Komis.docx

(21 KB) Pobierz

KOMIS

 


    Rzecz działa się tego roku, pod koniec latem,. W jednym z liceów w średniej mieścinie przyszedł czas tak zwanych komisów. Mordęga nie dająca żyć przez całe wakacje... 
    – Brodzki! Sala 24! Do profesor Maczykowej!
    – I jak? – Brodzki z twarzą niczym twaróg chciał od wychodzącego wysondować swoje szanse.
    – Krótko mówiąc, przejebane. Prawie cały czas gadałem, a i tak mi nie zaliczyła...
    – O cholera... 
    – Zaczekam na ciebie, pomyślimy potem, co dalej... 
    Sam do końca nie wiedziałem, po co miałem czekać na gościa z równoległej klasy, z którym nawet słowa nie zamieniłem przez dwa lata.
    – No dobra – odparł lekko zdziwiony.
    Nie znałem go, nie wiedziałem jaki jest, ale cholernie rzucał się w oczy. Niezbyt wysoki, ale i nie kurduplowaty, kruczoczarne włosy, śliczne, niebieskie oczy, ciemna cera – nawet w środku zimy. I to ciało. Tak niesamowicie śliczne, że aż mi ciekło. Potrafiłem całe wieczory przeglądać jego profil na portalu społecznościowym. Wrzucał tam co chwila zdjęcia po treningu, na treningu czy ot tak, po prostu, nudząc się wieczorem. Miał niesamowitą rzeźbę ciała, po prostu cudowną. Musiał całe dnie siedzieć na siłowni. Zasmuciły mnie zdjęcia z koleżankami. Całuski, buziaczki, przytulaski. Kolejny cudowny heteryk. Marnują się chłopaki, marnują się. Parafrazując Szekspira – „Dziewictwo, dziewictwo za onan!”. 
    W pamięć zapadła mi scena, gdy pewnego dnia wychowawczyni poprosiła mnie o przekazanie informacji wuefistce. Przechodząc koło szatni, trafiłem akurat na moment, gdy on w samych bokserkach zmieniał buty. Przez całą przerwę nie mogłem pozbierać myśli, żeby przekazać psorce informację. 
    Nigdy nie lubiłem sportów, ale gdy zobaczyłem jego nazwisko na liście zawodników, którzy postanowili wziąć udział w olimpiadzie międzyszkolnej w piłce halowej, od razu się zapisałem. Wszyscy, włącznie z wuefistą i wychowawcą dziwnie się na mnie patrzyli. Rzuciłem tylko coś w rodzaju „najwyżej przesiedzę na ławce rezerwowych”. I tak się stało. Przesiedziałem. Ale byłem jednym z nich. Po finale całą drużyną poszliśmy pod prysznic. Wszyscy cieszyli się wygraną, byli wyraźnie podnieceni. Euforia, szał radości – ale nie tylko to... Przez chwilę brakło mi oddechu, gdy wszyscy, ale to bez wyjątku wszyscy! – pod sitka wchodzili na golasa! Nie wiedziałem, na kogo najpierw mam patrzeć!
    – Jak się zderzyłem z twoją wypiętą dupą, to myślałem, że mi chuj odpadnie! – wypalił Maciek i klepnął Motyla w tyłek.
    – Odczep się od mojej dupy! – roześmiał się Motyl, wskakując mu na bary.
    – Spadaj, bo mnie twój kutas łaskocze – Maciek strącił go z pleców.
    – I z tego powodu ci staje? – podskoczył Wiking, wesoło trącając Maćka w odstającego penisa.
    – A tobie nie? – Maciek pociągnął go za  jaja. – Komu jeszcze staje, no? To w rączkę i do dzieła! 
    To słowo podziałało jak zapalnik. Na widok tylu kutasów dłonie same poszły w ruch! Po chwili wszyscy zabawiali się swoimi sprzętami, dogadując sobie wzajemnie. 
    – Szybciej, Michał, szybciej.
    – Masz mniejszego, to rób sobie szybciej, mnie takie tempo wystarczy...
    A ja patrzyłem z otwartą gębą i myślałem, że mój się zaraz sam spuści. Wyglądało na to, że takie zabawy to dla nich normalna rzecz! Żałowałem, że na co dzień nie jestem z nimi w drużynie... I lecieli po kolei... Sperma strzelała jak salwy z karabinów, jak popadło, czy to na ściankę, czy na chłopaka obok. Kto skończył, siadał na ławeczkę... Ja też doszedłem, i to tak mocno, jak nigdy w życiu. A potem, jakby nic się nie stało, zwykłe „cześć” – i każdy poszedł w swoją stronę. Nikt nie przejmował się tą całą sytuacją. Nikt, oprócz mnie...    
    Rozpamiętywałem tę scenę przez cały miniony semestr. Wciąż miałem w pamięci ich nagie ciała i stojące pały. Aż do dziś. Nawet teraz, gdy ten mój nowy kumpel siedział za drzwiami, w sali psorki Maczykowej. Ale – wyleciał stamtąd niemal natychmiast. Wyskoczył wręcz z bananem od ucha do ucha. 
    Zdziwiony zapytałem:
    – Udało się?
    – Śnisz chyba! Zaczęła sypać pytaniami, wypytywać o jakichś Żorżów i innych wariatów. Oblałem!
    – No to chujówka. I co teraz? 
    – Zostaję. Nie zdałem z jednego przedmiotu, co widać, bo ona wyraźnie uparła się, żeby mnie udupić. No i udało się jej. Chyba że dostanę warunkową promocję.
    – To by było rozwiązanie... Czym jedziesz do domu?
    – Stąd tylko osiemnastką. O tej porze nie ma innego.
    – No fakt... 
    Zapomniałem, bo ja zawsze osiemnastką, prosto do domu.
    – Poczekaj. Tylko się odleję.
    – Ja też. Przez to zamieszanie myślałem, że się tam zsikam przed wszystkimi. 
    – Bo naprawdę... Cisną nas tutaj, że... 
    – Co nie? Niby szkoła niezbyt wysokich lotów, a trzepią skórę, aż hej!
    Podeszliśmy do pisuarów. Gdy wyjął swojego, automatycznie zrobiło mi się cieplej. Krew zaczęła szybciej krążyć. Ustawiłem się tak, żeby mojego małego nie widział, bo mi się powoli zaczynał prostować! Nie chciałem, żeby zobaczył, że podnieca mnie jego widok.
    Skończył pierwszy, umył dłonie i oparł się o futrynę, odpalając papierosa. Nie wiem dlaczego, ale zawsze jarali mnie goście popalający sobie. Sam nie paliłem, wkurzał mnie smród nikotyny, irytował tytoniowy dym, ale gdy widziałem fajnego gościa ze szlugą w zębach, od razu mi się bardziej podobał. 
    Opuściliśmy szkołę, rzucając woźnej, że rozumiemy, że palenie jest złe i tym podobne, ale sytuacja też jest wyjątkowa. 
    Za bramą szkoły coś mnie natchnęło.
    – Daj jednego
    – Palisz?
    – Jeszcze nie. Ale po dzisiejszym dniu mi się należy.
    – No ba. Trzymaj.
    Odpaliłem, zaciągnąłem się i od razu zacząłem kasłać tak, że mi mało oczy z orbit nie wylazły. 
    – Ostrożnie, bo się udusisz. Chodźmy tędy, przez hotel będzie szybciej. 
    – O... Ok. 
    Kolejne machy ciężko, ale jakoś mi przechodziły. Nie zorientowałem się, kiedy wypaliłem całego. 
    – Cholera! Właśnie odjechała! – rzucił za odjeżdżającym autobusem, do którego brakło nam może pięćdziesiąt metrów. – Że też na to zadupie jeździ tylko jeden autobus! Ciekawe, za ile następny.
    – Za piętnaście minut. Ale jak jeden wypadnie z kursu, to... A gdzie mieszkasz?
    – Na Młodej.
    – Ja na Wielkiej, kawałek w głąb osiedla. 
    – Chodź, przysiądziemy w parku.
    Wysunąłem się na prowadzenie. Specjalnie wlazłem między krzaki, siadając na mojej ulubionej, mocno zdewastowanej ławce. Ile razy zdarzało mi się tu trzepać, to chyba nikt nie zliczy. Raz się nawet miejscowy ekshibicjonista przyłączył. Gdyby nie to, że miał na oko pięćdziesiątkę na karku i mocną nadwagę... 
    Siadłem na oparciu, oferując mu pod tyłek teczkę z materiałami w celu ochrony spodni. 
    – Dzięki. Michał jestem. 
    – Olek. 
    – Hmm... Pamiętam cię z... tak, z turnieju piłki halowej. Ale nie należałeś do drużyny. Po co się zgłosiłeś?
    – Nie wiem. W sumie sport lubię, ale tylko na ekranie. Chyba, żeby się zerwać z lekcji.
    – Dobry powód. 
    – Pamiętam, jaki dałeś popis z tym rzutem... I potem drugi, ten pod prysznicem, że ciężko było od ciebie wzrok oderwać. Aż się wiłeś wtedy, jak ci poleciało – uśmiechnąłem się.
    Cholera, chyba się zmieszał. I zaczerwienił się lekko.
    – Wiesz, jak się tak razem robi, to inaczej niż samemu. A ja jeszcze wtedy tyle co wróciłem od babci. Dwa tygodnie wtedy nie waliłem, to mnie przycisnęło. 
    – Miało cię co przycisnąć. Fajnego masz.
    – Słucham? – biedak zmieszał się całkowicie, a policzki mu zapłonęły.
    – Mówię, że masz fajnego. Dobrze pamiętam...  
    – Maciek ma większego.
    – Ale zgięty w dół. A twój taki prosty... 
    – Bo jak mi w spodniach staje, to do góry stawiam, a on swojego wciska w nogawkę. Sam mi mówił... Ja twojego nie pamiętam. No, ale tylko raz byłeś z nami... To za ile będzie ten autobus?
    – Jeżdżą co piętnaście minut.
    – Piętnaście minut – powtórzył i poprawił spodnie, a ja już zobaczyłem, że chyba mu staje! 
    – Wystarczająco dużo, żeby...
    – Żeby co?
    – Żeby sobie zwalić, jak chcesz.
    – Że jak? Tu? W parku? Publicznie? 
    – Widzisz, jakie wszystko zarośnięte. Tędy nikt nie chodzi, a jakby nawet chodził, to i tak nie zobaczy. Lubię tu przesiadywać, znam to miejsce jak własną kieszeń. Sam często sobie tutaj...
    – Serio?
    – Jak najbardziej. Ani raz nie spotkałem tu żadnego człowieka, ani nawet psa. No to...?
    – No to dawaj, bo teraz to już bardzo mi się chce. Puszczę pornosa na telefonie.
    – Ok. – odpowiedziałem uradowany z takiego obrotu sprawy. Nie musiałem do tego mieć żadnego pornosa. Wystarczyło mi, że on jest obok!
    Wyjął telefon, włączył i podał mi. A tu ostra scena, jakiś Murzyn ładuje swojego drągala w wąską cipkę wymalowanej lali. Wcale mnie to nie kręciło. Udawałem, że patrzę, ale patrzyłem na niego. Michał rozpiął spodnie, opuszczając je z namaszczeniem. Miał na sobie obcisłe bokserki, a w nich...! Zaczął sobie masować małego – taaa, małego...! – przez materiał. Ja też zsunąłem spodnie do połowy ud. Miałem na sobie swoje ulubione slipy. Powoli wsunąłem w nie dłoń, delikatnie masując sobie worek. Przyglądałem się jego ruchom. Widziałem, że i on przygląda się moim. A z telefonu leciały jęki tej lali i pomrukiwania tego Murzyna. Wykorzystałem to, żeby telefon ustawić przed nasze dwie twarze, a tym samym bardziej się do niego przybliżyć. 
    – Takiej lachy bym nie chciał – powiedział. 
    – Ja też nie – zgodziłem się z nim. – Ale taka jak twoja... – i położyłem swoją dłoń na jego sprzęcie. Zaskoczyło go to, zgiął się lekko, jakby się chciał zasłonić, obronić, ale po chwili, jakby przepraszając, pogłaskał moją dłoń, która w całości przykrywała w bokserkach jego penisa. Czułem, jak się on pręży pod moją dłonią i jeszcze mocniej go masowałem... 
    Film się skończył, wyskoczyła godzina na wyświetlaczu. 
    – Cholera! Zaraz będzie autobus! – powiedział. 
    – To wiesz co? Dawaj, nie będziemy tu ślęczeć tak prymitywnie następne pół godziny. Dokończymy u mnie, starych nie ma, biznesowy wyjazd, jutro wracają... – powiedziałem, zanim dotarło do mnie, co powiedziałem! A on:
    – O kurwa...! Jestem za! – odpowiedział bez namysłu. 
  Myślałem, że mi się to śni! Szybkie podciągnięcie spodni, nerwowe zapinanie paska i – biegiem! Michał poszedł jak strzała. Wyprzedził mnie. Dogoniłem go po chwili, dysząc jak stary pies. Osiemnastka akurat wtaczała się na przystanek. Wsiadł pierwszy, skasował bilet i usiadł na samym końcu, tuż obok drzwi. Autobus był niemal pusty. Na przedzie siedziały jakieś dwie babcie, przy środkowych drzwiach tleniona blondi. Po chwili poczułem jego dotyk. Położył swoją dłoń na moim kolanie. Wtedy zorientowałem się w swoim szczęściu. Najfajniejszy chłopak w szkole – jest homo! I ja mu się podobam! Dwa głębokie wdechy, i pomasowałem go po jego dłoni ułożonej na moim kolanie, po czym przełożyłem ją na jego krocze. Puściłem mu oczko, czując, że jego „mały” wciąż jest gotowy do akcji. Michał rozłożył szerzej uda, dając mi pole do działania, ale... przystanek. Zagęściło się w autobusie. Koniec przyjemności. Więc udałem, że zgłębiam się w smsa, a Michał w jakąś grę. Autobus się toczył koszmarnie wolno. Dopiero przed moim przystankiem krótki kontakt wzrokowy, że zaraz wysiadamy, spojrzenie na strategiczne miejsca, krótki dotyk dłoni... 
    Drzwi się otworzyły, uderzyła w nas fala gorącego powietrza. Wyskoczyliśmy obaj jednocześnie. 
    – To co, do mnie? – upewniałem się jeszcze.
    – Nie zmieniam zdania – i dyskretnie uścisnął mi dłoń. 
  Po krótkim marszu przywitałem się z psem, oznajmiając mu, że to też jest przyjaciel i nie wolno na niego szczekać. Odebrałem krótką pochwałę za gust mojego ojca, gdy Michał ujrzał nasz nowy wóz, który w sumie kupiła matka – i zaprosiłem go do środka. 
    Zrobiłem dwa drinki, zabrałem ze sobą jeszcze butelkę Jacka Danielsa i przeszliśmy do mojego pokoju. Wygrzebałem dwie płyty.
    – Jakie porno chcesz? – spytałem bez wstępu. – Homo, czy hetero?
    – A jakie masz?
    – I takie, i takie.
    – Może być... homo.
    – Ok, nie ma sprawy. 
    Wrzuciłem płytę do odtwarzacza i powoli zacząłem zajmować się suwakiem w swoich spodniach, licząc, że on zrobi tak samo. Ale on tylko patrzył. Po chwili mocowania się zsunąłem je na kostki i położyłem jego dłoń na swoim skarbie. Michał ścisnął go mocno, aż mi się gorąco zrobiło. Wstał i zrzucił z siebie koszulę. O, to mi się jeszcze bardziej spodobało. Zdjąłem swoją, a Michał zsunął mi slipy. Byłem nagi, a on jeszcze w spodniach! Uśmiechnął się na mój widok. Odpowiadałem mu? Zdaje się, że tak! Przejechał dłonią po moim torsie, dotknął penisa i pośladków i wrócił dłonią przez plecy w górę, a ja miałem gęsią skórkę. Odwdzięczyłem mu się tym samym, przy okazji zdejmując mu spodnie. Zaczęliśmy powoli pieścić się. Michał doskonale odnajdował moje strefy erogenne. Chłopak doskonale znał się n tym! Wiedział, gdzie dotknąć i jak, a ja z trudem stałem na nogach! Chwilę trwało, zanim zdecydowałem się popieścić jego sutki językiem. Były wręcz śliczne. Idealnie ukształtowane, wśród z rzadka pojawiających się na klacie delikatnych włosków. Przejąłem inicjatywę. Położyłem go na plecach, układając się wygodnie na nim i zapuszczając swój język głęboko w jego usta. Zdziwiło go to trochę, ale nie protestował. Nie musiałem długo szukać kompana do zabawy. Odwdzięczył mi się cudownie. Widać lata praktyki na dziewczynach, a może i na chłopakach? – na coś się zdały. Teraz ja pieściłem go po całym torsie, skacząc z miejsca na miejsce i nie mogąc zdecydować się, gdzie zabawić dłużej. Michał już powoli zaczynał pojękiwać. To znaczy, że chyba mam wyczucie do tej zabawy, że chyba dobrze to robię! Wreszcie zacząłem schodzić ustami coraz niżej. Tym razem bez przeszkód odchyliłem jego bokserki, odkrywając nowe zaczarowane miejsce. Niby takie samo – a nie takie samo. Widziałem je pod natryskiem, ale wtedy jego mokre włosy były strumieniem wody tak ułożone, że owijały się sklejone u nasady penisa. Teraz krzewiły się bujnie, a wśród nich stała jego wyprężona pała, niczym dobry żołnierz, cała do mojej dyspozycji, twarda, zwarta i gotowa na wszystko. Zacząłem go lizać, pieścić wargami od góry do dołu, ssałem jego jaja, delektując się ich smakiem, a przy tym onanizowałem go lekko, a Michał tylko pojękiwał. Jego kutas był twardy niczym stal. Prosty i równy, idealnie gładki, że tylko pozazdrościć! 
    W tle płynęło sztuczne, ciężkie sapanie aktora, przy którym naturalne jęki Michała były niesamowitym kontrastem. A ja oblizywałem podstawę jego kutasa, powoli przesuwając język w górę, do samej żołędzi. Teraz delikatnie pieściłem ją językiem. Jego ciało podrygiwało, a gdy zakręciłem młynka i połknąłem mu penisa najgłębiej jak mi się udało, Michał złapał mnie za głowę i przyspieszył moje ruchy. Słysząc jego urywany oddech, sam zacząłem działać coraz szybciej. Po chwili jego ciało wyprężyło się, z gardła dobył się jakiś nieartykułowany jęk, a ja poczułem w ustach potężne uderzenie jego spermy. Nie byłem na to przygotowany, nie zdążyłem jej połknąć, albo nie umiałem, nie wiem. To, co połknąłem, samo jakoś poleciało mi w przełyk, ale spora część jego nektaru została mi w ustach i wypłynęła na brodę. Wypuściłem jego kutasa z ust, a całą twarz schowałem w jego podbrzusze i jądra, wsuwając dłonie pod jego pośladki. Jego sperma z moich ust też tu spłynęła, a ja... podprowadziłem ją palcami pod jego otworek... Michał uniósł biodra, a ja głębiej natarłem palcem. Poczułem zaskoczony, jak mój palec lekko wsuwa się w jego wnętrze! 
    – Dawaj, nie palcem – usłyszałem napalony szept, a jego stopy zawisły na moich ramionach. Z trudem utrzymałem równowagę, bo nieprzytomnie runąłbym na niego całym ciężarem. 
  ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin