Courths-Mahler Jadwiga-Miłosne wyznanie doktora Rodena.pdf

(193 KB) Pobierz
JADWIGA COURTHS-MAHLER
JADWIGA COURTHS-MAHLER
Miłosne wyznanie doktora
Rodena
12 LiF
N LUWJ
29. 10.
-9. 09. 2005
W.BSKMSBUOTĘKAPUBUCZHJ
, 306 Zabrze, ul. Wolności 450
FILIA nr 1 tP,(. 971-48-11
ISBN 83-85397-21-3
Redakcja tekstu ANNA LUBASIOWA
Redakcja techniczna LECH DOBRZAŃSKI
Korekta ROMAN KLEC
Projekt okładki i strony tytułowej MAREK MOSIŃSKI
Wydawca P.P.U. AKAPIT Sp. z o.o.
Katowice 1991
Ark. wyd. 5,0, Ark druk. 4,75
Opolskie Zakłady Graficzne
Zam. 1146/91
Gwiazdą wspaniałego, uroczystego wieczoru, była piękna, powszechnie podziwiana pani
domu.
Jej wytworna postać, spowita w nieprawdopodobnie bogatą, wspaniałą toaletę ze srebrnego
brokatu, ściągała na siebie wzrok wszystkich obecnych gości.
Oczy mężczyzn, ilekroć spoczywały na tym uroczym zjawisku, rozbłyskiwały gorącym
podziwem i pożądaniem, a oczy pań zachodziły mgłą zazdrości, która jednak nie zdołała w
nich stłumić uznania dla wdzięku i urody tej niezwykłej kobiety.
Ale piękna pani Helena małą wagę przywiązywała do spojrzeń jednych, jak i drugich. Stała,
rozmawiając swobodnie, na tarasie szerokich kamiennych schodów, które wiodły w dół do
ogrodu. Otaczał ją krąg wytwornych osób, z którymi pani domu prowadziła inteligentną, nie
pozbawioną lekkiej pikanterii rozmowę. Ciągle przy tym przebiegała wzrokiem po salonie, po
którym snuli się wytwornie ubrani goście.
Oczy jej, szukając kogoś, biegały z miejsca na miejsce, aż nareszcie zetknęły się z drugą
parą oczu.
Te tak długo poszukiwane oczy należały do młodego inżyniera — doktora Henryka Rodena.
1
Wzrok tych dwojga, spotkawszy się ze sobą, rozbłysnął na sekundę nieopanowanym,
gorącym płomieniem.
Nikt tego nie zauważył prócz młodej, ubranej w białą suknię dziewczyny, która właśnie
rozmawiała z doktorem Rodenem. To spojrzenie wstrząsnęło jej smukłą postacią, jak
uderzenie.
Tą młodą dziewczyną była Jutta Bruckner, pasierbica pięknej pani domu. Jej delikatna,
spokojna twarz pobladła, a w oczach odbił się nieopisany wyraz lęku i zatroskania,
cierpienia i miłości.
Kiedy Henryk Roden powrócił wzrokiem do młodej dziewczyny, zrozumiał wymowny wyraz
jej oczu i twarz jego zarumieniła się mocno.
Te piękne, poważne oczy dziewczęcia robiły mu wyrzuty. I nagle przeląkł się tajemniczego
bólu, który wyrażała jej twarz.
Ale Jutta Bruckner opanowała się szybko i jak gdyby nic nie zaszło, ciągnęła dalej
przerwaną rozmowę.
— A więc matka pańska jest już znowu zdrowa, panie doktorze?
Doktor zmusił się do swobodnego tonu.
— Dzięki Bogu, droga pani, już zupełnie wróciła do sił.
— A dlaczego nie przyjęła naszego zaproszenia na dzisiejszy wieczór?
Młodzieniec zawahał się chwilę. Nie chciał i nie mógł zdradzić młodej dziewczynie, że to on
właśnie odradził matce przyjść na tę uroczystość, gdyż nie mógłby znieść badawczych,
stroskanych spojrzeń matczynych oczu.
Wiedział, że jego matka nie spuszczałaby wzroku z niego i pani Heleny, a on... on musi dziś
rozmówić się z panią Heleną... już dłużej tak nie wytrzyma... to się musi skończyć, tak czy
inaczej.
Nie może już dłużej znosić tej niejasnej sytuacji. Jego szlachetna natura zżymała się przed
tą zakazaną, podwójną
grą-
Zanim pani Helena poślubiła bogatego radcę handlowego Brucknera, właściciela wielkich
zakładów przemysłowych, była potajemnie zaręczona z Henrykiem Rodenem.
Przyrzekła zostać jego żoną, gdy tylko będzie w stanie zapewnić jej dostatnie, beztroskie
życie. Obiecała, że będzie czekać wiernie i cierpliwie, aż on osiągnie swój cel.
Przyrzekła zostać jego żoną, gdy tylko będzie w stanie zapewnić jej dostatnie, beztroskie
życie. Obiecała, że będzie czekać wiernie i cierpliwie, aż on osiągnie swój cel.
Ale piękna kobieta nie dotrzymała swego przyrzeczenia.
Nagle pewnego dnia oznajmiła mu, że jej rodzina zmusiła ją do przyjęcia oświadczyn radcy
handlowego Brucknera. Zaręczyła się więc z nim, ale on, Henryk, nie powinien sądzić, że
sercem nie zostanie przy nim.
Jej serce na zawsze należy tylko do niego i czuje, że umrze, jeśli Henryk sprzeniewierzy się
ich miłości.
2
I oto Henryk Roden, który ani przez chwilę nie wątpił w jej szczerość, dał się oszukać.
Wierzył święcie, że tylko
przymus pchnął ją w ramiona bogatego małżonka i nadal pozostał jej oddanym
niewolnikiem.
Ale z czasem zaczęły mu się otwierać oczy na niektóre sprawy i niejedno wydało mu się
podejrzane. To wszystko dało mu wiele do myślenia i wreszcie doszedł do wniosku, że jego
stosunek do tej pięknej kobiety jest zbyt bezkrytyczny.
Obserwując ją baczniej, przekonał się z wolna, że Helena igra z nim i że nie zawsze prawdą
jest to, co ona mówi. I chociaż dawna namiętność ciągle jeszcze miała nad nim władzę,
ilekroć patrzył w jej uwodzicielskie oczy, to jednak z dala od niej nachodziły go chwile
zrozumienia i oprzytomnienia.
Pogrążony w tych rozmyślaniach, nie zauważył, że zbyt długo każe Jutcie Bruckner czekać
na odpowiedź i wciąż wzrokiem ścigał uroczą postać pięknej pani Heleny. Nie zauważył też,
że Jutta z pełnymi lęku oczyma bacznie mu się przygląda.
Dopiero lekkie westchnienie, które dosłyszał, przywróciło jego pamięci pytanie, które mu
zadała.
— Moja matka jest może jeszcze zbyt słaba, by bez szkody dla zdrowia wziąć udział w
takiej uroczystości i dlatego radziłem jej, aby lepiej pozostała w domu.
Czyżby Jutta Bruckner wiedziała, co go skłoniło do tego rodzaju wykrętu? W swej
wrażliwości miała dziwne wyczucie dla spraw, dotyczących doktora Henryka Rodena.
Lekki rumieniec pokrył jej bladą twarz.
— W takim razie zajrzę jutro znowu do pańskiej matki — rzekła jednak spokojnie i
przyjaźnie.
Teraz Henryk spojrzał szczerze i otwarcie w jej oczy. I nagle ujrzał, jak piękne były te
błękitne, głębokie oczy dziewczyny, jak uroczą i słodką była jej twarzyczka z tym lekkim
rumieńcem na delikatnych policzkach. Szlachetne usposobienie wypisane ne jej czystym
czole, umacniały jego pełne szacunku i czci uczucia dla niej.
Szare oczy Henryka rozbłysły i zajaśniały na opalonej, energicznej twarzy.
I jak już nieraz ostatnimi czasy, uczuł w sercu pod wpływem jej spojrzenia jakieś dziwne
ciepło.
Z uśmiechem powiedział:
— To będzie bardzo, bardzo pięknie z pani strony. Moja matka ogromnie się ucieszy. Mam
wrażenie, że żadne inne towarzystwo nie jest jej tak miłe, jak pani, nawet towarzystwo jej
własnego syna.
Jutta potrząsnęła głową.
— O, niech pan nie przesadza, panie doktorze, dla pańskiej matki nie istnieje na
świecie nic prócz jej syna.
Henryk nadal skupiony był na swojej rozmówczyni, więc na chwilę oczy pięknej pani Heleny
straciły nad nim swą władzę.
3
Ogarnęło go błogie i zarazem bolesne uczucie, kiedy tak spoglądał na tę bladą, dziewczęcą
twarz.
— Wiem o tym, moja droga pani, ale zaraz po mnie pani zajmuje najprzedniejsze miejsce w
jej sercu. O tym także wiem dobrze. I jeżeli pani naprawdę jutro odwiedzi moją matkę, to
uszczęśliwi ją tym pani bardzo.
Lekki uśmiech przemknął po twarzy Jutty.
— Powinno się zawsze wykorzystywać sposobność sprawienia radości człowiekowi.
Więc niech pan zapowie swej matce, że jutro po obiedzie wpadnę do niej na godzinkę.
Ciepłe, pełne wdzięczności spojrzenie spoczęło na jej twarzyczce i Henryk ucałował jej dłoń.
— Dziękuję pani w swoim i zarazem matki imieniu. Jest pani dobra, jak rzadko kiedy bywają
młodzi ludzie. Cała pani istota promienieje dobrocią. Wyczuwa się to, kiedy się jest w pani
towarzystwie.
Znowu lekki rumieniec zabarwił bladą twarzyczkę Jutty. Chciała coś odpowiedzieć, ale nie
znajdowała słów i tylko patrzyła na niego wzrokiem, który wzbudzał w nim jakiś dziwny
niepokój. Henryk nie wiedział, co tkwi w tym spojrzeniu, lecz czuł, że sięga ono w głąb jego
serca.
Ale w tej właśnie chwili, która nie była bez znaczenia dla dwojga młodych, ktoś im
przeszkodził.
Pani Helena szybko zbiegła po szerokich, kamiennych schodach i stanęła przy nich,
pochylając do przodu swą smukłą postać, spowitą, niby w trykot, w lśniący, srebrny brokat.
— No, droga Jutto, jak się bawisz, czy dobrze? — zapytała beztroskim, roześmianym
głosem.
Ale subtelne ucho odróżniłoby w tym głosie akcent, który nie harmonizował z tym
swobodnym, roześmianym wyrazem twarzy.
Jutta drgnęła z lekka. Powolnym ruchem zwróciła pobladłą twarz w stronę, macochy.
— Dziękuję ci, bawię się doskonale — odparła.
Zapominała zawsze o odpowiednim tonie w rozmowie ze swoją macochą. Śmieszne
wydawało jej się nazywać drugą żonę swego ojca, starszą od niej zaledwie o rok, matką.
Chociażby nie była jej tak obca i niesympatyczna, jak to miało miejsce w rzeczywistości.
Oczy pani Heleny wpatrywały się w doktora Rodena.
— To daje doskonałe świadectwo pańskim zdolnościom, panie doktorze, gdyż moja
pasierbica jest pod tym względem bardzo wymagająca — rzekła z uśmiechem.
— Pan doktor Roden w każdym razie zadał sobie dużo trudu, żeby się ze mną nie nudzić —
odpowiedziała zamiast Henryka Jutta.
— O, zgłaszam protest, droga pani, i ja bawiłem się w jej towarzystwie doskonale i czuję się
szczęśliwy, jeżeli naprawdę nie zanudziłem pani swoją obecnością.
— To naprawdę nie miało miejsca — rzekła Jutta. Teraz z kolei odezwała się pani Helena:
— A więc, panie doktorze, w takim razie proszę mi podać ramię i zaprowadzić mnie do
bufetu w ogrodzie, chcę zjeść trochę lodów i przekonać się przy tym, czy się z panem
doprawdy tak dobrze spędza czas.
4
Henryk pochylił się w ukłonie i podał jej ramię. Helena oparła na nim swoją rękę i zwracając
się do Jutty, która z dziwnie skamieniałą twarzą spoglądała przed siebie, rzekła:
— To naprawdę nie wypada, Jutto, że tak mało interesujesz się innymi gośćmi. Wiesz
przecież, że tę zabawę ogrodową urządziłam przede wszystkim dla ciebie, żebyś się
8
trochę rozerwała. Nie powinnaś więc niweczyć moich dobrych zamiarów.
Jutta z dumnym zaprzeczeniem potrząsnęła głową.
— Niepotrzebnie zadajesz sobie tyle trudu, nie lubię takich gwarnych uroczystości.
— Och! Idź do klasztoru, Ofelio! Chodźmy stąd prędko, panie doktorze. Moja pasierbica jest
księżniczką śnieżnych krain i kto długo przebywa w jej pobliżu, zamienia się
w kawał lodu.
I pani Helena śmiejąc się pociągnęła za sobą młodzieńca.
Jutta spoglądała za nimi pociemniałymi z bólu oczyma i jak gdyby ten wzrok miał jakąś
władzę nad Henrykiem, odwrócił się na chwilę w jej stronę. Zobaczył to bolesne spojrzenie,
które zapadło w jego serce, jak wyrzut.
Ale ucisk miękkiej, kobiecej ręki na jego ramieniu skłonił go do zwrócenia w tę stronę swojej
uwagi.
Spojrzał na piękną kobietę u swego boku, do której należały wszystkie gorące namiętności
jego młodzieńczych lat i od której czaru, mimo jej przewrotności, jeszcze dziś nie mógł się
zupełnie wyzwolić.
Ale dziś po raz pierwszy odczuł więzy, które go z nią skuwały, jako uciążliwe kajdany. Dwoje
boleśnie spoglądających oczu dziewczęcych dało mu to do zrozumienia.
— Henryku, kochany Henryku — dźwięczało jak syreni śpiew nad jego uchem.
Mężczyzna dziwnym wzrokiem spojrzał w uwodzicielskie oczy kobiety.
— Heleno, nie wytrzymam tego dłużej! — wyrwało się
z jego ust.
— Co znowu, kochany głuptasku? To dlatego, że tak blisko mnie stąpasz poprzez tę
gnuśną ciżbę? Dlatego, że cię kocham? Żebyś ty wiedział, Henryku, jak ja za tobą tęsknię
dniem i nocą.
— Cicho bądź, Heleno, cicho — szepnął Henryk, postanawiając w duchu nie poddać się jej
urokowi.
— Nie kochasz mnie już? — odpowiedziała Helena szeptem, tuląc się mocno do jego boku.
— Byłoby dla mnie lepiej, gdybym cię mógł nienawidzić!
— Fe, jak niegrzecznie! Czy to podziękowanie za to, że umknęłam całemu towarzystwu, by
móc być chwilę z tobą? Że pragnę usłyszeć jakieś miłe słowo od ciebie?
Henryk rozczulił się i przycisnął do siebie jej ramię.
— Nie wiem, Heleno, czy mam ci dziękować, wiem tylko, że to nie w porządku, że my tak
do siebie mówimy. Jest to niesprawiedliwe wobec twojego męża, a mojego
chlebodawcy.
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin