HERODOT DZIEJE06.doc

(185 KB) Pobierz

1

 

HERODOT DZIEJE6

 

Po ich straceniu zawezwał z kolei przed swe oblicze kapła-
nów. Gdy kapłani to samo oświadczyli, powiedział, że rychło
się dowie, czy do Egipcjan przybył jakiś bóg, którego można
dotknąć* ręką. Tylko te wyrzekł słowa i rozkazał kapłanom
przyprowadzić Apisa. A ci poszli, aby go przywieść. Ten zaś
Apis albo Epafos jest cielakiem od krowy, która nie może już
począć innego płodu. Egipcjanie mówią, że promień z nieba
spływa na krowę i z tego rodzi ona Apisa. A takie są cechy
tego byczka, nazywanego Apisem: będąc zresztą czarny, ma
na czole czworokątną białą plamę *, na grzbiecie wizerunek
orła, na ogonie podwójne włosy *, a pod językiem znak po-
dobny do skarabeusza *.

Skoro kapłani przywiedli Apisa, Kambizes, będąc już na
poły szaleńcem, wydobył sztylet i chciał Apisa ugodzić
w brzuch, lecz trafił w biodro. Po czym śmiejąc się rzekł do
kapłanów: — O, wy głupcy, więc tacy bywają bogowie, z krwi
i ciała i czuli na żelazo? Godny zaiste Egipcjan ten bóg! Ale
nie wyjdzie wam na dobre, żeście sobie ze mnie zadrwili. —
Po tych słowach wydał rozkaz powołanym do tego, żeby ochło-
stali kapłanów, a z reszty Egipcjan zabijali każdego, kogo za-
staną przy uroczystościach. Święto więc u Egipcjan skończyło
się, kapłanów zasądzono, a Apis ze zranionym biodrem leżał
w świątyni * i dogorywał. Gdy wskutek rany zginął, pogrze-
bali go kapłani bez wiedzy Kambizesa.

Kambizes zaś, jak mówią Egipcjanie, zaraz z powodu tego
niegodziwego czynu oszalał, zwłaszcza że już przedtem nie był
przy zdrowych zmysłach. Otóż naprzód zgładził swego brata
Smerdisa *, który pochodził z tego samego ojca i z tej samej
matki. Tego wyprawił z Egiptu do Persji wskutek zazdrości,
ponieważ jedyny z Persów prawie na szerokość dwóch palców
naciągnął łuk, który Ichtyofagowie przynieśli od króla Etio-
pów, podczas gdy nikt inny tego nie potrafił. Gdy więc Smer-
dis odszedł do Persów, miał Kambizes podczas snu następują-
ce widzenie: zdawało mu się, że przybył goniec od Persów
z doniesieniem, iż Smerdis, siedząc na tronie królewskim, gło-
wą dosięga niebios. Wobec tego z obawy o własną osobę, żeby


brat go nie zabił i nie zagarnął rządów, wysyła do Persji
Preksaspesa, który wśród Persów był mu najwierniejszy, aby
zgładził Smerdisa. Ten wyruszył do Suz i uśmiercił Smerdi-
sa — według jednych wywiódłszy go na łowy; według innych
zaprowadził go nad Morze Czerwone i utopił.

Taki był, jak mówią, pierwszy czyn, od którego zaczął się
szereg zbrodni Kambizesa. Po wtóre, zgładził on towarzyszącą
mu do Egiptu siostrę, z którą żył w małżeństwie, jakkolwiek
była mu rodzoną siostrą z obojga rodziców. Pojął zaś ją za żo-
nę wśród następujących okoliczności. Nigdy przedtem nie było
u Persów w zwyczaju żyć wspólnie z własnymi siostrami, ale
Kambizes zakochał się w jednej ze swych sióstr i chciał się
z nią ożenić. Ponieważ jednak zamiar jego sprzeciwiał się
zwyczajowi, powołał on królewskich sędziów i przedłożył im
pytanie: czy istnieje prawo, które pozwala komuś, kto zechce,
poślubić swą siostrę? (Królewscy sędziowie są to wybrani spo-
śród Persów mężowie, którzy piastują swój urząd aż do śmier-
ci albo do chwili, gdy się im dowiedzie niesprawiedliwości. Oni
rozstrzygają Persom spory prawne, są tłumaczami ojczystych
ustaw i na nich wszystko polega). Otóż na pytanie Kambizesa
dali oni odpowiedź sprawiedliwą i bezpieczna, oświadczając,
że nie znajdują żadnego prawa, które pozwala bratu żyć wspól-
nie z siostrą; że jednak znaleźli inne prawo, na mocy którego
królowi Persów wolno jest uczynić, co zechce. W ten sposób
z obawy przed Kambizesem nie znieśli prawa, tylko, aby sami
w obronie prawa nie zginąć, wyszukali jeszcze inne, które sta-
wało po jego stronie, gdyby jedną z sióstr chciał pojąć za mał-
żonkę. Wtedy Kambizes ożenił się z umiłowaną; ale już po
niedługim czasie wziął inną siostrę. Młodsza była tą, która to-
warzyszyła mu do Egiptu, a którą tam zabił.

O jej śmierci, podobnie jak o śmierci Smerdisa, krąży po-
dwójne podanie. Hellenowie opowiadają, że Kambizes kazał
raz szczenięciu lwa walczyć z młodym psem, czemu przypa-
trywała się także ta jego małżonka. Kiedy psiak już ulegał,
brat jego, inny młody pies, zerwał łańcuch i przybiegł mu na
pomoc; tak więc dwa psiaki razem pokonały lwiątko. I Kam-


bizes z uciechą temu się przypatrywał, podczas gdy siedząca
obok siostra płakała. Kambizes, zauważywszy to, zapytał, dla-
czego płacze, a ona odpowiedziała: — Na widok młodego, psa,
który swemu bratu dopomógł, zebrało mi się na płacz, gdyż
przypomniałam sobie Smerdisa i zdałam sobie sprawę, że jemu
nikt już nie pomoże. — Za te słowa, jak mówią Hellenowie,
zginęła z ręki Kambizesa. Ale Egipcjanie donoszą, że małżonka,
w chwili gdy siedziano przy stole, wzięła sałatę, oskubała ją
wkoło, a potem zapytała męża, czy piękniejsza jest oskubana,
czy pełna sałata; na jego odpowiedź: „pełna", tak rzekła: —
A przecież ongi tę sałatę wziąłeś sobie za wzór, gdyś dom
Cyrusa ogołocił z liści. — Wtedy on wpadł w furię i brzemien-
ną kopnął, wskutek czego poroniła i umarła.

Tak srożył się Kambizes przeciw najbliższym osobom, czy
z powodu Apisa, czy z innego powodu, jak to ludzi niejedno
zło nawiedzać zwykło. Wszak już od urodzenia miał on cierpieć
na pewną ciężką chorobę *, którą niektórzy nazywają „świętą".
Nie jest więc rzeczą nieprawdopodobną, że i na umyśle nie
był zdrowy, skoro jego ciało trapiła tak wielka choroba.

Wobec innych Persów dopuścił się takich szaleństw. Do
Preksaspesa, który cieszył się największym jego szacunkiem
i wprowadzał mu poselstwa, a którego syn był podczaszym
Kambizesa, co także niemałym jest zaszczytem, miał się w te
słowa odezwać: — Preksaspesie, za jakiego męża uważają mnie
Persowie i co mówią o mnie? — Na to ów odpowiedział: —
O panie, pod każdym innym względem bardzo cię chwalą,
a tylko mówią, że winu zanadto hołdujesz. — To on oświadczył
o Persach, a rozgniewany Kambizes odrzekł: — Teraz więc
utrzymują Persowie, że oddając się winu jestem obłąkany
i niespełna rozumu; w takim razie poprzednie ich mowy nie
były prawdziwe. — Albowiem już przedtem na posiedzeniu
rady zapytał był Kambizes obecnych Persów i Krezusa, jakim
mężem wedle ich zdania jest w porównaniu z ojcem swym Cy-
rusem, a oni wtedy odpowiedzieli, że jest dzielniejszy od ojca,
bo posiada wszystko co tamten, a do tego jeszcze pozyskał
Egipt i morze*. Tak powiedzieli Persowie, ale Krezus, który


tam siedział i z wydanego sądu nie był zadowolony, odezwał
się w te słowa do Kambizesa: — Mnie się wydaje, synu Cy-
rusa, że nie jesteś równy twojemu ojcu, bo jeszcze nie masz
takiego syna, jakiego on w tobie zostawił. — Słysząc to ucie-
szył się Kambizes i pochwalił sąd Krezusa.

Na to więc wspomnienie rzekł z gniewem do Preksaspesa: —
Teraz ty przekonaj się, czy Persowie mówią prawdę, czy też
sami, tak twierdząc, są obłąkani. Jeżeli twego syna, który tu
w przedsionku stoi, trafię w środek serca, wtedy pokaże się, że
nie ma nic prawdy w tym, co Persowie mówią; jeżeli zaś chy-
bię, to możesz twierdzić, że Persowie mówią prawdę, a ja nie
jestem przy zdrowych zmysłach. — Po tych słowach napiął
łuk i wycelował do chłopca, a kiedy ten padł, kazał go rozciąć
i strzał zbadać. Skoro udowodniono, że strzała utkwiła w ser-
cu, rzekł do ojca śmiejąc się i pełen radości: — Preksaspesie,
że ja nie jestem szalony, lecz obłąkani są Persowie, to stało się
dla ciebie jasne; a teraz powiedz mi, kogo na całym świecie
widziałeś już tak celnie strzelającego? — Preksaspes zaś, wi-
dząc obłąkańca i obawiając się o własne życie, powiedział: —
Panie, nawet sam bóg *, jak sądzę, nie mógłby tak celnie tra-
fić. — Wtedy więc popełnił ten niecny czyn; innym razem ka-
zał dwunastu najznakomitszych Persów głową na dół żywcem
zakopać w ziemi, mimo że nie dowiedziono im żadnej znacz-
niejszej winy.

Gdy tak sobie postępował, Lidyjczyk Krezus uważał za rzecz
słuszną upomnieć go tymi słowy: — Królu, nie folguj we wszyst-
kim młodości i gniewowi, lecz powściągnij się i opanuj. Do-
brze być oględnym, a ostrożność jest mądrością. Ty zaś za-
bijasz mężów, twoich współziomków, nie dowiódłszy im żad-
nej znaczniejszej winy, zabijasz też dzieci. Jeżeli częściej tak
czynić będziesz, uważaj, żeby Persowie od ciebie nie odpadli.
Mnie twój ojciec, Cyrus, przykazał i usilnie polecił, żebym cię
upominał i doradzał ci to, co uznam za dobre. — Krezus w do-
wód życzliwości udzielał mu tych wskazówek, lecz Kambizes
odpowiedział: — Ty ośmielasz się także mnie rady dawać, ty,
któryś nad twą ojczyzną tak pięknie czuwał i memu ojcu tak


dobrze radził, wzywając go, żeby przeprawił się przez rzekę
Arakses * i ruszył na Massagetów, gdy oni chcieli przejść do
naszego kraju — i tak zarówno siebie zgubiłeś, boś własną
ojczyzną źle rządził, jak i Cyrusa, który ciebie słuchał! Ale
nie wyjdzie ci to na dobre, gdyż już od dawna pragnąłem
chwycić się przeciw tobie jakiegoś pozoru. — Po tych słowach
porwał łuk, aby go przebić strzałą, ale Krezus odskoczył i wy-
biegł. Kambizes, nie mogąc go ustrzelić, polecił służbie ująć go
i zabić. Służalcy, którzy znali jego charakter, ukryli Krezusa
w tej myśli, żeby na wypadek, gdyby Kambizes żałował swego
czynu i pożądał widoku Krezusa, pokazać go i otrzymać nagro-
dę za jego ocalenie; gdyby zaś nie żałował i nie odczuwał za
nim tęsknoty, wtedy dopiero go zgładzić. Jakoż w niedługi czas
później Kambizes zatęsknił za Krezusem, a słudzy, zmiarko-
wawszy to, oznajmili mu, że on jeszcze żyje. Wtedy powiedział
Kambizes, że cieszy się wprawdzie, iż Krezus pozostał przy ży-
ciu, że jednak tym, którzy go zachowali, nie ujdzie to bez-
karnie, lecz każe ich stracić. I tak też uczynił.

Dopuszczał się on licznych podobnych szaleństw względem
Persów i sprzymierzeńców podczas swego pobytu w Memfis,
gdzie otwierał dawne groby i oglądał zwłoki. Tak też wszedł
do świątyni Hefajstosa * i bardzo podrwiwał sobie z jego po-
sągu. A ów posąg nader jest podobny do fenickich Pataików,
których Fenicjanie obwożą na sztabach swych trójrzędowców.
Kto ich jeszcze nie widział, temu dam taką wskazówkę: jest
to wizerunek Pigmejczyka *. Wszedł również do świątyni Ka-
birów, do której wchodzić nie godzi się nikomu oprócz kapła-
na. Tych posągi nawet spalił, wykpiwszy je do syta. I one
również są podobne do posągów Hefajstosa, którego dziećmi
mają być Kabirowie *.

Dla mnie więc jest zupełnie jasną rzeczą, że był on w wyso-
kim stopniu szaleńcem, bo inaczej nie byłby się ważył szydzić
z tego, co święte i zgodne ze zwyczajem. Wszak gdyby wszyst-
kim ludziom zaproponowano, żeby ze wszystkich zwyczajów
wybrali sobie najlepsze, wówczas wszyscy po dokładnym zba-
daniu wybraliby własne; do tego stopnia jest każdy przeko-


nany, że jego zwyczaje bezspornie są najlepsze. Dlatego nie
jest prawdopodobne, żeby inny człowiek niż szaleniec kpił
sobie z takich rzeczy. Że jednak istotnie wszyscy ludzie tak
o swoich zwyczajach myślą, można to obok wielu innych do-
wodów także z tego wnosić: Dariusz powołał raz za swego pa-
nowania Hellenów, których miał u siebie, i zapytał ich, za
jaką cenę byliby skłonni spożyć zmarłych ojców? Wtedy oni
oświadczyli, że nie zrobiliby tego za żadną cenę. Potem we-
zwał Dariusz tak zwanych Kalatiów, plemię indyjskie, które
zjada swoich rodziców, i zapytał ich w obecności Hellenów,
którym odpowiedź przetłumaczono, za jaką cenę zgodziliby się
zmarłych ojców spalić na stosie? Wtedy ci wydali okrzyk zgro-
zy i wezwali go, aby zaniechał bezbożnych słów. Taka to jest
siła zwyczaju, a poeta Pindar, jak mi się zdaje, ma słuszność,
mówiąc w swym utworze, że zwyczaj jest królem wszystkich.
W tym samym czasie, gdy Kambizes wyruszał na Egipt,
także Lacedemończycy przedsięwzięli wyprawę przeciw Samos
i Polikratesowi, synowi Ajakesa, który, wznieciwszy
powstanie *, zajął Samos. Z początku podzielił on miasto na
trzy części i dał swoim braciom Pantagnotosowi i Sylosontowi
po jednej. Ale potem jednego z nich zabił, a młodszego Sylo-
sonta wypędził i tak posiadł całą wyspę Samos. Dzierżąc ją,
zawarł z Amazysem, królem Egiptu, związek gościnności, po-
syłał mu dary i od niego je przyjmował. W krótkim też czasie
wzrosła od razu potęga Polikratesa i stała się głośna w całej
Jonii i w reszcie Hellady, bo dokądkolwiek skierował swe za-
miary wojenne, szło mu wszystko szczęśliwie. Miał sto pięć-
dziesięciowiosłowców i tysiąc łuczników, z którymi łupił i plą-
drował wszędzie bez różnicy: bo i przyjacielowi, jak twierdził,
wyświadczy większą przysługę, jeżeli odda mu, co zabrał, niż
gdyby mu w ogóle nic nie zabrał. Tak więc zdobył znaczną
część wysp, jak również wiele miast na lądzie stałym. Przy
tym i Lesbijczyków, którzy z całym swym wojskiem przybyli
na pomoc Milezyjczykom, pokonał w bitwie morskiej i wziął
do niewoli, tak że jako jeńcy musieli mu wykopać cały rów
dokoła murów miejskich Samos.


Wielkie powodzenie Polikratesa nie uszło uwagi Amazysa,
owszem, budziło w nim troskę. A kiedy coraz bardziej rosło,
napisał tej treści list, który posłał do Samos: „Amazys tak mó-
wi do Polikratesa. Wprawdzie przyjemnie jest dowiedzieć się,
że miłemu przyjacielowi dobrze się dzieje; mnie jednak nie po-
doba się twoje wielkie szczęście, bo wiem, jak zazdrosne jest
bóstwo. Dlatego wolałbym, żeby mnie samemu i tym, którzy
przypadają mi do serca, w jednym przedsięwzięciu szczęściło
się, a w drugim się nie wiodło i żeby tak moje życie przebie-
gało raczej wśród zmiennych okoliczności niż w stałym szczę-
ściu. Bo o nikim jeszcze nie słyszałem i nie wiem, żeby w koń-
cu całkiem nędznie nie zszedł ze świata, jeśli we wszystkim
miał powodzenie. Więc posłuchaj mnie teraz i wobec twego
szczęścia tak sobie postąp: pomyśl, co uznajesz za twą naj-
bardziej wartościową rzecz i czego strata sprawi twemu sercu
największy ból; to odrzuć od siebie, tak żeby więcej nie do-
stało się między ludzi. I jeżeli odtąd twoje szczęście jeszcze
nie będzie się przeplatało z cierpieniem, staraj się dalej w po-
dany przeze mnie sposób temu zaradzić".

Skoro Polikrates to przeczytał i rozważył, jak dobra jest
rada Amazysa, szukał wśród swoich klejnotów takiego, które-
go strata najbardziej zasmuciłaby jego serce, i wtedy znalazł
następujący: miał on złoty sygnet ze szmaragdem, który zawsze
nosił, dzieło Teodorosa z Samos *, syna Teleklesa. Ponieważ
więc postanowił go odrzucić, tak uczynił. Zaopatrzył w załogę
pięćdziesięciowiosłowiec i sam wszedł na jego pokład. Potem
kazał wypłynąć na pełne morze, a kiedy był już daleko od
wyspy, zdjął sygnet i wrzucił go do morza w oczach wszyst-
kich towarzyszów okrętowych. Uczyniwszy to, odpłynął z po-
wrotem, a kiedy znalazł się w domu, czuł się nieszczęśliwy.

Ale w pięć lub sześć dni później oto co mu się zdarzyło. Pe-
wien rybak schwytał wielką i piękną rybę, którą uznał za od-
powiednią jako podarunek dla władcy. Zaniósł więc ją przed
bramę pałacu i powiedział, że chce być dopuszczony do Polikra-
tesa. Gdy mu się to udało, ofiarował rybę, mówiąc: — Królu,
kiedym ją schwytał, nie uważałem za rzecz słuszną zanieść ją


na rynek, choć żyję z pracy mych rąk, lecz wydała mi się god-
ną ciebie i twojej dostojności; dlatego tobie ją przynoszę w da-
rze. — Polikrates, ucieszony tymi słowami, odpowiedział: —
Bardzo dobrze uczyniłeś, zasługujesz na podwójną wdzięcz-
ność, za twoją mowę i za twój dar, a my zapraszamy cię na
ucztę. — Rybak wysoko to sobie cenił i poszedł do domu; słu-
dzy zaś pokrajali rybę i znaleźli w jej brzuchu sygnet Poiikra-
tesa. Ledwie go ujrzeli, zaraz go wydobyli i zanieśli uradowa-
ni do Polikratesa, a wręczając mu sygnet opowiedzieli, jak się
on znalazł. Temu przyszło na myśl, że jest to boskie zrządze-
nie; opisał więc wszystko w liście, co zrobił i co go spotkało,
i list ten kazał zanieść do Egiptu.

Gdy Amazys przeczytał pismo Polikratesa, zrozumiał, że nie-
możliwe jest, aby jeden człowiek uchronił drugiego przed zło-
wrogim losem i że Polikrates, który we wszystkim ma powo-
dzenie i nawet odrzucone rzeczy odnajduje, niedobrze skończy.
Wysłał więc herolda do Samos z oświadczeniem, że wypowia-
da mu przyjaźń i gościnność. Uczynił to z tego powodu, aby
nie musiał sam boleć nad przyjacielem, gdyby straszny i gwał-
towny cios ugodził w Polikratesa.

Otóż przeciw temu Polikratesowi, który we wszystkim miał
szczęście, rozpoczęli wojnę Lacedemończycy, wezwani na po-
moc przez owych Samijczyków, którzy później założyli Kydo-
nię* na Krecie. Mianowicie Polikrates bez wiedzy Samijczy-
ków wysłał był herolda do Kambizesa, syna Cyrusa, gdy gro-
madził on siły przeciw Egiptowi, i prosił go, aby także do nie-
go na Samos posłał i zażądał wojsk. Kambizes, słysząc tę
propozycję, chętnie wysłał posłów na Samos i prosił Polikra-
tesa, aby razem z nim wyprawił armię morską przeciw Egip-
towi. Ten wybrał spośród obywateli takich, których najbardziej
podejrzewał o buntownicze zamiary, i wyprawił ich na czter-
dziestu trójrzędowcach, zlecając Kambizesowi, żeby mu ich
z powrotem nie odsyłał.

Jedni mówią, że wysłani Samijczycy nie dojechali do Egiptu,
lecz kiedy w ciągu żeglugi znaleźli się w pobliżu Karpatos, na-
radzili się między sobą i postanowili dalej już nie płynąć. Inni


znów twierdzą, że przybyli do Egiptu, a stąd, mimo że ich
pilnowano, uciekli. Gdy z powrotem płynęli do Samos, Poli-
krates z flotą zastąpił im drogę i wdał się w walkę. Wracający
do domu odnieśli zwycięstwo i wylądowali na wyspie, gdzie
jednak w lądowej bitwie zostali pokonani, i wtedy popłynęli
do Lacedemonu. Są i tacy, którzy mówią, że zbiegowie z Egip-
tu ostatecznie zwyciężyli Polikratesa, lecz to ich twierdzenie
nie wydaje mi się słuszne: wszak wcale nie potrzebowaliby
wzywać na pomoc Lacedemończyków, gdyby zdołali sami Po-
likratesa pokonać. Nadto nie jest do pomyślenia, żeby ktoś,
co miał do dyspozycji najemnych żołnierzy i krajowych łucz-
ników w wielkiej ilości, został pobity przez garść wracających
Samijczyków. Dzieci zaś i żony tych obywateli, których miał
pod swoją władzą, zamknął Polikrates w dokach okrętowych
i trzymał w pogotowiu, aby je, w razie gdyby ich ojcowie
i mężowie zdradzili go i przeszli na stronę powracających —
wraz z dokami okrętowymi spalić.

Gdy wygnani przez Polikratesa Samijczycy przybyli do
Sparty i stanęli przed eforami, długą mieli przemowę, ponie-
waż bardzo gorąco prosili. Eforowie podczas pierwszej audien-
cji odpowiedzieli im, że początku ich mowy nie pamiętają,
a dalszej części nie rozumieją. Potem, powtórnie dopuszczeni,
nic więcej nie rzekli, tylko trzymając w ręku worek oświad-
czyli, że ten worek potrzebuje chleba. Wtedy im powiedziano,
że i z tym workiem przesadzili; postanowiono jednak udzielić
im pomocy.

Następnie przygotowali się Lacedemończycy i wyruszyli na
wojnę przeciw Samos * — jak mówią Samijczycy, aby im od-
płacić za dobrodziejstwa, ponieważ kiedyś Samijczycy wspo-
mogli ich okrętami przeciw Meseńczykom *. Lacedemończycy
zaś utrzymują, że zrobili to, nie aby na prośbę Samijczyków
udzielić im pomocy, ale żeby raczej zemścić się za porwanie
mieszalnika, który wieźli dla Krezusa *, oraz pancerza, który
im posłał w darze Amazys, król Egiptu. Bo także ów pancerz
na rok przed mieszalnikiem zagrabili Samijczycy. Był on płó-
cienny z wyszytymi wielu figurami, a ozdoby zrobione były


ze złota i z bawełny. Co go jednak czyni godnym podziwu, to
każda poszczególna nić pancerza: choć bowiem są cienkie, za-
wierają po trzysta sześćdziesiąt innych nici, które są wszystkie
dla oka widoczne. Tego samego rodzaju jest drugi pancerz,
który Amazys poświęcił Atenie w Lindos.

Także Koryntyjczycy gorliwie współdziałali, żeby wyprawa
wojenna na Samos doszła do skutku; bo również wobec nich
dopuścili się Samijczycy bezprawia o jedną generację przed*
tą wyprawą, w tym samym czasie, w którym porwali mieszal-
nik. Oto Periander, syn Kypselosa, odesłał był trzystu chłop-
ców z Kerkyry *, synów najznakomitszych mężów...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin