Jean-Christophe Grange - 06- Przysięga otchłani.doc

(3442 KB) Pobierz





 

JEAN-CHRISTOPHE GRANGE to najpopu­larniejszy francuski autor thrillerów. Urodził się w 1961 w Paryżu. Swoją działalność za­wodową rozpoczynał jako dziennikarz, publi­kując cykl reportaży naukowych w czaso­piśmie Le Figaro". W 1994 zadebiutował powieścią LOT BOCIANÓW, ale międzyna­rodową sławę przyniosła mu druga książka PURPUROWE RZEKI (1998). Spośród 2 mi­lionów sprzedanych egzemplarzy ponad pół miliona rozeszło się we Francji. Powstał też głośny film w reżyserii Mathieu Kassovitza z Jeanem Reno w roli głównej. Kolejne powie­ści - KAMIENNY KRĄG (2000), IMPERIUM WILKÓW (2003), CZARNA LINIA (2004) i PRZYSIĘGA OTCHŁANI (2007) - potwier­dziły ogromną popularność pisarza, którego porównuje się z Thomasem Harrisem i Har-lanem Cobenem. Jego książki ukazują się obecnie w 30 językach. Grange pisuje też oryginalne scenariusze filmowe - spod jego pióra wyszedł m.in. scenariusz do wyświet­lanego w Polsce filmu Vidocq. Za prawa do sfilmowania Imperium Wilków otrzymał 1.1 min euro. Na jesieni 2008 ukaże się po­wieść Miserere - najnowszy thriller.


Tego autora

PURPUROWE RZEKI

KAMIENNY KRĄG

IMPERIUM WILKÓW

CZARNA LINIA

LOT BOCIANÓW

PRZYSIĘGA OTCHŁANI

Oficjalna strona internetowa Jean-Christophe'a Grange www.jc-grange.com


Jean-Christophe

GRANGE

Przysięga otchłani

WARSZAWA 2008

Z francuskiego przełożyła WIKTORIA MELECH


Tytuł oryginału: LE SERMENT DES LIMBES

Copyright © Editions Albin Michel S.A. 2007 Ali rights reserved

This edition published by arrangement with Agence de l'Est

Copyright © for the Polish edition by Wydawnictwo Albatros A. Kuryłowicz 2008

Copyright © for the Polish translation by Wiktoria Melech 2008

Redakcja: Hanna Machlejd-Mościcka

Ilustracja na okładce: Jacek Kopalski

Projekt graficzny okładki i serii: Andrzej Kuryłowicz

ISBN 978-83-7359-707-5

Dystrybucja

Firma Księgarska Jacek Olesiejuk

Poznańska 91, 05-850 Ożarów Maz.

t./f. 022-535-0557, 022-721-3011/7007/7009

www.olesiejuk.pl

Sprzedaż wysyłkowa - księgarnie internetowe

www.merlin.pl

www.empik.com

www.ksiazki.wp.pl

WYDAWNICTWO ALBATROS

ANDRZEJ KURYŁOWICZ

Wiktorii Wiedeńskiej 7/24, 02-954 Warszawa

Wydanie I

Skład: Laguna

Druk: OpolGraf S.A., Opole


Dla Laurence i naszych dzieci


MATHIEU


1

              Ani życie, ani śmierć.

Erie Svendsen lubił takie zwroty i strasznie mnie to w nim irytowało. Zwłaszcza dziś. Według mnie lekarz sądowy powinien wyrażać się jasno, precyzyjnie. Ale ten Szwed nie potrafił się powstrzymać i zawsze wygłaszał różne frazesy, dobierając niepo­spolite sformułowania.

              Luc obudzi się lada moment — mówił dalej — albo nigdy. Jego ciało funkcjonuje, ale umysł jest martwy. Zawieszony między dwoma światami.

Siedziałem w sali przylegającej do oddziału intensywnej terapii. Widziałem Svendsena w smudze światła.

           Gdzie dokładnie to się stało? — zapytałem.

           W jego letnim domku, niedaleko Chartres.

           Dlaczego przewieziono go tutaj?

           W Chartres nie mieli aparatury potrzebnej do utrzymania go przy życiu.

           Ale dlaczego tutaj, do szpitala Hótel-Dieu?

           Uznali, że tak będzie najlepiej. Zresztą Hótel-Dieu to szpital dla policjantów.

Poprawiłem się w krześle. Doskonały pływak, który postanowił się utopić. Zapach środków antyseptycznych dochodzący zza podwójnych zamkniętych drzwi, zmieszany z gorącym powietrzem, przyprawiał mnie o mdłości. W mojej głowie kłębiły się pytania.

           Kto go znalazł?

           Ogrodnik. Zauważył ciało w rzece w pobliżu domu. Wyłowił

9


je w ostatniej chwili. O ósmej rano. Na szczęście SAMU* było niedaleko. Przyjechali w samą porę.

Wyobraziłem sobie tę scenę. Dom w Vernay, trawnik z widokiem na pola, rzeka płynąca wśród traw, las wyznaczający granice posiadłości. Spędziłem tam tyle weekendów...

           Kto uznał to za samobójstwo?

           Sanitariusze SAMU. To oni sporządzili raport.

           Dlaczego wykluczają wypadek?

           Ciało zostało obciążone.

Podniosłem wzrok. Svendsen rozłożył ręce w geście wyrażają­cym konsternację. Wyglądał jak figura wycięta z czarnego papieru. Bardzo chudy, z kędzierzawą czupryną przypominającą kulę jemioły.

           Do bioder Luca były przymocowane stalową linką kamienie. Coś w rodzaju pasa do nurkowania.

           A nie mogło to być morderstwo?

           Nie gadaj głupstw, Mat. Musiałby mieć trzy kule w brzuchu. Nie znaleziono żadnych śladów przemocy. Skoczył do wody sam i trzeba się z tym pogodzić.

Przypomniałem sobie Virginię Woolf, która napełniła kieszenie kamieniami, zanim dała się ponieść wodom rzeki Sussex w Anglii. Svendsen miał rację. Już samo miejsce tragedii było wystarczającym dowodem. Każdy policjant z brygady wpakowałby sobie kulę w skroń, używając do tego służbowej broni. Jednak Luc lubił ceremoniały, święte miejsca. Vernay, farma, którą, wypruwając sobie żyły, kupił, odrestaurował i urządził, nadawała się do tego doskonale.

Lekarz sądowy oparł rękę na moim ramieniu.

              To nie pierwszy glina, który targnął się na swoje życie. Wy wszyscy stoicie na skraju przepaści i...

Znowu te jego frazesy. Przestałem go słuchać. Pomyślałem o statystykach. W ubiegłym roku we Francji zastrzeliło się prawie stu policjantów. W dzisiejszych czasach samobójstwo stało się jednym ze sposobów kończenia kariery.

Odniosłem wrażenie, że w korytarzu robi się coraz ciemniej. Zapach eteru, dławiący upał. Od jak dawna nie rozmawiałem z Lukiem? Ile miesięcy minęło od naszego ostatniego spotkania? Spojrzałem na Svendsena.

* SAMU (Service d'Aide Medicale d'Urgence) — pogotowie ratunkowe.

10


              A właściwie co ty tu robisz?
Wzruszył ramionami.

              W kostnicy medycyny sądowej pracowałem przy trupie bandziora zmarłego na serce podczas napadu. Sanitariusze, którzy go przywieźli, wracali z Hótel-Dieu. Powiedzieli mi o Lucu. Zostawiłem wszystko i przyjechałem tutaj. Moi klienci mogą przecież poczekać.

Niczym echo jego słów usłyszałem głos Foucaulta, najlepszego w mojej ekipie, który zatelefonował do mnie godzinę temu: „Luc nieźle się załatwił!". Poczułem narastającą migrenę.

Spojrzałem uważniej na Svendsena. Bez białego kitla wydawał się obcy. Jednak był to na pewno on: mały, haczykowaty nos, okulary w cienkiej oprawie przypominające binokle. Lekarz zmar­łych u wezgłowia... Przyniesie Lucowi pecha.

Otworzyły się podwójne drzwi. Pojawił się w nich krępej budowy lekarz w zielonej bluzie. Od razu go poznałem: Christophe Bourgeois, anestezjolog, reanimator. Dwa lata temu usiłował uratować sutenera schizofrenika, który został postrzelony podczas obławy na ulicy Custine w Osiemnastej Dzielnicy. Zdążył zabić dwóch funkcjonariuszy, zanim trafiła go w kręgosłup kula z czterdziestkipiątki. To ja oddałem ten strzał.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin