Morgan Diana - Blondynki wolą dżentelmenów.pdf

(717 KB) Pobierz
515236882 UNPDF
Diana Morgan
Blondynki wolą
dżentelmenów
515236882.002.png
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Dla pasażera luksusowego transatlantyku widok na górę
lodową w czasie wiosennej pełni księżyca jest
niezapomnianym przeżyciem. Ale dla Jamesa Williama
Bentleya, spożywającego późny obiad w eleganckiej
restauracji, krzyk marynarza zawiadamiający o tym
niesamowitym zjawisku właściwie nic nie znaczył. Natomiast
dla pozostałych biesiadników był sygnałem, by pośpieszyć na
zewnątrz. Pozostał sam, zastanawiając się nad tym, jak nudne
były jego wakacje. Widział już nie raz góry lodowe. Widział
już wszystko.
Z pokładu usłyszał wuja Henry'ego, który także
podróżował z Londynu do Nowego Jorku, oraz jego
przyjaciela - Zeebo Molinariego - kolekcjonera sztuki. Wraz z
resztą pasażerów podziwiali górę lodową.
- Martwię się o swoje obrazy - mówił nosowym głosem
Zeebo. - Mam na statku kilka bezcennych płócien. Jeśli to, co
mówił kapitan jest prawdą, powinienem wynająć dodatkową
ochronę.
- Tak, tak - potwierdził Henry. - Chociaż uważam, że
mamy do czynienia z serią nie powiązanych ze sobą,
złośliwych kradzieży. Nie ma potrzeby być przesadnie
ostrożnym.
James bez zainteresowania słuchał tych nadzwyczajnych
wiadomości. Powinien lepiej zabezpieczyć swoje
kosztowności, jeśli rzeczywiście na pokładzie był złodziej.
Jednak teraz nie miał na to ochoty. Przez chwilę zastanawiał
się, kto z ludzi, których spotkał, mógłby być winny takiego
przestępstwa. Nigdy nic nie wiadomo.
Postawił kieliszek z szampanem i upewniwszy się, że nikt
go nie obserwuje, rozwiązał jedwabną muszkę i odpiął górny
guzik koszuli. Teraz, całkowicie z siebie zadowolony, oparł
515236882.003.png
nogi o stojące naprzeciw niego krzesło i rozkoszował się
chwilą samotności.
- Nareszcie sam - powiedział do siebie, sięgając po
kieliszek z szampanem. - Za samotność! - Wzniósł toast: - Za
samotność, moją najlepszą przyjaciółkę.
Smakował małymi łykami wyborny rocznik szampana,
uśmiechając się ironicznie. Nagle poczuł na plecach chłodny
powiew. Obrócił się i zauważył, że jeden z iluminatorów jest
otwarty, a zasłony powiewają jak rozpostarta flaga na wietrze.
„Mógłbym przysiąc, że jeszcze minutę temu wszystko
było szczelnie pozamykane" - pomyślał.
Dziwne. Nie chciało mu się jednak wstać, aby zamknąć
świetlik. Może zrobić to ktoś inny. Był zbyt wygodny.
Delektując się szampanem, próbował nie myśleć o interesach,
które czekały na niego w Nowym Jorku. Kiedyś lubił swoją
pracę. Nie mógł sobie przypomnieć, kiedy stała się bezlitosną
harówka.
Delikatny szelest spowodował, że podniósł głowę. Nagłe
usłyszał wyraźne kroki, więc gwałtownie wstał i zamarł.
Miał towarzystwo.
Na środku jadalni stała wróżka.
James zamknął oczy z nadzieją, że zjawisko zaraz zniknie,
ale ono wciąż trwało. Co więcej, wróżka zaczęła pilnie
przyglądać się stolikowi, jak gdyby coś zgubiła. Nie mogła
mieć więcej niż pięć stóp wzrostu. Miała delikatną, małą twarz
i chmurę złotych włosów, opadających na ramiona. Opasana
była szarą, wełnianą peleryną, która ukrywała prawie całą jej
drobną postać, na nogach miała parę czarnych, chińskich
klapek z rzemykami. Nie była ostrożna. Mógł pomyśleć, że
ma do czynienia z dzieckiem. Ale to nie było dziecko.
Zauważył, jak uroczo włożyła palec do ust i zagryzła go
mocno. Zdawała się namyślać nad następnym ruchem. Bardzo
515236882.004.png
ostrożnie zaczęła rozwiązywać pasek, jednocześnie bacznie
obserwując, czy nikt jej nie śledzi.
Wciąż jednak nie dostrzegała Jamesa w przyćmionym
Świetle ogromnej sali, a on siedział nieruchomo, nie czyniąc
najmniejszego hałasu.
Spod peleryny wyjęła wielki worek i podeszła do
stanowiska kelnerów, gdzie czekały na podanie dwa steki.
James ujrzał jej błyszczące oczy i oniemiał ze zdziwienia.
Wróżka wyjęła z worka duży , plastikowy pojemnik i wzięła
steki wraz ze sztućcami. Właśnie miała schować mięso, kiedy
głos Jamesa zmroził jej ruchy.
- Wydaje mi się, że to danie miało być podane państwu
Winchester.
Odwróciła się niezmiernie wystraszona.
- Jeśli naprawdę potrzebujesz czegoś do zjedzenia -
nieznacznie się uśmiechnął - może się do mnie przyłączysz.
Byłbym więcej niż szczęśliwy, gdyby kelner zaserwował ci
Świeży kawałek mięsa. Zaraz przestanie oglądać góry lodowe
i wróci tu razem z kucharzem, stewardem i kierownikiem sali.
Zastanawiała się przez sekundę i od razu spojrzała na
steki, które trzymała w dłoniach. Szybko umieściła je w
pojemniku, który następnie schowała do worka. James
wzruszył ramionami.
- Widzę, że jesteś bardzo zdeterminowana. Skinęła głową.
Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, co robi i pomimo
czarodziejskiej aury, którą roztaczała, James dostrzegł w niej
bystry umysł i inteligencję.
- Czy nic nie zmieni twojej decyzji?
Potrząsnęła głową. Mógłby przysiąc, że miała ochotę
przyjąć zaproszenie.
James nigdy nie spotkał się z kimś takim; był ubawiony.
- Cóż, w takim razie, czy mogę przynajmniej pomóc ci w
zebraniu najlepszych kasków? Jadam tu każdego wieczoru,
515236882.005.png
odkąd opuściliśmy Southampton i mogę cię zapewnić, że
świetnie znam menu.
Jej niepewność poruszyła w Jamesie jakąś nieznaną
stronę, jakiś ton czułości. Puszyste włosy czyniły z niej postać
zjawiskową, jakby wróżki czy skrzata. Zdawała się
rozświetlać przestrzeń wokół siebie. James nagle uświadomił
sobie, że pragnie zarówno usłyszeć jej glos, jak i skłonić ją do
pozostania.
Jego przenikliwe spojrzenie spowodowało, że nieznajoma
zaczęła powoli zmierzać w stronę okna.
James pochwycił jej spojrzenie i zorientował się, że
uciekając tamtędy musiałaby go ominąć.
- Sprawiasz wrażenie osoby, która się ukrywa. - Uważnie
obserwował jej ruchy. - Nie jesteś chyba pasażerką na gapę,
prawda?
Wyraźne poczucie winy, malujące się na jej twarzy,
potwierdzi to jego przypuszczenie.
- A więc to tak. - Pogroził jej palcem. - Jesteś pasażerką
na gapę!
Próbowała go zignorować, ruszając prosto ku oknu.
- Zdajesz sobie sprawę, że jeśli zostaniesz złapana wsadzą
cię do brygu? - Uśmiechnął się. - Byłaby wielka szkoda,
gdyby tak uroczy gość spędził całą podróż w tym okropnym
więzieniu na dnie statku. Ryk maszyn jest tam tak głośny, iż
można postradać zmysły.
Nagle dziewczyna skoczyła przez pokój w kierunku okna.
Uciekłaby, gdyby nie jego refleks. Zatrzymał ją, choć
właściwie wolałby, żeby zapadła się pod ziemię.
Walczyła zapamiętale, niczym diablica. James chwycił ją
mocno w talii, a ona kopała trzymając się występu okna.
Im mocniej ją ściskał, tym zacieklej szarpała się, aż w
końcu nie był pewien, czy postępuje właściwie. A jednak
515236882.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin