Błękitna skóra.txt

(15 KB) Pobierz
Ray Aldridge



Błękitna skóra



Margolo przybył do Dilvernoon, ponieważ SeedCorp wynajęła go 
do kontaktów handlowych z Obcymi. Ja - ponieważ Margolo 
wykupił mój kontrakt. Miałam w sobie setkę połamanych i 
zroniętych koci, ale nadal byłam piękna.
Drugš ulubionš zabawkš Margola była Geem, pseudokobieta. 
Kiedy Margola męczyło już znęcanie się nade mnš, Geem 
potrafiła na nowo pobudzić jego entuzjazm.
Projektor Geem zajmował rodek naszego dormitorium tak, 
by mogła obserwować wszystko, co robimy. Nie przenosiłam go 
nawet w czasie nieobecnoci Margola, bo nigdy nie miałam 
pewnoci, kiedy wróci. Czasami misja zatrzymywała go w Exo-
Bios tygodniami, a ja leczyłam rany. Ale często nie było go 
zaledwie noc lub dwie.
Zawsze zabierał ze sobš małš, platynowš kasetkę 
zawierajšcš obwody Geem. Gdy nie było ich przez dłuższy 
czas, zastanawiałam się, jakie nowe rozrywki przygotowywali 
wspólnie i moja głowa pełna była okrutnych fantazji. To 
zmniejszało przyjemnoć chwilowego uwolnienia się od jego 
obecnoci.
Oficer SeedCorp pojawił się u mych drzwi we wspaniałym 
białym mundurze z niewielkš zamkniętš torbš. Z powagš 
patrzył w wizjer kamery bezpieczeństwa.
- Słucham? - wyłšczyłam obraz, chociaż Margola nie było 
od trzech tygodni, a moje sińce zbladły.
- Jestem tu, by zobaczyć się z Delaph, kontraktowš 
towarzyszkš Margola Teitcha.
Bestie gorsze od Margola kręcš się po korytarzach, więc 
kazałam mu odstawić torbę i pokazać papiery i identyfikator. 
Potem wpuciłam go.
Powiedział mi, że nazywa się Legba i że Margolo nie żyje.
Usiadłam, bez tchu, z głupim umiechem na twarzy. - Jak to 
się stało? - zapytałam. 
- Nieporozumienie z ambasadorem Lineanów. Znasz Lineanów? 
Płazowate plemię. Podobni do korpulentnych, błękitnych żab. 
Inteligentni, lecz nieobliczalni. O ile mi wiadomo, mierć 
miał szybkš i bezbolesnš. - Podał torbę. - To twoje.
Prawie go nie słyszałam. Z trudem ukrywałam podniecenie.
Legba przestšpił z nogi na nogę, jego twarz odbijała 
kolejno różne emocje: irytację, oburzenie, zdecydowanie. 
Odchrzšknšł w końcu. - Na jakie zabezpieczenie - zapytał - 
pozwolił ci liczyć Margolo w przypadku swej mierci lub 
zaginięcia?
- Te zabezpieczenia sš przedmiotem kontraktu - 
powiedziałam, ale już domylałam się, że co jest nie tak.
- Czy mogę zobaczyć twojš kopię kontraktu?
Bez słów wycišgnęłam rękę, a on założył czytnik wokół 
mego przegubu. Na przedramieniu miał miniaturowy ekran i 
niewiele czasu zajęło mu porównanie mojej kopii z 
egzemplarzem złożonym przez Margola w SeedCorp.
Następnie pokazał mi, w jaki sposób Margolo mnie oszukał, 
pozbawiajšc wszystkiego: dormitorium, przydziałów odzieży i 
żywnoci, podatków od powietrza i wody, opieki medycznej. 
Tego wszystkiego, co obiecywał mi w czasie pełnych bólu 
nocy.
- Nie pożyję długo, Delaph - mówił. - Wczeniej, czy 
póniej popełnię błšd i co odgryzie mi głowę. Handel z 
parszywymi Obcymi jest niebezpieczny. Zaczekaj trochę, a 
wszystko będzie twoje.
Często w takich chwilach nie miałam sił odpowiedzieć, 
jedynie kiwałam głowš.
- Wiem, że nie lubisz tego, co robimy, Delaph - szeptał. 
- Ale tak musi być, w przeciwnym razie nie byłaby mi 
potrzebna.
- Powiedz mi - rzekł Legba stojšc w drzwiach. - Co 
sprawiło, że sprzedała swój kontrakt takiemu człowiekowi 
jak Margolo?
Jego ciekawoć zaskoczyła mnie. - Margolo znalazł mnie na 
jednej z Arek. Czy kiedykolwiek byłe na Arce, Legbo? 
Musiałam przedrzeć się przez setki innych dziewczyn, by 
zaoferować mu swój kontrakt. Wolałabym pójć do publicznego 
eutanazjum niż z powrotem wrócić na Arkę.
Gdy sobie poszedł, sprawdziłam zawartoć torby. Wyjęłam z 
niej owiniętš w czarnš, miękkš skórę kolekcję antycznych 
narzędzi dentystycznych Margola. Był tam też jego 
identyfikator, z wielkš wypalonš dziurš w samym rodku, 
zaplamiony krwiš. Na dnie znalazłam platynowš kasetkę Geem.
Żyłam z dnia na dzień, tydzień po tygodniu, aż mój kredyt 
prawie się wyczerpał. Cały czas usiłowałam wymyleć co, by 
nie stracić swej wolnoci.
Sprzedałam wszystko, prócz Geem i narzędzi Margola. 
Zupełnie nie potrafiłam zrozumieć, czemu jš zatrzymałam. W 
końcu zaniosłam Geem do handlarza. Zaoferował mi za niš 
kwotę nie pozwalajšcš przeżyć nawet trzech tygodni. - Więcej 
warta jest dla mnie możliwoć zniszczenia jej - 
powiedziałam, a handlarz wzruszył ramionami. Zabrałam jš z 
powrotem do pustego dormitorium.
Jedynš wartociowš rzeczš posiadanš przeze mnie był mój 
kontrakt. Sprawdzałam oferty w bazie danych, gdy ponownie 
zjawił się Legba.
Tym razem nie wydawał się tak oficjalny. Gdy go 
wpuciłam, wycišgnšł czarnš płytkę wyglšdajšcš jak Kaseta 
pseudoosoby. Nie wyróżniała się niczym, poza kwadratem 
błękitu na samym rodku.
- Dobra nowina - powiedział szczerze. - Przez 
niedopatrzenie nie cały dobytek twego zmarłego właciciela 
został ci zwrócony. Najwyższe władze przepraszajš cię - i 
chcš to zrekompensować. - ciszył głos. - Chcemy, by była 
naszym gociem w domach SeedCorp. - Promieniał kładšc mi na 
kolanach czarny przedmiot.
- Co to takiego?
- Twój zmarły właciciel.

Legba wyjanił mi wszystko, jego gładka twarz tchnęła 
szczerociš.
Lineanie zrobili odcisk Margola na wypadek, gdyby 
pomylili się. Odcisk ten przekazali przedstawicielom 
SeedCorp, którzy udali się do nich na rozmowy po tym 
przykrym incydencie.
- Spójrz tu - powiedział Legba, podnoszšc czarnš płytę i 
obracajšc jš. - Zanalizowali konstrukcję pseudokobiety 
należšcej do twego zmarłego właciciela. Geem, chyba tak się 
nazywała? Zbudowany przez nich interface jest kompatybilny z 
naszš technologiš, rozumiesz. Sprytne żabska.
Zatrzymał się i rozejrzał po pomieszczeniu. - Nie masz 
projektora? SeedCorp pożyczy ci go na tak długo, jak 
pozostaniesz naszym gociem.
Wstał, by wyjć. - To niezły kawał roboty. - Ponownie 
położył mi na kolanach czarnš płytę. - SeedCorp dużo by 
dało, żeby dowiedzieć się, jak tego dokonali. Spójrz - 
wskazał na błękitny kwadrat. - W chwili mierci twój 
właciciel pomalowany był na niebiesko, pozorujšc misję 
dyplomatycznš. Lineanie i to le zrozumieli. Myleli, że 
kolor może mieć jakie religijne znaczenie, a więc go 
zachowali.
Oczy Legby zabłysnęły autentycznym entuzjazmem. - Masz, 
dotknij - powiedział i wzišł mojš rękę. Dotknšł moimi 
palcami błękitnej plamy. Była ciepła i miękka, i po chwili 
zdałam sobie sprawę, że to skóra. Wydawało mi się, że 
drgnęła pod moim dotykiem.
- Tak - powiedział Legba - to skóra. Ale najwspanialsze w 
tym jest to, że wszystkie zakończenia nerwowe niegdy 
rozproszone po całym jego ciele, skupione sš teraz na tym 
małym skrawku. Pomyl tylko o możliwociach, Delaph. Bardzo 
chcielibymy wiedzieć, jak tego dokonali. Margolo twierdzi, 
że nie wie. - Legba rzucił mi porozumiewawcze spojrzenie. - 
Ale z niedomówień Lineanów wynika, że kłamie. - Legba po 
przyjacielsku położył mi dłoń na ramieniu. - Dasz nam znać, 
jeli co o tym napomknie, prawda? Będzie nagroda, znaczšca 
nagroda.
Projektor obiecany przez Legbę zjawił się niemal 
natychmiast, ale poczštkowo wcale z niego nie korzystałam.
Margolo leżał tam, gdzie go rzuciłam skórš do ziemi, 
gromadzšc kurz na miękkiej powierzchni. Omijałam go z 
daleka, kręcšc się po dormitorium. Nie mogłam zdecydować się, 
co czułam. Czasami byłam przerażona, chciałam wepchnšć go w 
najciemniejszy kšt, zarzucić innymi rzeczami, by już nigdy 
nie widzieć go i nie czuć pokusy. Ale bywało, że chciałam 
założyć kasetę na projektor, by naigrywać się z niego, 
szydzšc z jego mierci.
Ale nie zrobiłam tego. Kilka dni póniej poszłam do 
Euforium i znalazłam sobie mężczyznę. Jak tylko wpuciłam go 
do domu, wiedziałam, że popełniłam błšd. Potem, gdy już 
leżałam bez ruchu na łóżku, on kręcił się po pokoju, węszšc 
po szafkach, zaglšdajšc gdzie się da. Natrafił na kasetę 
Geem i z okrzykiem radoci zapytał, co to.
Gdy nie odpowiedziałam, uderzył mnie, ale nie na tyle 
mocno, by przecišć skórę. Podszedł do projektora i założył 
kasetę. Geem przybrała swš postać; naga, siedziała ze 
skrzyżowanymi nogami, jasne włosy spływały na jej ciemne, 
żylaste ciało. Wszystko w niej było ostre: drapieżna twarz, 
łokcie i kolana jak kociste motyki, małe, spiczaste piersi, 
paznokcie. Nawet jej pomalowane na czerwono paznokcie u nóg 
były długie i ostre, jakby była gotowa boso wspinać się po 
drzewach. Patrzšc na mnie pochyliła się do przodu. - Gdzie 
Margolo? - zapytała ostrym, wysokim głosem.
- Nie żyje - odpowiedziałam i po raz pierwszy tej nocy 
odczułam przyjemne, prawie seksualne ciepło.
Mężczyzna założył potem kasetę Margola. Margolo powstał 
jak demon, nadal błękitny i nadal noszšcy na swym 
pseudociele lady cierpienia. Włosy miał zmierzwione. Wzrok 
dziki.
Ta dwójka szybko się zaprzyjaniła.
Wreszcie, prawie o wicie, mężczyzna odszedł. Zamknęłam 
drzwi i odwróciłam się, by spojrzeć na Margola. Promieniał, 
umiechajšc się. - Dziwka - powiedział zaczepnie.
Wycišgnęłam rękę, by zdjšć go z projektora, gdy dodał 
szybko: - Zaczekaj. Czy wiesz dlaczego jestem w domu zamiast 
w SeedCorp? Z pewnociš dziwiło cię to, nie jeste głupia.
Cofnęłam rękę. - Dlaczego?
- Bo błagałem ich, by mnie tu nie odsyłali. Pocięli mnie, 
ale brak im finezji, o mało mnie nie zabili. Tym razem bez 
zmartwychwstania. "Nie oddawajcie mnie Delaph" - krzyczałem. 
"Och, tylko nie to. Ona zemci się okrutnie" - jęczałem. 
"Powiedz nam" - mówili - "albo oddamy cię jej". Nie 
powiedziałem, więc mnie tu odesłali i teraz ułożymy sobie 
życie na nowo, prawda?
mierć nie dodała mu rozumu. Gdy tak patrzył na mnie, 
nadal widział ofiarę. Zrozumiałam to nagle z niemal 
melodramatycznš pewnociš. - Nasz kontrakt jest zakończony - 
powiedziałam i nagłym ruchem zdjęłam kasetę z projektora, 
zanim zdšżył zrobić z siebie większego głupca, zanim zdołał 
zdradzić się jeszcze z czymkolwiek.
Znalezienie pluskwy podłożonej mi przez SeedCorp zajęło mi 
trzy dni. Ukryta była w ...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin