38.pdf

(70 KB) Pobierz
VA R I A
Piel. Zdr. Publ. 2011, 1 , 3, 289–295
ISSN 2082-9876
© Copyright by Wroclaw Medical University
Teresa Boruń
Rola pielęgniarki w opiece paliatywnej i hospicyjnej
– opis przypadku Adama
Nurse’s Role in Palliative and Hospice Care – Adam’s Case Report
Ośrodek Medycyny Paliatywnej i Hospicyjnej w Będkowie
Streszczenie
Praca dotyczy problemu funkcjonowania pacjenta przebywającego w hospicjum w ostatniej fazie choroby nowo-
tworowej oraz możliwości pomocy i opieki ze strony personelu medycznego. W szczególności przedstawiono tema-
tykę przeżyć duchowych, problemów psychologicznych i możliwości niesienia ulgi przez osoby będące najbliżej,
które oprócz pomocy typowo medycznej, mogą pomóc pacjentowi znosić cierpienia duchowe, psychiczne. Pomoc
w przezwyciężeniu bólu fizycznego opisano już w wielu publikacjach. Ból psychiczny natomiast, który jest mniej
namacalny, niedostrzegalny, w pewnym sensie abstrakcyjny, jednak wciąż towarzyszący zarówno choremu, jak
i jego rodzinie, a często także personelowi, jest odbierany indywidualnie przez każdego chorego, zależnie od jego
charakteru, osobowości, doświadczeń i przeżyć. Temat niniejszej pracy będzie zatem obejmował zagadnienia zwią-
zane z cierpieniem psychicznym. Opisana zostanie rola pielęgniarki w opiece paliatywnej i hospicyjnej. Pracownicy
hospicjów codziennie stykający się z cierpieniem i śmiercią swoich pacjentów, spotykają się także z trudnymi emo-
cjami związanymi z konfrontacją ze śmiercią przez swoich pacjentów i ich rodziny. Opisanie słowami śmierci
człowieka i borykanie się przez niego nie tylko z bólem fizycznym, ale i psychicznym jest trudne, dlatego w pracy
zostanie również przedstawione „studium przypadku” jednego z pacjentów – Adama, poznanego podczas pracy
z osobami chorymi ( Piel. Zdr. Publ. 2011, 1, 3, 289–296 ).
Słowa kluczowe: opieka paliatywno-hospicyjna, pielęgniarka, komunikacja, cierpienie.
„Nieraz onieśmiela nas to, że nie możemy uzdrowić, że nie możemy nic pomóc. Przezwyciężajmy to
onieśmielenie. Ważne jest, żeby przyjść. Żeby być przy człowieku cierpiącym – może bardziej niż uzdrowie-
nia potrzebuje on człowieka, ludzkiego serca, ludzkiej solidarności”. [1]
Jan Paweł II
Inspiracją do napisania tego artykułu jest praca
w zawodzie pielęgniarki w Ośrodku Medycyny Pa-
liatywnej i Hospicyjnej w Będkowie oraz codzienne
spotkania się z pacjentami w stanie terminalnym.
Widząc cierpienie chorych osób, nie można nie za-
uważyć, że jest ono długotrwałym doświadczeniem
chorego i dotyka wszystkich wymiarów ludzkiej
egzystencji. Ważnym aspektem jest również to, iż
cierpienie dotyka nie tylko człowieka naznaczonego
stygmatem choroby nowotworowej i bólu, ale także
jego rodziny, najbliższych osób, z którymi żyje.
W pracy w hospicjum często uczestniczy
się w swoistym misterium, jakim jest cierpienie
i śmierć drugiego człowieka, które niekiedy onie-
śmiela pracowników i uczy pokory. Próbują oni
z pewną nieśmiałością i delikatnością dać chore-
mu to, czego może nigdy nie miał: prawdę człowie-
czeństwa, wspólnoty losu wobec ostateczności.
Cierpienie osób chorujących na nowotwo-
ry jest ogromne. Sam pacjent nie jest najczęściej
w stanie poradzić sobie z licznymi problemami,
wobec których stawia go choroba. Wsparcie ofe-
ruje opieka paliatywna i hospicyjna, stawiająca
sobie za cel poprawę życia pacjentów w możliwie
najszerszym zakresie.
Ogromną rolę w opiece paliatywnej pełni in-
terdyscyplinarny zespół. Wśród pracowników ho-
spicjum szczególne miejsce zajmują pielęgniarki,
które na co dzień stykają się z pacjentami. Wyko-
nując czynności pielęgnacyjne i opiekuńcze, mając
990082858.004.png 990082858.005.png
 
290
T. Boruń
kontakt z integralnością pacjenta, z jego ciałem,
nierzadko stają się powiernikami, kimś szczegól-
nym w ostatnich tygodniach czy dniach życia dru-
giego człowieka.
Specyfika zawodu pielęgniarskiego sprawia, że
pielęgniarka w spełnianiu obowiązków zawodo-
wych przejmuje odpowiedzialność nad chorym,
ale także odpowiedzialność osobistą przed wła-
snym sumieniem [2].
Niesienie ulgi w cierpieniu, powiązane z okazy-
waniem troskliwości, jest podstawowym zadaniem
pielęgniarki. Zobowiązanie do bycia godnym zaufa-
nia, wspierane etyczną zasadą wierności, stanowi
dodatkowy aspekt podstawowej odpowiedzialności
za łagodzenie cierpienia chorego. Odpowiedzial-
ność pielęgniarki za łagodzenie cierpienia oznacza
troskliwą pomoc w znoszeniu cierpienia fizyczne-
go i psychicznego każdego pacjenta niezależnie od
różnic kulturowych i poglądów religijnych [3].
Pielęgniarka zdobywając zaufanie chorego,
staje się częstym powiernikiem jego najskrytszych
tajemnic [4].
Aby sprostać trudnym obowiązkom wynikają-
cym ze złożoności działań i zabiegów, potrzebne jest
wszechstronne przygotowanie, ustawiczne szkole-
nie oraz wypływająca z empatii wrażliwość i umie-
jętność radzenia sobie z przeżywanym stresem. Pie-
lęgniarka w zespole jest tą osobą, która na co dzień
dotyka cierpiącego cieleśnie, psychicznie i ducho-
wo pacjenta i jego bliskich. Zapewnienie możliwie
optymalnej jakości życia pacjenta z podtrzymywa-
niem nadziei jest kluczową rolą pielęgniarki opieki
paliatywnej i hospicyjnej. Pielęgniarki opieki palia-
tywnej tworzą pielęgniarstwo otwarte na drugiego
człowieka, pielęgniarstwo, w którym jest konieczne
zatrzymanie przy człowieku umierającym, ale także
dawanie wsparcia i pomocy rodzinie w czasie cho-
roby i osierocenia [5].
Pielęgniarki są narażone na różne reakcje pa-
cjentów, takie jak krzyk, płacz, złość, a nawet agre-
sja. Takie sytuacje uczą jednak pokory, cierpliwo-
ści. Na początku pacjent powinien dowiedzieć się
od personelu, co można mu ofiarować, rozmowa
powinna być oparta na prawdzie. Jasne i uczciwe
informacje pomogą w rozmowie i zdobyciu zaufa-
nia. Dotyczy to wszystkich rozmów, a szczególnie
tych trudnych – o dalszym czasie pacjenta, o cier-
pieniu i umieraniu. Ofiarując nasze wsparcie, to-
warzyszenie, znoszenie cierpień, nie odbieramy
nadziei. W opiece paliatywnej – hospicyjnej naj-
ważniejszy jest chory i jego bliscy. W opiece nad
chorymi ważna jest umiejętność doskonałej ob-
serwacji, dostrzeganie potrzeb chorego nawet tych
niesygnalizowanych werbalnie. Ofiarując choremu
złagodzenie dolegliwości, obecność w trudnych
chwilach i wsparcie dla niego i bliskich, wprowa-
dza się atmosferę zaufania.
W opiece pielęgnacyjnej należy widzieć cho-
rego pod względem całości potrzeb biologiczno-
psychiczno-duchowo-socjalnych. Każdy człowiek
jest inny i każdy inaczej przeżywa swoją chorobę
i umieranie [6].
Działalność pielęgnacyjna to zadbanie o kom-
fort fizyczny, o wszystkie zabiegi pielęgnacyjne
i dokładna obserwacja chorego, a także umiejęt-
ność różnicowania dolegliwości, które nie zawsze
są wywołane chorobą podstawową.
Często ze względu na stan chorego nie można
uniknąć tych dolegliwości, ale jeżeli chory będzie
pod opieką osób sumiennie wywiązujących się ze
swoich obowiązków ryzyko wystąpienia tych dole-
gliwości będzie znacznie mniejsze. Bardzo ważnym
zadaniem pielęgniarki w opiece paliatywnej jest po-
moc psychologiczna i duchowa. Pielęgniarka pod-
czas zabiegów pielęgnowania chorego słucha jego
„spowiedzi z życia”. Ten kontakt wytwarza szcze-
gólny rodzaj więzi. Chory często nabiera większe-
go zaufania, gdy spędza się przy nim dużo czasu.
Wszystkim tym czynnościom towarzyszy dotyk –
dotyk instrumentalny. Poprzez dotyk chory czuje
się akceptowany i wybiera pielęgniarkę na swojego
powiernika, ona natomiast jest łącznikiem w kon-
taktach z rodziną, z księdzem, z psychologiem. Ta-
ka sytuacja jest nobilitacją dla pielęgniarki, która
została wybrana przez chorego, by towarzyszyć mu
do końca życia.
W kontakcie z chorymi budzą się własne lęki,
które dotyczą rodzin i samych pielęgniarek. Prze-
wartościowanie własnych oczekiwań i czerpanie
satysfakcji z pracy jest trudne. Jeżeli nie można dać
nadziei na przywrócenie zdrowia i zachowanie ży-
cia, w zamian trzeba ofiarowywać to, co możliwe,
a więc wsparcie, towarzyszenie, również w ciężkich
chwilach, jak najlepszą pielęgnację, skuteczne ła-
godzenie dolegliwości, opiekę nad bliskimi, roz-
mowy, przygotowanie rodziny do opieki i odcho-
dzenia bliskiej osoby.
Wiedza i doświadczenie, jakie posiadają i cią-
gle poszerzają pielęgniarki pomaga ludziom umie-
rać w sposób godny, bez cierpienia. Każdy chory
jest wyjątkowy, niepowtarzalny, to „księga” życio-
wej mądrości. Ważną funkcję pełnią też rodziny
chorych, gdyż to od nich można dowiedzieć się, co
było dobre, a co złe. Dzięki chorym i ich rodzinom
personel uczy się jak żyć, jak płakać, jak się cieszyć,
uczy się pokory wobec życia [7]. Zawodowi atleci
trenują swoje ciało przez kilka godzin codziennie.
Pielęgniarka hospicyjna jest atletą duchowym, któ-
ry trenuje i karmi swoją duszę codziennie, by mieć
wytrwałość i łaskę potrzebną w towarzyszeniu cho-
remu umierającemu w drodze do Boga.
Każdego ranka i wieczora czas poświęcony na
rozmowę z Bogiem jest pokarmem, który jest si-
łą na cały dyżur dzienny lub nocny. Powołanie do
 
291
Rola pielęgniarki w opiece paliatywnej i hospicyjnej
misji uczestniczenia w ostatniej drodze człowieka
umierającego to otrzymywanie więcej niż się daje.
Każde spotkanie z cierpiącym człowiekiem
i okazywanie mu współczucia jest formą miłości,
która otwiera serce i czyni drugiego bliźnim [8].
Podstawą skutecznej opieki paliatywnej jest
dobre porozumiewanie się z pacjentem. Podsta-
wą dobrego porozumiewania się jest natomiast
nie to, co się mówi, ale sposób, w jaki się kogoś
słucha z odpowiednią empatią, aby móc dokładnie
określić potrzeby fizyczne, emocjonalne, psycho-
społeczne. W opiece paliatywnej ważne są nie tyl-
ko kompetencje medyczne pielęgniarki, ale przede
wszystkim kompetencje osobowościowe, wspiera-
ne przez przygotowanie dotyczące niesienia pomo-
cy psychologicznej. Prowadząc rozmowę z chorym,
trzeba pamiętać o „czytaniu między wierszami”,
gdyż często chory nie umie lub nie chce o wielu
sprawach powiedzieć wprost [9].
Pacjent decyduje, z kim chce rozmawiać o waż-
nych kwestiach. Rozmowa z chorym powinna być
swobodna, zwyczajna i szczera. Okazanie swojej
słabości, empatyczne wsłuchiwanie się w potrzeby
osoby cierpiącej w sposób zwyczajny i naturalny,
może zbliżyć bardziej niż „mądre” rady.
W rozmowie powinno się pokazywać, że pa-
cjent istnieje nadal w pełnym wymiarze i najważ-
niejsze jest jego życie. Poznanie prawdy może
zmobilizować pacjenta do podjęcia intensywnej
walki z chorobą lub wywołać depresję, frustrację.
Problemem będzie rozpoznanie, czy chory chce
znać prawdę, czy woli pozostać nieuświadomiony.
Prawda to nie odebranie nadziei, to także ofiaro-
wanie wsparcia, towarzyszenie. Praca w hospicjum
jest specyficzna, to praca gdzie pielęgniarka „zanu-
rza” swój świat w świecie umierania. Prawidłowe,
profesjonalne przygotowanie i całościowe pojmo-
wanie zjawiska śmierci pomaga opiekować się oso-
bą w stanie terminalnym.
Pozawerbalna komunikacja jest podstawą
praktyki pielęgniarskiej. Ważne znaczenie ma do-
tyk, który przynosi ulgę w cierpieniu, odprężenie.
Dotyk może być jednak też odczuwany jako
przykrość, jeżeli w danej chwili chory nie oczekuje
takiego gestu. Gesty ciała, mimika twarzy to sygna-
ły niewerbalne w porozumiewaniu się z pielęgniar-
ką. Umożliwienie kontaktu z osobą duchowną oraz
z osobami z rodziny może złagodzić niepokój cho-
rego w czasie umierania. Poznając problemy chore-
go umierającego, można ulżyć w cierpieniu ducho-
wym i zmniejszyć jego cierpienie i ból. W opiece
nad umierającym potrzebna jest równowaga w wy-
korzystaniu realizmu i optymizmu [10].
Szczególne miejsce w pracy pielęgniarki przy
chorym umierającym znajduje pojęcie sumienia.
Aby kierować się najwyższymi władzami ludzkiej
natury, uczuciami i zmysłami czynów podejmowa-
nych w sprawach ważnych, jest potrzebne sumie-
nie, najszlachetniejszy ze „zmysłów” [11].
W czasie kontaktu z chorym ważne jest aktyw-
ne słuchanie, które jest podstawą porozumienia.
Zdolność słuchania i zrozumienia tego, co chory
pragnie przekazać w sposób werbalny i niewerbal-
ny pomaga w komunikacji.
Opiekując się chorym umierającym pielęgniar-
ka musi umieć cierpliwie słuchać zarówno chore-
go, jak i jego rodziny nie tylko w kwestii dolegli-
wości, ale też na temat emocji i bólu duchowego.
Nie można złagodzić cierpień emocjonalnych bez
zrozumienia, na czym one polegają [12].
Zrozumienie przez pielęgniarkę trudnego pro-
cesu adaptacji chorego i jego bliskich do bolesnej
rzeczywistości jest kluczem do właściwej komuni-
kacji. Nieprawda zaprzecza godności pacjenta i nie
pozwala na wyzwolenie sił obronnych w organi-
zmie. Zła komunikacja jest jedną z najważniejszych
przyczyn złego samopoczucia u pacjentów.
Komunikowanie się z chorym umierającym
jest wielką sztuką, w której kluczową rolę odgrywa
pielęgniarka.
Pracując wiele lat przy chorych umierających,
można zauważyć, że pacjent, który wie o chorobie
i jej konsekwencjach (wie także o tym jego rodzina),
ma szansę wraz z bliskimi na przeżywanie ostatnie-
go okresu choroby w sposób twórczy, w prawdzie,
bez udawania, kłamstw, unikania tematów. Jest to
możliwość wzajemnego wspierania się w sytuacji,
gdy silne, trudne do zniesienia emocje i uczucia
stają na drodze do zaakceptowania własnej śmier-
telności i godnego wypełnienia ostatniego zadania
na ziemi, jakim jest umieranie.
W hospicjum ważne jest, by stworzyć miejsce,
by chory poczuł się jak w domu, by mógł pojąć
znaczenie ciężkiej choroby i rozstania. Będąc spo-
kojnym, zrównoważonym, personel może poda-
rować chorym spokój i poczucie bezpieczeństwa.
Dzięki rzetelnej pracy i właściwemu zachowaniu
chorzy mogą odnaleźć prawdziwe bezpieczeństwo
w Bogu [13].
Każdy człowiek chory, złamany bólem i cier-
pieniem, zmierzający do kresu swego istnienia
(niezależnie od tego, czy jest dzieckiem, czy też
sędziwym starcem) odczuwa różnorodne potrze-
by, które powinny być zaspakajane. Bez względu
na to, czy stan zdrowia poprawia się, czy pogarsza,
wszystko, przez co się przechodzi, ma głęboki sens.
Uczy czegoś, czego inaczej nie można się nauczyć.
Każda trudność jest szansą, aby się wewnętrznie
rozwijać, zarówno jeśli chodzi o pacjenta, jak i oso-
bę pomagającą.
Dla chorego pacjenta w ostatniej fazie choro-
by terminalnej tak samo ważne, a być może waż-
niejsze, oprócz pomocy medycznej, jest wsparcie
duchowe.
990082858.001.png
292
T. Boruń
Obecność, dotyk, szczerość podczas wykony-
wania zabiegów i akceptacja chorego da mu po-
czucie bezpieczeństwa w jego ułomnościach. Oka-
zanie miłości, cierpliwości i zainteresowania może
znacznie zmniejszyć cierpienia chorego i pomóc
spokojnie odejść z tego świata.
Gdy zapadł zmrok, Adam wstał z łóżka i chciał
iść do parku, który jest na terenie hospicjum. Szedł
sam, wolno. Choroba wyniszczyła jego organizm.
Wysoka postać, chude ramiona, lekko pochylo-
ny do przodu szedł przez korytarz, trzymając się
barierki. Na twarz założył szalik. Odkrył tylko tę
część twarzy, która nie była zmieniona chorobo-
wo. Gdy mijały go jakieś osoby z odwiedzających,
odwracał głowę w drugą stronę, sprawiał wrażenie
jakby chciał ją ukryć w swoich ramionach. Obok
szła Iza.
Następnego dnia o zmroku Adam poszedł do
parku z rodzicami. Szedł długo korytarzem, ale
sam trzymał się barierki, nie chciał, by ktoś mu
pomagał. Rozglądał się dookoła jakby nie chciał
być zauważony przez inne osoby. Z powrotem na
salę przyprowadzili go rodzice, nie chciał jechać na
wózku siedzącym. To był jego ostatni spacer.
W nocy wystąpiły silne bóle głowy, trudności
z oddychaniem. Po podaniu leków dolegliwości
zmniejszyły się. Adam usnął w ramionach swoje-
go taty, trzymając mnie za rękę. Przez kolejne dni
stan Adama szybko się pogarszał. Guz rozrastał
się mimo stosowanego leczenia. Jego język był tak
duży, że wypchnięty masą guza zakrywał brodę.
Obrzęknięty lewy policzek z powieką oka lewego.
Widział tylko na oko prawe. Adam nie mógł mó-
wić, ale zapisywał swoje myśli, prośby czy przemy-
ślenia na kartkach. Przekazywał swoje emocje małą
powierzchnią górnej części prawej strony twarzy.
Sposób mrugania powieką, ilość zmarszczek wokół
oka prawego, które zmieniały się w zależności od
jego cierpienia. Formą kontaktowania się z Ada-
mem był też dotyk. Adam pisał, że chciałby znowu
zacząć chodzić i jest zły, że nie może wstać z łóżka.
Miał żal, że na przeciwnej sali leży pacjent, który
mógłby być jego dziadkiem i chodzi o balkoniku,
a on nie może. Napisał, że chciałby założyć buty,
w domu miał kupiony nowy plecak. Miał jechać
w góry, nie zdążył, choroba wyprzedziła jego pla-
ny. O swoich przeżyciach na oddziale pisał: „Czy
będziemy w końcu próbować zrobić coś, abym
stał się aktywny, abym wstał, pojechał gdzieś na
wózku. Zazdroszczę temu Panu z naprzeciw. Ta-
ki stary, a tyle się rusza, czy będę mógł w końcu
też. Bardzo proszę Aniele. Dobrze! A czy dostanę
dziś coś na sen, jak będę miał kłopoty z zaśnięciem.
Wczoraj było niespokojnie. Tyle razy pani była.
Przepraszam.”.
Podczas kolejnego dyżuru zmieniając Ada-
mowi opatrunek, nuciłam sobie cichutko „Barkę”,
ulubioną pieśń oazową Jana Pawła II. Po liczbie
zmarszczek wokół prawego oka, po spojrzeniu
i po sposobie dotyku wiedziałam, że Adam ma
swój lepszy dzień, dzień bez bólu. A i duszność
była na tyle umiarkowana, że mógł oddychać bez
tlenu. Słysząc nuconą przeze mnie melodię, Adam
Studium przypadku
pacjenta Adama
Podczas mojej kilkunastoletniej pracy w ho-
spicjum spotkałam się z wieloma chorymi, którzy
przez swe cierpienie i umieranie zostawili w mej
pamięci trwały ślad. Adam był pacjentem wyjąt-
kowym.
Został przyjęty do Ośrodka Medycyny Palia-
tywnej i Hospicyjnej 27 maja z rozpoznaniem:
nieoperacyjny guz okolicy okołogardłowej. Adam
został przyjęty na oddział po trzech miesiącach od
czasu pełnej diagnostyki i leczenia przyczynowe-
go. Miał 28 lat. Był młodym, wysokim brunetem
o brązowych oczach. Bał się. Patrzył z niepokojem,
ale i zaciekawieniem na szpitalny korytarz, kiedy
szedł, jeszcze o własnych siłach, do swojej sali. Le-
żał w jednoosobowej sali. Bardzo zależało mu, by
być samemu, bardzo wstydził się zmian fizycznych,
wciąż obawiał się, czy ktoś go nie zobaczy, a jeżeli
tak, to jak zareaguje.
Guz był duży, obejmował gardło środkowe
i nosogardłowe, po stronie prawej z naciekiem na
trąbkę słuchową. Na oddział Adam został przyjęty
już z założoną rurką tracheostomijną i z gastrosto-
mią odżywczą w celu leczenia paliatywnego. Był
słaby, wyniszczony przez chorobę nowotworową,
zgłaszał bóle obrzękniętej części twarzy i języka.
Poznałam Adama podczas nocnego dyżuru,
byli przy nim rodzice: Basia i Grzegorz. Z roz-
mowy z nimi dowiedziałam się, że Adam jest ich
jedynym, długo oczekiwanym i bardzo kochanym
dzieckiem, osobą inteligentną i bardzo wrażliwą.
Skończył szkołę średnią i rozpoczął studia wyższe,
jednak jego życie nie było proste, po zatargu z pra-
wem trafił do aresztu i tam zachorował. Łudząc się,
że choroba skróci okres „odsiadki”, opóźniał lecze-
nie. Kiedy wyraził zgodę, było już za późno. Teraz
i oni, i Adam wiedzieli, że umiera. Zostali wcze-
śniej poinformowani przez lekarzy, że to okres
bardzo krótki, może kilka – kilkanaście dni.
Na sali zauważyłam młodą drobną dziewczy-
nę. Była to narzeczona Adama, na jesień mieli za-
planowany ślub. Widziałam z jaką delikatnością
i czułością Iza wykonuje czynności pielęgnacyj-
ne przy Adamie. Przemywała mu język, który na
skutek obrzęku nie mieścił się w ustach. Przemy-
wała mu obrzękniętą twarz. Coś cicho szeptała do
niego.
990082858.002.png
293
Rola pielęgniarki w opiece paliatywnej i hospicyjnej
poprosił, pisząc na kartce: „Chciałbym nauczyć się
tej pieśni Panie Ty na mnie spojrzałeś .”
Z jego zapisów dowiedziałam się, że zawsze
były ważniejsze sprawy niż modlitwa, kościół i że
słyszał o Ojcu Świętym, ale tak bardzo nie intereso-
wał się wiarą, nie miał czasu. Podczas tego samego
dyżuru kilkakrotnie opowiadałam Adamowi, na
jego prośbę, o naszym papieżu.
Stan Adama był już bardzo ciężki. Pojawiło
się krwawienie z jamy ustnej. Początkowo było
to małe sączenie, ale w krótkim czasie sączenia
były coraz częstsze i bardziej nasilone. Kolej-
nego dnia Adama odwiedził przyjaciel, który
malował obrazy. Przywiózł ze sobą obraz, który
powstał na prośbę Adama. Było to zaraz po tym,
jak Adam dowiedział się o chorobie i jej roko-
waniach. Chory sam wybrał wtedy treść obrazu
i kolory. Jeszcze wtedy jego twarz nie była zmie-
niona przez chorobę. Na płótnie zobaczyłam na-
malowaną część twarzy z jednym okiem, były to
kolory znacznie jaśniejsze od pozostałej części
obrazu, na której była namalowana niekształt-
na głowa z dużą ilością oczu. Dominował kolor
czarny, granatowy, czerwony. Kolega Adama za-
pytał, co sądzę o tym obrazie. Odpowiedziałam,
że jest bardzo smutny. Adam dał znak ręką, bym
dodała do obrazu coś od siebie innymi kolorami.
Domalowałam w lewym rogu obrazu fragment
słońca i odchodzące od niego promienie, które
otaczały niekształtną głowę. Powiedziałam, że
promienie oznaczają personel hospicjum, który
roztacza opiekę nad nim i jego rodziną. Tego
dnia rodzice Adama po raz pierwszy zobaczyli
ten obraz. Rozpłakali się.
Na następnym dyżurze dowiedziałam się, że
słuch Adama znacznie się pogorszył: „Ogłuchłem.
Załatwcie mi czyszczenie uszu.”
Coraz częściej były zmieniane na twarzy prze-
krwione opatrunki. Jego rodzice czuwali na zmia-
nę w dzień i w nocy. Sala Adama była ich drugim
domem, a cały personel stał się drugą rodziną. Nie-
strudzenie codziennie popołudniu przyjeżdżała Iza.
Modliła się, ich ręce wspólnie trzymały różaniec,
a na poduszce koło głowy Adama leżał obrazek,
który ktoś ze znajomych przywiózł z sanktuarium
z Lourdes. Oboje byli pogrążeni w modlitwie,
chcieli być sami. Oczekiwali na cud. W czasie tych
chwil nie wchodziłyśmy na salę.
Adam napisał na kartce, że chce usiąść w fotelu,
coraz trudniej pisał, był bardzo słaby, każdy ruch
był dla niego dużym wysiłkiem, który powodował
ból. Stracił słuch. Usiąść w fotelu z butami na no-
gach i z plecakiem w rękach było jego marzeniem.
Z wielką delikatnością i ostrożnością przenieśliśmy
go na fotel. Przez kilka minut siedział z butami na
nogach i z plecakiem na kolanach, wpatrując się
przez okno w niebo, patrzył na drzewa w parku, na
ptaki. Liczba zmarszczek, które pojawiły się wokół
jego oka mówiły, jak bardzo jest szczęśliwy.
Z zapisu na kartkach dowiedziałam się, że na-
zwał mnie swoim aniołem. Ważna była szczera
opieka, troska o jego potrzeby, o której pisał: „Czy
ta noc należała do spokojniejszych? Bo ja spałem jak
zabity. Dziękuję za wspaniałą opiekę mój Aniele.”
Adam najbardziej potrzebował ciepła, zrozu-
mienia, delikatności i poświecenia mu czasu. Na-
wiązała się między nami szczególna więź. Czekał
na mój dyżur, a ja czekałam na spotkanie z nim,
na przeczytanie napisanych dla mnie wiadomości.
Wiedziałam, że Adam mi ufa. Na jednym z dy-
żurów, kiedy zmieniłam mu opatrunek, Adam
przyciągnął moją głowę do siebie i przytulił do
„zdrowej” części twarzy – był to największy objaw
zaufania. Przybliżył do mnie to, czego najbardziej
się wstydził, swojej fizyczności, zmian nowotwo-
rowych.
Mijały kolejne dni. Przez cały czas na zmianę
przy Adamie byli jego rodzice. Iza przyjeżdża-
ła codziennie po pracy. Czytała książki, ocierała
zroszone potem czoło, podawała do gastrostomii
różne soczki, witaminy, mówiąc, że to go wzmoc-
ni. Adam leżał miesiąc w naszym ośrodku, już
nie mógł pisać, nie słyszał, był bardzo blady. Naj-
mniejszy ruch sprawiał mu dodatkowy ból, kolejne
krwawienie z jamy ustnej i z nosa. Iza i jego rodzi-
ce przywozili różne odżywki, soki, zioła, podawali
według ustalonych swoich godzin. Bardzo tych go-
dzin przestrzegali. Były dni, kiedy Adam był bar-
dzo niespokojny zrzucał opatrunki, zrzucał z szafki
to, co było w zasięgu rąk, wyrywał wenflon. Ale to
były chwile, bo duszność i ból, które powodowały
te ruchy, były silniejsze. Po takich chwilach wycią-
gał rękę, prosząc o dodatkowe leki przeciwbólowe
i na spanie. Łzy płynęły po jego policzku. Zasypiał,
wpatrując się w kwadrat nieba, który widział przez
okno i patrząc na buty, które zawsze stały w zasię-
gu jego wzroku.
Kolejny piąty tydzień pobytu Adama w na-
szym ośrodku, dyżur nocny. Adam przywitał mnie
uśmiechem, który czytałam z jego zmarszczek, któ-
re się pojawiły wokół oka, słabo uścisnął moją rękę.
Na noc został jego tato. W nocy wystąpiło krwawie-
nie, nasilało się. Nie pomagały leki przeciwkrwo-
toczne, opatrunki. Adam był bardzo niespokojny,
zwiększono w pompie przepływ leków przeciwbó-
lowych i uspokajających. Po pewnym czasie krwa-
wienie ustąpiło. Adam stracił dużo krwi, umierał.
Nie wyczuwałam tętna, długie okresy bezdechów.
Przyjechała mama i Iza. Cierpiący rodzice wiedzie-
li, że to już koniec i cichutko modlili się przez łzy.
Iza nie pozwoliła mu odejść, strasznie płakała, klę-
czała przy łóżku, prosiła, żeby jej nie zostawiał, nie
opuszczał, że sama nie da sobie rady. Zatrzymała
go na tydzień. Adam żył jeszcze tydzień. Nie wiem,
990082858.003.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin