Kryzys jako zaprojektowany mechanizm.pdf

(65 KB) Pobierz
Kryzys jako zaprojektowany mechanizm
Kryzys jako zaprojektowany mechanizm?
Gazeta Polska | Wtorek, 24 listopada 2009
Do szpitali nie przyjmuje się pacjentów, którzy mają zaplanowane zabiegi.
Np. onkologiczne, bo oceniono, że „te zabiegi nie ratują życia, tylko
zdrowie”. Na sporządzonej przez nas mapie umierającej służby zdrowia
zamieściliśmy tylko nieliczne z tych szpitali, w których łóżka są
przeznaczone wyłącznie dla chorych bezpośrednio zagrożonych śmiercią.
To jest tryb przyjęć jak na ostrym dyżurze, ale ostry dyżur to 24 godziny. Gdy trwa dłużej – można porównać go ze
strajkiem. O ogólnopolskim zasięgu. Choć tym razem o inicjowanie „strajku” coraz częściej obwinia się ministra zdrowia i
cały rząd. A sam „strajk” nie jest przeciwko pracodawcom, tylko przeciwko chorym ludziom. Lista szpitali
funkcjonujących na „ostrym dyżurze” zajęłaby całą „Gazetę Polską”. W województwie śląskim takich szpitali jest ponad
sto. Prawie wszystkie w tym regionie. Jak wynika z informacji w kilku innych województwach, takich szpitali również
przybywa. Mamy w Polsce 733 szpitale publicznej służby zdrowia (według danych NFZ za listopad 2009 r.). Jak nam
powiedział szef Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy Krzysztof Bukiel, około 90 proc. tych placówek jest
poważnie obciążonych finansowo, gdyż udzieliły świadczeń szpitalnych pacjentom wprawdzie potrzebującym, ale
nieprzewidzianym w limitach NFZ dla danego szpitala. Potocznie nazywa się to „nadwykonaniem”, wynikającym z tego,
że z jednej strony placówki publicznej służby zdrowia mają obowiązek i misję ratowania życia i zdrowia obywateli. Ale z
drugiej strony nie starcza im na to środków, bo NFZ ma tyle, ile ma. Zdaniem Bukiela „szpitale już dwa–trzy miesiące
temu wyczerpały limity, więc nie mogą przyjmować więcej pacjentów, bo publiczny płatnik, NFZ, nie zapłaci im za to”.
Więc jak powiedział nam jeden z lekarzy krakowskiego szpitala im. Stefana Żeromskiego, obecnie funkcjonowanie
publicznej służby zdrowia w Polsce polega w pewnej mierze na administracyjnym blokowaniu dostępu pacjentów do
leczenia. Czyli na nieprzyjmowaniu do szpitali chorych, którzy mają od dawna zaplanowane zabiegi. Np onkologiczne, bo
funkcjonariusze ocenili, że „te zabiegi nie ratują życia, tylko zdrowie”. No a z tym można poczekać.
Kołderka coraz krótsza…
Z finansami dla szpitali jest więc bardzo źle. To oczywiste, że nie starcza na wszystkie potrzeby, mamy przecież
najniższą w całej Unii Europejskiej składkę procentową (9 proc.) na służbę zdrowia. Na początku kadencji premier
Donald Tusk zapowiedział, że składka zostanie podwyższona. Ale obecnie rząd zmienił widać zdanie, bo minister Ewa
Kopacz twierdzi, że trzeba zwyczajnie uszczelnić NFZ, a nie podnosić składkę, „bo to nic nie da”. Minister jest zdania, że
szpitale powinny efektywnie wydawać to, co otrzymały. Praktycznie – przyjmować tylko tylu pacjentów, na ile im
starcza. W tej sytuacji coraz liczniejsze szpitale – jak wspomnieliśmy – nie przyjmują nawet zaplanowanych pacjentów.
Są też takie, które radzą sobie inaczej – chorych przyjmują, ale koszty zapisują już na poczet limitów przyszłorocznych.
Choć wiadomo, że w 2010 r. NFZ będzie mieć znacznie mniej pieniędzy. Do tego dochodzi wprowadzony niedawno
gwarantowany koszyk świadczeń, z którego w 2010 r. system opieki zdrowotnej nie będzie mógł się wywiązać. A
tymczasem resort zdrowia oczekuje – jak zauważa Bukiel – że „szpitale będą się ograniczać i dostosowywać nie do
potrzeb zdrowotnych obywateli, lecz do możliwości finansowych NFZ”. Jak kołderka za krótka – obciąć nogi. Tak dużo,
jak się uda.
Jak zaplanować epidemię
Ministerstwo i NFZ zarzucają też szpitalom, że źle rozplanowują przyjęcia. Tylko co to znaczy „dobrze rozplanować”?
Wydłużać jeszcze bardziej kolejki oczekujących na świadczenia, choć i tak są zbyt długie. Pacjenci od takiego „dobrego
rozplanowania” nie będą zdrowsi. A przy obecnej epidemii grypy, a właściwie – dwóch epidemii, bo sezonowej i A/H1N1
– zaczął się popłoch, skrywany pod sloganami, że tym razem obie mają najczęściej przebieg łagodny, bywa, że
niezauważalny. Podobnie jak z kryzysem, który oszczędził Polskę.
Decentralizacja z centralizacją
Ustawa samorządowa z 1999 r. zdecentralizowała system opieki zdrowotnej – ogromną większość szpitali przekazała
województwom, powiatowym i gminnym organom samorządu. W zdecentralizowany system wbudowane są szpitale
niepubliczne. Niewiele placówek lecznictwa pozostało w ramach takich resortów jak Ministerstwo Zdrowia, MON czy
MSWiA. System jest więc niemal w pełni zdecentralizowany, ale za to płatnik – NFZ – jest betonem centralizmu. Nic
dziwnego, wykoncypował go minister rządu SLD Mariusz Łapiński. Krzysztof Bukiel mówi z ironią: „To wspaniale
zaprojektowany mechanizm, najlepszy dla rządzących, bo jest jeden płatnik, a świadczeniodawców skazanych na jego
widzimisię jest bardzo wielu. On może zrobić z nimi wszystko. Narzucić dowolne warunki kontraktu, ukarać, obciążyć
prawnie czy bezprawnie”. Przykładów znanych z praktyki znów starczyłoby na cały numer „GP”.
1
189078539.001.png
Teresa Wójcik
współpraca Anna Sekretarska, Leszek Misiak
Wirus w natarciu
(z ostatniej chwili)
Prawie 100 tys. zachorowań na grypę i podejrzeń grypy zarejestrowano w Polsce w trzecim tygodniu listopada br. –
poinformował nas Narodowy Instytut Zdrowia Publicznego Państwowego Zakładu Higieny. To największa liczba
zachorowań w ciągu jednego tygodnia od kilku lat. W ub. roku w tym samym okresie zachorowało na infekcję grypową
ponad 3 tys. osób. Chyba nie ominęła nas epidemia. Podobnie jak kryzys.
(Źródło: NIZP Państwowego Zakładu Higieny, 23.11. 2009)
2
 
Zgłoś jeśli naruszono regulamin