różne.doc

(50 KB) Pobierz
,,Kto w lesie mieszka" I

,,Kto w lesie mieszka" I.Salach

Małgosia: Skąd wracasz Jacku?
Jacek: Dobrze że jesteś Małgosiu. Wracam z lasu.
M: Z lasu? A to dopiero wycieczka! No i co? Co tam widziałeś ciekawego?
J: Pewnie niewiele bym zobaczył gdyby nie pan leśniczy. On wie gdzie można spotkać zwierzęta. Widziałem wiewiórkę
M; Eer30;wiewiórkę, to ja też widziałam w parku.
J: A zajączka? Zajączka widziałaś?
M; Jasne, u wujka na wsi pełno ich na polach.
J: Ale na pewno nie widziałaś dzika!
M: Dzika? Nie, nie widziałam. Jak wyglądał?
J: Tak, jak na tym obrazie. Dzik ma krótką i szarą sierść, małe oczy i uszy. A kły ma wielkie.
Dzik jest bardzo groźny
Straszy swymi kłami,
Wszyscy o tym wiedzą uciekają przed dzikami.
My też nie podchodziliśmy do niego. Oglądaliśmy go z daleka przez lornetkę.
M: Co jeszcze widziałeś?
J: Zgadnij sama. Co jest na tym obrazie?
M: Sarna , Jaka piękna!
J: Brawo! Dobrze!
Sarny robią sarnie susy
I podnoszą w górę uszy.
Gdy sarenka mknie po lesie
Echo się daleko niesie.
Zobacz jakie ma długie nogi. Dlatego jest bardzo zwinna i szybko biega. I masz rację, jest piękna. Spójrz na jej oczy.
M: czy widziałeś coś jeszcze?
J: Widziałem, proszęr30;
M: Boję się! To lis!
J: Nie bój się to tylko rysunek, a w ogóle to z lisem jest tak:
Rudy ogon go otula
Czujnie uszy sterczą z głowy
Lisa nie da się oszukać
Taka chytra z niego sztuka.
M: Wiem, wiem! Lisy są bardzo czujne, jak psy. Należą przecież do rodziny psów. Czy widziałeś inne zwierzęta?
J: Widziałem, ale z bardzo dalekar30;wilka.
Wilk apetyt wilczy ma
I podobny jest do psa.
W paszczy błyszczą wielkie kły,
Pokazuje je r11; gdy zły.
M: Rzeczywiście, owczarki niemieckie są do wilka bardzo podobne.
J: I nawet nazywamy je wilczurami. UFF! Las ma wielu mieszkańców. Jednych łatwo spotkać, inni dobrze się kryją.

 

 

 

 

 

H. Łochocka - Kamizelka elemelka
Chciał wróbelek Elemelek sprawić sobie kamizelę.
Czemuż pióra wróbelkowe wcale nie są kolorowe?
Inne ptaki się wystroją w jakąś barwną szatkę swoją a wróbelek; ot, niebożę: chociaż chciałby, to nie może.
Szary brzuszek mam i skrzydła. Już ta szarość mi obrzydła. Dosyć tego! Kupię nową kamizelkę kolorową i czy w święto, czy na co dzień w kamizeli będę chodził.
Udał się więc do krawcowej.

Czy są jakieś wzory nowe na kubraczki, kamizelki?
Owszem. Wybór mamy wielki. Jaki kolor?
Ach, jaskrawy! Może coś w kolorze trawy? Albo też w ceglaste paski? Lub niebieskie, jak u kraski?
Materiałów było wiele, lecz grymasił Elemelek. Ten za blady, ten za bury, ów za ciemny, za ponury, tamten troszkę go postarzył, w tym znów jakoś nie do twarzy...
Ot, pomyślę przez niedzielę, jaką sprawić kamizelę. Lub sąsiada spytam może, w jakim dobrze mi kolorze.
Więc sąsiady wnet do rady.
Weź w kolorze czekolady; mówi dzięcioł; bo praktyczna, a w dodatku apetyczna.
Sroczka skrzeczy:
W kratki! W paski! Zapinaną na zatrzaski!
Także pomysł!; wrona powie; Sroka zawsze pstro ma w głowie. Trzeba kupić śnieżnobiałą, by do śniegu pasowało.
A wiewiórka:

Na jesieni modnie ubrać się w desenik. Może w ciapki? Może w koła?
Elemelku! jeż zawoła. Pulowerek zamów sobie! Chcesz? Ja ci na kolcach zrobię.
Doradzały jeszcze szczury, by wziął serdak z mysiej skóry, a dodały też nawiasem, by się w pasie ścisnął pasem.
Biedny mały Elemelek! Na jednego; to za wiele!
Siedzi smętny, osowiały, myśli, myśli przez dzień cały, bo też mu się, szczerze powiem, pomieszało wszystko w głowie: kraty modne są czy paski? Z paskiem czy też na zatrzaski? Pulowerek czy serdaczek?
Ej, już chyba się rozpłaczę...
Aż we wtorek, gdy był w mieście, do spółdzielni trafił wreszcie. Patrzy; wiszą kamizelki zawieszone za pętelki. Skrzydełkami więc zamachał.
Dłużej się nie będę wahał! Tę czerwoną, pierwszą w rzędzie wezmę. Elegancka będzie.
Piękną, nową kamizelę wdział wróbelek Elemelek, poprzygładzał w lustrze piórka i do lasu sobie furka.
Furka, furka, ale przecież coś go ściska, coś go gniecie, coś pod pachą go uwiera. Jakoś trudno latać teraz...
Spojrzy; siedzi na badylu gil. Więc mówi:
Panie gilu! Powiedz, bom ciekawy wielce, jak się czujesz w kamizelce? Toż na panu jak ulana leży ona, proszę pana, a mnie, mówiąc między nami, troszkę ciśnie pod pachami.
Gil roześmiał się radośnie.
A bo ona na mnie rośnie! Nie za luźna, nie za ciasna, bo po prostu; moja własna. I ty przecież masz zimową kamizelkę pióreczkową, choć ciemniejszą, popielatą, lecz puszystą, miękką za to. Każde zwierzę cię wyśmieje, gdy ten ciasny kubrak wdziejesz, bo przygnieciesz sobie brzuszek i na brzuszku wytrzesz puszek.
Po cóż ci to ubiór taki? Czy go noszą inne ptaki? Po cóż ci tam cudze piórka? Wygodniejsza własna skórka!

 

"Śniadanie zajączka" H. Behlerowa

 

Niósł zajączek Szaraczek liść kapusty. Wielki, okrągły był ten liść. Zajączek cieszył się bardzo.
- Będę miał pyszne śniadanie!
Wtem usłyszał cichy pisk. To wróbelek Czyk-czyk leżał pod krzaczkiem. Jakiś zły chłopczyk uderzył go kamieniem.
- Zajączku, daj mi pić... - prosi Czyk-czyk.
Nie namyślał się zajączek. Skoczył do rzeki i w kapuścianym liściu przyniósł wody.
Napoił Czyk-czyka.
- No, teraz zjem śniadanie, do domu już niedaleko - cieszy się zajączek.
I poszedł.
Ale w tej chwili lunął deszcz.
"Nie zatrzymasz mnie deszczu, nie boję się ciebie!" - myśli Szaraczek.
Znowu ktoś zawołał cichutko.
- Zajączku, ratuj!
To ostatni, spóźniony motyl jesienny leżał w trawie.
- Jak mi deszcz zmoczy skrzydełka, nie pofrunę dalej - skarżył się biedaczek.
- Chodź pod parasol - powiedział zajączek i rozpiął kapuściany liść nad motylkiem.
Deszcz był krótki. Podziękował motylek zajączkowi i odfrunął. Szaraczek zabrał liść.
- Teraz pobiegnę prosto do domu!
Ledwie skręcił za rzeczkę, zobaczył myszkę w wodzie. Trzymała się cienkiej gałązeczki, ale woda spychała ją w dół.
- Tonie myszka! - krzyknął zajączek przestraszony.
Nie namyślał się długo. Rzucił swój liść na wodę.
- Masz łódeczkę, ratuj się!
Zdyszana myszka wdrapała się na łódeczkę. Dopłynęła do brzegu.
- Ach, jaki jesteś dobry, Szaraczku!
Szaraczek pomógł myszce wejść na wysoki brzeg. A tymczasem liść popłynął. Porwała go rzeka. Wyglądał z daleka jak okrągła, zielona łódka.
- Ech, uciekło mi śniadanie! - krzyknął zajączek.
Myszka się zmartwiła.
- To przeze mnie... Czekaj mam w domu ziarenka, ale ziarenek pewnie nie lubisz?
- Hm... - mruknął zajączek, bo nie chciał powiedzieć, że wolałby co innego.
Myszka wzięła zajączka pod łapkę.
- Chodź! Pokażę ci ogródek. Przechodziłam koło niego rano. Kapusty tam - głowa przy głowie! Najesz się do syta!

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Jak czerwony parasolik został smokiem mimo woli
 

Elemelek-pewnie wiecie-ciągle kręci się po świecie. Raz jest na wsi, to znów w mieście, że już sam nie wie wreszcie, czy ma zwac się miejskim ptakiem, czy po prostu jest wieśniakiem.
Gdy w miasteczku był we środę, trafił tam na niepogodę. Deszczyk siąpi, kropi, kapie...Elelemelek wolno człapie, patrząc, gdzie by tu się schronic. Oto właśnie jest balonik, pod nim sucho. Myślo ptaszek:
"Gdyby miec taki daszek, co go ludzie często mają, parasolem nazywają! Lecz cóż-smutna ptasia dola: brak dla ptaka parasola."
Głębiej wsunął się pod ganek i natrafił na gałganek. To czerwona chustka spora, którą zgubił ktoś przedwczoraj. Obręb trochę wystrzępiony, dziurki z tej i tamtej strony, tu pomięta, tam rozdarta, lecz coś przecież jeszcze warta! Wróblik porwał ją i niesie aż do swego domku w lesie. W drzewnej dziupli głowę schyla, do wiewiórki się przymila:
-Wiewióreczko moja miła, może byś mi tak uszyła parasolik z tej tu szmatki? Patrz: materiał dobry, gładki, druty z igieł dasz sosnowych, a na rączkę ten dębowy zgięty kijek nam sie nada. Zróbże zaraz, nie odkładaj!
Wiewióreczka jest to wielka przyjaciółka Elemelka. Obiecała, że robotę skonczy w piątek lub sobotę. I już oto na niedzielę ma parasol Elemelek.
Własnie tak się dobrze składa, że wiosenny deszczyk pada. Bo i cóż to znaczy teraz! Parasolik się otwiera i ... i tutaj, wiedzcie o tym, zaczynają się kłopoty.
Wróbel bierze go w pazurki i spacerem chce iśc z górki. Ale jak? Na jednej nodze? Niewygodne to jest srodze! Więc pod szkydło kijek wciska. Lecz że rączka trochę śliska, parasolik się co chwila kręci, krzywi i przechyla, osłaniając do połowy tylko ogon wróbelkowy. Elemelek myśli sobie:
" Będę niósl parasol w dziobie, niechaj głowę mi osłoni. Potem siądę na jabłoni, aby wszyscy przy niedzieli z parasolem mnie widzieli".
Przyszły ptaki, oglądają, trochę dziwne miny mają. Cy zazdroszczą, czy też może podśmiewają się, broń Boże?
-Spójrz parasol: nowa moda! Ale czy to jest wygoda? Ciągle w góre wznosic głowę, w dziobie drewno miec dębowe i na wiatr uważac stale... Nie opłaca sie to wcale!
A wiatr się poderwał właśnie, Jak nie świśnie, jak nei trzaśnie, gałązkami zakołysze, setką glosów zmąci ciszę, pod parasol już sie wpycha, szust! Wywraca go, do licha! Potam zaś na ogon wrony rzuca przedmiot ów czerwony. z jabłoneczki płatki lecą...Wróbel się zaperzył nieco:
-Panie wietrze, ej, no, hola! Nie zabieraj parasola!
Ale, ale! Też żądanie! Spójrz no tylko, miły panie, jak tam wrona przerażona z parasolem u ogona fruwa w kółko, kracze, płacze:
-Krra!Smok straszny!nie inaczej! W smoczej paszczy, krra, czerrwonej zniknął czarrrny mój ogonek! Smok okrutny mnie pożerra! Krra! Cóż biedna zrrobię terraz? Krra, rratunku! Krra, pomocy! Kto mnie wyrrwie z jego mocy?
Tak szarpała się z uwięzi, aż nareszczie na gałęzi zaczepiony parasolik ogon wrocy z pęt wyzwolił, a sam, zgięty i pomięty, połamane zwiesza pręty.
biedna wrona długo jeszcze miała spazmy, miała dreszcze, choc sąsiadki ile siły na wyścigi ją cuciły. Więc to wszystko wywołało cwierkań, plotek, drwin niemało. ta przygoda teraz co dzień z dziobów ptakom wprost nie schodzi!
Westchnął wróblik:
-To niemiłe! Bo też, widzę, źle zrobiłem. Po cóż było brac chusteczkę, po co trudzic wiewióreczkę? Cudza rzecz, chocby zgubiona, nie należy przecież do nas.

 

 

Mrum, Gawrotek i pączki H. Bechlerowa

Miś Gawrotek i Miś Mrum przechodzili rano koło piekarni. Pociągali nosami.
Gawrotek: Może dziadek Niedźwiadek piecze pączki?
Mrum: Och!!
Dziadek Niedźwiadek: Mąki nie mam. Przynieście mąkę, to będą pączki.
Gawrotek: Dobrze. To nic trudnego przynieść mąkę na pączki.
Mrum: Widzisz wiatrak kiwa do nas z daleka! Na pewno ma dużo mąki!
Misie:Jeżyku daj na m mąki, to dziadek Niedźwiadek upiecze pączki!
Jeż: Nie mam maki, przynieście pszenicę to będzie mąka.
Misie: Dobrze. To nietrudno.
Myszka: Nie ma tu ani ziarenka. Idźcie na pole. Tam zajączek macha kosą, a drugi zajączek wiąże snopy.
Mrum: Zajączku, daj nam snop pszenicy! Chcemy mieć mąkę, żeby dziadek Niedźwiadek upiekł pączki.
Zajączek: Chcecie mieć pączki? To pomóżcie kosić.
Misie: Dobrze. To nic trudnego.
Mrum i Gawrotek zabrali się do roboty. Skosili pszenicę. Potem razem z zajączkami zawieźli ja do stodoły. W stodole warcząca maszyna wymłóciła kłosy. Misie pilnowały żeby ziarno było czyste.
Myszka: Teraz zawieźcie ziarno do młyna.
Mrum: O, to nietrudr30;..
Szli powoli, ale jakoś zanieśli pszenicę do jeża Igiełki. Zawarczały w wiatraku zębate koła, poszły skrzydła w górę i w dół. Wkrótce młynarz jeż nasypał maki do worków. Był już wieczór, gdy misie zaniosły mąkę do dziadka Niedźwiadka. Aż sapały, tak się zmęczyły. A dziadek Niedźwiadek zaraz zrobił ciasto na paczki. Obtoczył w mące pulchne, pachnące kuleczki.
Gawrotek: Już rosną !!!
Mrum: Och!

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Dzień w przedszkolu Cz.Janczarski

W progu przedszkola leży słomianka.
Tak prosi dzieci każdego ranka:
rDziewczynki, chłopcy, wytrzyjcie nogi,
zanim wejdziecie w czyściutkie progi.
Jaś ma dziś dyżur, już podlał kwiaty.
Kto tu przykickał? Zając z ceraty.
Szukałeś pewnie listka z kapusty,
A tam na półce kąt twój jest pusty.
Tutaj od rana ruch się zaczyna.
Już w samochodzie warczy sprężyna.
Obudź się misiu, pięknie na dworze!
Wyłaź z kącika psotny Azorze!
Nasza chybotka jak odrzutowiec,
Czasem się na niej zakręci w głowie.
W górę i na dół- wesoła jazda!
Gdzie lądujemy? Pewnie na gwiazdach!
Wymyłam czysto ręce w łazience.
Którym ręcznikiem mam wytrzeć ręce?
Kto mi mój ręcznik znajdzie tu prędko?
- To ten, gdzie wisi znaczek z wisienką.
Jak po zabawie obiad smakuje?
I kasza nawet w zęby nie kłuje.
Szpinak- wspaniały, a budyń- świetny.
Bo zuch ma zawsze dobry apetyt!
Dobrze, że będzie leżakowanie.
Gdy Jaś się prześpi, weselszy wstanie.
Za oknem szumią stare topole.
Cicho, cichutko... śpi już przedszkole.
Krzyś z plasteliny lepi kogutka,
Ewa żyrafę, Jaś krasnoludka.
Ania lepi jabłka i gruszki,
Szybko migają Ani paluszki.
Radość dziś była, i to niemała:
Pani w przedszkolu bajkę czytał.
Wszyscy tej bajki pilnie słuchali,
Co będzie dalej?... co będzie dalej?...
Już się do domu zbiera gromada.
Dorotka sama płaszczyk swój wkłada.
A Jaś Kajtkowi sznuruje butki.
No, bo ten Kajtek jeszcze malutki.

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin