Philipp Vandenberg - Towarzyszki cesarskich śniadań.pdf

(1552 KB) Pobierz
TOWARZYSZK
I
CESARSKICH
ŚNIADAŃ
PHILIPP
VANDENBERG
Spis treści
Rola kochanek w historii..................................................................5
I Śmiertelna miłość Mary Vetsery.............................................23
IIWilhelmina von Lichtenau i jej duchy.........................................67
IIIRywalki - Charlotta von Stein i Krystiana Vulpius....................122
IVTeresa i „ojciec" Maigreta........................................................144
VLola Montez: król i tancerka.....................................................150
VIKonstancja von Cosel - zapomniana kochanka.........................206
VIITajemnica markizy de Pompadour..........................................220
VIIIJoanna du Barry — okrutny los metres.....................................267
IXRozpustne kobiety Napoleona III...........................................274
XKatarzyna Schratt - towarzyszka śniadań cesarza.......................286
Literatura.....................................................................................325
5
Rola kochanek w historii
listopada 1802 roku. Premiera w paryskim Theatre Francais*. Pu-
bliczność szaleje z zachwytu, oklaskom i wiwatom nie ma końca. Brawa
należą się szczególnie pełnej wdzięku mademoiselle George, od-
grywającej w sztuce Ifigenia w Aulidzie rolę Klitajmestry. Na scenę sypią
się kwiaty, a piękna młoda aktorka w długiej i połyskującej przezroczystej
szacie raz po raz składa ukłon. Niedawno skończyła szesnaście lat. Siedzą-
cy w loży królewskiej niski mężczyzna, jak zwykle ubrany w zielony aksa-
mit, skinął na swojego służącego Konstantego i szepnął mu coś do ucha.
Służący zniknął, zanim jeszcze padły ostatnie słowa polecenia.
Następnego ranka przed mieszkaniem sławnej aktorki stanął elegancki
zielony powóz. Mademoiselle George, ubrana w różową suknię z dużym de-
koltem, szal i woal, wsiadła do powozu, który ruszył przez miasto w stronę
Saint Cloud. Przed pałacem już na nią czekano. Kamerdyner poprowadził
gościa przez oranżerię, a następnie przez amfiladę pokoi rozświedonych kan-
delabrami z płonącymi świecami. Można było odnieść wrażenie, że wszystko
przygotowano na jakiś uroczysty bal. W dużym buduarze, z którego okien
rozpościerał się widok na taras i park i w którym stało wielkie łoże i jeszcze
większa sofa, kamerdyner poprosił stremowanego gościa o chwilę cierpliwo-
ści. Jednak zanim mademoiselle George zdążyła rozejrzeć się po tym pokoju
jak z bajki, otworzyły się drzwi obok kominka i oto stał przed nią on: Na-
poleon Bonaparte, pierwszy konsul Francuzów, jak się wówczas kazał nazy-
wać, uderzająco niski mężczyzna, ubrany w zielony mundur z czerwonym
kołnierzem i czerwonymi wyłogami, z niesfornym lokiem na czole.
* Oficjalna nazwa Comćdie Francaise, francuskiego teatru narodowego założonego
w Paryżu w 1680 roku (wszystkie przypisy pochodzą od tłumacza).
7
„Madame", rzekł Napoleon do wysokiej i szczupłej dziewczyny
- „chciałbym pani pogratulować, była pani wspaniała!". A gdy spostrzegł, że
jego komplement wprawił młodą aktorkę w ogromne zakłopotanie, dodał:
„Być może zauważyła pani, że jestem milszy i grzeczniejszy niż pani".
„Ależ jak to?" - wyjąkała zmieszana mademoiselle George.
„Czy już raz pani nie oklaskiwałem? Czy po przedstawieniu nie prze-
słałem pani 3 tysięcy franków? Czy kiedykolwiek mi pani za nie podzię-
kowała?".
„Ale ja nie wiedziałam... myślałam... obawiałam się...".
„Bała się pani?".
„Tak, Monsieur".
„Mnie?".
„Tak, Monsieur".
Napoleon roześmiał się, głośno i serdecznie, a wtedy roześmiała się też
dziewczyna. Śmiali się tak dość długo, aż w końcu znaleźli się w swoich ob-
jęciach. Mademoiselle George została w pałacu cały dzień i całą noc. Jedyną
częścią garderoby, jaką w tym czasie na sobie miała, były pończochy.
Następnego ranka Napoleon podziwiał jej powieszone na krześle
ubranie. „To za moje pieniądze?" - zapytał pewny siebie i przekonany, że
to dzięki jego wsparciu mogła kupić sobie nowe ubranie.
Aktorka pokręciła przecząco głową.
„Inny mężczyzna, Madame?".
Mademoiselle George skinęła głową. „Książę Sapieha z Polski. Od
niego mam ten szal i woal".
Wzburzony Napoleon chwycił ubranie i podarł je na drobne strzęp-
ki. Gdy się uspokoił, powiedział poważnym tonem: „Jest pani szczera,
Madame, to mi się podoba. Ale nigdy więcej nie wolno pani nosić ni-
czego, co nie jest ode mnie". Po czym wysłał kamerdynera Konstantego
do garderoby swojej żony Józefiny z poleceniem przyniesienia nowego
ubrania.
Józefina Bonaparte, wdowa po markizie de Beauharnais, córka kapi-
tana portu na Martynice, a od sześciu lat żona generała Napoleona, mu-
siała dzielić się nie tylko swoimi ubraniami, lecz od tej pory także swo-
im mężem - aż do stycznia 1805 roku. Tak długo mademoiselle George
pozostawała drugą żoną Napoleona, kochaną, wzbudzającą zazdrość, ale
przede wszystkim dobrze opłacaną. Napoleon często wręczał jej więk-
8
sze sumy pieniędzy. Mademoiselle George szczególnie zapadł w pamięci
2 listopada 1803 roku: „Tego wieczoru konsul wsunął mi za dekolt gruby
zwitek banknotów. To było 40 tysięcy franków".
Błędem byłoby zaliczenie mademoiselle George do kategorii prosty-
tutek. Nie była nią, ani przed związkiem z Napoleonem, ani po nim; była
raczej niefrasobliwą trzpiotką, jak midinetki pracujące w domach mody
na Montmartre, była jedynie lekkomyślną aktorką, a warto pamiętać, że
aż do początku XX wieku za element tej profesji uważano zabawianie star-
szych panów z wyższych sfer.
Nie jest przypadkiem, że większość kochanek w historii była wła-
śnie aktorkami, a istnienie licznych teatrów dworskich, które powstawały
jak grzyby po deszczu nawet w pomniejszych rezydencjach książęcych
czy margrabiowskich, takich jak Weimar, Bayreuth czy Ansbach, nasuwa
pytanie, czy tworzeniu takich maleńkich scen rzeczywiście patronowały
Talia i Melpomena, czy też raczej Wenus i Afrodyta, i czy miłość do sztu-
ki nie została podporządkowana przyziemnym namiętnościom bogatych
władców.
Jeśli tak było, to owym nieprzyzwoitym zapędom wielu panujących
ludzkość zawdzięcza perły architektury najwyższej klasy, a także pew-
ną gorzką świadomość: władca, który do historii wnosi swoje serce oraz
przyrodzenie, zawsze ryzykuje ośmieszeniem. Trzeba przyznać, że to nie-
sprawiedliwie, bo organy te bez wątpienia są źródłem najprzyjemniejszych
ludzkich odczuć, a i na zwykłych ludzi nierzadko sprowadzają kłopoty.
Jednak gdy ktoś znajduje się na piedestale historii, musi liczyć się z tym,
że mierzyć go będą inną miarą.
Wiadomo, że są mężowie, którzy przez trzydzieści lat żyją jednocze-
śnie z jakąś inną kobietą, co - powiedzmy szczerze - nosi wszelkie zna-
miona mizoginii. Ale kto uwierzy, że takie zachowanie mogłoby dotyczyć
Jego Apostolskiego Majestatu Cesarza Austro-Węgier Franciszka Józefa?
Jego tytuł odwołuje się do świętości i cnoty, lecz cesarz nie bardzo się tym
przejmował. W swoją kochankę, aktorkę teatru dworskiego Katarzynę
Schratt, zainwestował w przeliczeniu ponad 25 milionów euro. Zrobił to
tylko dlatego, że tę rezolutną damę kochał inaczej niż swoją małżonkę,
cesarzową Sisi. A to właśnie jego samowolna żona podsunęła mu ową ak-
torkę, żeby móc w spokoju kultywować swoją samotność i egocentryzm.
Psychodrama najwyższej próby.
9
Zgłoś jeśli naruszono regulamin