00:00:00:www.napiprojekt.pl - nowa jakoć napisów.|Napisy zostały specjalnie dopasowane do Twojej wersji filmu. 00:00:38:FILM STANLEYA KUBRICKA 00:00:44:MECHANICZNA POMARAŃCZA 00:01:44:To ja, to znaczy Alex,|oraz moi trzej druhowie, 00:01:49:to znaczy Pete, Georgie i Dim. 00:01:53:Siedzielimy w Barze Mlecznym Korova|starajšc się wybrać rozsšdny sposób spędzenia wieczoru. 00:01:59:Bar Korova sprzedawał mleko z dodatkiem 00:02:04:welocetu, syntemesku|lub drenchromu. Pilimy to ostatnie. 00:02:10:Dobrze nastraja i przygotowuje|na porcję starej dobrej Ultra-Przemocy. 00:02:19:/W pięknym miecie Dublinie 00:02:23:/które z cudnych dziewczšt słynie 00:02:28:/Ujrzały po raz pierwszy oczy me 00:02:32:/słodkš Molly Malone, 00:02:37:/jak swš taczkę toczyła 00:02:42:/ulicami Dublina 00:02:46:/Wołajšc:|/"Żywe małże na sprzedaż mam!" 00:02:51:Nigdy nie mogłem cierpieć|widoku brudnego starego lumpa, 00:02:56:który wrzeszczy w niebogłosy|tekst piosnki swych przodków, 00:02:59:bekajšc w przerwach|między wrzaskami, 00:03:01:jakby w jego bebechach|grała jaka obrzydliwa orkiestra. 00:03:05:Nie znosiłem takich typów,|bez względu na ich wiek. 00:03:09:Ale zwłaszcza takich starych|jak ten tu. 00:03:19:Bracia, macie może dla mnie|jakš drobnš monetę? 00:03:26:Wykończcie mnie, wy tchórze,|proszę bardzo. 00:03:30:Żyć się odechciewa,|jak patrzę na ten mierdzšcy wiat. 00:03:36:Tak? A co w nim takiego mierdzšcego? 00:03:40:mierdzi, bo nie ma już w nim|za grosz prawa i porzšdku. 00:03:44:mierdzi, bo pozwala młodym|atakować starych, tak jak to włanie czynicie. 00:03:50:Ech, to nie jest już|wiat dla starego człowieka. 00:03:55:Co to w ogóle za wiat? 00:03:58:Ludzie siedzš na Księżycu|i latajš wokół Ziemi, 00:04:03:a prawa i porzšdku|na niej nie strzeże nikt. 00:04:10:O, ukochana Ojczyzno,|za Ciebie walczyłem... 00:04:49:W okolicy opuszczonego kasyna 00:04:52:natrafilimy na Billy'ego Boy'a|i jego druhów. 00:04:55:Przygotowywali się do grupowego bara-bara 00:04:59:z młodš płaczliwš dzieweczkš,|którš sobie złapali. 00:05:45:Ho, ho, ho, czyżby to był|ten gruby mierdziel Billy Kozioł? 00:05:57:Jak się masz,|panie pękata butelko jabola? 00:06:05:Chod no tu, to obetnę ci jaja, 00:06:07:jeli w ogóle je masz,|ty trzęsšca się galareto, ty. 00:06:15:Bierzmy ich, chłopcy! 00:07:13:Policja! 00:07:15:Spadamy stšd! 00:07:36:Durango 95 mruczał wspaniale, 00:07:41:wywołujšc ciepłe,|przyjemne drżenie w trzewiach. 00:07:45:Wkrótce były już tylko|drzewa i ciemnoć, bracia moi, 00:07:49:prawdziwa, nieprzenikniona ciemnoć. 00:08:26:Powygłupialimy się trochę|kosztem innych nocnych podróżnych, 00:08:30:bawišc się w piratów drogowych. 00:08:32:A potem skierowalimy się na zachód. 00:08:35:Mielimy ochotę|na małš niespodziankowš wizytę, 00:08:38:która by nas porzšdnie rozkręciła|i wyzwoliła starš dobrš Ultra-Przemoc. 00:09:30:A któż to może być? 00:09:40:Pójdę zobaczyć. 00:09:52:Kto tam? 00:09:54:Czy mogłaby pani pomóc?|Miał miejsce straszliwy wypadek. 00:09:59:Mój przyjaciel leży krwawišc|na rodku szosy. Czy mógłbym|skorzystać z telefonu, by wezwać karetkę? 00:10:03:Przykro mi, ale nie mamy telefonu.|Proszę ić gdzie indziej. 00:10:06:Ale proszę pani,|to sprawa życia i mierci. 00:10:09:Kto to, kochanie? 00:10:11:Jaki młody człowiek. 00:10:12:Twierdzi, że miał miejsce wypadek|i chce skorzystać z telefonu. 00:10:17:Powinna go zatem wpucić. 00:10:20:Proszę chwileczkę poczekać, dobrze? 00:10:24:Na ogół nie wpuszczamy|do domu nieznajomych w rodku... 00:10:44:Dobra. Pete, sprawd resztę domu. Dim. 00:10:52:/W deszczu sobie podpiewuję, 00:10:57:/Znów jestem szczęliwy,|/tak wspaniale się czuję, 00:11:03:/I mieję się z tych chmur,|/co majaczš tam w górze, 00:11:08:/Bo w sercu mym jest słońce,|/chyba zaraz się zadurzę. 00:11:15:/Niechże chmury się goniš,|/niech wszyscy bawiš się, 00:11:22:/Ja przyjdę wraz z deszczem,|/ja umiecham się. 00:11:27:/Ulicš będę szedł,|/z pieniš na ustach wesołš, 00:11:33:/I piewać będę w deszczu|/radosnš pień mojš. 00:11:48:/W deszczu sobie podpiewuję, 00:11:56:/Znów jestem szczęliwy,|/tak wspaniale się czuję, 00:12:03:/I mieję się z tych chmur,|/co majaczš tam w górze, 00:12:11:/Bo w sercu mym jest słońce,|/chyba zaraz się zadurzę... 00:12:18:/Niechże chmury się goniš,|/niech wszyscy bawiš się, 00:12:25:/Niech wyjdš na deszcz,|/a ja umiecham się. 00:12:31:/Ulicš będę szedł,|/z pieniš na ustach wesołš 00:12:39:/I piewać będę w deszczu|/radosnš pień mojš. 00:12:44:Przypatrz się bracie porzšdnie. 00:13:06:Wszyscy czulimy się|z lekka sfatygowani i znużeni, 00:13:11:jako że wieczór ten|kosztował nas nieco energii, o, bracia moi. 00:13:15:Pozbylimy się wozu i wpadlimy|do starej dobrej Korovy na wieczorne mleko. 00:13:26:Hej Lucy. Ciężki wieczór miała? 00:13:32:My też się napracowaliy. 00:13:36:Wybacz, Lucy... 00:13:45:Tuż obok siedziały snoby|z pobliskiego studia telewizyjnego. 00:13:49:Dziewczyna miała się i rozmawiała,|jakby nie miała troski na tym okrutnym wiecie. 00:13:57:I wtedy płyta|w szafie grajšcej się skończyła. 00:14:01:Zanim zdšżyła włšczyć się następna, 00:14:05:dziewczyna zaczęła piewać. 00:14:11:I było to tak, bracia moi, 00:14:13:jakby jaki przecudowny|ptak wleciał do baru. 00:14:16:Poczułem, że nawet najmniejsze|włoski na moim karku stajš dęba, 00:14:23:a ciarki chodzš po ciele niczym|jakie maleńkie jaszczurki; 00:14:26:w górę i w dół. 00:14:28:A to dlatego, że wiedziałem,|co piewała. 00:14:31:Był to fragment boskiej|Dziewištej Ludwika Van. 00:14:43:- Za co to było?|- Za to, że jeste niewychowanym draniem. 00:14:47:Bez cienia pojęcia o zachowaniu się|w miejscach publicznych, bracie mój. 00:14:54:Nie podoba mi się to, co zrobiłe. 00:14:57:Wcale nie jestem już twoim bratem.|I w ogóle nie chcę nim być. 00:15:04:Pilnuj się. 00:15:06:Doprawdy pilnuj się, bracie Dimie, 00:15:08:jeli kontynuacjš|życia swego zainteresowany. 00:15:13:Zasłużyłe sobie na kopa,|porzšdnego kopa w jaja. 00:15:17:Bez mrugnięcia potraktuję cię|łańcuchem czy brzytwš. 00:15:21:Nie pozwolę ci na takie|bezpodstawne mnie karanie. 00:15:25:Nie masz prawa mnie poniżać! 00:15:31:Podejmę wyzwanie, kiedy tylko chcesz. 00:15:48:Tra la la. 00:15:52:Chyba zmęczony jestem, 00:15:57:lepiej będzie,|jak nic już nie powiem. 00:15:59:Do łóżka najwyższy czas się udać, 00:16:03:więc wracajmy do domku|na spanko, dobrze, dobrze? 00:16:19:Mieszkałem z moim tatkiem i mamciš 00:16:22:w bloku numer 18A w północnym Linear. 00:17:44:Idealnym zwieńczeniem|tego jakże udanego wieczoru- 00:17:54:była odrobina|starego dobrego Ludwika Van. 00:18:45:O, rozkoszy..|rozkoszy i rajska słodyczy. 00:18:50:Perfekcja w swej najczystszej postaci. 00:18:54:Niczym ptak z najprzedniejszego metalu, 00:18:58:lub srebrzyste wino|unoszšce się w próżni kosmicznej... 00:19:05:I te cudowne obrazy|pojawiajšce się podczas słuchania.. 00:19:29:Alex, Alex, 00:19:33:Alex! 00:19:36:Alex! 00:19:37:Czego chcesz? 00:19:38:Już po 8, a nie chcesz|się spónić do szkoły, prawda, synku? 00:19:44:Boli mnie głowa, mamo. 00:19:47:Daj mi pospać, to może przejdzie. 00:19:50:Po południu|będę jak nowo narodzony. 00:19:53:Ależ synku, w tym tygodniu|ani razu nie było cię w szkole. 00:19:57:Muszę odpoczywać|i dbać o zdrowie, mamo. 00:20:00:W przeciwnym razie|grozi mi jeszcze więcej nieobecnoci. 00:20:04:Dobrze, zostawię ci|niadanie na kuchence. 00:20:07:Muszę już lecieć. 00:20:10:Dobrze mamo,|życzę miłego dnia w fabryce. 00:20:18:Znów nie czuje się dobrze, Tatku. 00:20:21:Tak, słyszałem. 00:20:24:- Wiesz, o której wrócił wczoraj do domu?|- Nie. Tabletki nasenne robiš swoje. 00:20:31:Ciekawe, jakš to pracę znalazł,|że ma zajęte wieczory. 00:20:37:Mówi, że robi różne rzeczy. 00:20:43:Pomaga tu i ówdzie. 00:21:26:Czołem, czołem, panie Deltoid.|Co za niespodzianka widzieć tu pana. 00:21:31:Jak tam, Alex|nareszcie się obudził, tak? 00:21:35:Spotkałem twojš mamę,|jak wychodziła do pracy. 00:21:38:Dała mi klucz. 00:21:43:Mówiła o bólu, z powodu którego|nie poszedłe do szkoły, tak? 00:21:48:Nad wyraz nieprzyjemny|ból głowy, proszę brata. 00:21:52:Powinno mi przejć do południa. 00:21:55:A do wieczora to już na pewno, tak?|Wieczór to cudowna pora, co, chłopcze? 00:22:01:- Szklaneczkę czego mocniejszego?|- Brak czasu, brak czasu, tak? 00:22:04:Siadaj, siadaj. 00:22:07:Czemu zawdzięczam tę przemiłš wizytę? 00:22:10:- Czy co się stało?|- Stało? A co się niby miało stać? 00:22:16:- Co przeskrobałe, tak?|- Tak tylko pytam, proszę pana. 00:22:21:Tak, zatem twój opiekun rozwojowy- 00:22:25:- tak tylko ci radzi, żeby uważał. 00:22:27:Bo następnym razem|nie skończy się na szkole poprawczej. 00:22:30:Następnym razem będzie to instytucja w Barley, 00:22:33:a cała moja praca pójdzie na marne. 00:22:34:Skoro brak ci szacunku|dla samego siebie,|mógłby go chociaż okazać mi. 00:22:38:Tak się nad tobš natrudziłem. 00:22:40:Mamy naganę za każdego|nieodzyskanego dla społeczeństwa. 00:22:44:Każdy z was, kto wylšduje|w pierdlu, stanowi dowód naszej porażki. 00:22:51:Nie robiłem niczego złego,|proszę pana. 00:22:53:Milicja na mnie nic nie ma,|bracie. Znaczy się, proszę pana. 00:22:56:Daruj sobie gadkę o milicji.|To, że cię ostatnio nie zgarniano- 00:23:02:nie znaczy, o czym doskonale wiesz,|że nie wyprawiasz jakich wiństw. 00:23:05:Jedno miało miejsce wczoraj, tak?|Bardzo poważne wiństwo, tak? 00:23:10:Paru kumpli niejakiego Billy-Boya|trzeba było eskortować karetkš, tak? 00:23:14:Nazwisko twoje, ródła te co zwykle, 00:23:18:i paru twoich druhów|zostały wymienione w zwišzku ze sprawš. 00:23:21:Jak zwykle, nie można niczego|dowieć. Ale ostrzegam cię, chłopcze, 00:23:26:jako twój wierny przyjaciel|i jedyny w tym chorym społeczeństwie, 00:23:31:który chce cię uratować od ciebie samego....
larry.marcin