Drugim szwedzkim okiem.pdf

(995 KB) Pobierz
hansen k.qxd
jak pomyś lał , tak zrobił
Moim, ale chyba nie tylko moim zdaniem, jeden z najpiękniejszych transatlan-
tyków wszystkich czasów, francuski SS „Normandie”, otrzymał prototypowy ra-
dar już w 1935 roku. Telemobiloskop Hülsmeyera z początków XX wieku miał
zapewnić bezkolizyjna żeglugę w Kanale Kilońskim i na innych ciasnych, częs-
to uczęszczanych szlakach żeglugowych. Pierwotne założenia zostały nieco
zapomniane, gdy radar poszedł na wojnę, ale po wojnie szybko sobie o nich
przypomniano.
Sytuacja nie zmieniła się
zbyt radykalnie w XX wieku,
a nawet i w czasie II wojny, przy-
najmniej jeśli chodzi o działania
wojsk lądowych na większą skalę.
Noc była porą aktywności tylko dla
podobnych Odyseuszowi sabota-
żystów i zwiadowców, choć np.
na froncie wschodnim Rosjanie
przeprowadzili jeden duży atak
pancerny, oświetlając pole bitwy
reflektorami przeciwlotniczymi,
a Niemcy pracowali nad skutecz-
nymi noktowizorami na podczer-
wień. Udało im się opracować ce-
lowniki noktowizyjne do czołgów
i broni strzeleckiej (trzy razy cięż-
sze od karabinu szturmowego, ale
do MG 42 to jak znalazł) i przepro-
wadzili również bodaj jeden atak
nocny kompanii Panter.
Ciemną nocą
Alvar Hansen
zupełnie jeszcze niedawno lu-
dzie znali i przestrzegali jakie-
goś przyzwoitego podziału czasu.
Noc przeznaczona była na spoczy-
nek, a potem niespiesznie nadcho-
dził świt. Można było ziewnąć,
wstać, podrapać się tam, gdzie
swędziało, a następnie wziąć tar-
czę oraz miecz i pójść rozwiązy-
wać problemy międzynarodowe
na polu bitwy. Zdarzały się, i ow-
szem, nieliczne odstępstwa, gdy
np. taki wredny Odyseusz przemy-
cił się wraz z towarzyszami
w drewnianym koniu za mury
miasta i czekał do nocy, by otwo-
rzyć bramy swoim kumplom ludo-
bójcom, ale w ogromnej większoś-
ci wypadków konflikty rozwiązy-
wano wtedy, gdy można już było
zobaczyć, kogo się morduje.
Cztery takie zestawy wież (odbior-
cze nieco mniejsze) tworzyły jedną
stację radarową sieci Chain Home.
Nocne bitwy morskie nie by-
ły również zbyt częste, bo chociaż
okręty były już na tyle duże, by
przewozić własne baterie reflekto-
rów i po to, by na ich mostkach
można było ustawić ciężkie i wiel-
kie nocne lornety, to dochodziło
nadal do wielu bolesnych pomyłek
i zaskoczeń, a wspomniane reflek-
tory skuteczniej wskazywały cel
przeciwnikowi, niż go oświetlały.
Sytuacja zmieniła się nieco w dru-
giej połowie wojny, gdy do pow-
szechnego użycia weszły mniejsze
i sprawnie działające radary. Wy-
74
Oryginalny szkic Roberta Watson-
-Watta z eksperymentu w Weedon
koło Daventry. Wystarczyło rozciąg-
nąć kilka drutów i rejestrować zmiany
w sygnale pochodzące od odbicia fal
potężnego nadajnika radiowego
w pobliżu.
D awno, dawno temu, a nawet
53924167.007.png
 
jątkiem w tej sytuacji było lotnic-
two, bo nieśmiałe początki działa-
nia myśliwców nocnych miały
miejsce już w czasie poprzedniej,
czyli wielkiej wojny, a w czasie II
wojny walki powietrzne toczyły się
już nocą na całego, lotnictwo sko-
rzystało też najszybciej z rewolucji
elektronicznej.
Zdjęcie niemieckiej stacji radarowej
z dwiema „Freyami” na wybrzeżu
francuskim. Przed wojną Niemcy
byli znacznie bardziej zaawanso-
wani od Brytyjczyków, potem mieli
spóźniony start, ale przyspieszyli
i w drugiej połowie wojny dyspono-
wali najlepszą siecią ostrzegania
i naprowadzania radarowego na
świecie, o czym kiedyś w oddziel-
nym materiale.
LICZ NI OJCOWIE SUKCESU
Rewolucja ta niejedno miała
imię, ale najważniejsze były oczy-
wiście radary, początkowo bynaj-
mniej nie takie instalowane w sa-
molotach. Wielkie, ciężkie urządze-
nia, ustawione w budynkach, zasi-
lane zewnętrznie i z antenami
większymi od słupów wysokiego
napięcia, znane są dobrze z filmu
Bitwa o Anglię . Ale historia radaru
zaczyna się nieco wcześniej, bo na
początku XX wieku. Osiemnastego
maja 1904 roku niemiecki nauko-
wiec Christian Hülsmeyer zade-
monstrował praktyczne działanie
urządzenia, nad którym pracował
już od kilku lat i które nazwał „te-
lemobiloskopem”. Był to zestaw
składający się z urządzenia iskro-
wego z antenami nadawczymi
i oddzielnego odbiornika z włas-
nym zestawem anten. Telemobi-
loskop Hülsmeyera nie miał żadne-
go ekranu czy wskaźnika, tylko
dzwonek, ale wykrywał duże
obiekty metalowe (statki) na od-
ległość do 3 kilometrów. Wynalaz-
ca planował zbudowanie ulepszo-
nej wersji o zasięgu do 10 km, lecz
całkowity brak zainteresowania
ze strony potencjalnych klientów
i wyczerpujące się fundusze unie-
możliwiły dalszą pracę.
W ciągu kolejnych trzydzies-
tu lat wielu naukowców z wielu kra-
jów dokładało swoje cegiełki do
podstawowego pomysłu Hülsme-
yera, tj. do wykrywania obiektów
poprzez emitowanie fal elektro-
magnetycznych i rejestrowanie
ich, gdy wracały odbite od jakie-
goś obiektu. Zagadnieniem tym
zajmował się również Nikola Tesla,
który w 1917 roku opublikował
artykuł opisujący m.in. możliwości
zastosowania sygnałów radiowych
o określonych częstotliwościach
do wykrywania, określania pozycji,
kursu i prędkości obiektów, a tak-
Amerykanie mieli własne systemy
i to o stopniu zaawansowania i zmi-
niaturyzowania zbliżonym do nie-
mieckich, ale tak jak i Niemcy nie
bardzo wiedzieli do czego to ma słu-
żyć. Przywieźli – dobrze, tajne przez
poufne – niech będzie, to ustawcie
się, gdzie tam chcecie i dajcie nam
spokój. Przewoźny zestaw SCR-270,
wszystkiego cztery samochody,
radar to naczepa jednego z nich.
że odwzorowywania tych infor-
macji na ekranie fluorescencyjnym
(!). W połowie lat trzydziestych no-
wa ojczyzna Tesli, czyli Stany
Zjednoczone oraz Wielka Brytania,
Francja i Niemcy dopracowały się
pierwszych działających radarów,
ale początkowo były to wielkie,
stacjonarne i energochłonne urzą-
dzenia. Dwa ostatnie kraje były
nieco bardziej zaawansowane
w rozwoju nowej techniki i wkrót-
ce już stosowały radary impulso-
we oparte na magnetronie z falami
o długości rzędu 16–50 cm, a więc
urządzenia dalece sprawniejsze,
dokładniejsze i, co najbardziej is-
totne, takiej wielkości, by można
je było instalować na statkach
i okrętach. W 1935 roku Francuzi
wyposażyli w radar m.in. liniowiec
„Normandie”, a w 1938 roku Niem-
cy wyprodukowali pierwszy radar
wojskowy o nazwie „Freya” (wer-
sja lądowa) i „Seetakt” (wersja dla
okrętów). „Freya” była już urzą-
dzeniem podobnym do współczes-
nych radarów, tzn. jako tako mo-
bilnym, z obrotową anteną nadaw-
czo-odbiorczą, używała fal 1,2 do
2,3 metra i w swoim późniejszym
wariancie miała zasięg do 160 km.
Problemem było natomiast to, że
armia niemiecka nie wiedziała za
bardzo, do czego służy radar, więc
Wnętrze wraz z urządzeniami
odbiorczymi i stołem nakresowym.
Na Bitwie o Anglię wyglądało
to jakoś skromniej.
75
53924167.008.png
 
jak pomyś lał , tak zrobił
Angielski magnetron wnękowy plus
amerykańska placówka badawcza
na 4000 ludzi i już mamy typ rada-
ru, jaki będzie można znaleźć pod
dielektryczną osłoną dziobową od-
rzutowych samolotów myśliwskich
przez następne 30 lat.
rykańscy uczeni mieli spore osiąg-
nięcia w tej dziedzinie. Wszystko
zaczynało się podobnie jak u in-
nych, tj. od obserwacji zakłóceń fal
radiowych powodowanych przez
jakiś obiekt, statek lub samolot.
W 1936 roku Amerykańskie Biuro
Badawcze Marynarki opracowało
pierwszy działający radar pulsa-
cyjny, który wykrywał mały samo-
lot w odległości ok. 4 km, a jego
poprawiona wersja rejestrowała
obecność okrętu z odległości ok.
30 km. Prace nad radarem prowa-
dziła również Służba Łączności
Armii (Signal Corps), która na po-
czątku 1939 roku dysponowała już
prototypem radaru SCR-270 (Signal
Corps Radio – zgrabna nazwa ko-
dowa), działającego na falach
dł. 2,5–3 metrów (106 MHz). Był
to system mniej zaawansowany
od mikrofalowych radarów nie-
mieckich, a jednocześnie podobny,
wości pracy był dość przypadko-
wy, ale okazał się szczęśliwy, bo
długość fali odpowiadała w przyb-
liżeniu średnicy ówczesnych śmi-
gieł w samolotach, a to gwaranto-
wało silny sygnał zwrotny. SCR-
-270 miał impuls o nie tak wielkiej
wówczas mocy 100 kW i potrafił
wykryć grupę samolotów w odleg-
łości do 200 km. Pierwsze, bardzo
znane (także z filmu Tora! Tora!
Tora! ), choć w końcowym efekcie
niesławne użycie bojowe miało
miejsce rano 7 grudnia 1941 roku
na Hawajach, gdy ustawiony opty-
malnie (na wysokiej górze) radar
wykrył japoński nalot na Pearl Har-
bor w odległości ponad 200 km
i na 55 minut przed atakiem. Był
to czas więcej niż wystarczający
do zorganizowania obrony i poder-
wania myśliwców, jednak informa-
cja została mylnie zinterpretowa-
na, bo uznano, że echo pochodzi
do wybuchu wojny wprowadzono
do służby tylko kilka urządzeń.
Stany Zjednoczone przyglą-
dały się europejskiej gorączce
zbrojeniowej zza oceanu. Przemysł
produkował lodówki oraz samo-
chody, cienko przędącej armii nie
śniło się nawet angażować w
jakieś „niezwrotne inwestycje”
w rodzaju czołgów ani tym bar-
dziej radarów, a tymczasem ame-
Mosquito nie był projektowany z myślą o przewożeniu w przodzie kadłuba
sporej miednicy, na dodatek na sztorc. Nos maszyny nieco spuchł, ale SCR-
-720 dał się zapakować nawet do Beaufightera, oczywiście po zainstalowaniu
równie imponującej osłony.
Zapytajcie któregokolwiek krótkofa-
lowca o antenę Yagi, a potem mo-
żecie go poinformować o woli wy-
nalazcy, by nie skracać nazwy
i mówić Uda-Yagi. Nocny myśliwiec
Nakajima J1N1-S Gekko z widocz-
nymi antenami radarowymi. Nosy
Beaufighterów, Mosquito, Bf-110,
Do-215 i innych wyglądały bardzo
podobnie.
w tym przynajmniej sensie, że
można go było przewozić na czte-
rech ciężarówkach i rozstawiać
w dowolnym miejscu, miał też
obrotową antenę. Wybór częstotli-
od grupy własnych bombowców
lecących z kontynentu. Brzmi to nie-
wiarygodnie, ale Amerykanie igno-
rowali radar jako taki jeszcze przez
blisko rok, po czym nagle i z wiel-
kim hukiem stworzyli specjalne
centrum badawcze MIT Radiation
Lab (zatrudniało 4000 osób), w któ-
rym przy wydatnej pomocy Angli-
ków i angielskiego wynalazku ma-
gnetronu wnękowego opracowano
nowoczesne radary mikrofalowe.
76
Mosquito i Lancaster, nocny myśli-
wiec i cel nocnych myśliwców prze-
ciwnika. Dwa samoloty, podobne ma-
lowanie, bardzo różne role, choć mu-
szę przyznać się, że ten akurat Mos-
quito to wersja bombowa. Ogon noc-
nego myśliwca wyglądałby jednak
identycznie.
53924167.001.png 53924167.002.png
 
Amerykański Northrop P-61 Black
Widow (czarna wdowa, gatunek ja-
dowitego pająka) był jednym z bar-
dzo niewielu samolotów w czasie
II wojny światowej, który zaprojek-
towano od podstaw jako ciężki,
nocny myśliwiec. Antena SCR-720
znalazła właściwe miejsce w gru-
bym nosie maszyny.
Wspominając o radarze i Pe-
arl Harbor, trzeba też wspomnieć
o Japonii, choć w tym przypadku
chodziło raczej o osiągnięcia poje-
dynczych ludzi. Cesarskie siły
zbrojne cierpiały na podobną cho-
robę, co niemieckie, tzn. flota i ar-
mia były wobec siebie nastawione
konkurencyjnie, zantagonizowane
i trudno było sobie wyobrazić nie
tylko skuteczną współpracę, ale
choćby powiadamianie o wynikach
badań. W 1926 roku Shintaro Uda
i Hidetsugu Yagi z Uniwersytetu
Cesarskiego Tohoku wynaleźli typ
anteny, który stał się znakiem roz-
poznawczym wczesnych anten ra-
darowych na całym świecie i jest
do dziś jednym z podstawowych
rodzajów kierunkowych anten ra-
diowych, telewizyjnych, cyfrowych
i innych. Antena Yagi, a tak nap-
rawdę Uda-Yagi, jak tego zawsze
żądał Hidetsugu Yagi, znalazła
swoje zastosowanie w radarach
dzięki prostej budowie, ale przede
wszystkim silnie kierunkowej cha-
Szare części to stary, ale jary Mos-
quito Airfiksu, białe to nowa ramka
zosłoną mieszczącą antenę SCR-
720, czterołopatowe śmigła (to już
trzy komplety w jednym zestawie)
ikołpaki dla wersji szwedzkiej. Na
początek trzeba uciąć z grubsza
śliczny nosek, potem skleić wszys-
tkie połówki w całość – jak to
w JPTZ.
Po oczyszczeniu wszystkiego
i zeszlifowaniu połączenia obu
części wydaje się, jakby Mosquito
był od zawsze taki brzydki. Skrzyd-
ła pasują idealnie do kadłuba, gon-
dole silnikowe do skrzydeł, a godzi
się przypomnieć, że ta forma wtrys-
kowa ma trzydzieści lat z okładem.
F-82F Twin Mustang przenosił ra-
dar w zasobniku zawieszonym pod
środkowym płatem, ale postęp
miniaturyzacji sprawił, że zestawy
z mniejszymi antenami mieściły się
również w niewielkich osłonach na
skrzydłach myśliwców jednosilniko-
wych.
Klejenie na styk tych cienkich patycz-
ków wystających w poprzek z goleni
podwozia to naprawdę jedyna czyn-
ność wymagająca jako takiej uwagi
w modelu, a połączenia są i tak mas-
kowane doklejanymi błotnikami. Mos-
quito ma brytyjski system podwójnych
goleni, więc trzeba je zmontować wraz
zkołami przed malowaniem i wkleić
dopiero na koniec, podczas gdy więk-
szość modeli stoi sobie na kikutach,
akoła czekają obok.
77
53924167.003.png 53924167.004.png
 
jak pomyś lał , tak zrobił
Dawnych wspomnień czar, gdy pan autor nie był jeszcze sfrus-
trowany mistrzowskim aerografem kolegi Waldka Pupara. Miękki
pędzel, rzadka farba, ale tylko jedna warstwa szarego na sza-
rym. Dwie warstwy bieli na wymaskowanych taśmą skrzydłach
i kadłubie – retusze konieczne lecz nie tak groźne.
rakterystyce. Anteny angielskich, amerykań-
skich i niemieckich radarów samolotowych
w początkowym okresie II wojny to wynalazek
japoński, a sami Japończycy dowiedzieli się
o ich istnieniu od... angielskiego technika rada-
rowego wziętego do niewoli w Singapurze.
Japoński wywiad znalazł w jego notatkach
uwagę o „antenie Yagi”, a przesłuchiwany
technik zeznał, że ta nazwa „to od nazwiska
japońskiego profesora”. Singapur kapitulował
w lutym 1942 roku, japońskie radary weszły
do służby w 1943 roku, a w 1944 pojawiły się
już zminiaturyzowane systemy oparte na falach
centymetrowych – można więc spekulować, że
gdyby nie antagonizmy armii i floty, to Japonia
mogła być światowym liderem elektronicznym
o te 50 lat wcześniej.
BRYTYJSKIE ŁAŃCUCHY
Anglicy rozpoczęli prace nad własnym
radarem tak jak i inni, tj. od eksperymentów
prostszych od prac Hülsmeyera, bo wykorzys-
tujących jako źródło sygnału istniejące nadajni-
ki radiowe, i zabrali się do tego bardzo późno.
W 1934 roku Ministerstwo Lotnictwa zwróciło
się do Roberta Watson-Watta, wybitnego bry-
tyjskiego specjalisty radiowego, o zbadanie
możliwości zbudowania „promienia śmierci”.
Chodziło o wykorzystanie skoncentrowanej
wiązki fal radiowych do zestrzeliwania samolo-
tów, gdyż wywiad
doniósł, że Niemcy pracowali nad takim urzą-
dzeniem. Watt uspokoił urzędników minister-
stwa, wykazując utopijność pomysłu, a jedno-
cześnie postanowił wykorzystać zainteresowa-
nie władz. W lutym 1935 roku zaprosił przed-
stawiciela Air Ministry do obserwowania ek-
sperymentu polegającego na zarejestrowaniu
odbicia krótkofalowego sygnału nadajnika ra-
diowego BBC od przelatującego samolotu. Ek-
speryment zakończył się sukcesem, urządzenie
odbiorcze „wykryło” lecący bombowiec Han-
dley Page Heyford z odległości ok. 12 km, a bu-
dowa już nie tylko własnego radaru, ale całej
sieci stała się nagle jednym z najważniejszych
zadań Brytyjskich Sił Powietrznych.
Brytyjczycy chcieli mieć dużą sieć radaro-
wą pokrywającą całe wschodnie i południowe
wybrzeże Wysp „od zaraz”. Nie mieli czasu na
badania, zdecydowali się używać bardzo pros-
tych, więc działających na pewno radarów
emitujących fale długości od 10 do 15 metrów
i w ciągu kilku lat, jakie pozostały do wybuchu
wojny, zbudowali kilkadziesiąt stacji radaro-
wych. Anteną nadawczą każdej z nich były
dwie stalowe wieże o wysokości 110 metrów(!),
pomiędzy którymi rozpięto przewody, a anteną
odbiorczą kilka niewiele mniejszych, bo sie-
demdziesięciometrowych drewnianych wież
również z siecią przewodów. Każda stacja mia-
ła dwa zestawy anten odbiorczych, ustawio-
nych w stosunku do siebie pod kątem prostym.
Gigantyczna, nieruchoma antena nadawcza
wyrzucała z siebie sygnał rozchodzący się sze-
Paski taśmy maskują biel, z jednej strony przed czernią pasów
inwazyjnych, z drugiej przed zielenią kamuflażu. Zasada jest
prosta, lecz musi być i elastyczna – od najjaśniejszego koloru
do najciemniejszego.
Czarny na koniec i można zdjąć paski.
78
53924167.005.png 53924167.006.png
 
Zgłoś jeśli naruszono regulamin