Letki Maria Ewa - Dama kier.pdf

(1119 KB) Pobierz
tytuł: "Dama kier"
tytuł: "Dama kier"
autor: Maria Ewa Letki
Tom
Całość w tomach
Polski Związek Niewidomych
Zakład Wydawnictw i Nagrań
Warszawa 1990
Tłoczono w nakładzie 20 egz.
pismem punktowym dla niewidomych
w Drukarni PZN,
Warszawa, ul. Konwiktorska 9
Pap. kart. 140 g kl. III_Bą1
Całość nakładu 100 egz.
Przedruk z wydawnictwa
"Nasza Księgarnia",
Warszawa 1988
Pisał J. Podstawka
Korekty dokonali
St. Makowski
K. Kopińska
Maria Ewa Letki jest autorką
wielu powieści i opowiadań dla
dzieci (m.in. "Jutro znów pójdę
w świat", "Wakacje z Cynamonem",
"Łódź Wikingów"), a także
słuchowisk i adaptacji
radiowych.
"Dama Kier", współczesna
powieść obyczajowa, adresowana
do czytelników trzynasto_,
czternastoletnich, ciepło i z
humorem opowiada o
wielopokoleniowej i
wielodzietnej szczęśliwej
rodzinie z niewielkiego
miasteczka. Królują w niej
kobiety, a głową domu jest
babcia, osoba władcza i
stanowcza, która niezachwianie
wierzy w to, co mówią karty i
sny.
Wszystkie te sprawy Autorka
traktuje z dystansem, trochę
kpiąco, trochę ironicznie.
Pod koniec stycznia, jak w
prawie każdy ostatni piątek
miesiąca, rodzina
Pieczarkowsko_Sowińska zaspała.
O godzinie dziewiątej rano do
wielkiej kuchni wpadła pani
Alina Sowińska, a za nią jej
mąż, Jan Sowiński. Oboje byli
rozczochrani, zdenerwowani i
mimo późnej godziny zaspani. W
kuchni zastali stół nakryty na
siedem osób i siedzącą w
wyplatanym fotelu babcię
Pieczarkowską, matkę pani Aliny.
- Chyba nie warto już się dziś
wybierać do pracy! - powiedziała
ostrożnie babcia Pieczarkowska.
- Brr, ale zimno! - zatrzęsła
się tak przekonywająco, że córka
i zięć poczuli na plecach
lodowaty dreszcz.
Starsza pani obserwowała, jak
biegają po kuchni, próbują coś
w biegu zjeść, potrącają się,
mówią "przepraszam" i biegają
dalej. Wszystkie te ruchy
uważała za bezsensowne. Jej
zdaniem powinni usiąść przy
stole jak ludzie, zjeść
śniadanie i dopiero potem
zastanowić się "iść do pracy czy
nie". Babcia Pieczarkowska
uważała, że jeżeli raz w
miesiącu nie pójdą do pracy, to
nic się nie stanie, nikt na tym
nie ucierpi.
- Co też mama - obruszyła się
pani Alina. - Musielibyśmy potem
odpracowywać i nie rozumiem,
dlaczego raz na jakiś czas
próbuje nas mama przekonać, żeby
zostać w domu.
- To jest dość dziwne, Alinko
- zastanowił się pan Sowiński
usiłując wystudzić herbatę. - W
zeszłym miesiącu też zaspaliśmy
w piątek. W ostatni piątek
miesiąca. Zawsze nam się to
przytrafia w piątek. I zawsze
wtedy zastajemy tak pięknie
nakryty stół.
- Nie widzę w tym nic dziwnego
- pani Alina zbierała do torebki
drobiazgi. - Pod koniec tygodnia
człowiek jest najbardziej
zmęczony i dlatego może nie
usłyszeć budzika. Pospiesz się.
- Budzik nie dzwonił -
oznajmił pan Sowiński. - Nie
dzwonił, bo ktoś go w nocy
wyłączył. Kiedy kładłem się
spać, był nakręcony.
Spojrzał na babcię
Pieczarkowską usiłując coś
wyczytać z jej twarzy, ale
jedyne, czego się dowiedział,
to:
- Pewnie sam go w nocy
wyłączyłeś. Twoja świadomość
mówi ci o codziennym obowiązku
chodzenia do pracy, a
podświadomość podpowiada coś
zupełnie innego. Ten
ambiwalentny stosunek człowieka
do pracy...
- Na pewno nie wyłączałem
budzika - zdecydowanie przerwał
pan Sowiński.
- ...jest stary jak świat -
dokończyła nie zbita z tropu
pani Pieczarkowska.
Zięć zastanowił się, skąd ta
kobieta, ubrana w aksamitny
szlafrok, w którym wygląda
dostojnie jak kardynał, wie, że
on tak bardzo nie lubi swojej
pracy. Skąd wie, jeżeli on
nigdy nie narzeka na pracę,
wprost przeciwnie, chwali
wszystko, ile może, i bez
przerwy powtarza "Nie ma to jak
przemysł mleczarski. Weźmy na
przykład szklankę zwykłego
mleka..."
Nie zdążył rozpracować tematu,
bo z przedpokoju żona zawołała:
- Pospiesz się!
Oboje wybiegli na mróz, a
babcia Pieczarkowska siedziała
za stołem i nasłuchiwała. Na
górze panowała ciepła cisza
domowego poranka. Oznaczało to,
że wszystkie wnuczęta jeszcze
śpią, a o odpowiedniej porze
zjawią się w kuchni, żeby
zjeść ze swoją babcią śniadanie.
- Budzić ich nie będę, bo nim
człowiek obudzi czworo dzieci,
nim je namówi, żeby wstały, nim
te dzieci zjedzą śniadanie, nim
pozbierają książki, będzie
południe - mruczała do siebie. -
Niech raz w miesiącu posiedzą z
babcią. - Z szuflady stołu
wyjęła karty i rozłożyła je na
obrusie. Długo się w nie
wpatrywała, oglądała od strony
lewej do prawej, od prawej do
lewej, liczyła, porównywała i w
końcu dowiedziała się, że
właśnie od asa kier,
oznaczającego dom, odwracają się
dama pik i król pik. Oboje
kierują się w stronę domu
urzędowego i już wkrótce tam
dotrą. Obok króla pik czerniło
się trochę poodwracanych do góry
nogami trefli. Oznaczało to, że
król pik będzie miał jakieś
drobne kłopoty urzędowe.
Tłumacząc na zwykły język,
babcia Pieczarkowska wiedziała
już, że jej ciemnowłosy zięć -
Król Pik - będzie musiał
usprawiedliwiać się ze
spóźnienia, wiedziała, że nie
lubi swojej pracy i dziś znów
myśli o niej z niechęcią.
Schowała karty i wyciągnęła
koszyk z robótką. Robiła na
drutach sweter dla najstarszej
wnuczki. Spoglądała z dumą na
odświętnie nakryty stół, bo w
ostatni piątek miesiąca już od
rana tak nakrywała, jakby mieli
przyjść goście.
Około godziny jedenastej
zaczęły się schodzić wnuki.
Wszystkie zaspane, poziewające i
rozczochrane. Babcia
Pieczarkowska odłożyła robótkę i
przyglądała się im z uśmiechem
szczęścia.
Najpierw wbiegła sześcioletnia
Kasia. Nocną koszulkę miała
trochę przekręconą i pozawijaną,
ale kiedy tylko zobaczyła babcię
i śniadanie, poprawiła koszulę i
uśmiechnęła się całkiem
rozbudzona.
- Dzień dobry, babciu! -
zawołała. - Czy jest coś dla
mnie do zrobienia?
- Możesz ułożyć łyżeczki do
jajek - powiedziała starsza pani
uśmiechając się z rozczuleniem.
"Moja nieodrodna wnuczka.
Podobna do mnie. Będzie z niej
dobra gospodyni. Ledwie się,
biedactwo, obudziło, a już pyta,
czy jest coś do zrobienia".
Za Kasią wsunęła się
jedenastoletnia Małgosia. Chuda
buzia pod sterczącymi włosami
wyglądała ponuro. Oczy patrzyły
chmurnie. Małgosia jednakowo
witała każdy dzień - z
niezadowoleniem i niechęcią.
Rozczmuchiwała się dopiero po
kilku godzinach. Cała osoba
Małgosi spowita była w delikatne
koronki przyozdobione gęsto
szydełkowymi kwiatkami. Na widok
babci zmieniła trochę wyraz
Zgłoś jeśli naruszono regulamin