Kołowrót problemów polskich.doc

(59 KB) Pobierz
Kołowrót problemów polskich

Kołowrót problemów polskich

 

Ksiądz profesor Czesław S. Bartnik

 

             

Jakże trudno jest rozwiązać co trudniejsze problemy Polski raz na zawsze. Niektóre już, zdawałoby się, przezwyciężone, znów powracają, czasem ze zdwojoną siłą. Tak jest choćby z eurokonstytucją, z atakami na Kościół polski, z chorobą medialną, z dekomunizacją i lustracją. Spróbujmy je poruszyć.

 

Problem eurokonstytucji

Bardzo istotne i dalekosiężne znaczenie ma dla Polski, jak zresztą i dla całej Europy, kwestia konstytucji europejskiej. Czy ratyfikować stary projekt konstytucji z 2004 roku taki, jaki jest, choć przez niektóre kraje już odrzucony? Czy ten projekt jedynie trochę zmienić, poprawić z naszego punktu widzenia? Czy uchwalić konstytucję całkowicie nową? Czy, wreszcie, w ogóle zrezygnować z wszelkiej konstytucji, pozostając przy dotychczasowym traktacie Wspólnoty Europejskiej, traktacie o Unii Europejskiej, traktacie akcesyjnym oraz Karcie Praw Podstawowych? Niemcy, którzy w tym półroczu przewodzą UE, chcą chyba przyjąć zasadniczo niezmieniony projekt traktatu ustanawiającego konstytucję dla Europy, krótko: eurokonstytucję opracowaną pod kierunkiem masonerii francuskiej może jedynie z dodaniem inwokacji religijnej. Nasz prezydent Lech Kaczyński jest natomiast za dosyć istotnymi zmianami projektu w kierunku wspólnoty państw, narodów i kultur, bez tworzenia nowego superpaństwa, w którym kraje byłyby jedynie regionami czy prowincjami. Być może - mało się o tym mówi publicznie - prezydent byłby za sformułowaniem nowego projektu, tym razem z naszym udziałem. Trzeba wspomnieć, że PO, Lewica i Demokraci i reszta opozycji opowiadają się są przyjęciem dotychczasowego projektu konstytucji i całkowitego wcielenia Polski do superpaństwa europejskiego. Stanowisko prezydenta i rządu jest zasadniczo lepsze.

Projekt konstytucji, opracowany pod kierunkiem byłego prezydenta Francji Valéry'ego Giscarda d'Estaing ma zasadnicze wady, a nawet błędy. Oto niektóre ważniejsze:

1. Projekt ten zmusza państwa członkowskie do stworzenia jednego organizmu państwowego, z jednym parlamentem i jednym ministrem spraw zagranicznych i obrony.

2. Podstawą intelektualną obecnej eurokonstytucji są: liberalizm, postmodernizm, socjaldemokracja i nowa lewica, które są z gruntu ateistyczne, wprowadzają chaos w życie zbiorowe, burzą wszelkie prawa tradycji, historii i kultury duchowej i nie mają wartości naukowej.

3. Życie społecznie jest sprowadzone tylko do jednostek, obywateli, którzy mają się kierować tylko swoimi celami, interesami i korzyściami, przy bardzo słabym odniesieniu do dobra wspólnego.

4. Projekt ma pewne sprzeczności wewnętrzne. Głosi wolność, ale właściwie jedynie dla jednostki, nie dla społeczności. Głosi "wolny rynek", ale faktycznie całe obszary rynku, jak np. rolnictwo, hodowlę czy rybołówstwo poddaje przeróżnym regulacjom z góry. Głosi wolność i pewne wyższe wartości, ale uzależnia je od bazy materialnej, akurat jak marksizm. Teoretycznie Unia ma pertraktować z państwami członkowskimi tylko na tematy gospodarcze i administracyjne, ale faktycznie narzucać chce także całą swoją ideologię na sposób pewnej nowej religii.

5. Projekt zakłada socjalistyczne rozumienie człowieka jako anioła bezgrzesznego i dlatego nie przewiduje całej kultury wychowawczo-etycznej ani też efektywnej kontroli pracy jednostek i instytucji. Toteż już teraz UE jest pełna nadużyć, korupcji i przekrętów gospodarczych i finansowych. Na dobrą sprawę są przewidziane tylko kontrole zewnętrzne, a mianowicie, czy jest realizowany program prawno-papierowy. Dobrymi zapowiedziami tego w Polsce są interwencje, żeby nie karać korupcji bankowej, prywatyzacyjnej, sportowej, jak w PZPN, w przemyśle i w handlu itp. Natomiast ingeruje się w naszą konkurencję produkcyjną, zakazuje ratowania Stoczni Gdańskiej i innych, a także hut, a wreszcie nakłada kary finansowe za przekroczenie limitu mleka, za wyższe połowy ryb i ostatnio 13,5 mln euro za zrobienie zapasów żywnościowych przed przystąpieniem do Unii. Swoją drogą są to kpiny z zasady wolnego rynku.

6. UE zastrzega sobie wyższość swojego prawa nad konstytucjami państw członkowskich, nad prawami konkurencji, nad bankowością, nad polityką handlową, wewnętrzną i zewnętrzną, nie mówiąc już o tym, że władzy Brukseli ma być poddana cała nasza polityka, wewnętrzna i zewnętrzna, oraz sprawy obronności. I oto np. słusznie LPR wnosi o doprecyzowanie w naszej Konstytucji art. 38 o ochronie życia przez dodanie słów: "od momentu poczęcia do naturalnej śmierci". Ale należy pamiętać, że po ewentualnym przyjęciu obecnego projektu eurokonstytucji nasza Konstytucja nie będzie miała znaczenia, zwłaszcza w dziedzinie duchowej i moralnej. Wszakże na ratowanie życia u nas zawsze jest pora.

7. Dosyć płytko i mętnie, bez ściślejszego związku z kulturą europejską, są ujęte tzw. prawa podstawowe (zob. Karta Praw Podstawowych). Brzmią one sympatycznie: godność, wolność, równość, solidarność, prawa obywatelskie i sprawiedliwość. Ale w kontekście są bardzo spłycone. Godność to tyle, co nienaruszalność jednostki. Wolność to pełna swoboda jednostki. Równość to, jak wynika z lektury - równość bogatych między sobą. Prawa obywatelskie to tylko prawo przemieszczania się z państwa do państwa. Solidarność to jakaś niejasna próba łagodzenia skrajnego indywidualizmu. A sprawiedliwość odnosi się jedynie do sądownictwa, a nie np. do bytowania społecznego. Prawa podstawowe miałyby być pewnymi ideami, ale nie są.

8. Aneks w sprawach religii nie daje Kościołom i wspólnotom prawa do działalności na forum całej Unii, a jedynie przyjmuje do wiadomości stan prawny danego wyznania w danym kraju, przy czym Unia może ingerować w stosunki państwo - Kościół.

Co do idei wolności gospodarczej, to warto zaznaczyć, że sam prof. Jeffrey Sachs, jeden z czołowych szerzycieli tej idei i notabene mistrz prof. Leszka Balcerowicza, przyznaje dziś, że polityka wolnorynkowa w Europie nie udała się pod wieloma względami, zwłaszcza społecznymi. Osłabła bardzo lojalność obywateli wobec instytucji. Między pracownikami rozluźniły się więzy i osłabło wzajemne zaufanie. Spada bardzo w społeczeństwie znaczenie wiedzy, nauki i mądrości życiowej na rzecz komputeryzacji. I niemal zanikła właściwa etyka pracy (zob. "Dziennik", 10.11.2006). Podobnie coraz więcej starszych teoretyków liberalizmu i neokapitalizmu, łączonych z socjaldemokracją, wycofuje się ze swych dawniejszych poglądów. Ich miejsce zajmują młodzi, zapaleni, ale niedoświadczeni.

Oczywiście, nie chcę powiedzieć, że projekt eurokonstytucji nie ma w ogóle wartości. Jego intencją jest przede wszystkim jedność Europy pod względem gospodarczym, politycznym i administracyjnym, lecz brak mu mocnych fundamentów intelektualnych i duszy. Uważam, że Polska powinna przystąpić do tworzenia nowej konstytucji. Byle pan prezydent nie brał do tego prawników konstytucjonalistów o mentalności marksistowskiej lub liberalnej, bo jedni i drudzy są utopistami i nie rozumieją prawdziwej głębi społecznego życia ludzkiego, co widać choćby po niektórych orzeczeniach naszego Trybunału Konstytucyjnego.

 

Jeszcze jeden szturm na Kościół

Z ducha UE wynikają bezpośrednio - mimo hasłologii wolnościowej - tendencje do niszczenia Kościoła, przede wszystkim katolickiego, w całej Europie. Czynią to słownie ośrodki ateistyczne, syjonistyczne i tzw. reformatorskie. W Polsce po obaleniu ks. abp. Stanisława Wielgusa bez sądu i bez podstawy prawnej wśród katolików pojawił się strach przed napastnikami, taki jak - pamiętam - po aresztowaniu Prymasa Wyszyńskiego w 1953 roku za stalinizmu. Wówczas media głosiły, że Wyszyński jest zdrajcą Polski i warchołem kościelnym. I dziś media przedstawiają mniej więcej, że cały Kościół polski za komuny był zdrajcą, kolaborantem, a duchowieństwo - niemal agenturą bolszewicką. Jakie potwory kierują taką nagonką? W każdym razie jest to - jak mówi ks. kard. Stanisław Dziwisz - sterowane. W takim duchu odezwały się syjonistyczne media amerykańskie, które po sprawie ks. abp. Wielgusa zawołały, że oto Jan Paweł II nie mógł wyrosnąć z Kościoła polskiego, zawiódł się na nim straszliwie i teraz po jego śmierci wyszło, jak bardzo duchowieństwo polskie jest skorumpowane moralnie i duchowo.

W kraju do niszczycielskich ośrodków europejskich dołączają od dawna nasi katarowie i "katolicy reformowani", tzn. w ich mniemaniu naprawiciele Kościoła, tradycyjnego, zacofanego i antysemickiego. Chodzą pogłoski - nie wiem, na ile prawdziwe - że laikat tego typu chce nawet odbyć u nas specjalny synod reformistyczny bez udziału hierarchii. Byłby to pierwszy w historii Polski bunt świeckich przeciwko Kościołowi Chrystusowemu. Byłaby to po prostu sekta. Podobno przy sprawie ks. abp. Wielgusa wygrażano całej hierarchii, korzystając z kończącej się już kadencji nuncjusza. Obecnie wykorzystuje się najbardziej bezprawny szantaż lustracyjny. Szef pewnego KiK wystosował pismo do wszystkich biskupów wzywające ich do szybkiego poddania się lustracji, do potępienia ks. abp. Wielgusa i na końcu z zaznaczeniem w duchu sekty austriackiej: "my - znaczy świeccy - jesteśmy Kościołem" (Kirche von unten), oczywiście hierarchia, ustanowiona przez Chrystusa, miałaby podlegać laikatowi. Księdzu arcybiskupowi Wielgusowi ani innym biskupom nie pozwala się odprawić Mszy Świętej w jego rodzinnych Wierzchowiskach. Czy w "demokratycznej" Polsce nie istnieje już żadne prawo obrony? Czy już można dowolnie zabijać moralnie, kogo się zechce, duchownych i świeckich? Idą już też ataki na naszego drogiego ks. kard. Stanisława Dziwisza, jakoby krył w Kościele przestępców seksualnych wśród duchowieństwa. Jest to też typowa metoda rozbijania Kościołów krajowych w Europie, a wzięta z praktyki Żydów amerykańskich. Czy już w Polsce nie ma prokuratur i sądów? Owszem, media pokazują bez przerwy prokuratora krajowego, ale najczęściej tylko w związku ze skandalami towarzyskimi. A dlaczego prokuratury nie zajmują się skutecznie istotnymi sprawami życia Polski? Dlaczego nie osądzono do dziś żadnego wielkiego złodzieja Polski i nie odebrano tym złodziejom ani złotówki?

Nadal też jest stosowana metoda wychwalania Jana Pawła II, ale przy niszczeniu godności biskupów i duchownych polskich. Jest to przecież metoda sowiecka z czasów Chruszczowa. Wychwalano Papieża Jana XXIII, nawet złożył mu wizytę zięć Chruszczowa - Adżubej, który otrzymał od Ojca Świętego różaniec, tymczasem w Związku Sowieckim zajadle prześladowano duchowieństwo prawosławne i katolickie oraz burzono świątynie, więcej niż za Stalina.

Mamy coraz więcej nauczycieli Kościoła, choć nieznających teologii. Oto senator Jarosław Gowin podczas telewizyjnego spotkania z młodzieżą 21 stycznia 2007 roku na zarzut młodego katolika, dlaczego niektórzy katolicy z PO nie są za pełną ochroną życia nienarodzonych, odpowiedział, że to nieprawda, iż cały Kościół jest za taką ochroną życia, gdyż na kompromis w tej sprawie idą i niektórzy nasi biskupi, a nawet i Jan Paweł II, co wyraził w encyklice "Evangelium vitae". Otóż nastąpiło tu pomieszanie rzeczy. Jan Paweł II był absolutnie, i w tejże encyklice, przeciwko wszelkiej aborcji, a jedynie dopuszczał kompromis taktyczny w przypadku ustanawiania prawa w parlamencie. Oto gdy w jakimś parlamencie kształtują się przy uchwalaniu odnośnej ustawy tylko dwie frakcje i dwie możliwości, z których jedna jest za zabijaniem nienarodzonych dowolnie i milionami, a druga dopuszcza aborcję tylko wyjątkowo, w jednym czy drugim przypadku, to prawy poseł powinien poprzeć stanowisko drugie, bardziej rygorystyczne, żeby nie wygrała frakcja szaleńców. Takie stanowisko nie narusza prawdy wiary, nie jest kompromisem doktrynalnym, ale jedynie taktycznym wyborem. Jeśli już idzie na kompromis, to znaczna część społeczeństwa, nie zaś teologia.

Szerzy się też niesłuszna opinia, zwłaszcza wśród nieprzyjaciół Kościoła i wśród "reformatorów", jakoby po Soborze Watykańskim II, który przyjął pluralizm, tolerancję i ekumenizm, nie wolno było Kościołowi się bronić, bo to byłoby tworzenie - jak mówią - "obronnej twierdzy". Faktycznie Kościół musi bronić swego życia, nauki, Ewangelii, etyki i wszelkiej prawdy, a także swej wolności. Sam Chrystus bronił bowiem swego posłannictwa wobec przeciwników i wiernym polecił strzec i bronić prawdy pod sankcją odrzucenia.

 

Zaparcie mediów elektronicznych

Nas, na dole, bardzo martwi, boli i irytuje stale ten sam merytoryczny profil mediów elektronicznych. Ciągle to poruszamy, bez skutku. A trudno się przyzwyczaić do otwartego lub ukrytego, a częstego lżenia nie tylko Kościoła i historii polskiej, naszej kultury, ale także prezydenta, premiera, wicepremierów, całego rządu, koalicji i parlamentu. Nieraz Program 1 TVP jest jeszcze gorszy niż TVN. A zresztą właściwie wszystkie programy podają w zasadzie to samo i tak samo jak w Ameryce. Może to już na tym polega nowoczesna demokracja, że media mogą rzucać błotem w każdego człowieka, a szczególnie w tych godniejszych?

Dlaczego tak się ciągle dzieje? Władze podają różne przyczyny tej niemocy medialnej: że media dziś są wolne, pluralistyczne, że są finansowane przez koncerny zagraniczne, a w niektórych rząd ma tylko częściowy udział, że państwo nie ma pieniędzy, by jakieś medium wykupić, że personel jest z tamtej epoki, a nie ma nowego, że jest to sprawa szefów, no i ukryte macki WSI. Tłumaczenia te są dla nas, mówiąc szczerze, podejrzane. Kiedy Samoobrona i LPR chcą zmienić szefa TVP, bo sobie niezbyt radzi, to dlaczego PiS broni tego szefa?

Być może, że są jakieś ukryte powody, jak np. strach lub zależność od ośrodków lub oligarchów europejskich. Jeśli tak, to władze powinny to nam otwarcie powiedzieć, choćby przez medium toruńskie. Normalne społeczeństwo polskie pomoże w takiej sytuacji. Prawda, że wszystkie media w byłych demokracjach ludowych zostały dokładnie opanowane przez obce im siły i pod przykrywką finansów narzucają tym krajom swoją dekadencyjną ideologię. Ale czy Polska musi być wiecznie w niewoli informacyjnej, intelektualnej i propagandowej? I tu obawiamy się, że nawet rząd nie rozumie wagi tych spraw, na co wskazuje choćby fakt, że Ministerstwo Spraw Zagranicznych wydało dla zagranicy książkę, w której - jak pisze prof. J.R. Nowak - zostały zamieszczone teksty oczerniające Polskę jako z gruntu antysemicką, popierając tym samym straszne oszczerstwa Jana T. Grossa pod adresem Kościoła polskiego i państwa polskiego.

I to jest nasz istotny problem: wolne media, ale prawdziwe, obiektywne i twórcze, a nie niszczące.

 

Dekomunizacja i lustracja

Starsze pokolenia szarpią się, jak w sidłach: czy jesteśmy jeszcze komunistami, czy już postkomunistami, czy liberałami, czy socjaldemokratami, czy po prostu samymi sobą. I tu powstaje jeszcze jeden poważny problem Polski. Brak nam nowej, jasnej koncepcji państwa polskiego, idei społeczno-twórczych, poczucia słuszności i prawdziwości. Zbytnio pomiatają nami, jak wiatr liśćmi, różni płytcy i nierozważni fałszywi propagandyści, czemu szczególnie służą złe media. I ciągle w życiu społeczno-politycznym, gospodarczym i kulturalnym zmagamy się sami z sobą: co przyjmować, a co odrzucać, w co wierzyć, a w co nie wierzyć, co w Polsce czynić, a czego nie czynić. Przed wieloma ludźmi staje problem nazywany "dekomunizacją". Jednak tak naprawdę to nikt nie wie, na czym dokładnie ma ona polegać. Od razu jawi się pytanie, czy nie należałoby mówić raczej o "debolszewizacji". Komunistami w poprzednich latach nazywano w Polsce miliony ludzi, a prawie wszyscy młodzi żyjący w czasach przed rokiem 1989, uważali, że żyją w prawdziwej Polsce, choć na horyzoncie był cień niewoli sowieckiej. Zresztą wiele osób do dziś, starszych i młodszych, odziedziczyło idee czysto komunistyczne, a ówczesne przestępstwa i zbrodnie uważa za zło ogólne, a nie komunistyczne. Zresztą komunizm to jest ciągle nazwa bardzo niejasna, raczej odnosimy się tylko do naszych przeżyć i doświadczeń.

Co więc robić z dekomunizacją i związaną z nią lustracją? Jeśli chodzi o wykrywanie i odsuwanie od stanowisk ludzi nieprawych społecznie i przestępców, których było trochę więcej wśród komunistów, to niech zajmą się nimi prokuratorzy, politycy, sądy, władze, ludzie poszkodowani i w ogóle instytucje do tego powołane. Ja natomiast chciałbym tu przejść od dekomunizacji czy "debolszewizacji" negatywnej do dekomunizacji pozytywnej. Na czym miałoby to polegać?

1. Po pierwsze, dekomunizacji negatywnej, karnej, chciałbym przeciwstawić pojęcie dekomunizacji pozytywnej, twórczej. Przede wszystkim w miejsce komunizmu i marksizmu trzeba kształtować jasną, prawidłową i obiektywną świadomość społeczną, wielką kulturę duchową i wysoką moralność społeczną. Nie wystarczy tropić i usuwać agentów, którzy, jeśli są prawi, muszą być w każdym państwie i w każdych czasach, lecz trzeba przede wszystkim rozwijać wielką pedagogię społeczną. W przeszłości zadanie to wykonywało nie tyle państwo, co przede wszystkim Kościół, ale dziś wrogowie Kościoła i zwiedzeni katolicy "reformowani" chcą Kościołowi przetrącić kręgosłup i dać go na żer różnym sekciarzom.

2. Po drugie, trzeba pamiętać, że po latach młodsi Polacy mogą znowu surowo lustrować tych, którzy dziś zdradzają Polskę, oddają ją w niewolę Zachodu, należą do zakazanych związków, niszczą kraj gospodarczo, należą do mafii itp. I co? Trzeba będzie wtedy mówić o "deliberalizacji" społeczeństwa polskiego. Trzeba nam zatem dziś koniecznie wielkiej twórczości pozytywnej, trzymającej się złotego środka między komunizmem sowieckim a liberalizmem brukselskim. Może to być polski solidaryzm lub/i personalizm społeczny.

3. I po trzecie, trzeba wyraźnie rozróżniać między poglądami a wykonawcami czynów. Byli złoczyńcy w WSI, ale byli też poza WSI i poza SB, a wreszcie tacy, którzy wyrośli nam w ostatnich czasach zupełnie na innej, "nowoczesnej" glebie. Czynienie zła może się zagnieździć w każdym czasie, w każdym kraju i w każdej ideologii. Chyba tylko ludzie młodzi albo misjonarscy liberałowie, których nie brak dziś i w Kościele, mogą sądzić, że wystarczy tylko zmienić ideologię, a wszystko będzie dobrze, że ludzie to aniołowie bezgrzeszni, wystarczy im tylko podać ideę i stworzą raj na ziemi. Nie wolno społeczeństwa poniżać, ale też nie wolno go wychwalać pod niebiosa, populistycznie. Jest bardzo dużo ludzi złych i nieprawych. W niektórych miejscach czuje się po prostu oddech szatana. Może trzeba tam także "desatanizacji".

4. I wreszcie nie trzeba przez dziesięciolecia szukać wiedzy w aktach IPN. To nie daje ani wiedzy, ani mądrości. Niektórzy mówią, że będą na ich podstawie pisane liczne prace historyczne magisterskie i doktorskie. Jest to słaba koncepcja nauki historycznej. Żeby poznać metody SB i jakieś dane statystyczne, wystarczy niewielka liczba takich prac. Kolejne będą ich powieleniem. Trzeba uprawiać historiografię problemową, jest tyle poważnych problemów, a nie sycić się rozkosznie ciągłym grzebaniem w ludzkich nieprawościach.

I tak trzeba się zająć prawdziwymi problemami ludzkimi, polskimi, europejskimi i światowymi, żeby tworzyć dobro i przyszłość.

 

             

             

4

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin