Weiner David - Zagajnik druidów.txt

(48 KB) Pobierz
Autor: David Weiner
Tytu�: Zagajnik druid�w

(The Chaparral)

Z "NF" 12/91

W tych szalonych latach sze��dziesi�tych panowa�a moda na 
"wyniesienie si� z wielkiego miasta" i "powr�t do natury". 
Gdy nie sta� ci� by�o na przeprowadzk� z Los Angeles w 
okolice zatoki lub Mendocino, pozostawa� ci jedynie kanion 
Topanga. Spe�nia�e� wtedy wszelkie wymagane warunki zwi�zane 
z ucieczk� z miasta, a jednocze�nie nadal pozostawa�e� w 
bliskim zasi�gu dobrze ci znanego handlarza trawki.
   Kanion Topanga biegnie wzd�u� g�r Santa Monica na 
p�nocny wsch�d od Los Angeles. Jego p�nocny kraniec to 
dolina San Fernando - pulsuj�ce siedlisko mieszcza�skich 
warto�ci i mieszcza�skiej nudy. Po�udniowy kraniec kanionu 
wychodzi na ocean i ci�gn�c� si� wzd�u� niego autostrad�.
   Przez d�u�szy czas, jeszcze w latach sze��dziesi�tych, 
kanion Topanga stanowi� centrum kolonii artystycznej i 
siedlisko grupy ludzi z przemys�u filmowego. Wi�kszo�� z 
nich przenios�a si�, by dzieci "pozna�y smak wsi". W �lad za 
nimi przybyli tu przedstawiciele pokrewnych bran�, a wi�c 
rzemie�lnicy r�nych specjalno�ci, jak te� cz�onkowie 
zespo��w rockowych i tym podobni.
   To by�y niez�e czasy. Ci, kt�rzy je pami�taj�, dzi� 
ludzie po trzydziestce, nadal wiele o nich mog� opowiedzie�. 
Z kolei lata siedemdziesi�te przynios�y ze sob� inflacj� i 
fal� rozwod�w. Ma��e�stwa ludzi z przemys�u filmowego 
rozpada�y si�, gdy wraz z trzecim "krytycznie ocenionym" 
filmem spada�a ich popularno��. Pr�bowali j� odzyska�, 
walcz�c w s�dach o opiek� nad dzie�mi.
   Z czasem wielu mieszkaj�cym tu hipisom przesta�y 
wystarcza� slogany i brunatna papka zamiast jedzenia i jako 
prawnicy przenie�li si� do Century City.
   Rewolucja kulturalna przesz�a przez kanion jak huragan, 
siej�c spustoszenie. Nadal, co prawda, mieszkaj� tu 
rzemie�lnicy z bran�y filmowej i nadal dzia�aj� takie 
relikty minionych czas�w, jak ta restauracja zdrowej 
�ywno�ci, nieustannie sprzedaj�ca burgery po zdecydowanie 
zawy�onej cenie. Ale dobre stare czasy sko�czy�y si� wraz z 
ponownym wyborem Nixona na prezydenta. Prys�a magia tamtych 
lat. W sze�� lat p�niej sprowadzi�em si� do kanionu.  
   Pisanie dla telewizji przynosi wzloty i upadki. Gdy by�em 
na wozie, mieszka�em nad zatok�, je�dzi�em mercedesem i 
mia�em w�asny jacht. Gdy by�em pod wozem, je�dzi�em 
zdezelowanym volkswagenem eks-narzeczonej, poszukiwa�em 
taniego lokum i dr�a�em na sam� my�l o powrocie do doliny 
San Fernando.
   Mia�em szcz�cie. Uda�o mi si� wynaj�� prawdopodobnie 
najta�szy dom w ca�ej okolicy. W�tpi�, by miejsce to mog�o 
kiedykolwiek zainteresowa� inspektora budowlanego. By�a to 
bowiem niewielka wie�a ci�nie�, przerobiona na dwupoziomow� 
kawalerk�. Mia�em "najlepszy widok na ocean, oczywi�cie w 
tej cz�ci kanionu". Tak w ka�dym razie m�wi� Darb, 
oprowadzaj�c mnie po wie�y. Mo�e brak tu by�o izolacji i 
b�d� potrzebowa� dodatkowego �piwora w czasie ch�odnych 
kwietniowych nocy, ale za to w�asne ta�my b�d� odtwarza� "na 
najlepszym sprz�cie stereo, oczywi�cie w ca�ym kanionie".
   Wie�a wznosi�a si� na zboczu, tu� nad Horse's Mouth*, 
sklepem z pasz� i �ywno�ci�, na rogu bulwaru Topanga i 
autostrady nad Pacyfikiem. Sklep zaopatrywa� koniarzy, 
kt�rych nigdy tu nie brakowa�o.
   M�j agent doradza� mi, bym obecny, niekorzystny okres 
spo�ytkowa� na przygotowanie nowej komedii sytuacyjnej. 
Twierdzi�, �e nie by� to najlepszy czas, by film o Alfredzie 
Wielkim sta� si� przebojem sezonu.
   Gdy tu� przed �wi�tem Dzi�kczynienia sko�czy� mi si� 
zasi�ek dla bezrobotnych, wiedzia�em, �e nadszed� czas 
dzia�ania. Mia�em szcz�cie. Traf sprawi�, �e w sklepie 
Horse's Mouth potrzebna by�a pomoc przed szczytem 
�wi�tecznym. Na parkingu prowadzono sprzeda� choinek. I w 
taki oto spos�b pozna�em Polly Mathews, szefow� sklepu.
   - Dostaniesz dziesi�� procent prowizji za ka�de sprzedane 
drzewko.
   M�wi�c to walczy�a z ci�kim siod�em, kt�re usi�owa�a 
zawiesi� na ko�ku w �cianie. Chcia�em jej pom�c, ale 
podwoi�a wysi�ki i dopi�a swego, zanim do niej podszed�em.
   By�a to ma�om�wna, sprana blondynka, chuda, wysoka, nieco 
kanciasta, ale trudo by�o oceni� to dok�adnie, bo stale 
nosi�a kowbojskie buty. Za to mia�a najwi�ksze, 
najpi�kniejsze b��kitne oczy, jakie kiedykolwiek widzia�em 
poza scen�.
   - Czy znasz si� na koniach?
   Wytar�a r�k� w d�insy, unikaj�c mego wzroku.
   - Troch� - sk�ama�em. - Trzymany na muszce, jestem w 
stanie dosi��� jakiego�.
   U�miechn�a si� na to i spojrza�a na mnie.
   - Nie s�dz�, by by�o to konieczne.
   A po chwili doda�a:
   - Czy masz jakie� referencje?
   - Znasz Darba, wiesz, tego faceta, kt�ry mieszka w 
kanionie? Wynajmuj� od niego wie��. Prawdopodobnie 
udzieli�by mi ca�kiem niez�ych referencji, dop�ki nie 
przysz�oby mu do g�owy zrealizowanie mego czeku za czynsz.
   - Skoro wynajmujesz dom od Darba, to mi wystarcza. Czy 
mo�esz zacz�� od jutra?
   Przed po�udniem pomaga�em sprzedawa� choinki, kt�re 
zajmowa�y ponad po�ow� parkingu. Po po�udniu pomaga�em 
roz�adowywa�, co akurat by�o do roz�adowania: �rut�, siano, 
drewno na opa� i nowe choinki. Drzewka nie by�y przeznaczone 
dla mieszka�c�w kanionu - ci mieli swoje w�asne, �ywe. 
Sprzedawane przez nas choinki by�y przeznaczone dla bogatych 
ksi�gowych z okolic Malibu i Zachodniego Los Angeles.
   - Hej, Allen - Polly krzykn�a do mnie z kabiny swej 
furgonetki. - Wskakuj, b�dzie mi potrzebna pomoc przy tej 
dostawie ziarna.
   Oderwa�em si� od wielkiej sosny, kt�r� usi�owa�em wcisn�� 
w r�g parkingu. Darb pomacha� nam, gdy samoch�d wje�d�a� na 
asfalt bulwaru Topanga.
   - Co jest? - zapyta�em, usi�uj�c jednocze�nie otrzepa� z 
igie� flanelow� koszul�. - Jeste� ostatni� osob�, kt�rej 
potrzebna jest jakakolwiek pomoc.
   Zignorowa�a moj� uwag�.
   - To dostawa dla Gunnara Larsona. Mo�e zechcesz go 
pozna�. To interesuj�ca posta�.
   Nieraz przysz�o mi s�ysze� to okre�lenie.
   Jechali�my przez osiedle Topanga, by skr�ci� w w�sk� 
drog�, prowadz�c� wzd�u� kanionu. Gdy kanion przeszed� w 
niewielk� dolin�, droga zmieni�a si� w piaszczysty trakt.
   By� to zwyk�y upalny i suchy grudzie�, samoch�d zostawia� 
za sob� ��tobia�y tuman kurzu. Droga by�a przejezdna dla 
samochod�w terenowych i wiejskich pojazd�w, nie na tyle 
jednak, by da�o si� po niej je�dzi� mercedesem.
   Gdy zatrzymali�my si� na ocienionej przez d�by polanie, 
kurz dogoni� nas i przez chwil� zas�oni� wszystko. Gdy 
opad�, ujrza�em dom. Przed nim sta� Gunnar Larson.
   W�a�nie wtedy to odczu�em. Jego moc lub po prostu 
obecno��. To bi�o od niego. Ju� kiedy� mia�em podobne 
odczucia w towarzystwie wybranych re�yser�w czy te� 
starszych pisarzy. Przez lata pracy doszli do kontroli i 
w�adzy, przede wszystkim nad sob�. Potrafili emanowa� t� 
si�� jak stary, dobrze skonstruowany piec emanowa� ciep�em. 
Widz�c ich przy pracy, wiedzia�o si�, �e s� dobrzy. 
Wystarczy�o tylko wej�� do pokoju, w kt�rym pracowali. 
R�nica mi�dzy nimi a Gunnarem polega�a na tym, �e on si� 
ju� taki urodzi�.
   Zauroczenie nie trwa�o d�ugo. Uwag� moj� odwr�ci� 
najwi�kszy pies, jakiego kiedykolwiek widzia�em. Podbieg� do 
wozu i przez okienko zacz�� liza� Polly po twarzy i r�kach.
   - Siad, Shep, siad.
   Usi�owa�a go odgoni�, ale nadaremnie. Ignorowa� jej 
pro�by. Je�li sto kilo �ywej wagi samo nie ma zamiaru zej�� 
ci z drogi, to z ca�� pewno�ci� nie da si� ruszy� komu� 
innemu.
   Polly da�a za wygran� i zacz�a drapa� psa za uszami.
   - No co, psinko - m�wi�a pieszczotliwie. - Lubisz to? Ale 
jak mam wysi���, skoro blokujesz drzwiczki. H�?
   Gunnar zawo�a� psa i ten natychmiast odskoczy� od 
samochodu i, merdaj�c ogonem, ruszy� do swego pana. Zdawa� 
si� zastanawia�, jak� te� now� zabaw� szykuje mu �ycie.
   - To najwi�kszy pies, jakiego dot�d widzia�em - 
szepn��em. - Wygl�da jak przeniesiony ze �redniowiecza.
   Polly otworzy�a drzwiczki i odrzek�a przez rami�:
   - To wilczur irlandzki. Gunnar je hoduje.
   Zeskoczy�a na ziemi�.
   Wygrzeba�em si� z wozu i do��czy�em do Gunnara i Polly. 
Ta, trzymaj�c r�ce w kieszeni i nie odrywaj�c wzroku od 
w�asnych but�w, przedstawi�a mnie.
   - Gunnar, to Allen Engels. W�a�nie zacz�� prac� w 
sklepie.
   Gunnar wyci�gn�� do mnie r�k�. Wydawa�o si�, �e g�ruje 
nade mn� si�� i wzrostem. By�em za�enowany, zdaj�c sobie 
spraw� ze zbyt wielu lat sp�dzonych przy biurku i maszynie. 
Jedynym intensywnym sportem z tamtego okresu by�y wycieczki 
rowerem z domu do najbli�szego sklepu monopolowego po 
kolejny karton piwa. Moje zmagania z choinkami i �rut� 
jeszcze mnie nie wzmocni�y, przyczyni�y si� jedynie do b�lu 
mi�ni.
   - Cze�� - powiedzia�. Gdy tylko dotkn��em jego 
stwardnia�ej d�oni, skr�powanie opu�ci�o mnie ca�kowicie. 
Poczu�em si� silny jak tur. Czu�em, �e mog� sam, bez 
niczyjej pomocy, w dwie minuty roz�adowa� furgonetk�. Nie, 
ja nie tylko to czu�em, ja to wiedzia�em.
   Ta si�a pochodzi�a od niego i cz�� mego ja zdawa�a sobie 
z tego spraw�, podczas gdy druga cz�� upaja�a si� tym 
doznaniem. Moja euforia by�a wynikiem u�cisku d�oni. Gdy 
opu�cili�my je, fala uniesienia zmala�a. Pozosta�o jedynie 
uczucie podobne do tego, gdy ostatnie d�wi�ki melodii nadal 
jeszcze brzmi� nam w uszach. Na nowo u�wiadomi�em sobie, �e 
otacza mnie natura w ca�ym swym pi�knie i by� to jeden z 
najwspanialszych dni mojego �ycia.
   Shep podszed� do mnie i obw�cha� mi d�o�.
   - Co jest? - mrukn��em.
   Obliza� mi nadgarstek, a ja drapa�em go za uszami, tak 
jak to robi�a Polly.
   - Pi�kny pies - patrzy�em na niego jak oniemia�y. - 
Wygl�da, jakby pojawi� si� tu wprost ze �redniowiecza.
   - Rzymianie importowali te psy z Irlandii jeszcze przed 
narodzeniem Chrystusa. - Gunnar westchn��. - A dzi� Shep 
pilnuje, by kojoty nie zbli�a�y si� zanadto do naszych kur, 
kot�w i kr�lik�w, prawda, piesku?
   Pies odwr�ci� �eb, zgadzaj�c si� ze swym panem. Do mnie 
za...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin