Lilian Darcy
Doktor di Luzio
Już po kilku dniach Katherine McConnell poczuła się na farmie jak w domu. Jej decyzja, by przenieść się do ciotki Helen, rozwiązała problemy obu kobiet. Ciotka miała sześćdziesiąt lat i po śmierci wuja Briana rok wcześniej nie była w stanie zająć się całym gospodarstwem.
– Fizycznie daję sobie radę – oznajmiła w dniu przyjazdu Kit – ale nie potrafię się zorganizować – wyznała ze łzami w oczach.
Helen była siostrą ojca Katherine, który nadal wraz z jej matką prowadził hurtownię w innej części kraju.
Rozmawiały o różnych sprawach, omijając jednak powody, z jakich Kit wyjechała z Canberry. Ciotka wiedziała tylko, że jej bratanica rozstała się z Jamesem, ponieważ okazało się, że James ma kogoś innego. Szczegółów nie znała.
Kit podjęła tę desperacką decyzję, dowiedziawszy się pewnego dnia, że Tammy, nowa partnerka Jamesa, zamierza rodzić na tym samym oddziale położniczym, na którym Kit pracowała jako położna. Chwyciła wówczas kopertę z kartą Tammy i ledwie panując nad sobą, zwróciła się do koleżanki:
– Rosemary, nie przyjmę tej pacjentki! Nie mogę! W następnym tygodniu zrezygnowała z tej pracy, a niespełna trzy miesiące później znalazła się w Glenfallon.
Teraz zamknęła bramę za samochodem, by owce nie wyszły z zagrody na podwórko, i przystanęła, aby jeszcze raz rozejrzeć się po nowym otoczeniu.
Było wczesne popołudnie. Wśród kępy eukaliptusów nad strumieniem wrzeszczały papugi, nieopodal kury na specjalnym wybiegu wygrzebywały z ziemi ziarno i resztki z kuchni. Wzdłuż płotu rosły drzewka pieprzu peruwiańskiego. Zerwała gałązkę z różowymi strączkami, rozgniotła je i wciągnęła w nozdrza przyjemny zapach. Tymczasem podszedł do niej jeden z kotów ciotki i zaczaj ocierać się o jej nogę.
Dalej, za ogrodzeniem, rozciągały się pola pszenicy i pastwiska dla owiec, a nieco w bok, bliżej rzeki, zieleniły się winnice i gaje cytrusowe.
Kit wróciła właśnie z zakupów, w miasteczku zjadła też pospieszny lunch. Za godzinę rozpocznie swój pierwszy dyżur w tutejszym szpitalu. Zanim tam pojedzie, wypije z ciotką herbatę i przebierze się w nowy strój.
W cieniu drzew pieprzowych zauważyła nieznajomy samochód. Ciotka ma gościa, pomyślała, po czym obładowana siatkami ruszyła do kuchni. Kątem oka w salonie ponad oparciem jednego z foteli dostrzegła parę gestykulujących rąk oraz profil kobiety w podeszłym wieku.
– Nie rozumiem, jak można nie chcieć mieć dzieci – mówiła nieznajoma – ale też wiem, że to nie moja sprawa. Kłopot w tym, że Gian bardzo pragnął potomka. Nawet zgodził się zamieszkać w Sydney, ale skoro nie potrafili dogadać się w sprawie założenia rodziny, to nawet nie warto było sobie tym głowy zawracać. Rozwiedli się ponad rok temu.
– Za naszej młodości życie było znacznie mniej skomplikowane – stwierdziła ciotka Helen. – Po prostu nie miałyśmy wyboru! – Podniosła głos: – Czy to ty, Kit?
– Tak, rozpakowuję zakupy.
– Zostaw to i chodź do nas na herbatkę! Kit weszła do pokoju.
– Freddie, poznaj Katherine, moją bratanicę. Kit, to jest Federica di Luzio. Moja sąsiadka, która mieszka niedaleko.
– W winnicy?
– Owszem, ale te wypieszczone rzędy winorośli to nie moja zasługa. Całą ziemię wydzierżawiliśmy piwnicom Glen Aran – wyjaśniła starsza pani. – To bardzo dobrze, że zamieszkała pani u Helen.
– Mnie też taki układ odpowiada – odrzekła Kit z uśmiechem. – Od dziecka uwielbiałam tu przyjeżdżać.
– Wkrótce pozna pani mojego syna. Ma na imię Gian. Wiem od Helen, że dzisiaj zaczyna pani pracę w szpitalu, a mój syn to doktor di Luzio. Jest do mnie bardzo podobny!
Naprawdę? To chyba niemożliwe.
Pani di Luzio była niska i pulchna. Miała włosy ufarbowane na kasztanowo, śniadą i pomimo zmarszczek bardzo świeżą cerę oraz brązowe oczy. Nie malowała się. Trudno było wyobrazić sobie męską wersję jej twarzy.
– Muszę już jechać – rzekła, uśmiechając się. – Bonnie jest teraz u swojej koleżanki, ale powinnam ją położyć.
– Freddie, podziwiam cię, że wzięłaś to na swoje barki.
Pani di Luzio się roześmiała.
– Dzięki temu omijają mnie głupie myśli oraz mam kogo przytulać. Gian jest na to trochę za duży! Moja droga, nie miałam wyboru. Przecież to moja krew. Kocham ją do szaleństwa.
– Uważam, że mimo wszystko możesz być z siebie dumna – podsumowała Helen.
Obie panie wyszły na podwórze, a Kit wróciła do kuchni, by dokończyć rozpakowywanie toreb.
– Freddie jest przemiła, nie sądzisz? – zapytała ją Helen parę minut później. – Dawno się nie widziałyśmy, ale teraz postanowiłyśmy to nadrobić. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo potrzebuję przyjaciółek. Uświadomiłam to sobie dopiero po śmierci Briana.
– Zrobiła na mnie bardzo dobre wrażenie – bąknęła Kit. – Dobrze mieć przyjaciół w tym samym wieku.
– Opiekuje się wnuczką – zaczęła ciotka już pogodnym tonem. – Wzięła ją do siebie na stałe. To bardzo ciężka praca. Freddie temu zaprzecza, ale ona ma dwa lata więcej ode mnie.
– Co się stało z rodzicami Bonnie?
– Jej drugi syn jest w Hongkongu. Pierwszy raz widział małą dopiero kiedy miała kilkanaście miesięcy. Matka Bonnie miała trudny charakter i ten związek nie trwał długo. Przedawkowała, więc opieka nad dzieckiem spadła na Marca, ale on poczuł się wmanewrowany. Nie dorósł do ojcostwa. Freddie nie zgadzała się, by rezygnował z kariery ani żeby małą wychowywała niańka w wieżowcu, na dodatek w Hongkongu.
Podziwiam ją. Nie wiem, czy bym się zdobyła na coś takiego.
– Jestem przekonana, że tak – zapewniła ją Kit. Jej cioteczne rodzeństwo już założyło własne rodziny. Sandra mieszkała pół godziny drogi od matki, dzięki czemu Mikę, jej mąż, często pomagał Helen na farmie, Chris z kolei pracował na państwowej posadzie w Canberze.
– Ale na pewno nie wyglądałabym tak kwitnąco jak Freddie – odparła ciotka, sięgając po jedną z toreb. – Zostaw, ja to zrobię.
– Nie, ja. Pora na zmianę – oświadczyła Kit, starając się ukryć niepokój wywołany perspektywą powtórki doznań związanych z pierwszym dniem w nowej pracy.
Myśli doktora di Luzio krążyły wokół zabiegu cesarskiego cięcia, który miał wkrótce wykonać. Podczas poprzedniego badania stwierdził, że jedno z bliźniąt jest ustawione pośladkowo, a piętnaście minut temu położna doniosła, że nic się nie zmieniło.
Operacja była wyznaczona na następny tydzień, lecz młoda matka się pospieszyła. Wody odeszły jej w supermarkecie i poród zaczął się prawie natychmiast. Gian chciał wydostać bliźnięta, zanim skurcze zepchną małą pupę za daleko do kanału rodnego. Stanął na parkingu akurat w chwili, gdy nieopodal dwie kobiety pomagały wysiąść z auta trzeciej: w zaawansowanej ciąży i niewą...
dotadota