, jak chcieli romantycy, to lepiej niech się odnowi w kształcie sarmackim, pewnym siebie, witalnym.
Zanim to jednak nastąpi, historia, polska historia musi przestać budzić lęk tym, że powróci wyłącznie w swym
groźnym kształcie. Sienkiewicz pokazał, że może powrócić w korzystnym. Idea „krzepienia serc" jawi się zatem jako
3 A. W i e r z b i c k i , Historiografia polska doby romantyzmu, Wrocław 1999, s. 479.
4 Tamże.
s I. K a n Pomysły do ujęcia historii powszechnej w aspekcie światowym, tłum. I. Krońska, [w:] T. Kroński, Kant, Warszawa 1966, s. 178-179.
6 H. P l e s s n e r ,
Aspołeczna towarzyskość. Uwagi do pewnego pojęcia u Kanta, przeł. Z. Krasnodębski, Pytanie o conditio humana, Warszawa 1988, s. 287.
7 F. N i e t z s c h e ,
O pożytkach i szkodliwości historii dla życia, [w:] tegoż: Niewczesne rozważania, przekł. M. Łukasiewicz, posłowie K. Michalski,
Kraków 1996.
8 H. S i e n k i e w i c z , O powieści historycznej, „Słowo" 30 IV-3 V 1889, nr 98-101. Przedruk [w:] Dzieła. Wydanie zbiorowe, pod red. J.
Krzyżanowskiego, t. XLV, Szkice literackie I, Warszawa 1951, s. 117.
9 Tamże, s. 118.
10 F. N i e t z s c h e, O pożytkach i szkodliwości..., s. 98.
zamach na romantyczny historyzm, na produkowane przezeń przygniatające poczucie winy za to, kim jesteśmy, a
czego świadectwem jest nasza przeszłość.
Jeszcze jaśniejsze światło rzucić może obrachunek z przeszłością, gdzie chodzi o całe społeczeństwo. Czym są w ogóle dzieje ludzkości i
poszczególnych jej gałęzi? Historią upadków i odrodzeń. Zbytecznym byłoby mówić, ile z rozwagi nad tym falowaniem życia może wypłynąć
otuchy. Do wszelkiego napoju można dodać narkotyku, ale nie idzie za tym, żeby nie było napojów pokrzepiających. 11
Niestety, zarówno terapia powieściowa, jak i naukowy spokój historyka nie usuwają rozdźwięku między
poznawaniem a doświadczaniem działania historii. Poznawanie historii sprawia, że - jak ironizuje Nietzsche -
„poznający rozpoznał w nim bowiem szaleństwo, niesprawiedliwość, ślepą namiętność i w ogóle cały jego ziemski
horyzont, a tym samym poznał jego dziejową moc. Jako poznający już działaniu tej mocy nie podlega; cóż, może
podlega jej jeszcze jako żyjący". 12
Tu tkwi chyba sedno Sienkiewiczowskiej terapii. Lektura powieści historycznej, lektura Trylogii po prostu, oferuje
iluzję wymiany doświadczenia historycznego - w miejsce klęski spełnionej czytelnik obcuje z obrazami klęski
przezwyciężonej, która także jest „jego własnością", jak była nią odpowiedzialność za katastrofę państwa. Inaczej niż
Wyspiański w Weselu, Sienkiewicz chce i potrafi wyzyskać afirmatywną i popędową siłę polskiej historii jako źródło
krzepy dla wyczerpanej własnymi dziejami wyobraźni czytelnika końca XIX wieku Sienkiewiczowska literatura
niesie mu zbawienie z historii własnej, oferując mu jej inny, odleglejszy, a przede wszystkim szczęśliwszy fragment. A
nadając mu estetyczny kształt, ład, piękno i szczęśliwe zakończenie, uwalnia na chwilę czytelnika z brzemienia
historii bliskiej. Ale nie jego pozalekturowe istnienie.
Czy to znaczy, że ten projekt jest dziecinny i naiwny, jak twierdzili jego liczni krytycy?
Sienkiewicz nie był historiozofem, ale był znakomitym pisarzem. Rzetelność warsztatu, słuchany uważnie głos
źródeł chronił go przed wymodelowaniem powieściowej historii w lukrowany obrazek. Uważny czytelnik łatwo
odkryje choćby wyraźną obecność ironii w narracji Trylogii . 13 Najlepszą zaś ilustracją rozdźwięku między
poznawaniem historii a jej doświadczaniem jest postać Zagłoby, szczególnie w scenie, w której u boku Skrzetuskiego
oczekuje on na początek bitwy.
Pan Zagłoba trzymając się ciągle przy Skrzetuskim, spoglądał na owo morze ludzkie i mruczał:
- Jezu Chryste, po cóżeś stworzył tyle tego tałałajstwa! To chyba sam Chmielnicki z czernią i wszystkimi wszami! Nie rozpustaże to, powiedz
mi waszmość? Czapkami nas pokryją. A tak dobrze przedtem bywało w Ukrainie! Walą się i walą! bogdaj was diabli w piekle walili. I wszystko to
na naszą skórę. Bogdaj ich nosacizna zżarła!...
- Nie klnij waść. Dziś niedziela.
- A prawda. Dziś niedziela, lepiej by o Bogu pomyśleć... Pater noster qui es in coelis... Żadnego respektu od tych łajdaków spodziewać się nie
można... Sanctificetur nomen Tuum... co to się będzie działo na tej grobli!... Adveniat regnum Tuum... Już we mnie dech zaparło... Fiat voluntas Tua...
Bodajeście wyzdychali, hamany mężobójcze!... Patrz no waść! Co to?
Oddział złożony z kilkuset ludzi oderwał się od czarnej masy i sunął bezładnie ku grobli.
- To harcownik - rzecze pan Skrzetuski. - Zaraz nasi ku nim wyjadą.
- Czy to już koniecznie bitwa się zacznie?
- Jak Bóg na niebie.
- Niech to diabli porwą! - (Tu zły humor pana Zagłoby nie miał już miary.) - A waść to patrzysz jakby na teatrum w mięsopust! - wykrzyknął z
niechęcią do Skrzetuskiego - jakby nie o waści skórę chodziło! 14
Przekleństwa Zagłoby słabo ukrywają strach, a przemieszane ze słowami Ojcze nasz sugerują absurd jakiejkolwiek
chrześcijańskiej teleologii historii. Oburzony bezmyślnym czy też po prostu podszytym rutyną spokojem
Skrzetuskiego Zagłoba wybucha:
A waść to patrzysz jakby na teatrum w mięsopust! - wykrzyknął z niechęcią do Skrzetuskiego - jakby nie 0 waści skórę chodziło!
Kochanowski w słynnej fraszce: O żywocie ludzkim pisał:
Wierzę, że tam na niebie masz mięsopust prawy,
Patrząc na rozmaite świata tego sprawy.
Pełna dezaprobaty złość Zagłoby wynika ze świadomości, której Kochanowski nie chciał w tej fraszce przyjąć,
mianowicie że w rzeczywistości nie ma dla człowieka żadnej pozycji, z której mógłby, niezaangażowany, przyglądać
się światu czy pozwolić sobie na pełen dystansu śmiech mędrca. Właśnie powaga i spokój wydają się Zagłobie
11 H. S i e n k i e w i c z, O powieści historycznej..., s. 122-123.
12 F. N i e t z s c h e, O pożytkach i szkodliwości..., s. 94.
13 O funkcji dyskursu ironicznego u Sienkiewicza pisała ostatnio Jolanta S z t a c h e l s k a w książce Czar izaklęcie Sienkiewicza. Studia i szkice,
Białystok 2003, zwłaszcza w rozdziale: Sienkiewicz wobec Słowackiego.
14 H. S i e n k i e w i c z, Ogniem i mieczem, t. II, PIW, Warszawa 1964, s. 343-344.
dziwaczne, a może i szalone, jak pisał Brzozowski: „gdy czujemy się pełnymi majestatu w sobie, zawsze nasuwa się
obawa, że coś poza nami uprawia z nami jakąś cyniczną grę w piłkę". 15 Brak tej obawy u Skrzetuskiego irytuje
Zagłobę, zaś rozpoznawana poza powieścią jest oznaką nowoczesnego sceptycyzmu w postrzeganiu dziejów.
Intuicja Stanisława Brzozowskiego była słuszna, kiedy nazywał Sienkiewicza pisarzem mieszczańskim. 16 Ale
kwalifikacja ta była w jego zamierzeniu inwektywą, gdy tymczasem można ją uznać za dogodny punkt wyjścia do
analizy fenomenu Zagłoby , który wydaje się „postacią-maską" tak doskonałą, że najbardziej „autentyczną" pośród
innych, będących fikcyjnymi rekonstrukcjami historii. Wraz z nią jednak wprowadził Sienkiewicz do świata powieści
nowoczesne, inteligentne i mieszczańskie szyderstwo; podejrzliwe wobec heroicznej retoryki , zwłaszcza jeśli płynie
ona z ust polityków. Zagłoba wciela jednocześnie ludyczny i intelektualny wymiar humoru. Zatroskany o swój
żołądek wyraża „chłopski" pragmatyzm „pieczeniarza"; kpiąc ze Skrzetuskiego, Podbipięty, Wołodyjowskiego,
Sapiehy demaskuje w nich nieheroiczne, ludzkie, cielesne „zaplecze" . Wzorcowy - zdaniem Brzozowskiego - czytelnik
Trylogii wielbi w tej postaci swoje cnoty i przyjemności, zważywszy, że znaczna część mieszczańskiej inteligencji
drugiej połowy XIX wieku miała szlacheckie pochodzenie. Nieheroiczny czytelnik powieści znajduje na kartach swoje
przedłużenie. 17
Komiczne narracje Zagłoby nie mają żadnych zobowiązań wobec historii, nie przynoszą rozumienia ani nawet
ukojenia, nie rozjaśniają też „sensu dziejów". Kieruje nimi troska o perswazyjną skuteczność i efekty komiczne. To
tylko ucieszne anegdoty i powiedzonka kroto chwilnego łgarza, który nie pozostawia czytelnikowi złudzeń, że śmiech to
broń słabych - świadomych, że oszukują siłę zasłuchaną na chwilę w szybki bieg mowy, ale gdy ta ścichnie, wówczas
przebudzona siła na nowo odzyska pole . Zagłoba symbolizuje mądre błazeństwo literatury, która przynosi wytchnienie
słuchającym jej słów realnym istotom, udręczonym swoją historyczną koniecznością i skończonością.
Bez wytchnienia, jaki daje śmiech, umysł „człowieka historycznego" doznaje jedynie ciśnienia przeszłości, która
pcha go ku niejasnej przyszłości. Ale o niej także nic rozsądnego powiedzieć nie można, poza tym, że kieruje nas
„dokąd poszli tamci do ciemnego kresu". Czytelnik Trylogii, który już się nie śmieje, nie dostaje na pocieszenie równie
wzniosłych co Herbertowe słów, a jedynie upiorne (zawsze spełniające się) proroctwo Chmielnickiego: „Trupy ju-
trzejsze tu ucztują". Nieśmiejący się Zagłoba, całkowicie fikcyjna, z literatury zrobiona postać rozśmiesza tych, co
borykają się z obrazem własnej, przyszłej historyczności, która w najlepszym razie będzie pośmiertną teatralizacją
trupa, który przemówi „głosem" jakiegoś historyka.
Na wyższym poziomie Zagłoba potrzebny jest samemu Sienkiewiczowi - autorowi i człowiekowi - w jego
zmaganiach z historią, która w kolejnych tomach Trylogii coraz bardziej mu się komplikuje i wymyka. A zwłaszcza
nigdy nie mówi naszym głosem. Zagłoba daje Sienkiewiczowi możliwość podważenia i zaprzeczenia - poprzez
śmiech - wzniosłości i wyłączności tej historii, ale dzieje się to ze świadomością, że drwina z historii może być tylko
wytchnieniem, nigdy szansą na jej rozumienie. Dlatego Zagłoba poważnieje wraz z kolejnymi tomami cyklu, a nawet
więcej, budzi litość ostatnim swoim powieściowym obrazem, kiedy to „stary, zniedołężniały i trzęsący się" stoi obok
Basi na symbolicznym pogrzebie Wołodyjowskiego.
Sienkiewicz w swoim prywatnym sporze z romantycznym historyzmem „używa" Trylogii jako broni wobec
traumy polskiej historii ostatnich stu lat. Przenosząc czytelnika w XVII wiek, bierze ją w swoisty nawias. Krzepienie
zatem dokonuje się tu wobec ciśnienia przeszłości jeszcze świeżej i ku niej jest skierowane. Nie stanowi natomiast
uzbrojenia na przyszłość. Ceną tego zwrotu ku mitowi było uwolnienie swoich współczesnych od brzemienia historii,
odpowiedzialności za nią. I o to właśnie, czyli nieuprawnione odciążenie polskiej wyobraźni historycznej, oskarżał go
Brzozowski. Wiele lat później na takie niebezpieczne działanie mitów wskaże Roland Barthes:
Mit pozbawia przedmiot, o którym mówi, wszelkiej historii. W micie historia wyparowuje; jest to rodzaj idealnej służby domowej: przychodzi,
przynosi, rozkłada, przychodzi pan, a służba po cichu znika - pozostaje tylko się cieszyć, nie zastanawiając się nawet, skąd pochodzi ten piękny
15 S. B r z o z o w s k i , Legenda Młodej Polski, [w:] Eseje i studia o literaturze, t.1-2, oprac. H. Markiewicz, Wrocław 1990, BN I, 258, t. 2, s. 885.
16 T e n ż e, Henryk Sienkiewicz i jego stanowisko w literaturze współczesnej, [w:] t e go ż, Eseje i studia o literaturze, t. 1, s. 31.
17 Zwłaszcza że i tu Sienkiewicz skorzystał z pośrednictwa pisarza, którego wielbił (choć nieco inną miłością) równie mocno, jak Homera, Szekspira
i Słowackiego czy Dickensa. Chodzie mianowicie o Alfonsa Daudeta, twórcy trylogii o Tartarenie z Taraskonu, prowansalskim,
dziewiętnastowiecznym mieszczuchu, którego postura, zamiłowanie do łgarstw i biesiadowania bardzo przypomina bohatera Trylogii i która to
postać także nie jest jednorodnym typem, ale cechuje ją podobne Zagłobie pęknięcie: „Mówmy otwarcie: w naszym bohaterze tkwiły dwie natury
całkiem odrębne. Czuję w sobie obecność dwóch ludzi - powiedział któryś z Ojców Kościoła. Ta wielka prawda mogła się z powodzeniem
odnosić do Tartarena. Nasz wielki taraskończyk - jak to czytelnicy już zapewne spostrzegli - nosił w sobie duszę Donkiszota: miał te same rycerskie
porywy, bohaterskie ideały i obłęd na punkcie romansowości i wielkości; ale, niestety, nie miał ciała sławnego hidalga, tego ciała chudego i
kościstego, które miało tylko pozory ciała i na którym życie materialne odbijało się tak nieznacznie, pozwalając rycerzowi po dwadzieścia nocy
spędzać bez zdejmowania zbroi i zaspokajać głód garstką ryżu raz na dwie doby... Natomiast ciało Tartarena było takim sobie poczciwym ciałem -
bardzo tłustym, bardzo ociężałym i bardzo zmysłowym, bardzo delikatnym, często postękującym, pełnym mieszczańskich zachcianek i
przywykłym do domowych wygód; słowem, brzuchaty krótki korpus na łapach nieśmiertelnego Sanczo Pansy. Donkiszot i Sanczo Pansa w
jednym człowieku! Pojmujecie, jak niedobrane stadło musiał stanowić ta dwójka! Jakie stąd wynikały zmagania i rozterki" (A. D a u d e t, Tartaren z
Taraskonu, przekł. z języka francuskiego R. Kołoniecki, Warszawa 1954, s. 14-15). Analogii jest więcej.
przedmiot. Albo lepiej: skąd mógłby pochodzić, jak nie z wieczności - od zawsze był stworzony dla człowieka miejskiego [...]. Owo cudowne
wyparowanie historii stanowi inną formę pojęcia wspólnego dla większości mitów mieszczańskich: jest to nieodpowiedzialność człowieka. 18
Sienkiewicz nie był ani naiwny, ani cyniczny. Doskonale zdawał sobie sprawę, że w historii jest równie wiele materiału na
krzepienie serc i umysłów, co na ich krzepnięcie - tj. niebezpieczeństwo bierności, krzepnięcia w oczekiwaniu,
tradycjonalizmu, który przygotowuje się na nadejście nowego, przeciwstawiając mu to, co już znane i swojskie. Krzepa
serca i umysłu zmienia się w krzepnięcie, stagnację, odrętwienie, znieruchomienie. „Skrzepnełyby członki
Perseuszowi od głowy Meduzy, by nie Pallas" - podaje Linde przykład z Farsalii Lukiana (w tłumaczeniu
Bardzińskiego, Oliwa 1691). W myśl tej alegorii, historia może także działać niczym spojrzenie Meduzy. Oto jej
podwójne ostrze, jej farmakon.
Sienkiewicz jako autor Trylogii odrzucił emancypacyjne narracje pozytywizmu i wybrał powieść historyczną
opartą na eposie i micie. W pełni zrealizowana, nowoczesna powieść realistyczna musiałaby być w Polsce XIX wieku
powieścią polityczną, a na taką nikt z pokolenia Sienkiewicza się nie odważył, wymagałoby to bowiem istnienia
„drugiego obiegu" literatury. W kolejnych powieściach historycznych Sienkiewicz jeszcze bardziej oddala się od
własnego czasu. Mam jednak wrażenie, że czyni to świadom, że historia, jeśli ma pocieszać, jest bezradna w próbach
wyjaśnienia coraz bardziej skomplikowanej rzeczywistości nowego wieku. Inaczej mówiąc, ludziom nowoczesnym
trzeba innego, dodatkowego źródła krzepy.
Pisząc trzy powieści o „ludziach nowych", nie dokonał kolejnej wolty w obrębie swego literackiego światopoglądu,
ale skierował się ku doświadczeniu teraźniejszości, które nie ma analogii w przeszłości. Jednak nie poprzez powieść
historyczną, bowiem Krzyżacy i Quo vadis? nie mają już wyrażonej explicite funkcji terapeutycznej. Bohaterowie
współczesnych powieści Sienkiewicza nie czytają też Trylogii ani innych powieści historycznych. Trwa natomiast w
tych powieściach działanie historii, m.in. poprzez skutki „charakteru narodowego". Widać to na przykład w scenie
Wirów, kiedy Groński rozmyśla o szlacheckim temperamencie Krzyckiego:
Ten nie czytał zapewne Nietzschego, a jednak w jego żyłach płynie razem z krwią jakieś szlacheckie nadczłowieczeństwo. Gdyby mu ktoś
uwiódł jego siostrę, strzeliłby mu w łeb jak psu, ale ponieważ chodzi o wiejską dziewczynę, więc ani się zatroska. 19
Wróćmy zatem do Karola Potkańskiego i jego braku mózgowej krzepy. Sienkiewicz nie doradza mu ani lektury
powieści historycznych, ani studiowania samej historii. Podobnie jak historia nie wzmacnia pozostałych bohaterów:
Płoszowskiego, Bukackiego czy Grońskiego, a nawet poczciwego Połanieckiego, któremu - przeciwnie - życie jawi się
pełnym Szekspirowskich: „wściekłości i wrzasku":
Nic, tylko śmieszna komedia ludzka, w której jedni oszukują drugich, drudzy oszukują samych siebie; nic, tylko oszukani i oszukujący; nic,
tylko pomyłki, zaślepienie, błędy, życiowe kłamstwa, ofiary pomyłek, ofiary oszustwa, ofiary złudzeń, plątanina bez wyjścia; pocieszna i zarazem
rozpaczliwa ironia pokrywająca ludzkie uczucia, namiętności, nadzieje, tak jak śnieg pokrywa zimą pola - i oto życie! 20
Im potrzeba nie krzepienia serc, ale „krzepienia mózgów", jak określi to wiele lat później Parnicki. Co ma być
jednak tą energią wzmacniającą polskie myślenie nowoczesne? Sienkiewicz nie ma tu jasnego projektu. O
dekadenckim estecie Bukackim powie enigmatycznie, że „brakło mu zmysłu życiowego". 21
Pierwsze dekady XX wieku przyniosą dwa najbardziej wpływowe projekty modernizacji polskiego życia
umysłowego autorstwa Brzozowskiego i Boya. Pierwszy będzie podkreślał, że jeśli polska myśl ma być nowoczesna,
musi się zmierzyć z etycznymi i społecznymi konsekwencjami darwinizmu i marksizmu, politycznie zaś przemyśleć
musi stałą obecność Rosji w przyszłości Polski. W wolnej Polsce to Boy stał się ideologiem „normalnego",
nowoczesnego społeczeństwa. Wszyscy trzej jednak reprezentują możliwości i energię myśli pozytywistycznej.
Starzejący się Sienkiewicz wydaje się zabłąkany wśród radykalnych nurtów modernizmu, próbując bezskutecznie
równoważyć nowe i stare. Pragnie kompromisu między tradycją a gwałtownymi zmianami nowoczesności, ale sam
chyba weń nie wierzy, zdając sobie sprawę z nierealności marzeń swego ostatniego literackiego wcielenia -
Grońskiego:
Kochał bardzo szczerze Polskę taką, jaką ją chciał mieć, to jest szlachetną, oświeconą, kulturalną, jak najbardziej europejską, a jednak nie
zatracającą swych lechickich rysów i trzymającą w ręku chorągiew z białym orłem. Ów orzeł wydawał mu się jednym z najszlachetniejszych
symbolów na ziemi. 22
18 R. B a r t h e s , Mit NA PRAWICY , [w:] tegoż, M ITOLOGIE , przekł. A. Dziadek, wstęp K. Kłosiński, Warszawa 2000, s. 287.
19 H. S i e n k i e w i c z, Wiry, Warszawa 1993, s. 55.
20 T e n ż e, Rodzina Połanieckich, Warszawa 1963, s. 647-648.
21 Tamże, s. 383.
22 H. S i e n k i e w i c z, Wiry..., s. 87.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin