Erich von Daniken
W KRZYŻOWYM OGNIU PYTAŃ
Czy bogowie byli na Ziemi?
Jak powstała ta książka?
Wiosną 1977 roku spotkaliśmy się przy kolacji: Erich von Daniken,
wydawcy Erwin Barth von Wehrenalp i Rolf Heyne oraz ja. Daniken
powiedział, że uczestnicy dyskusji, jakie prowadził we wszystkich
krajach - w Ameryce Północnej i Południowej, w Kanadzie, Australii,
Afryce Południowej, Grecji, Indiach, Hiszpanii, Jugosławii, Polsce,
Danii, Austrii, Szwajcarii i w Niemczech - zadawali mu prawie zawsze
te same pytania. Raz dotyczyły one newralgicznych punktów jego teorii,
raz były wynikiem błędnego odczytania tekstu, jeszcze innym razem
świadczyły o niezrozumieniu problemu - zawsze jednak dyskusje te,
nierzadko gwałtowne a nawet pełne agresji, były dla niego inspiracją do
nowych przemyśleń.
Już nie pamiętam, kto rzucił myśl, że warto by zestawić ten
międzynarodowy katalog pytań i odpowiedzi, żeby czytelnikom, którzy
nie mieli okazji wziąć udziału w takich dyskusjach, odpowiedzieć ną
to, czego chcieliby się dowiedzieć, gdyby udało im się wziąć autora
w krzyżowy ogień pytań.
Erich von Daniken, który właśnie skończył książkę Dowody (Bewei-
se), nie zamierzał zabierać się do pisania następnej przed 1979 rokiem.
I wtedy ktoś rzucił myśl, żeby w salach, gdzie Daniken będzie miał
w najbliższych miesiącach odczyty, ustawić mikrofony i nagrać pytania
i odpowiedzi.
Książka ta jest dokumentacją dyskusji, jakie odbywały się na całym
świecie. Teksty lekko podredagowano. Dla ułatwienie lektury pytania
i odpowiedzi powiązano w luźne cykle tematyczne - pozostawiono
jednak elementy będące świadectwem spontaniczności rozmów. Jest to
więc raczej słowo mówione - nie pisane.
Wilhelm Roggersdorf
I
1. Ile miał pan już w sumie odczytów, a ile na uniwersytetach?
Nie liczyłem, ale chyba kilkaset, z czego na pewno ponad sto na
uniwersytetach.
2. Czy mógłby pan wymienić przynajmniej kilka?
Musiałbym przywołać na pomoc moją chodząca pamięć, mojego
sekretarza Williego Dunnenbergera... Willi, masz pod ręką ten wykaz?
Dunnenberger:
Nie, po co? Powiem to z głowy: Uniwersytet Srinagar w Indiach,
Muzeum Archeologiczne i uniwersytet w Kalkucie, Uniwersytet Har-
varda w Bostonie, University of California Medical Center w San
Francisco, North Adams State College w Massachusetts, Uniwersytet
Pittsburski, Eastern Illinois University w Charleston, Illinois Institute of
Technology w Chicago, University of Missouri w Columbii, Middle
Tennessee State University w Murfreesboro, University of Georgia
w Athens, Georgia University of West Florida w Pensacola, Florida
University of Texas w El Paso, Texas New Mexico State University
w Las Cruces, New Mexico Northern Michigan University w Marquet-
te, Michigan Dalhousie University w Halifax, Canada Texas Christian
University w Fort Worth, Texas University of New Mexico w Albuquer-
que, New Mexico Sir George Williams University, Montreal University
ofTennessee w Knoxville, Tennessee University of Nebraska w Omaha,
Nebraska Mankato State College, Minnesota Georgia State University
w Atlancie, Georgia Technical Tennessee Technical University w Cook-
ville, Tennessee Eastern Kentucky University w Richmond, Kentucky
University of West Virginia w Morgantown, The University of Utah
w Salt Lake City, Utah University of New Hepmshire w Durham,
University of Buffalo, New York University of Nevada w Las Vegas,
Georgia Institute of Technology w Atlancie, Georgia Illinois State
University w Normal w stanie Illinois, Illinois University of North
Carolina...
3. Dziękuję, wystarczy, bardzo dziękuję. Zazdroszczę panu takiej chodzą-
cej pamięci. Panie von Daniken, interesuje mnie jeszcze, jak dochodzi do
takich odczytów? Kto pana zaprasza?
W USA środowisko studenckie. W szkołach wyższych istnieją tam
gremia wybierane corocznie przez studentów; gremia te większością
głosów ustalają, kogo zaprosić do wygłoszenia odczytu. Poza tym po
każdym odczycie odbywa się dyskusja. Ale tam dyskusje takie są
zorganizowane od samego początku. Jeszcze przed moim przybyciem
studenci zaznajamiają się dokładnie z moimi książkami i ustalają zestaw
pytań. Pytania te odczytuje mi potem spiker. Ma to swoje wady i zalety.
Wada: nie każdy może spontanicznie zadać pytanie. Ale, proszę
państwa, zalet jest znacznie więcej niż wad! Pytania są precyzyjniejsze,
celniejsze, często bardziej dokładne niż stawiane przez zwykłą publicz-
ność, nie powtarzają się - co dzieje się zawsze w trakcie "normalnej"
dyskusji. A poza tym, mówiąc między nami, nie pojawi się żaden
ważniak, który przy okazji takiej dyskusji chciałby wygłosić swój
wykład, ważniak, który upichcił sobie jakąś ideę, najczęściej nie mającą
się nijak do tematu odczytu. A mnie bardzo trudno przerwać komuś
takiemu, bo ludzie mogliby sobie pomyśleć, że poruszany przez niego
temat jest mi nie na rękę! Trzeba mieć naprawdę mocne nerwy i dużo
rutyny, żeby delikatnie odebrać głos takiemu gadule, który może
ukatrupić każdą dyskusję.
Poza tym w przypadku tak wielkiego audytorium nie można zgłaszać
się do słowa podnosząc rękę. Nie zawsze uda mi się to zauważyć!
Dlaczego? Na mój odczyt na Northern Michigan University w Mar-
quette przyszło dziesięć tysięcy słuchaczy, na odczyt na stadionie
koszykówki uniwersytetu w El Paso w Teksasie nawet jedenaście
tysięcy. Równie wielkie audytoria nie są na dużych uniwersytetach
niczym szczególnym! Mogą sobie państwo wyobrazić, że w takich
warunkach niemożliwa jest dyskusja bez spikera zadającego pytania
przez mikrofon!
4. W ramach wymiany studiowalem nu uniwersytecie w, Buffulo, gdzie
miał pan odczyt przed dwoma laty. Chyba się nie pomylę, jeśli powiem, że
dyskusja odbywala się tam bardziej fair niż tu?
Nie pomyli się pan! Kiedy w USA nie umiałem odpowiedzieć na jakieś
pytanie, bo po prostu nie znałem danego problemu albo pytanie
zahaczało o dziedzinę, która była mi obca... tak, kiedy w takim
przypadku mówiłem: Nie wiem, proszę państwa! - to dostawałem
prawdziwe brawa. Oświadczenie "nie wiem" jest tam odbierane jako
fair. To w Europie się zdarza, że bywam wyśmiany albo zakrzyczany,
a nazajutrz na dobitkę czytam w prasie - wybaczcie państwo! - że
unikałem odpowiedzi na pytania.
5. Czy mogę zadać mgskie, niedyskretne pytanie?
A pewnie! Trudno wyprowadzić mnie z równowagi, a przykrości to
moja specjalność!
6. Podczas wszystkich swoich wypraw i cykli odczytów towarzyszą panu
wyłącznie mgżczyźni, co widać na zdjgciach i filmach. Czy nie lubi pan
kobiet? (Śmiech)
Szanowna pani, panią wziąłbym z przyjemnością! (Śmiech) Ale jest
pewien problem: ja mam żonę! Ona wie o mojej skłonności do słabej płci,
nie mogę więc w żadnym razie wybierać się w podróż z piękną młodą
kobietą. Elisabeth wydrapałaby mi oczy. Poza tym podróże - przede
wszystkim wyprawy - są często tak męczące i mają tak nieprzewidywal-
ny przebieg, że mój szacunek dla kobiet nie pozwala mi narażać je na
sytuacje, które nierzadko, choćby z punktu widzenia higieny, zbliżają się
nawet do granic wytrzymałości mężczyzn. Poza tym - co miała pani
przed chwilą okazję zauważyć - jestem dosłownie skazany na moją
chodzącą pamięć, Williego, który prowadzi moją korespondencję i zna
nazwiska większości ludzi, z którymi przychodzi nam się spotkać, wie po
prostu o wszystkim i z pamięci może przywoływać informacje, o których
ja nie mam pojęcia. Ja zapamiętuję tylko to, co mnie interesuje, za to
gruntownie.
7. Czy pracuje pan w dużym zespole?
Nie. W moim biurze i archiwum pracują tylko dwie osoby - Willi
i pewna, zaręczam pani, bardzo pigkna kobieta, ale jej wolno, bo jest
zamężna. Pomoc na czas wypraw, także fachową, angażujemy na
miejscu. Pomijając fakt, że tak jest taniej, bo odpadają koszty podróży,
ma to również tę zaletę, że miejscowi znają swój kraj i mogą nas ostrzec
przed ewentualnymi niebezpieczeństwami.
8. Czy wziąlby pan kogoś z nas w taką podróż?
Czemu nie? Trzeba tylko spełnić kilka warunków. Jadący musi
opłacić koszty podróży, musi mieć dobre zdrowie, potwierdzone
badaniem lekarskim, no i musi to być miły gość. Musi być wyspor-
towany. W męczącej podróży na nic są ludzie uparci i pesymiści.
Kierując się prosto do celu nie można tracić czasu na zbędne dyskusje.
A przy okazji zdzierać sobie nerwów...
Ale: Może interesuje państwa, że szwajcarskie biuro podróży "Kuo-
ni" i Lufthansa planują na jesień 1979 roku podróż przez Amerykę
Środkową i Południową po miejscach opisanych w moich książkach.
Ja też wezmę w niej udział, żeby podróżnicy faktycznie dotarli do
opisywanych przeze mnie odkryć i zobaczyli te przedmioty, o których
opowiadam. Jeżeli są państwo zainteresowani, mogą podążyć moimi
śladami z wypiekami na twarzy. Panie również!
9. W jaki właściwie sposób zdobywa pan właściwe informacje? Czy
zatrudnia pan wspólpracowników?
Nie, mam za to niemal nieogarnioną liczbę współpracowników
niejako honorowych. Powód jest bardzo prosty: moje książki wydano
na całym świecie w nakładzie ponad 40 mln egzemplarzy. To znaczy, że
"rozmawiam" z ogromną liczbą ludzi, których nie znam osobiście.
Lektura inspiruje ich do rozmyślań nad "moim" tematem. Tacy
czytelnicy piszą do mnie - a odpowiadam na wszystkie listy, nawet jeśli
już od dawna wiem to, o czym mnie właśnie informują. Ale w tej
powodzi korespondencji pojawiają się też informacje nader interesujące,
często z jakiegoś zakątka świata otrzymuję na przykład fotografie
rysunków naskalnych. Przychodzą paczki zawierające spisaną treść
starych mitów opowiadanych po dziś dzień przez starców jakichś
plemion, albo rzeczy, o których nigdy nie słyszałem. Oczywiście
pojawiają się też listy krytyczne, aleja zawszejestem wdzięczny za słowa
rzeczowej krytyki.
Wszystkie listy oraz odpowiedzi na nie są gromadzone w archiwum.
Kiedy pojawia się coś interesującego, zaczynam zadawać pytania. Na
przykład: Skąd pan to ma? Zjakiego to pochodzi źródła? Czy może pan
przysłać lepsze zdjęcia, pokrywam koszty?! Czy na potwierdzenie tych
informacji istnieją archeologiczne dowody na miejscu? Jeżeli w tym czy
innym przypadku dojdę do przekonania, że wskazówka jest istotna,
oznaczam dane miejsce chorągiewką na trasie kolejnej podróży.
Nie muszę chyba mówić, że listy od czytelników nie są jedynym czy
głównym źródłem informacji. Czytam bardzo dużo literatury na temat
archeologii i mitologii. Jestem na bieżąco - zarówno jeśli chodzi
o rozwój techniki kosmicznej, jak i biologii molekularnej.
A w końcu najważniejsze: Chyba jako jedyny pisarz zajmujący się tą
tematyką mam odczyty we wszystkich krajach świata, a po każdym
takim odczycie, jak dziś wieczór, toczy się dyskusja. Bardzo często jest
ona okazją do poznania ludzi dysponująeych nadzwyczaj wartoś-
ciowymi informacjami. Na przykład przed dwoma laty miałem odczyt
na uniwersytecie w Kalkucie. Następnie na rozmowę zaprosili mnie
sanskrytolodzy. Nigdy przedtem i nigdy potem nie zdobyłem tylu
precyzyjnych informacji o aparatach latających, opisanych w staroin-
dyjskich tekstach. Rozmowy takie są nierzadko zaczątkiem korespon-
dencji i, co najpiękniejsze, przyjaźni.
10. Czy czyta pan również książki swoich konkurentów?
Często, ale nie wszystkie. Znam osobiście większość autorów z mojej
działki. Jesteśmy członkami "Ancient Astronaut Society" z Chicago. To
towarzystwo użyteczności publicznej gromadzi wszelkie interesujące
dane na ten temat i przekazuje je swoim członkom, tak jak to się dzieje
w towarzystwach naukowych.
11. Czy z wielu informacji wybiera pan tylko te, które pasują do pańskich
teorii ?
Jeżeli pańskie pytanie ma być zarzutem, to ja zarzut ten akceptuję!
W zalewie informacji nie mogę działać inaczej niż uznana nauka
postępująca równie wybiórczo. Proszę wziąć do ręki książkę fachową
- obojętne z jakiej dziedziny. Na pewno będzie pan miał w ręku wybór,
jakiego autor musiał dokonać! Autor chce udowodnić swój pogląd.
Proszę pójść do muzeum! W gablotach zobaczy pan wybór, jakiego
dokonało kierownictwo placówki. Nie mogąc wystawić wszystkiego, co
znajduje się w magazynach i archiwach, dokonuje niezbędnego wyboru.
Poza tym to, czego ja nie opublikuję, bo nie poprze to mojej teorii,
marek33x