HERODOT DZIEJE05.doc

(186 KB) Pobierz

1

 

HERODOT DZIEJE5

 

Rodopis zaś przybyła do Egiptu*, zawieziona tam przez Sa-
mijczyka Ksantesa *. Przybyłą dla uprawiania swego rzemio-
sła wykupił za wysoką cenę Mitylenejczyk Charaksos, syn
Skamandronymosa, a brat poetki Safony. Tak więc Rodopis
stała się wolna i pozostała w Egipcie, a ponieważ była pełna
powabu, zdobyła wielkie skarby — jak na Rodopis, ale nie takie,
żeby na tego rodzaju piramidę wystarczyły. Kobiecie bowiem,
której majątku dziesiątą część dziś jeszcze może zobaczyć każ-
dy, kto ma ochotę, bynajmniej nie należy wielkich skarbów
przypisywać. Mianowicie Rodopis zapragnęła pozostawić po
sobie pamiątkę w Helladzie i kazała wykonać takie dzieło,
jakie nikomu innemu jeszcze nie wpadło na myśl i nie było
przezeń w świątyni złożone; to w Delfach na swoją pamiątkę
poświęciła. Oto za dziesiątą część swego majątku kazała spo-
rządzić liczne żelazne rożny do nadziewania na nie całych wo-
łów*, o ile dziesiąta część na to jej starczyła, i odesłała je do
Delf. Są one jeszcze teraz nagromadzone w tyle za ołtarzem,
który poświęcili Chioci, naprzeciw samej kaplicy. Tak się
jakoś składa, że w Naukratis hetery są pełne uroku. Nie tylko
bowiem ta, o której tu mowa, istotnie tak zasłynęła, że nawet
wszyscy Hellenowie imię Rodopis poznali*, lecz także po niej
inna, która nazywała się Archidike, opiewana była po całej
Helladzie, mniej jednak o niej niż o tamtej mówiono. Kiedy
zaś Charaksos po wykupieniu Rodopis wrócił do Mityleny, bar-
dzo go Safona w jednej z pieśni wyszydziła. O Rodopis więc
na tym kończę.

Po Mykerinosie, jak opowiadali kapłani, został królem Egip-
tu Asychis*, który wybudował Hefajstosowi zwrócone na
wschód propileje, bezsprzecznie najpiękniejsze i największe.
Wprawdzie wszystkie inne propileje mają wyrzeźbione figury
i inne jeszcze niezliczone ozdoby sztuki budownictwa, tamte
jednak mają ich bezspornie najwięcej. Za tego króla, jak opo-
wiadali, gdy był wielki brak pieniędzy, nadano Egipcjanom
ustawę, żeby dług wolno było tylko takiemu zaciągać, który
zastawi zwłoki ojca*. Do tej ustawy jeszcze tę drugą dodano,
żeby wierzyciel stawał się panem także całego grobu familij-


nego dłużnika; na tego zaś, który dawał ten zastaw, a nie
chciał długu zwrócić, nakładano taką karę, żeby ani sam nie
mógł być pochowany po śmierci w rodzinnym grobowcu czy
też w jakimś innym, ani nie miał prawa pochować nikogo in-
nego z bliskich mu zmarłych osób. Ten król, chcąc przewyż-
szyć poprzednich królów Egiptu, pozostawił po sobie pomnik
w piramidzie zbudowanej z cegieł, w której na kamieniu wy-
ryty był taki napis: „Nie gardź mną w porównaniu z kamien-
nymi piramidami; bo ja tak je przewyższam, jak Zeus resztę
bogów. Oto ludzie, zapuszczając do jeziora drąg, zebrali tyle
mułu, ile go do drąga przylgnęło, i ulepili cegły, i mnie w ten
sposób wybudowali". Tyle ten król dokonał.

Po nim miał królować ślepiec z miasta Anysis, któremu też
A n y s i s było na imię *. Za tego króla wtargnęli do Egiptu
z licznym zastępem wojsk Etiopowie i Sabakos, król Etiopów.
Otóż ten ślepiec umknął na żuławy, a Etiop panował nad
Egiptem przez lat pięćdziesiąt, w ciągu których dokonał ta-
kich czynów. Ktokolwiek z Egipcjan w czym zawinił, nikogo
wprawdzie nie chciał śmiercią karać, lecz w stosunku do wiel-
kości przewinienia każdego sądził i polecał mu sypać groble
przy tym mieście, z którego przestępca pochodził. I tak miasta
stawały się jeszcze wyższe*: naprzód bowiem nasypami pod-
wyższyli je ci, którzy wykopali kanały za króla Sezostrysa,
a potem za Etiopa stały się nawet bardzo wysokie. A choć
także inne miasta w Egipcie wysokie zdobyły położenie, to
jednak, jak mi się zdaje, najwięcej usypano ziemi w okolicy
miasta Bubastis, w którym znajduje się również świątynia
bogini Bubastis, zasługująca wielce na wzmiankę. Są wpraw-
dzie jeszcze inne większe i większym kosztem zbudowane świą-
tynie, żadna jednak widokiem swym nie użycza większej roz-
koszy niż ta właśnie świątynia. Bubastis zaś to po helleńsku
Artemis.

Świątynia jej taki ma wygląd. Z wyjątkiem wejścia wszyst-
ko inne jest wyspą. Z Nilu bowiem doprowadzone są kanały,
które między sobą nie łączą się, tylko każdy dochodzi aż do
wejścia świątyni, jeden oblewając ją z tej, drugi z innej strony,


a każdy szeroki jest na sto stóp i ocieniony drzewami. Propileje
osiągają wysokość dziesięciu sążni i ozdobione są długimi
na sześć łokci a godnymi uwagi rzeźbami. Stojąca w środku
miasta świątynia widoczna jest ze wszystkich stron, jeśli się ją
okrąża. Ponieważ bowiem grunt miasta został podwyższony
nasypem, świątynia zaś nie zmieniła położenia, od czasu gdy ją
wystawiono — więc zewsząd narzuca się oczom. Biegnie do-
koła niej mur, na którym wyryte są rzeźby, a wewnątrz znaj-
duje się gaj, obsadzony potężnymi drzewami i otaczający do-
koła wielką świątynię, gdzie umieszczony jest posąg bóstwa.
Szerokość i długość świątyni wynosi ze wszystkich czterech
stron jedno stadium. Przy wejściu jest droga brukowana ka-
mieniami na przestrzeni mniej więcej trzech stadiów, wiodąca
przez rynek miasta w kierunku na wschód, a szeroka prawie
na cztery pletry. Po obu stronach drogi rosną podniebne drze-
wa; prowadzi ona do świątyni Hermesa*. Taki więc wygląd
ma ta świątynia.

Ostateczny wymarsz Etiopa, jak opowiadali, nastąpił w ten
sposób. Uciekł on po takim widzeniu sennym: Zdawało mu się,
że stanął przy nim jakiś mąż, który mu radził, aby wszystkich
kapłanów w Egipcie zebrał i przez środek przeciął. Po tym
widzeniu sennym oświadczył, że ma wrażenie, jakoby bogowie
wabili go tym pozorem ku jakiemuś występkowi przeciw świę-
tościom, przez co ściągnąłby na siebie nieszczęście ze strony
bogów albo ludzi. Tego więc nie uczyni, lecz odejdzie precz,
ponieważ minął czas, w ciągu którego według wyroczni miał
panować nad Egiptem. Kiedy bowiem jeszcze był w Etiopii,
obwieściły mu wyrocznie, których radzą się Etiopowie, że ma
przez pięćdziesiąt lat władać nad Egiptem jako król. Skoro
zatem czas ten upłynął i jeszcze go widzenie senne straszyło,
dobrowolnie oddalił się Sabakos z Egiptu.

Gdy więc Etiop wyszedł z Egiptu, znowu panował ów
ślepiec, który wrócił z żuław, gdzie mieszkał przez pięćdzie-
siąt lat, usypawszy sobie wyspę z popiołu i ziemi. Ilekroć bo-
wiem przybywali doń ludzie z żywnością, jak to poszczegól-
nym spośród Egipcjan bez wiedzy Etiopa było zlecone,


kazał im, by mu przynosili w darze także popiół. Tej wyspy
nikt przed Amyrtajosem nie mógł odszukać, więc dłużej niż
siedemset lat nie zdołali jej odnaleźć poprzednicy Amyrtajosa
na tronie królewskim. Nosi ona nazwę Elbo, a obwód jej wy-
nosi w całości dziesięć stadiów.

Po nim miał panować kapłan Hefajstosa *, który nazywał
się Seto*. Ten lekceważył sobie i za nic miał kastę wojow-
ników egipskich, jakoby ich wcale nie potrzebował, i prócz
innych wyrządzanych im obelg odebrał im także role, które za
poprzednich królów otrzymali w darze, każdy po dwanaście
wybranych włók*. Następnie jednak powiódł na Egipt ogrom-
ne wojsko Sanacharibos*, król Arabów i Asyryjczyków, a wo-
jownicy egipscy nie chcieli swemu królowi udzielić pomocy.
Wtedy to kapłan, przyciśnięty do muru, wszedł do miejsca
świętego i lamentował przed posągiem boga, jakiej to klęski
niebezpieczeństwo mu zagraża. Kiedy tak się użalał, ogarnął
go sen i wydawało mu się w sennym widzeniu, że stoi przed
nim bóg i wlewa weń otuchę, że nic niemiłego nie spotka go,
jeśli wyruszy przeciw wojsku Arabów: bo on sam ześle mu
pomoc. Ufny w to, wziął z sobą tych z Egipcjan, którzy chcieli
za nim pójść, i rozbił obóz w Pelusjon (tam bowiem są wej-
ścia do kraju). Nie towarzyszył mu nikt z wojowników, lecz
tylko kramarze, rękodzielnicy i ludzie z rynku. Kiedy tam
przybyli, opadły wrogów nocą myszy polne* i tak pogryzły im
kołczany, łuki, a do tego jeszcze imadła od tarcz, że gdy w na-
stępnym dniu uciekali, ogołoceni z broni, wielu z nich padło.
I teraz jeszcze stoi ten król z kamienia w świątyni Hefajstosa,
trzymając w ręce mysz i głosząc w napisie, co następuje:
„Patrząc na mnie każdy niech będzie pobożny".

Aż dotąd w opowiadaniu doszli Egipcjanie i ich kapłani,
dostarczając dowodów, że od pierwszego króla aż do tego
kapłana Hefajstosa, który na ostatku panował, zeszło trzysta
czterdzieści jeden pokoleń ludzkich i że w ciągu nich tyleż było
arcykapłanów i królów. A przecież trzysta pokoleń ludzkich
oznacza dziesięć tysięcy lat, bo trzy pokolenia ludzkie wynoszą
sto lat. Pozostałych zaś jeszcze czterdzieści i jeden pokoleń,


które przybywają do trzystu, to tyle co tysiąc trzysta czterdzie-
ści lat. Otóż, jak opowiadali, podczas tych jedenastu tysięcy
trzystu czterdziestu lat nie zjawił się żaden bóg w postaci
ludzkiej, ale także ani przedtem, ani później, za dalszych kró-
lów Egiptu, jak utrzymywali, nic podobnego się nie zdarzyło.
W tym zaś przeciągu czasu, opowiadali, słońce cztery razy
wzeszło nie od zwyczajnej swej strony*: gdzie ono teraz
zachodzi, stąd dwa razy wzeszło, a skąd teraz wschodzi, tam
dwa razy zaszło. A jednak nic ze stosunków w Egipcie przez
ten czas nie zmieniło się — ani płody ziemi, ani wylewy rzeki,
ani choroby, ani wypadki śmierci.

Gdy przede mną historyk Hekatajos podawał w Tebach swój
rodowód i ród ten po ojcu odnosił do boga jako do szesnastego
przodka, uczynili mu kapłani Zeusa * to samo, co mnie, który
swego rodowodu nie podawałem. A mianowicie wprowadzili
mnie do wnętrza świętego przybytku, który był wielki, i po-
kazując wyliczali mi drewniane kolosy w takiej liczbie, jaką
wyżej wymieniłem*. Bo każdy arcykapłan ustawia tam za
swego życia własny posąg. Otóż kapłani, wyliczając mi je
i pokazując, dowodzili, że za każdym razem syn następował po
ojcu, a przechodzili je wszystkie po kolei, począwszy od po-
sągu tego, co zmarł ostatnio, aż mi wszystkie pokazali. Hekata-
josowi zaś, który podał swój rodowód i odniósł go do boga
jako do szesnastego przodka, podali oni ze swej strony z wy-
liczeniem kolosów ich genealogię, nie uznając jego twierdze-
nia, żeby człowiek mógł pochodzić od boga. A podali ich rodo-
wód w ten sposób, że oświadczyli, iż każdy z kolosów jako
p i r o m i s pochodził od piromisa, aż wykazali to o trzystu
czterdziestu pięciu kolosach [że piromis od innego piromisa
pochodzi], nie wywodząc ich rodu ani od boga, ani od herosa.
Piromis zaś to po helleńsku ,,mąż doskonały".

Tacy zatem, jak dowodzili kapłani, byli ci wszyscy, których
wizerunki tu stały, a bardzo odmienni od bogów. Przed tymi
zaś mężami mieli być władcami Egiptu bogowie*, którzy go
razem z ludźmi zamieszkiwali, i z nich zawsze jeden był
władcą. Na ostatku panował nad nim syn Ozyrysa Oros*,


którego Hellenowie zwą Apollonem. Ten obalił T y f o n a *
i jako ostatni z bogów był królem Egiptu. Ozyrys zaś
nazywa się w języku helleńskim Dionizos.

U Hellenów uchodzą za najmłodszych z bogów Hera-
kles, Dionizos i Pan, u Egipcjan zaś uchodzi Pan za
najstarszego i za jednego z ośmiu tak zwanych pierwszych
bogów, Herakles za jednego z drugich, tak zwanych dwunastu,
Dionizos za jednego z trzecich, którzy pochodzą od dwunastu
bogów. Otóż ile lat według zeznania samych Egipcjan upły-
nęło od Heraklesa aż do króla Amazysa, to przedtem wyka-
załem*. Od Pana ma ich być jeszcze więcej, od Dionizosa zaś
najmniej, a jednak od niego aż do króla Amazysa liczą pięt-
naście tysięcy lat. I o tym Egipcjanie, jak utrzymują, dokła-
dnie wiedzą, ponieważ lata stale liczą i stale zapisują. A prze-
cież od tego Dionizosa, który miał pochodzić od Semeli, córki
Kadmosa, aż do moich czasów jest najwyżej około tysiąca
[i sześciuset] lat; od Heraklesa, syna Alkmeny, około dzie-
więciuset [lat]; a od Pana, syna Penelopy (bo z niej to i z Her-
mesa według Hellenów Pan się narodził)*, jest jeszcze mniej
lat niż od wojny trojańskiej *, tj. mniej więcej osiemset lat aż
do moich czasów.

Z obu tych tradycji* wolno posługiwać się tą, której ktoś
bardziej zawierzy — ja już o nich własne swe zdanie wyło-
żyłem*. Gdyby bowiem, podobnie jak Herakles syn Amfitrio-
na,   także   Dionizos   syn   Semeli   i   Pan   syn   Penelopy   byli
w Helladzie zasłynęli i dożyli starości, to można by było utrzy-
mywać, że i ci tak samo byli ludźmi, którzy otrzymali swe
imiona od owych dawniejszych bogów*. Tymczasem o Dioni-
zosie opowiadają Hellenowie, że go Zeus zaraz po urodzeniu*
zaszył w biodro i zaniósł do Nysy *, która leży powyżej Egiptu
w Etiopii, a co do Pana nie umieją podać, dokąd się dostał
po urodzeniu. Jest więc dla mnie widoczną rzeczą, że później
dowiedzieli  się  Hellenowie   o   ich  imionach  niż   o   imionach
reszty bogów. Od tego zaś czasu, w którym o nich otrzymali
wiadomość, wywodzą ich ród i pochodzenie*.


To więc opowiadają* sami Egipcjanie. Co zaś inni ludzie*
i Egipcjanie zgodnie z tymiż opowiadają o dziejach tego kraju,
o tym teraz zamierzam powiedzieć. Znajdzie się jednak przy
tym także to i owo, na co sam patrzyłem. Egipcjanie,
uwolnieni od Etiopów, ponieważ w żadnym czasie nie mogli
żyć bez króla, ustanowili po rządach kapłana Hefajstosa dwu-
nastu królów, podzieliwszy cały Egipt na dwanaście powiatów.
Ci spowinowacili się między sobą i panowali według nastę-
pujących zasad. Nie mieli ani nawzajem się obalać, ani dążyć
do Tego, ażeby jeden posiadał więcej od drugiego, lecz mieli
żyć w najściślejszej przyjaźni. Zasady te, których niezłomnie
przestrzegali, ustanowili z tego powodu. Zaraz na początku
przy obejmowaniu rządów otrzymali wyrocznię, że ten z nich,
kto ze spiżowej czary złoży libację w świątyni Hefajstosa,
będzie panował nad całym Egiptem. Albowiem schodzili się
razem we wszystkich świątyniach.

Postanowili także pozostawić po sobie wspólny pomnik,
i stosownie do tej decyzji zbudowali labirynt*, który leży
nieco powyżej Jeziora Mojrisa, całkiem blisko tak zwanego
Miasta Krokodyli. Ten ja widziałem, a przewyższa on zaiste
wszelki opis. Bo gdyby nawet ktoś razem zliczył wzniesione
przez Hellenów mury i wykonane przez nich budowle, po-
kazałoby się, że kosztowały one mniej trudu i wymagały
mniejszych wydatków niż ten labirynt. A przecież także świą-
tynie w Efezie i na Samos godne są uwagi. Były wprawdzie
i piramidy wyższe ponad wszelki opis, a każda z nich dorów-
nywała wielu i wielkim helleńskim dziełom; ale oczywiście
labirynt nawet piramidy prześcignął. Ma on mianowicie dwa-
naście krytych podwórców, których bramy stoją naprzeciw
siebie, sześć zwróconych jest na północ, a sześć na południe,
jedna obok drugiej; a od zewnątrz otacza je jeden i ten sam
mur. Są w nim dwojakie komnaty, jedne podziemne, drugie
nad tymi w górze, w liczbie trzech tysięcy, po tysiąc pięćset
z każdego rodzaju. Otóż nadziemne komnaty sam widziałem
i przeszedłem, mówię też o tym z własnej obserwacji, nato-
miast o podziemnych dowiedziałem się tylko z opowiadania.


Przełożeni bowiem nad nimi Egipcjanie w żaden sposób nie
chcieli ich pokazać, oświadczając, że są tam groby królów,
którzy pierwotnie ten labirynt wybudowali, oraz świętych
krokodyli. Tak więc o podziemnych komnatach mówimy tylko
to, cośmy usłyszeli, a górne, większe od dzieł ludzkich, widzie-
liśmy sami. Bo najrozmaitsze wyjścia przez sale i zakręty po-
przez podwórce wzbudzały w nas tysiączny podziw, gdyśmy
z jednego podwórca przechodzili do komnat, a z komnat do
korytarzy, a z korytarzy do innych sal i znowu do innych po-
dwórców z komnat. Dach tego wszystkiego jest z kamienia,
podobnie jak ściany, ściany zaś pełne są wyrytych figur.
Każdy podwórzec jest dokoła otoczony kolumnami z białego
i jak najściślej spojonego z sobą kamienia. A do tego naroża,
w miejscu gdzie kończy się labirynt, przylega piramida
czterdziestosążniowa, na której wyryte są wielkie figury.
Droga do jej wnętrza idzie pod ziemią.

Chociaż ten labirynt jest tak wielkim dziełem, jeszcze więk-
szy wzbudza podziw tak zwane Jezioro Mojrisa, obok
którego ten labirynt jest wybudowany. Wielkość jego obwodu
wynosi trzy tysiące sześćset stadiów, co daje sześćdziesiąt
schojnów, a równa się długości pomorzą samego Egiptu. Wy-
dłuża się to jezioro ku północy i ku południowi, a największa
jego głębokość wynosi pięćdziesiąt sążni. Że zaś stworzyły je
i wykopały ręce ludzkie, ono samo to zaświadcza. Bo mniej
więcej w środku jeziora stoją dwie piramidy, każda wystająca
z wody na pięćdziesiąt sążni, a pod wodą jest równie głęboka
ich podbudowa. Na każdej znajduje się kamienny kolos, sie-
dzący na tronie. Tak więc te piramidy mają wysokość stu
sążni; sto zaś sążni równa się dokładnie sześciopletronowemu
stadion: bo sążeń mierzy sześć stóp albo cztery łokcie, stopa
liczy cztery piędzi, a łokieć sześć piędzi. Woda w tym jeziorze
nie jest samorodna (bo okolica jest tam bardzo uboga w wo-
dę), lecz została doprowadzona z Nilu przez kanał i przez sześć
miesięcy wpływa do jeziora, a przez sześć odpływa z powro-
tem do Nilu. Kiedy ona odpływa, wtedy jezioro przynosi
w ciągu sześciu miesięcy codziennie talent srebra do królew-


skiego skarbca jako dochód za ryby, kiedy zaś woda do niego
wpływa — tylko dwadzieścia min *.

Opowiadali też krajowcy, że to jezioro pod ziemią ma ujście
do libijskiej Syrty *, ciągnąc się wzdłuż gór powyżej Memfis
ku zachodowi w głąb kraju libijskiego. Ponieważ nigdzie nie
widziałem gruzu z tego wykopanego dołu, a sprawa leżała mi
na sercu, więc pytałem tych, co najbliżej jeziora mieszkali,
gdzie znajduje się wydobyta ziemia. Ci odpowiedzieli mi, że
tam, dokąd ją wyniesiono, i łatwo mnie przekonali: bo wie-
działem z opowiadania, że także w Ninos, mieście Asyryjczy-
ków, coś podobnego się zdarzyło. Tam zamierzali złodzieje wy-
kraść skarby Sardanapala, króla Ninosu, które były wielkie
i strzeżone w podziemnych skarbcach. Dlatego zaczęli oni od
własnego mieszkania kopać pod ziemią aż do pałacu królew-
skiego, odmierzywszy sobie kierunek drogi; a gruz, wydobyty
z przekopu, wynosili z nastaniem nocy do rzeki Tygrysu, prze-
pływającej mimo Ninosu — aż swój zamiar wykonali. Coś po-
dobnego miało też miejsce, jak słyszałem, przy wykopaniu
jeziora w Egipcie, tylko że odbywało się nie w nocy, lecz za
dnia. Bo wykopujący gruz Egipcjanie zanosili go do Nilu,
który go przyjmował i musiał rozprószyć. W ten sposób miano
to jezioro wykopać.

Owych dwunastu królów sprawiedliwie sobie postępowało.
Gdy jednak po jakimś czasie składali ofiary w świątyni Hefaj-
stosa, a w ostatnim dniu uroczystości mieli złożyć libacje,
wyniósł im arcykapłan złote czary, z których zwykli libację
czynić, lecz myląc się w liczbie przyniósł jedenaście, choć ich
było dwunastu. Wtedy Psammetych, który stał na końcu,
a czary nie miał, zdjął swój spiżowy hełm, podstawił go i zło-
żył swą ofiarę. Także reszta królów zwyczajnie nosiła hełmy
i miała je właśnie wtedy na sobie. Psammetych wprawdzie
bez żadnej podstępnej myśli hełm swój podstawił, inni jednak
wzięli sobie do serca zarówno czyn Psammetycha, jak i udzie-
loną im wyrocznię, że który z nich ze spiżowej czary złoży
libację, ten będzie jedynym królem Egiptu. Otóż pamiętając
o tej wyroczni, nie uważali wprawdzie za rzecz słuszną zabi-


jąć Psammetycha, gdyż drogą śledztwa przekonali się, że
...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin