W�adys�aw Zawistowski Dobry adres Sztuka telewizyjna Sopot, czerwiec 2002 EWA GROSSMAN, oko�o pi��dziesi�tki; pewna siebie, �wiatowa, zdecydowana � te wszystkie okre�lenia, niewiele zazwyczaj znacz�ce w spisie postaci tym razem powinny zosta� potraktowane na serio, gdy� to sama EWA jest osob� jak najbardziej serio, nawet je�li �wiadomie teatralizuje swoje zachowania; DOROTA DREWICZ, dwudziestopi�cioletnia m�atka; �gdzie�� pracuje, �co� tam� zaocznie studiuje. To �gdzie�� i �co�� s� niedookre�lone, gdy� jest to aktywno�� na miar� mo�liwo�ci i ambicji DOROTY, pod ka�dym wzgl�dem przeci�tnych. A jednak DOROTA ma w sobie �co�� jeszcze; przyt�umion� lecz nie u�pion� osobowo��. WALDEK DREWICZ, jej m��, troch� po trzydziestce; niedoko�czone studia, nieokre�lone zaj�cia, nieokie�znane ambicje; autorowi nieco przykro to stwierdzi�, ale nie pisa� on tej sztuki z zamiarem obrony WALDKA DREWICZA... REMEK, brat DOROTY, trzydziestopi�cioletni in�ynier, dot�d p�ywaj�cy, teraz szuka szcz�cia na l�dzie; ANIELA KOBIELOWA, S�siadka DREWICZ�W, osiemdziesi�cioczteroletnia emerytowana bibliotekarka, wdowa od osiemnastu lat; znacznie bardziej skomplikowana, ni�by na to wskazywa�o jej prostolinijne obej�cie; MECENAS TRZUSKOLASKI, doradca prawny EWY ROSSMAN, sze��dziesi�cioletni, bardzo reprezentacyjny; Osoby: Oraz w scenach retrospektywnych: ANNELISE W�RTZHOFFER MAJOR SAWICKI JEGO �ONA DZIEWCZYNKA PORUCZNIK DRATWA MILICJANT DOCENT GOLDFARB IRENA GOLDFARB SEKRETARZ WALIG�RA MA�GOSIA WALIG�RA ROMEK LEKARZ DWAJ MILICJANCI 3 Miejsce akcji: mieszkanie Doroty i Waldka Drewicz�w na najwy�szym pi�trze kamienicy z prze�omu XIX i XX w., w atrakcyjnym punkcie du�ego portowego miasta. Jednak to tylko adres jest atrakcyjny, samo mieszkanie znacznie mniej. Mie�ci si� w oficynie pot�nej kamienicy z frontonem wychodz�cym na ruchliw� ulic�. W kamienicy mie�ci si� wiele Bardzo Wa�nych Urz�d�w, ale w oficynie przetrwa�o troch� komunalnych mieszka�, po cz�ci wykupionych, po cz�ci nie. Ich okna wychodz� na boczn�, spokojn� uliczk� i miejski park. Cicho tu i spokojnie. Nasze mieszkanie mie�ci si� na najwy�szym czwartym pi�trze, prawie pod dachem, przez co pe�no w nim bok�wek i r�nych zakamark�w, ale ma�o �powierzchni u�ytkowej�. Sk�ada si� z trzech pokoi, kt�re dla uproszczenia b�dziemy nazywali Du�ym, Lewym i Prawym. Wi�kszo�� akcji toczy si� oczywi�cie w Du�ym Pokoju, do kt�rego prowadzi z klatki niewielki korytarz. Na lewo z korytarza � drzwi do kuchni, obok � �azienka. Mieszkanie jest bardzo zaniedbane i od niepami�tnych czas�w nie remontowane. Wszystko zatem � pod�ogi, drzwi, okna, karnisze, pawlacze, szafy ubraniowe, urz�dzenie bok�wek, przetrwa�o w niezmienionym kszta�cie co najmniej od lat trzydziestych, a mo�e i d�u�ej. Zapewne sta�o si� tak dlatego, �e �aden z lokator�w nie mieszka� tu na tyle d�ugo, by zd��y� cokolwiek zmieni�. Umeblowanie powinno by� przeci�tne, w miar� dostatnie, ale nie nowoczesne. Wr�cz przeciwnie � niekt�re meble powinny sprawia� wra�enie, jakby sta�y tu od roku 1907, w kt�rym zbudowano te kamienic�. Niezb�dne elementy wyposa�enia to: kredens, komoda, dwa-trzy fotele, st�, sofa. �ciany przynajmniej cz�ciowo wy�o�one star� boazeri� d�bow�. Na wprost drzwi wej�ciowych mieszkania Drewicz�w � drzwi do mieszkania starej Kobielowej, jedynej s�siadki na najwy�szym pi�trze. Czas akcji: Akcja sztuki toczy si� wsp�cze�nie, w du�ym mie�cie gdzie� na polskim wybrze�u. 4 Scena 1 (niekonieczna, mo�na zacz�� od 2) Nak�adaj�ce si� na siebie obrazy, nieco zamglone, mo�e czarno-bia�e. Chyba powinny si� r�ni� od scen �wsp�czesnych�. To wa�ne, gdy� ta sekwencja obraz�w z czo��wki to r�wnocze�nie pierwsze wprowadzenie widza w nurt retrospektywny. Obraz pierwszy: ma�a dziewczynka w oknie na poddaszu, patrzy w d�, w stron� parku. Obraz drugi: spojrzenie z perspektywy dziewczynki � alejk� parkow� oddala si� okutana p�aszczami i szalikami staruszka, ci�gn�c za sob� w�zek dzieci�cy zape�niony tobo�kami. To ANNELISE W�RTZHOFFER. Jest chmurno, wiatr zacina deszczem. Chwilami nie wida� nawet hase� wymalowanych bia�a olejn� farb� na murze parku, w perspektywie: MIN NIET! i �MIER� FASZYSTOM! Staruszka skr�ca w lewo, ginie z oczy dziewczynki. Napisy czo��wki. Obraz trzeci: ta sama alejka parkowa dzisiaj, ale nie od razu jest to oczywiste. W miejscu alejki, gdzie wcze�niej skr�ci�a staruszka pojawia si� EWA GROSSMAN. Idzie w stron� kamienicy. Obraz czwarty: w tym samym oknie na poddaszu stara KOBIELOWA. Tkwi w tym samym miejscu i pozie, w kt�rym przed pi��dziesi�cioma siedmioma laty siedzia�a ma�a dziewczynka. Patrzy w d�, na nadchodz�c� EW� GROSSMAN. 5 do bocznego pokoju. Ponowne pukanie. DOROTA (krzyczy) Otwarte!!!! Dobrze, �e jeste� nareszcie. EWA (z trosk�) Spieszy si� pani? EWA Poszukuj� pa�stwa Sumi�skich? Scena 2 Mieszkanie DREWICZ�W. DOROTA, cz�ciowo ubrana do wyj�cia (wieczorowe ciuchy, lekki makija�) kr��y po mieszkaniu. G�o�ne pukanie do drzwi. DOROTA nie s�yszy, bo w�a�nie wysz�a Drzwi otwieraj� si�, wchodzi EWA GROSSMAN. Staje w progu, rozgl�da si� ciekawie. DOROTA ( z s�siedniego pomieszczenia) Przez ciebie si� sp�nimy, zobaczysz, Waldek... Na dzie� dobry b�dzie obciach i znowu nie dostaniesz roboty. A w og�le to zapnij mi sukni�. Na ko�c�wce tej kwestii DOROTA wchodzi do Du�ego Pokoju w rozpi�tej wyj�ciowej sukience. Na widok u�miechni�tej EWY p�oszy si� i cofa. EWA (z ogromn� pewno�ci siebie) Je�li mog� zast�pi� pana Waldemara, to s�u�� uprzejmie... Podchodzi do DOROTY i zdecydowanym gestem zapina jej sukni�. EWA Przepraszam, ale krzycza�a pani �Otwarte!� tak zach�caj�co, �e nie mia�am innej mo�liwo�ci... DOROTA (zmieszana) To ja przepraszam, by�am pewna, �e to m�� nareszcie wraca z miasta. DOROTA No, w�a�ciwie tak... (mimo woli zaczyna si� EWIE t�umaczy�) Mamy jecha� na jakie� spotkanie... no ale Waldka ci�gle nie ma, a na dodatek wzi�� samoch�d, wi�c sama pani rozumie... (nagle si� reflektuje) jak to bywa. A czym mog� s�u�y�? DOROTA (nieco zdziwiona) Sumi�skich?... Zaraz, co� mi si� jarzy... (zastanawia si�) Byli tu chyba jacy� Sumi�scy przed nami, jeszcze za czas�w komuny... 6 EWA Jak za komuny � to pani nie mo�e ich pami�ta�. DOROTA (nie rozumie) Jasne, by�am za ma�a... Zreszt� ja wtedy tutaj w og�le nie mieszka�am... To mieszkanie m�� kupi� kilka lat temu, w�a�ciwie przypadkowo... EWA Rozumiem, �e nie od Sumi�skich? DOROTA Oczywi�cie, �e nie... (zastanawia si�) Z tego co wiem, to oni wyemigrowali do Australii. Czasem przychodzi�y jakie� listy, wi�c je odnosi�am na poczt�, a tam jedna znajoma mi powiedzia�a, �e prywatnie to ona wie, �e oni emigrowali, ale s�u�bowo poczt� i tak musi przekazywa�. Wie pani jak to u nas jest. Normalne... EWA (stanowczo, nawet nad potrzeb�) Nie wiem, jak to jest (akcentuje) u was. Dla mnie to absurdalne. DOROTA Pani... nie jest z Polski? M�wi pani doskonale... (u�miecha si�) EWA (ucina) Od dwudziestu lat mieszkam w Nowym Jorku. A po polsku m�wi� na pewno lepiej ni� wi�kszo�� tutejszej populacji. DOROTA Waldek... to znaczy m�j m�� wci�� my�li o Ameryce. Normalna obsesja. M�wi, �e tylko tam mo�na rozwin�� skrzyd�a. EWA (nieco oschle) Przedtem trzeba je mie�. DOROTA (zmieszana) No tak... na pewno. Zreszt� Waldek ju� tam by�, nawet sporo zwiedzi�... ale jako� nigdzie si� nie zaczepi�. Mo�e skrzyd�a mia� za kr�tkie... EWA I co? Tutaj lepiej? DOROTA (nie ma ochoty o tym m�wi�) No wie pani... przecie� to tak trudno por�wna�... Dla pani to jest pewnie regularny skansen, ale my staramy si� tu �y� jak ludzie. Chocia� nie zawsze nam wychodzi... EWA (autorytatywnie) 7 W Ameryce te� patent�w na szcz�cie nie rozdaj�, ale po miesi�cu sp�dzonym w kraju widz�, �e beznadzieja i gnu�no�� s� tu nadal upartymi endemitami. Jak wszy, machorka, kalosze, bimber i kiszona kapusta. Brrr... to dziwaczne, �e jeszcze pami�tam takie s�owa? DOROTA (nie podoba jej si� ten tekst, zgrywa si�) Jaka szkoda, �e nie przyjecha�a pani zim�! EWA (ostro�ne zdziwienie) Dlaczego? DOROTA Zobaczy�a by pani na ulicach pijane bia�e nied�wiedzie, oczywi�cie w kaloszach... Nie przesadzajmy... Tu jest po prostu inaczej. EWA (kr�ci g�ow�) Pod tym �inaczej� kryje si� na og� �gorzej�! DOROTA (odcina si�) Czyli jednak � inaczej, no nie? Z definicji. Nie chc� si� z pani� k��ci�, ale czasami �inaczej� jest wi�cej warte ni� �lepiej�. EWA Wiem... a �by� jest wa�niejsze ni� �mie�. S� kraje, gdzie powtarza si� to z lubo�ci�. Ale to pomylenie poj��, dziecko. Przekona si� pani sama, to przyjdzie z wiekiem. Jest tylko jeden standard jako�ci wszystkiego � od chleba po demokracj�, i od sexu do biznesu. A powo�ywanie si� na inno�� to ust�pstwo na rzecz w�asnej s�abo�ci. DOROTA (u�miecha si� blado) A ja jednak mam swoje zdanie... Bo widzi pani... (waha si�) Waldek, m�j m��, tak kr��y� po tej Ameryce, kr��y�, wydawa� fors� od dziadk�w, a jednak si� nie zahaczy�... I nawet tych ameryka�skich standard�w ze sob� nie przywi�z�. Tyle tylko, �e zacz�� si� k�pa� codziennie. EWA To ju� sukces! A na Ameryk� wida� okaza� si� za s�aby... DOROTA A sk�d mia�by bra� si�� taki sobie ma�y facecik st�d, kt�rego zawsze zmuszano do ust�pstw � ju� od pieprzonej enerdowskiej spacer�wki, i zasyfia�ej szko�y, gdzie zawsze by�y zatkane kible, a� do jakiej� g�upiej pracy i wiecznego czekania na lepsze czasy? EWA (rozgl�da si� po mieszkaniu, zmienia temat tonem swobodnej towarzyskiej konwersacji) Ale przynajmniej macie pa�stwo ca�kiem wygodny ten k�t do czekania. Stare budownictwo, solidne, ale troch� przyci�kie. 8 DOROTA (niech�tnie) No tak, kamienica do�� ponura, ale za to cicho, park ...
rutkowska-j