Bieler Steven Bryan - Techniczny nokaut.txt

(25 KB) Pobierz
Autor: Steven Bryan Bieler

Tytu�: Techniczny nokaut



(T.K.O.)



Z "NF" 7/91









   Reuben pokona� go w pierwszej minucie czwartej 

rundy. Czysto trafi� lewym prostym, prawym i znowu lewym 

prosto w blok g�owowy. Mata zadr�a�a pod padaj�cym, 

og�uszonym robotem. S�dzia ringowy odlicza�, podczas gdy 

Reuben czeka� dygoc�c w naro�niku.

   - ... dziewi�� i dziesi��! Maszyna znokautowana!

   Drewniane krzes�a wype�niaj�ce Pa�ac zgrzytn�y po 

betonie. T�um wsta� i zacz�� wiwatowa� na cze�� mistrza. 

Reuben zrobi� krok do przodu, czuj�c jak dr�� mu kolana. 

S�dzia ringowy uni�s� rami� zawodnika.

   - Zwyci�y� w czwartej rundzie przez spowodowanie 

zak��ce� narz�du r�wnowagi... Reuben Rutkowski, Ludzka 

Maszyna Boksuj�ca!



- Ludzka Maszyna Boksuj�ca! - powt�rzy� Paulie 

rozsznurowuj�c mu r�kawice. - Zarz�d nie pozwala im 

powiedzie� "Boksuj�cy G�upek".

   - Daj spok�j, Paulie - odpar� Reuben. Program robota by� 

do�� przeci�tny - krok i cios, krok i cios, wszystkie ataki 

w g�ow�, mniej uwagi po�wi�ca� obronie. Ale cho� 

brakowa�o mu finezji, nadrabia� wytrwa�o�ci�. Reuben mia� 

wra�enie, �e jego g�owa jest sercem dzwonu.

   - Reuben Rutkowski, Boksuj�cy Miszugene - mrukn�� Paulie.

   Reuben po�o�y� si� na wznak na stole. - Nie zdenerwujesz 

mnie takimi wyzwiskami. Nie wiem, co to znaczy. 

- Rozprostowa� palce, zacz�� porusza� d�o�mi w przegubach. 

Mimo �e r�kawice mia�y specjaln� wy�ci�k�, czu�, �e r�ce 

ma zdr�twia�e od uderze� zadawanych w metalow� sk�r� 

przeciwnika. Mi�nie jego przedramion dr�a�y po prze�ytym 

wysi�ku.

   Paulie uj�� lew� r�k� Reubena i masuj�c delikatnie, zacz�� 

przywraca� j� do �ycia. - Z boku nie wygl�da�o to dobrze - 

powiedzia�. - Wcale nie wygra�e� z programem, to on 

przegra�.

   - Co, wed�ug ciebie, robi�em �le?

   - Mn�stwo rzeczy. S�abe uniki g�ow�. Kiedy wyprowadzasz 

cios praw�, unosisz stop�. Zadajesz prosty i nie idziesz za 

nim, tylko pchasz.  Nie jeste� ju� taki szybki. W ko�cu ci� 

dopadn�.  

   - Nie mog� wyprowadza� tylu cios�w na raz, Paulie. Wcale 

nie jestem wolny. Czasami po prostu trudno si� 

skoncentrowa�.  

   - Nie m�wi� o zm�czeniu. - Paulie zabra� si� za drug� 

r�k�. - M�wi� o podstawowych rzeczach, Boksuj�ca Maszyno. 

Postawa, w�a�ciwy ruch, uk�ad r�k. Przewidywanie b��d�w 

przeciwnika. Wykorzystywanie ich.

   - Przewiduj� wyk�ad.

   - Podstawy - ci�gn�� Paulie nie zwracaj�c uwagi na jego 

s�owa. - G�owa nisko, r�ce wysoko...

   - Daj� s�owo, Paulie, wcale nie musisz...

   - ... prawid�owa postawa, wyprostowana prawa r�ka...

   - ... nie jestem ju� dzieckiem...

   - ... lewy prosty, podbr�dkowy. Podstawy.

   - ... i nie cierpi�, kiedy traktujesz mnie w ten spos�b! 

- Reuben zsun�� si� ze sto�u.  Czu�, �e r�ce, w kt�rych 

powraca�o czucie, k�uj� go niemi�osiernie. Prysznic wydawa� 

si� by� strasznie daleko.

   - Walcz�c z robotami mo�na dozna� obra�e�. - Paulie 

r�cznikiem wytar� pot ze sto�u. - Mo�na zosta� zabitym.

   Reuben opar� si� o �cian�. Czu� pod d�o�mi szorstk� 

powierzchni� betonu, jakby posypan� piaskiem. Te pouczenia 

irytowa�y go ju� od dawna. - Mo�na zosta� zabitym 

przechodz�c przez jezdni� - stwierdzi�. - I dozna� obra�e� 

udzielaj�c nieproszonych rad.  

   - Boks ju� od dawna jest nielegalny, Reuben...

   - Ale walka z maszynami jest, Paulie.

   - ... z wyj�tkiem tego stanu, New Jersey i Florydy. A jak 

s�dzisz, d�ugo to si� jeszcze utrzyma?

   - Nie wiem. Ale dop�ki si� utrzyma, b�d� mia� prac�.

   - Powiniene� znale�� sobie prac� w muzeum - oznajmi� 

Paulie. - Postawiliby�my ci� obok maszyny parowej i maszyny 

do pisania.  

   Reuben z trudno�ci� manipulowa� kurkami prysznica. W jego 

g�owie wci�� brz�cza� gong ko�cz�cy walk�. Mia� ochot� utopi� 

Pauliego i ten gong w powodzi wrz�tku. - Dzi� 

wiecz�r wygra�em, Paulie! - wrzasn��. - Zawsze wygrywam!

   - I c� to on wygrywa? - Paulie zwin�� r�cznik w kul� i 

cisn�� do metalowego kosza. Kopn�� kosz, szarpni�ciem 

otworzy� drzwi do kabinki prysznica, wsun�� r�k� do �rodka i 

zakr�ci� wod�. - Na lito�� bosk�, Reuben, nie musisz w ten 

spos�b zarabia� na �ycie.

   Reuben przyg�adzi� w�osy d�oni�, zaczesuj�c je do ty�u i 

otar� twarz. - Sam walczy�e� - powiedzia�.

   - Walczy�em z istotami �ywymi - odpar� Paulie. - 

Walczy�em z lud�mi, kt�rzy w r�kawicach mieli  r � c e  - 

cia�o i krew - a nie chrom!

   - Robot�w nie robi si� z chromu, Paulie.

   - Nie, robi� je z g��b�w, takich samych jak twoja g�owa! 

Co udowodni�e� dzisiejszej nocy?

   Reuben odsun�� d�onie Pauliego z kran�w. - �e jestem 

dobry - powiedzia�. - �e jestem dobry w tym, co robi�.

   - Jak worek treningowy.

   - Daj mi wzi�� prysznic!

   Paulie zatrzasn�� drzwi. Reuben ponownie odkr�ci� 

wod�, najgor�tsz�, jak� m�g� wytrzyma�. 

Opar� si� o wyszczerbione kafelki i nas�uchiwa� krz�taniny 

Pauliego pakuj�cego sprz�t i mamrocz�cego co� nad r�cznikami 

i butelkami z olejkiem do masa�u. Nagle Paulie znowu zacz�� 

krzycze�. - Powiniene� by� pretendentem do tytu�u mistrza,

prawda? Czy nie tak? Reuben Rutkowski powinien by� 

mistrzem, a zamiast tego jest g�upkiem! - Wyj�ciowe 

drzwi trzasn�y i Reuben wiedzia�, �e szatnia jest ju� 

pusta.

   - Pretendent - powt�rzy�. W�o�y� r�ce pod strumie� wody i 

spr�bowa� zmy� z d�oni uczucie, �e pokryte s� kredowym 

py�em.



Kto� zastuka� w szyb� z matowego szk�a. Reuben odwr�ci� 

si� od ekranu, kt�ry wci�� nie chcia� si� za�wieci� i uchyli� 

drzwi budki. Marcel trzyma� tac� z obiadem - jajecznica

i stos grzanek. - B�dziesz jad�, czy gada� przez 

telefon? - zapyta�. - Mam jeszcze innych go�ci.

   - Zaraz id�. - Ponownie wystuka� numer Valerie. Ale 

wiedzia�, �e nie odbierze telefonu, tak jak nie odbiera�a, 

kiedy wielokrotnie pr�bowa� do niej zadzwoni� tego 

wieczoru. Dlatego po ostatniej cyfrze uderzy� przycisk

"Odwo�a�" i od�o�y� s�uchawk�. Nie mia� poj�cia,

gdzie Valerie mog�a si� podzia�.

   Jego miejsce przy barku ozdobione by�o �wiec� wetkni�t� w 

zielon� butelk� od coli. Marcel zapali� �wiec� i w�o�y� do 

kieszeni zapalniczk�. U�miechn�� si�. Marcel zawsze si� 

u�miecha�, nawet gdy interesy sz�y �le. Czyta� gdzie�, �e 

u�miech zapobiega �ysieniu. - Obiad podano - powiedzia�. - 

Zajadaj swoje kalorie.

   Reuben otar� d�onie serwetk�. Wci�gn�� nosem zapach jajek, 

grzyb�w i mas�a topi�cego si� na grzance. By�o spokojnie 

i cicho. Poza nim obiad jad�y tylko dwie osoby, za oknami od 

czasu do czasu przeje�d�a� pojedynczy samoch�d.

   - Nie - powiedzia� Reuben, zanim Marcel ponownie nape�ni� 

mu fili�ank�. - Nie, dzi�kuj�. Boli mnie po tym g�owa.

   - Dobra. - Marcel odstawi� czajnik na kuchenk�, wyj�� z 

kieszeni fartucha jaki� papier i usiad� przy biuku za 

ch�odziark�. Przejrza� dokument, potem przez 

chwil� wpatrywa� si� w mro�one bu�eczki z rodzynkami i 

miseczki z sa�atk� ziemniaczan� jakby szukaj�c w nich 

natchnienia, a wreszcie wystuka� kilka cyfr na swoim 

mikrokomputerze. - Jak ci posz�o dzi� wiecz�r? - zapyta�.

   - Wygra�em.

   - Fajnie. - Marcel u�miechn�� si�. W tym miesi�cu 

zapuszcza� baczki. - Jeste� bezsprzecznie mistrzem. Szkoda, 

�e nie ma ju� �wiatowego Zwi�zku Bokserskiego. Po takiej 

serii zwyci�stw na pewno musieliby zwr�ci� na ciebie uwag�. 

Hej, nie uszkodzili ci�, co?

   - Nie za bardzo.

   Marcel podni�s� wzrok znad klawiatury. Podszed� z 

powrotem do lady, przechyli� si� przez ni� i uj�� Reubena za 

podbr�dek odwracaj�c g�ow� boksera do �wiat�a. - Masz bardzo 

przekrwione lewe oko.

   - Chcesz ze mn� uprawia� zapasy, czy pozwolisz mi zje��?

   - Jedz, jedz. Kiedy sko�czysz, m�g�by� zadzwoni� do 

Valerie. Za�o�� si�, �e chcia�aby mie� jak�� wiadomo�� od 

ciebie.

   - Ju� dzwoni�em. Nie ma jej w domu.

   - To zadzwo� p�niej.

   - Marcel, j u �  jest p�no. Nie ma jej w domu, 

rozumiesz?

   - Och, jasne. Dobra. Chcesz jeszcze jajecznicy?

   - Jak tylko sko�cz� to, co mam na talerzu.

   - Dobra. Powiesz mi, jak b�dziesz chcia� dok�adk�. - 

Marcel wr�ci� do swoich rachunk�w i kwit�w.

   Rueben od�o�y� widelec i potar� czo�o. Dzwonienie w 

uszach nie ustawa�o i ci�gle czu� na d�oniach warstw� kredy.

   Kto� opar� mu r�k� na ramieniu. - Hej, banito.

   Reuben wzi�� do r�ki widelec i zacz�� znowu je��. Nie 

lubi� Bobby'ego Leveque, nie lubi� tego, co dziennikarz 

pisa� w swojej gazecie. - O co chodzi?

   Leveque usiad� na s�siednim sto�ku. Wzi�� grzank� ze 

stosiku le��cego na talerzu Reubena i wgryz� si� w ni�.  - 

Nie s�ysza�e�? - zapyta�, rozsypuj�c okruchy chleba. - 

Dzisiaj S�d Ustawodawczy stanu Floryda zakaza� boksu pod 

jak�kolwiek postaci�, w tym r�wnie� cz�owieka przeciwko 

maszynie, a nawet maszyny przeciw maszynie. To, co robisz, 

jest od tej chwili nielegalne w Cytrusowym Stanie, czy jak 

go tam nazywaj�.

   - Nie mieszkam w pa�skim Cytrusowym Stanie.

   - No c�, jest nielegalne i za granic� Stanu Zatokowego. 

- Leveque si�gn�� po nast�pn� grzank�.

   Reuben odtr�ci� jego r�k�. Butelka keczupu spad�a na 

pod�og� za kontuarem. - No c�, nie mieszkam r�wnie� za 

granic� pa�skiego Stanu Zatokowego! - Skrzywi� si� s�ysz�c 

d�wi�k w�asnego g�osu. Decybele by�y jak ciosy, kt�rych nie 

zdo�a� unikn��.  - Tu jest Rhode Island, a ja nie jestem 

banit�.  

   - Hej, Bobby, chcesz co� zam�wi�? - spyta� Marcel.

   - Szarlotk� i kaw�, garcon - odpar� Leveque. - Czy chcesz 

us�ysze�, jak opisa�em twoj� walk� do porannego wydania?

   - Daj mu spok�j - wtr�ci� si� Marcel. Z trzaskiem 

postawi� na ladzie kubek i nape�ni� go kaw�. - Reuben mia� 

ci�ki wiecz�r.

   - Zawodowiec powinien interesowa� si�

analiz� swej sztuki - oznajmi� Leveque. Wydoby� okulary 

do czytania i niewielki notesik z kieszeni swego wytartego, 

br�zowego garnituru. - No, Reuben?

   Reuben odsun�� talerz. Jajecz...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin