Autostop.doc

(63 KB) Pobierz

AUTOSTOP

 

 

  Tyle nieszczęść, ile mnie, nie przytrafiło się jeszcze chyba nikomu. Jednego dnia straciłem moją miłość, wylali mnie z pracy, do tego jeszcze spłukałem się w barze. Nie miałem nawet drobnych, za które udałoby mi się wykabacić jeszcze jednego drinka. Do tego wszystkiego kończył mi się termin opłaty za mieszkanie.
  Nie pozostało nic innego, jak tylko spakować manatki i ruszyć w świat. Nie sprawiało mi to dużo przyjemności. Jedynym pocieszeniem były czekające mnie przygody. W końcu byłem wolny. Mogłem robić, co chcę i nie musiałem martwić się o spóźnienie do pracy. I tak nie lubiłem swojego szefa, chociaż niezła była z niego dupka. Czasem nawet gapiłem się na jego pośladki, jak chodził przez korytarz i z nudów kontrolował, co kto robi. A tyłeczek miał najwyższej klasy. Za taki tyłeczek mógłbym poświęcić swoją pracę. Zawsze nosił odpowiednio dopasowane spodnie, które uwydatniały jego piękne kształty. Były na wyciągnięcie ręki, a jednak niedostępne. Żal mi serce ściskał, jak wyobrażałem sobie, że taki tyłeczek marnuje się dla jakiejś babki. Nawet nie była ładna. To było typowe małżeństwo z rozsądku. Facet po prostu lubi kasę, a ona ją miała. Właściwie nie miał obowiązków. Całą jego pracą kierował sztab ludzi.
  No, ale mniejsza o nego. W końcu to ja byłem zwolniony. Po tym, jak wróciłem z baru do jeszcze mojego mieszkania, zapadłem w sen. Chciałem odespać te nerwowe popołudnia i wieczory spędzone w biurze, bo jak nie zdążyłem wykonać roboty… Nawet na tenisa przestałem chodzić. A w tenisa lubiłem grać. To była moja pasja. Odbijać małą, żółtą piłeczkę, która latała po całym boisku. Byłem najlepszy. Przynajmniej na początku. Później, z powodu braku treningów, zacząłem tracić formę.
  Moja praca nie była zbyt zarobkowa. Starczało akurat na mieszkanie i żarcie. Czasem było jeszcze na jakiś nowy ciuch. Ale zawsze lepiej mieć jakąś robotę niż chodzić po przytułkach albo żebrać pod kościołem.
  No więc wróciłem do domu i zasnąłem, w ubraniu. Spałem do południa następnego dnia. Jeden raz w życiu, jeden jedyny mogłem spać do woli i w pełni się wyspać. Poranek nie był najprzyjemniejszy. Obudziłem się z kacem, a musiałem się jeszcze spakować. Pomyślałem, że jedna torba i plecak mi wystarczy, w końcu nie wiadomo, jak szybko znajdę jakieś inne mieszkanie, jakiś kąt. W tej jednej torbie znalazły się tylko najpotrzebniejsze rzeczy, w plecaku – nic godnego uwagi.
  Przyszedł czas na poranny prysznic, być może ostatni na długi czas. Poszedłem więc do łazienki i stanąłem przed wielkim lustrem, które zostało po poprzednim lokatorze. Zajmowało tyle miejsca, że z każdego punktu łazienki mogłem widzieć całego siebie. Zacząłem rozpinać guziki od koszuli, która moment później wylądowała na podłodze. Pasek od spodni był rozpięty od wczorajszego wieczora, więc rozpiąłem go do końca i zdjąłem spodnie. Stałem teraz tylko w bokserkach i przyglądałem się sobie w lustrze. Ta sama postać, którą teraz widzę, jeszcze parę dni temu miała ułożone życie i była z niego zadowolona. Teraz wszystko legło w gruzach. Musiałem zaczynać wszystko na nowo.
  Bokserki, które wciąż ciążyły na moich pośladkach i nie wiadomo, jakim sposobem się tam jeszcze uchowały, wydały mi się teraz niezwykle dobrze dopasowane. Doskonale podkreślały kształt mojej pupci i dodatkowo wyolbrzymiały moją pałę, która i tak była największym okazem wśród chłopaków, których znałem i z której zawsze byłem dumny, widząc, jak inni patrzą mi w gacie zazdrosnym i łakomym okiem. Jednak i na bokserki musiał przyjść czas. Zacząłem je powoli zsuwać i wyobraziłem sobie, że to przystojny chłopiec zsuwa ze mnie ten ostatni ciuszek. Wyobraźnię mam bardzo bujną, więc nie potrzebowałem dużo czasu, żeby się podniecić. Dopiero do połowy zsunąłem majteczki, a już wyrywał się przez nie mój wielki ogier. Żądał wolności, napinał bieliznę tak bardzo, że myślałem, że zaraz mi ją rozerwie.
Zrzuciłem szybko majtki, a moja pała stała teraz na baczność i prezentowała się wyjątkowo okazale, wyprężona do góry z całych sił. Podrywałem ją mięśniami krocza, a ona napinała się jeszcze bardziej, sprawiając mi nieopisaną satysfakcję.
  Poszedłem pod natrysk. Odkręciłem lekko wodę. Moja ręka, niby część magnesu, nieubłaganie zbliżała się do penisa. Odkręciłem wodę na maksa, tak, żeby temperatura była idealna. Jej kropelki spadały na moje ciało i zwiedzały je pokonując drogę w dół. Cała armia tych żołnierzy rzuciła się na mnie i zaczęła mnie atakować. Nie mogłem się dłużej powstrzymać. Moja ręka ujęła twardą armatę i zaczęła ją pieścić. Najpierw kula, która z niej wystawała, potem do trzonu i tak w kółko. Druga ręka pieściła spragnioną dziureczkę. Woda masowała moje ciało. Uklęknąłem i wychyliłem się w tył tak, żeby spływała mi na klatę, a jednocześnie na stojącego fallusa. Pieściłem się, dając sobie rozkosz. Palce wchodziły w mój otworek i penetrowały go od środka. Czułem zbliżającą się ekstazę. Wyjąłem rękę z pupci i pieściłem swoją klatę. Masowałem się coraz szybciej i szybciej tak, że ręka mnie bolała, ale opłacało się. Fontanna gęstej spermy poszybowała w powietrze i walczyła z wodą. Wróciła  z powrotem na mnie, by po chwili uciec przed nadciągającą armią wojowniczych kropelek.
  Nie miałem już na nic siły. Siedziałem tak, a woda wciąż obmywała moje ciało. Gdy tylko przybyły mi nowe siły, wstałem nagi i ruszyłem mokry do pokoju, żeby spocząć na fotelu przed telewizorem. Jedyne odprężenie w telewizji dawał mi seks fajnych chłopaczków. I bez tego tym razem się nie obyło. Szybko wrzuciłem jedną kasetę, włączyłem szaloną akcję i usiadłem przed telewizorem.
  Dwóch Murzynków obrabiało siebie nawzajem. Zmieniali pozycje tak dynamicznie, że trudno się było połapać, jak się w taki sposób ułożyli. Dołączali do nich ciągle następni i następni, aż w końcu trudno było ich od siebie odróżnić. Zlali się w jedną całość i pieścili nawzajem. Nie da się opisać słowami tego, co wyprawiali. A ja patrzyłem, bawiąc się swoimi kulami i obracając swojego ciągle twardego ogiera.
  Nagle usłyszałem dzwonek do drzwi. Pomyślcie: oglądam pornola, jestem całkiem goły, fujara stoi mi na baczność, a tu ktoś dzwoni!!! Szybko biegnę po ręcznik, owijam się nim, niestety, nie jestem w stanie ukryć pod nim mojej stojącej pały, ale podchodzę do drzwi i uchylam je, żeby sprawdzić, kto za nimi stoi. W biegu, między pokojem a drzwiami, zdążyłem wyłączyć telewizor.
  To listonosz.
  - Polecony do pana – powiedział i obrzucił mnie zdziwionym spojrzeniem, a ja pochyliłem się, udając że patrzę na dres nadawcy – z firmy? ciekawe! –  ale naprawdę po to, żeby schować pod sobą swoją sterczącą pałę. – Mógłbym wejść? Musi pan podpisać.
  - Proszę…
  Starałem się być do niego odwrócony plecami, z nadzieją, że nie zauważy moich igraszek, ale okazało się to trudniejsze niż przypuszczałem.
  - Tu proszę – powiedział podsuwając mi druk.
  Musiałem stanąć obok niego. Podszedłem naokoło stołu tak, żeby zasłonić moje wypiętrzenie w ręczniku.
  - Nic panu nie jest? – spytał w pewnej chwili, jakby był zaniepokojony moim zachowaniem.
  - Nie. Wszystko w porządku. Właśnie brałem prysznic.
  Niegłupia wymówka, w końcu stałem w ręczniku.
  - Wygląda, jakby się pan dopiero tam wybierał.
  No tak. Zapomniałem, że w trakcie seansu porno zdążyłem już wyschnąć. Gdy to sobie uświadomiłem, pot zalał mi czoło. Szybko podpisałem i podziękowałem.
  - Do widzenia.
  - Do widzenia – odpowiedziałem. Nie odprowadzałem go. Dopiero jak wyszedł, podbiegłem i zamknąłem drzwi na klucz.
  Rozerwałem kopertę. Zwykła obiegówka i kopia oficjalnego wymówienia. Szlag by go… mojego pierd… szefa! Wspominając tamtą chwilę – moment publicznego zwolnienia mnie – i czując to samo uniesienie co wtedy, zmiąłem papier i cisnąłem nim w stronę kosza na śmieci.
  Ponakładałem na siebie odłożone wcześniej ciuszki. Tym razem slipeczki, które wsunąłem na ciągle stojącego fiuta. Na to spodnie i t-shirt. Jeszcze raz rzut oka na moje już byłe mieszkanie i na mój ekwipunek. Długo sprawdzałem, czy zabrałem wszystkie swoje rzeczy. A miałem ich... – juz wiecie, ile. Po stwierdzeniu, że to już wszystko, włącznie z moimi filmami, postanowiłem ruszyć w drogę.
  Oczywiście musiałem pożegnać mieszkanie, więc spuściłem spodnie i postanowiłem zostawić następnemu lokatorowi pamiątkę. Orgazm nie przyszedł łatwo. W końcu nie było się czym podniecać: że straciłem robotę i mieszkanie, w którym spędziłem trochę mojego życia? Gdy w końcu osiągnąłem punkt kulminacyjny, mój wulkan wybuchł z całą siłą. Biała plama mojego lśniła na dywanie i była moim podpisem pod tym mieszkaniem, ostatnim pożegnaniem ze starym życiem. Od tej pory nie będzie w nim nic pewnego. Każdy dzień, ba, nawet każda godzina będzie kolejną zagadką i oczekiwaniem nieoczekiwanego. Mam tylko nadzieję, że jestem na to wszystko gotowy.
  Środek dnia. Godziny szczytu. Został mi jeszcze jeden bilet komunikacji miejskiej, więc wybrałem linię jak najdalej za miasto. Dość miałem tej swojej dziury. Na pętli próbowałem łapać stopa, ale bez powodzenia. Szedłem teraz wzdłuż drogi z nadzieją, że przejedzie ktoś, kto zechce mnie zabrać ze sobą.
  Mijały minuty, kwadranse, godziny, a nikt się nie zatrzymywał. Myślałem, że będę musiał przejść tę drogę na piechotę. Zacząłem tracić nadzieję na otrzymanie jakiejkolwiek pomocy. Szedłem wciąż przed siebie, a nieliczne samochody, które przejeżdżały, mijały mnie, nie zwracając na mnie najmniejszej uwagi.
  Zbliżał się wieczór, a ja wciąż pokonywałem nowe kilometry. Przeszedłem już ich bardzo wiele, tak wiele, że straciłem rachubę. Im dalej szedłem, tym dalej od cywilizacji się znajdowałem. Żadnego domu ani światła. Tylko ja byłem świadectwem obecności człowieka na tej pustej drodze, która wydawała się nigdy nie kończyć. Usiadłem, żeby coś wreszcie przekąsić. W końcu taka długa podróż wyczerpuje. No więc wyjmuję moją kanapkę, którą zdążyłem przygotować przed wyjściem, odwijam ją ze sreberka i zabieram się do jedzenia. Smakowała teraz zupełnie inaczej niż taka sama parę godzin temu. Nie było to nic specjalnego, parę plastrów wędliny, na to ser i wszystko schowane w bułce. Pierwszy kęs smakowałem powoli, po prostu się delektowałem. Zjadłem całą, jeszcze wylizałem sreberko. Potem nie miałem już na nic ochoty. Zdałem sobie sprawę, co w takiej sytuacji czują bezdomni, którzy mają w perspektywie noc bez dachu nad głową. Nawet, gdyby teraz przejeżdżał jakiś samochód, nie próbowałbym go zatrzymać.
  I nie pomyliłem się. Przejechał albo raczej przemknął. Słyszałem tylko świst powietrza i poczułem kurz unoszący się w powietrzu. Zamknąłem oczy, żeby chwilkę odpocząć i złapać trochę snu przed dalszą drogą, ale gdzie, w rowie? A oczy same mi się kleiły.
  Siedziałem tak, gdy nagle podjechał jakiś samochód i bez mojego zatrzymywania zahamował przy mnie z piskiem opon. Młody facet za kierownicą przez chwilę patrzył na mnie badawczo. Pomyślałem, że jak przez tyle czasu próbowałem coś złapać, to nic, a jak tylko się poddałem, ktoś sam się zatrzymał.
  - Podrzucić cię gdzieś? – spytał przez uchyloną szybę.
  - Przed siebie – odpowiedziałem.
  - Przed siebie? – powtórzył jeszcze bardziej zdziwiony. – A dokąd zmierzasz?
  - Powiedziałem: przed siebie – powtórzyłem, a on wzruszył ramionami.
  - Dobra, nie chcesz, nie mów. Wskakuj. Ten baorbę rzuć na tylne siedzenie.
  Od razu wskoczyłem do samochodu, położyłem torbę i usiadłem obok niego.
  - Zapnij pas – przypomniał.
  Zapiąłem.
  Nareszcie w drodze. Przez chwilę próbowaliśmy rozmawiać, ale rozmowa nie kleiła się zbytnio. Samochód działał na mnie jeszcze bardziej usypiająco. W ciepłym autku poczułem się jak we własnym łóżku. Oczy same mi się zamykały, w końcu zamilkliśmy. Moja senność i do tego jeszcze ta cisza. Ległem na przednim siedzeniu, z głową wspartą o zagłówek jego szybkiej fury, z nogami wyciągniętymi do przodu i oczy same mi się zamknęły.
  Spałem. Nie wiem ile, ale gdy się przebudziłem, za oknem zaczęło się już rozjaśniać. No i samochód już nie jechał, tylko stał w lesie jakieś sto, dwieście metrów od drogi, którą z tego zakrętu zasłaniały drzewa. Facet był zsunięty w swoim fotelu, w takiej samej pozycji jak ja, z zamkniętymi oczyma, a ja zacząłem mu się przyglądać. Mógł mieć około trzydziestki, ciało nie miał zbyt umięśnione i nie przykuwał specjalnie mojej uwagi, ale rysy twarzy miał ładne, był przystojny. Dopiero gdy skierowałem wzrok na jego uda i spodnie! Zobaczyłem… jak pała rozsadza mu spodnie. Mój mały też rano mi stoi, jakby już miał zaliczać jakąś dupę i albo mi to samo przechodzi, jak nie mam czasu, albo jak mam czas biorę go w rękę i robię, co trzeba. Ale sprzęt faceta był godny uwagi. Co za maczuga! Widziałem ją dokładnie, jak przebijała mu się przez spodnie, wyrywała z uwięzi i żądała wolności, a ja… w tej samej chwili zapragnąłem jej tę wolność dać. Ale zawahałem się. Strach przemawiał przeze mnie. Bałem się zrobić pierwszy krok. A co będzie, jeżeli on jest zadeklarowanym hetero? Podwiózł mnie taki kawał, nawet nie wiem, gdzie jestem, a ja odpłacę mu takim świństwem? Postanowiłem zaczekać, aż się obudzi i zobaczyć, jak zareaguje, gdy sam zauważy swoją erekcję. Nie muszę chyba mówić, że na jego widok mój mały też napiął mi spodnie, w czym sam sobie dyskretnie pomagałem.
  Byłem wgapiony w niego jak w obrazek, gdy on nagle zaczął się kręcić i wiercić i jeszcze we śnie próbował sobie przez spodnie poprawić swoją zgniecioną stojącą maczugę. Zacząłem się szybciej masować, a zamiast sobie, chętnie bym to zrobił jemu!  
  Facet obudził się, popatrzył na mnie zdziwiony, ale zaraz pewnie wszystko sobie przypomniał i powiedział:
  - Musiałem stanąć, mnie też spanie brało.
  - Nie ma sprawy – powiedziałem, a on wtedy dostrzegł moją pałę, jak rozsadzała mi rozporek. Speszyłem się trochę, ale pokazałem mu spojrzeniem, że on ma to samo. Nie zbity z tropu położył rękę na swoim rozporku i masował się lekkimi ruchami palców.
  - Podrzucisz mnie dalej? – spytałem.
  - To zależy.
  Od czego to może zależeć? Przecież nie mam kasy, żeby mu zapłacić.
  - A od czego?
  - Od zapłaty.
  Tego właśnie się spodziewałem.
  - Nie mam kasy. Jestem goły.
  - Nie jesteś goły i nikt nie mówi o kasie. Chcesz jechać dalej?
  - Jasne…
  - To… zapłać mi w naturze – i wbił wzrok w mojego ogiera, którego, tak jak on, masowałem sobie przez spodnie palcami.
  Zaczerwieniłem się. Może facet sobie żartuje? No nic. Zaryzykuję. Postawiłem wszystko na jedną kartę.
  - To co mam zrobić?
  - Nic wielkiego – w  tym momencie odwrócił się w moją stronę, rozsiadł się wygodnie i wypiął w moją stronę całą swoją maczugę, która mało nie rozerwała mu spodni.
  - Weźmiesz? – powiedział pokazując go wzrokiem.
  - Wezmę – odpowiedziałem, nie dając po sobie niczego poznać, bo radość stłumiłem głęboko w sobie.
  Rozpinałem guziki jego dżinsów, jeden po drugim, a gdy doszedłem do ostatniego, dałem mu znać, żeby się podniósł, że chcę mu te spodnie zsunąć na kolana. Zrobił to, a ja zsunąłem z niego spodnie i patrzyłem w jego slipy, pełne wielkiego kutasa, które przeszkadzały mu w pełnym rozwinięciu. To był naprawdę super wielki kutas, większy niż mój, fiuta takich rozmiarów u nikogo jeszcze nie spotkałem! A ten wystawał mu spod slipów, pchając się wciąż do góry. Położyłem na nim rękę, przycisnąłem go i polizałem gościa po brzuchu. Spojrzałem na niego. Zamknął oczy i czekał, co zrobię dalej. Nie powstrzymywałem się. W myślach układałem cały plan, jak go wprowadzić do gry, której finałem byłoby to, że będę walił mu dupę, że dam mu taką ekstazę, żeby spermą tryskał na szyby i przez godzinę nie mógł się ruszyć. Lizałem mu brzuch, gdy nagle pod wargami poczułem główkę jego penisa, który sam mu się wysunął jeszcze wyżej, a moje usta z powrotem powędrowały do jego brzucha. Teraz pocałunki przeniosłem wyżej. Lizałem jego suty, a jednocześnie bardzo powoli zdejmowałem z niego gacie. Zdjąłem. Facet był mój. Nie stawiał żadnego oporu. Całkowicie mi się poddał. Całkiem nagi siedział teraz w fotelu, a nasze usta spotkały się w gorącym jak wulkan pocałunku. Języki walczyły ze sobą chcąc przedostać się jak najdalej. Lizałem go po twarzy, nagryzałem mu uszy. Facet podniecił się do tego stopnie, że jego pała rozwaliła mu się na całą długość. Miała chyba ze 30 centymetrów! Nie mogłem jej zostawić samej. Czekała na mnie, śliniła się na mój widok, przyzywała mnie swoją melodią. W końcu moje usta powędrowały do niej kierowane syrenim śpiewem. Pochłaniałem jego pałę, ssałem z całych sił, pieściłem mu jądra, które na moment znalazły się w moich ustach. I znów pała. Co za długość! Robiłem mu loda i nie mogłem przestać, tak się napaliłem, że nawet gdyby mnie próbowano siłą odciągnąć, to i tak bym się nie oderwał.
  - Wyjdźmy, ciasno tu – powiedział w pewnej chwili.
  Wyszliśmy na zewnątrz. Po nim przyszedł czas i na mnie. Oparł mnie o maskę swojej fury i dobierał się do mojej maczugi. Pała stała mi cały czas, więc nie miał problemu, żeby ją chwycić. Mój fiut, chociaż nie taki jak jego, też jest sporych rozmiarów iteż wzbudził jego zachwyt. Wyszedł teraz na światło dzienne, żeby po chwili zniknąć w ustach nieznajomego. Spodnie same opadły mi na ziemię, a z koszulką sam szybko sobie poradziłem. Byliśmy teraz całkiem nadzy. Czułem, jak fala ekstazy się zbliża, więc powstrzymałem gościa. Oderwał się ode mnie.
  Obróciłem go i usadziłem na masce samochodu. Położył się dupą do mnie na wprost, podgiął nogi, a ja zacząłem penetrować jego wnętrze. Wbiłem się w niego ostro, że aż jęknął, ale nie protestował. Chyba lubił ostre rżnięcie. Pchałem go z całych sił, a on walił gruchę w rytm moich ruchów. W tym samym momencie osiągnęliśmy apogeum tej zabawy. Wystrzeliłem w niego porcją spermy, później następną, a jego lawa zalała moje ciało. Byłem cały obryzgany spermą. Jak tylko z niego wyszedłem, przekręcił mnie, że to ja znalazłem się na masce samochodu, a on zlizywał ze mnie własne nasienie. Moja pała wciąż stała na baczność, jakby niezaspokojona tymi wydarzeniami, a jego potężny kutas trochę zmalał i opadł, ale i tak był okazalszy od mojego. Jeszcze mu go trochę w rękach masowałem, ale już nie osiągnął tamtej twardości, a to znaczyło, że moja dupa jest bezpieczna, bo jakby mi chciał wjebać taką kiełbachę, to nie wiem, czy bym wytrzymał.
  W ten sposób zapłaciłem mu za kurs.
  Ubieraliśmy się osobno, ja po tej, a on po tamtej stronie bryki. Ruszyliśmy. Jeszcze raz złapał mnie za małego przez rozporek, jakby sprawdzał, czy dalej mi stoi, bo ciągle był na pół twardy. Żałowałem, że mu od razu nie wziąłem dupy dwa razy.
  - No to gdzie cię podwieźć?
  - Gdzie chcesz.
 Facet popatrzył na mnie dziwnie.
  - Za godzinę będziemy na granicy.
  - O kurw... To gdzie my jesteśmy?
  - Kierunek Kudowa.
  - I co?
  - Nic. Tam cię ze sobą nie wezmę. Więc...?  
  - To wysadź mnie gdzie bądź.
  Patrzyłem za znikającym, oddalającym się samochodem. Podróżna torba w ręku, plecak na ramieniu. W uszach jeszcze dźwięczało mi jego: "Powodzenia"...
  Tak, powodzenia, to będzie mi bardzo potrzebne.
  Zostałem sam na pustej drodze. Co teraz?
                                                                                            boy4U

 

Zgłoś jeśli naruszono regulamin