Varadero.doc

(68 KB) Pobierz

VARADERO
ŁUKASZ



    Jestem urodzonym obieżyświatem, po prostu kocham podróżowanie. Dlatego – od razu po powrocie z Toronto – zacząłem zbierać pieniądze na kolejną wyprawę. Zajęło mi to trochę czasu, skromnie mówiąc dwa lata. Tym razem bowiem zdecydowałem się na podróż zorganizowaną przez wyspecjalizowane biuro. Wybrałem Kubę, a dokładnie – jej turystyczny region, Varadero, z najpiękniejszą na Kubie plażą.
    Kuba przywitała mnie przepiękną, słoneczną i ciepłą (około 25 stopni C) pogodą. Aż uśmiechnąłem się na myśl o czekających mnie tu wspaniałych dwóch tygodniach.
    Już wieczorem miejscowego czasu, po kilkugodzinnym odpoczynku, wybrałem się na dokładniejsze zwiedzanie hotelowego kompleksu. W pewnym momencie usłyszałem dochodzące z jednego z barów dźwięki pianina. Podświadomie wyjąłem z kieszeni szortów tę pamiętną i drogą mi reprodukcję portreciku Chopina i zaciekawiony wszedłem do baru.
    Rozglądałem się, rozglądałem i… własnym oczom nie mogłem uwierzyć! Za klawiaturą siedział nie kto inny, tylko…Jakub, Jakub Rojecki – w białej koszuli, w jasnym garniturze i czarnych lakierkach, bez muszki. Ten sam zawadiacki wąsik, ta sama „hiszpanka” bródka! Z przymkniętymi oczami, natchniony, grał miłe dla ucha, „urlopowe” utwory tak, jakby grał Chopina w nowojorskiej Carnegie Hall. Zatrzymałem się bez ruchu, byłem tak samo zaskoczony, co i zdumiony. Jakub tu? W barze? Przy zwykłym pianinie? Co on tu robi! Po chwili już chciałem do niego biec, ale powstrzymałem się.
    Usiadłem przy wolnym stoliku, u przepięknej czekoladowej kelnerki zamówiłem szklaneczkę „Cuba Libre” i pozwoliłem jego muzyce, by – jak zawsze – mnie porwała.
    Z tego zapomnienia wyrwała mnie króciutka cisza i następujące po niej spontaniczne oklaski. Ja również biłem gorące brawa.
    Kuba wstał od instrumentu, położył prawą rękę na sercu i ukłonił się widowni. Swoim zwyczajem przebiegł wzrokiem po sali i... nasze spojrzenia spotkały się na sekundę. Uśmiechnąłem się serdecznie, a jego oczy, nie mniej zdumione, powiedziały mi: „To ty, kochanie?! Nie wierzę! Nie wierzę! To niesamowite, że spotkaliśmy się akurat tutaj!”.
    Gdy oklaski umilkły, Kuba zwinnie zeskoczył z podwyższenia i pośpiesznie podszedł do mojego stolika. Padliśmy sobie w ramiona.
    – Kuba, co ty tutaj robisz? – zapytałem.
    – Koncertowałem tu – odrzekł. – A że teraz mamy sezon wakacyjnych urlopów, zostałem tu na dłuższy odpoczynek. W wolnych chwilach przygrywam w barze, tak dla rozrywki. A ty?
    – Przyjechałem turystycznie, na dwa tygodnie…
    – Kiedy?
    – Dzisiaj, kilka godzin temu...
    – Chodźmy stąd. Tu jest zbyt hałaśliwie.
    – Masz rację. Gdzie pójdziemy?
    – Na plażę – odrzekł bez zastanowienia. – Chcę się cieszyć tobą...
    – Zgoda. Chodźmy!
    – Ale zaraz, zaraz... – zatrzymał się. – Chyba powinniśmy się przebrać w coś wygodniejszego, prawda?
    – Zatrzymałeś się w tym hotelu?
    Skinąłem głową.
    – To cudownie! Ja też! – zakrzyknął i uściskał mnie mocno. – Mam pokój 107.
    – Apartament! – podchwyciłem. – Ja mam zwykły pokój, 489.
    – To nie ma znaczenia... Lećmy do siebie i za chwilę spotkamy się przy wejściu – rzekł i pocałował mnie w policzek.
    – Cześć... – patrzyłem chwilę za nim, jak zwinnie wbiegł na schody.
    Zawróciłem i u prześlicznej barmanki zakupiłem butelkę markowego szampana. Wszedłem do windy.
    Kilka minut później, już ubrani „na sportowo”, spotkaliśmy się przy wyjściu.
    Warunki do spacerowania były wręcz wymarzone – bezwietrznie, bezchmurnie i bardzo ciepło. Niebo było bardzo ciemne, wręcz granatowe, usiane punkcikami gwiazd.
    – Jak ślicznie... – szepnął zauroczony Kuba.
    – Rzeczywiście, pięknie! – odpowiedziałem.
    – Spójrz! Spadająca gwiazda! – zakrzyknął. – Szybko, pomyślmy jakieś życzenie, żeby się nam spełniło!
    Patrzyliśmy w ślad za migotliwą świetlistą smugą sunąca po niebie.
    Po chwili spytał:
    – I co? Pomyślałeś?
    – Oczywiście!
    – A  jakie?
    – Przecież wiesz...
    – Nie wiem. No, powiedz... – nalegał.
    Po chwilowym wahaniu rzekłem:
    – Chciałbym już nigdy nie rozstawać się z tobą. A ty?
    – Ja też! Ja też! – stwierdził Kuba i rzucił mi się w ramiona, całując w usta.
    Mój towarzysz swymi ciemnoniebieskimi oczami spojrzał głęboko w moje oczy i cicho powiedział:
    – Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak bardzo cię kocham. Od pierwszej chwili, od pierwszego naszego spotkania, tam, w Roskoszy.
    – Ile to już lat... – rzekłem patrząc w gwiazdy ponad jego głową.
    – Pięć – powiedział bez wahania. – Pięć, w czasie których wciąż myślami jestem z tobą.
    – Ja też – potwierdziłem szybko. – Nikogo oprócz ciebie nie miałem – dodałem.
    Zauważyłem, że po tych słowach Kuba lekko się zmieszał. Zaniepokoiło mnie to.
    – A ja... a ja znów miałem kobietę – rzekł odwracając głowę. – Zrozum mnie, ja tu przed wszystkimi muszę udawać...
    – Dobrze ci z nią było? – spytałem, nie ukrywając żalu.
    – Nigdy z kobietą nie było mi dobrze... A ty? Jak ty wytrzymujesz, żeby nikogo...
    – Wytrzymuję jakoś...  Nie mówmy o tym.
    – Nie mówmy – zgodził się. – Ty jesteś dla mnie najważniejszy, tylko ty! – zapewnił mnie gorąco.
    Uwierzyłem mu. Naprawdę mu wierzyłem. Wiedziałem, że musi „zachować twarz”. Miał kobietę. Może nawet nie jedną? Dwa lata... Mocno przytuliłem chłopaka do siebie.
    Kilka minut później dotarliśmy na pustą, spokojną o tej porze plażę. Miarowy szum uderzających o brzeg fal Atlantyku działał na nas niezwykle kojąco. Usiedliśmy na piasku, wsłuchani w tę prawdziwą muzykę natury. Po chwili zapytałem:
    – Słuchaj, Kuba. Naprawdę chciałbyś być ze mną już na zawsze? Na dobre i złe?
    – No jasne, że tak, Seba. Przecież wiesz!
    – Wiem, wiem... I cieszę się nieopisanie!
    – Ja też! Bardzo!
    – Co byś powiedział, gdybyśmy tę chwilę uczcili szampanem? – rzekłem, wydobywając z zanadrza butelkę otoczoną lśniącym srebrem.
    – Świetnie! Ale nie mamy kieliszków!
    Wtedy przyszedł mi do głowy pomysł...
    – Jest inne, znacznie ciekawsze rozwiązanie. Możemy pić... z nas.
    – Z nas? Nie rozumiem.
    – No tak.. Z nas. Z naszych ciał.
    – Z naszych ciał?! Nigdy tego nie robiłem.
    – A chcesz spróbować?
    – Z tobą – zawsze...
    Zacząłem się rozbierać, ale Kuba zaraz mnie w tym wyręczył, więc ja rozbierałem jego, a on mnie, do naga, jednocześnie zachłannie całując swoje ciała. Pożądaliśmy siebie wprost do szaleństwa! Dotykałem jego wyprężonego penisa – jak bardzo za nim tęskniłem! – i jego twarde jądra! Obracałem je w dłoniach i w ustach.
    Padliśmy na piasek, całując się porywczo i zachłannie.
    – Dość, bo się spuszczę – ostrzegłem go gorącym szeptem.
    – Ja też. Jeszcze dwa twoje ruchy i byłoby po mnie – dyszał.
    Z hukiem odkorkowałem butelkę szampana i zapytałem:
    – Chcesz być pierwszy?
    – Tak! Bardzo chcę! – patrzył ciekawie.
    – Więc chodź – położyłem się na wznak i cieniutkim strumyczkiem szampana oblałem swój tors. Już po sekundzie poczułem, jak on mi spływa na brzuch, a jego chłód był cudownie szczypiący. Trunek powoli spływał do pępka. – Teraz – powiedziałem i przymknąłem oczy.
    Kuba pochylił się nade mną i zaczął spijać ze mnie alkohol, samymi wargami i językiem.
    – Łaskoczesz – powiedziałem, drżąc z podniecenia. – To niesamowite uczucie.
    – Przyjemne?
    – Bardzo.
    To prawda. Było mi niezwykle przyjemnie, wprost cudownie. Zaświadczał o tym mój mały przyjaciel, który po chwilowym uśpieniu podnosił mi się i coraz bardziej prężył.
    – O! Widzę, że rzeczywiście jest ci bardzo przyjemnie – usłyszałem głos Jakuba, który wyjął butelkę szampana z mojej ręki i wylał z niej kilka kropel na mojego penisa i jądra. Zadrżałem.
    – Jasne, że tak, kochanie! Jasne, że tak! – powiedziałem podniecony.
    Pod wpływem chłodnego i musującego płynu mój filutek poderwał się jeszcze wyżej. Widocznie zainteresowanie, którym obdarzał go Kuba, sprawiało mu dużą przyjemność.
    – Uważaj, Kuba – powiedziałem. – bo mój filutek nieoczekiwanie może wytrysnąć ci w twarz swoim mleczkiem.
    – Na pewno jeszcze mu na to nie pozwolę – odrzekł Kuba.
    – Co zamierzasz zrobić?
    – Zobaczysz, kochany, zobaczysz…
    Po chwili chłód i musowanie szampana poczułem najpierw na lewym, a potem na prawym sutku. Momentalnie znalazły się tam również usta i język Kuby.
    – Wiesz, że moje sutki są bardzo wrażliwe – szepnąłem. – Wytrysk może nadejść w najbardziej nieoczekiwanym momencie.
    Nadszedł bardzo szybko. Napięło się całe moje ciało, stęknąłem: – Już!... – a Kuba zacisnął usta na moim penisie. W ułamku sekundy wybuchłem prawdziwą powodzią spermy. Każdą jej kropelkę Kuba bardzo dokładnie spił ze mnie.
    Wyrównawszy oddech, powiedziałem:
    – Ten orgazm był naprawdę nieziemski. Poczułem się jak w niebie. Dziękuję ci, Kuba. Pragnę dać ci to samo. Pozwolisz mi?
    – Nawet nie musisz mnie o to pytać. Marzę o tym. Ale nie tutaj. Wracajmy do hotelu. Tu robi się zimno.
    – Dobrze, Kuba. Ubierzmy się i wracajmy.
    Szliśmy wolno, to trzymając się za ręce, to objęci wpół. Wszedłszy do hotelu, zapytałem:
    – Gdzie pójdziemy, do ciebie, czy do mnie?
    – Zapraszam do mnie...
    Uśmiechnąwszy się ciepło do recepcjonistki, odebraliśmy klucze do naszych pokojów i obaj poszliśmy do windy.
    Hotelowy pokój Jakuba nie był podobny do mojego. Co apartament, to apartament. I komfort, i standard o wiele wyższy... Od razu zauważyłem pióro, kałamarz z atramentem i papier nutowy z drobnymi śladami czarnych punkcików.
    – Komponujesz coś nowego? – zapytałem.
    – Tak – odpowiedział Kuba. – Koncert fortepianowy. Nazwałem go „Kubańskim”, bo wplotłem weń elementy tutejszych tańców, między innymi cza-czy, mambo, rumby.
    – O! To widzę, że to będzie żywiołowy utwór, dynamiczny! Na pewno fajny!
    – To się okaże – odrzekł Kuba. – Zobaczymy.
    Mój towarzysz zaczął się rozbierać. To był dla mnie sygnał, żeby zrobić to samo i ponownie otworzyć szampana. Po chwili obaj, już nadzy, znaleźliśmy się na łóżku.
 Teraz to Jakub położył się na plecach, a ja ułożyłem się na nim. Jego oczy wyrażały bezgraniczną miłość i całkowite oddanie, a uchylone usta odsłaniały bieluteńkie zęby i wysunięty koniuszek języka. Sięgnąłem po szampana i zapytałem:
    – Od czego mam zacząć?
    – A od czego chcesz?
    Spojrzałem na jego pięknie wyrzeźbioną, w niewielkim stopniu owłosioną klatę. Moją uwagę przykuły dwie duże, ciemne plamy brodawek.
    – Kręcą mnie twoje sutki. Zacznę od nich.
    – Super!
    W butelce była jeszcze mniej więcej połowa zawartości, tak więc nie musiałem zbytnio oszczędzać. Na tyle mocno schlapałem tors Kuby, że szampan zaczął spływać ku idealnie okrągłemu pępkowi.
    Spijałem szampana z sutków chłopaka, z jego klaty, brzucha i pępka, a on coraz szybciej oddychał i mruczał z narastającego podniecenia.
    – A teraz twój malutek, dobrze? – zapytałem.
    – Yhmm... – zamruczał zadowolony.
    Sprawdziłem zawartość butelki. Szampana było za dużo, żeby oblać nim tylko penisa i mosznę chłopaka, wpadłem więc na pewien iście szatański pomysł. Zdecydowałem jednak, że zrealizuję go później.
    Filtrując płyn przez palec, spryskałem nim jego prącie. Kilka kropel spadło również na mosznę. Natychmiast zacząłem ssać malutka Kuby, który bardzo żwawo podskoczył. Zintensyfikowałem więc pieszczotę członka, a jednocześnie palcami masowałem mosznę i ukryte w niej jądra.
    – Seba, to niesamowite uczucie! Czuję się po prostu tak, jak w raju – powiedział Kuba.
    – Wiem, że dam ci ogrom rozkoszy – odrzekłem. – Czuję to!
    – Już mi dałeś, kochanie. Już mi dałeś.
    – Nie, Kuba, nie... To jeszcze nie wszystko...
    Jeszcze mocniej ssałem i lizałem penisa Kuby i palcami pieściłem jego jądra. Robiłem to coraz szybciej i szybciej, aż usłyszałem okrzyk:
    – Już dłużej nie wytrzymam! Zaraz wybuchnę!
    W związku z tym przyspieszyłem jeszcze bardziej, do tempa, które w muzyce określa się mianem „prestissimo” („jak najszybciej”).
    To „prestissimo” sprawiło, że na wytrysk Kuby czekałem tylko kilka sekund, a on sam był po prostu gigantyczny, niesamowity, niewyobrażalny! To była prawdziwa erupcja wulkanu rozkoszy!
    Gdy tylko szybkość oddechu Kuby wróciła do normy, spojrzał na butelkę, w której było jeszcze trochę szampana i zapytał:
    – Nie zużyłeś jeszcze całego?
    – Absolutnie! – i z lubością spojrzałem na jego nagie ciało, tym razem na uda i stopy i pomyślałem... – Mam dla ciebie kolejny prezent – dodałem.
    – Kolejny?! Nie zasłużyłem na to...
    – Zasłużyłeś.
    Zsunąłem się do dołu tak, że palce moich stóp opierały się o podłogę. Niewielką ilością szampana równomiernie oblałem palce jego obu stóp i natychmiast zacząłem ssać każdy jego palec z osobna, a jednocześnie dłońmi delikatnie pieściłem mu stopy tak...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin