Rzeź wołyńska.pdf

(1662 KB) Pobierz
Microsoft Word - Rzeź wołyńska.doc
Rzeź wołyńska - określenie szeregu akcji nacjonalistów ukraińskich skierowanych przeciwko ludności polskiej i
czeskiej zamieszkującej na Wołyniu. Podczas ciągnących się od 1942 do 1944 roku napadów, nasilonych w lecie
1943 roku, wymordowano około 60 tysięcy Polaków oraz kilka tysięcy Ukraińców.
Akcja zainicjowana była przez działaczy OUN-B (banderowcy) i wykonywana przede wszystkim przez formacje
UPA wspomagane przez chłopów. Dużą role w podżeganiu do zbrodni odegrał kler grekokatolicki. Księża
grekokatolicy, którzy odmawiali nawoływania do zbrodni byli także mordowani. Metropolita grekokatolicki
Andrzej Szeptycki wydał co prawda 21 listopada 1942 list pasterski Nie zabijaj, jednak nie spowodował on prawie
żadnej reakcji ze strony nacjonalistów.
Najwięcej mordów, dokonanych w lecie 1943 roku, odbywało się w niedziele. Ukraińcy wykorzystywali fakt, że
ludność polska gromadziła się podczas mszy w kościołach, więc często kościoły były otaczane, a wierni przed
śmiercią częstokroć byli torturowani w okrutny sposób (np. przecinanie ludzi na pół piłą do drewna, wyłupuwanie
oczu, palenie żywcem). 11 lipca 1943 miał miejsce skoordynowany atak na dziesiątki polskich miejscowości, w
całym zaś lipcu na co najmniej 530 polskich wsi i osad. Pod hasłem Śmierć Lachom zginęło wówczas kilkanaście
tysięcy Polaków. Bardzo trudno dziś określić dokładnie liczbę pomordowanych Polaków. Jest to często wynikiem
faktu, że niektóre miejscowości zostały zrównane z ziemią, a ich mieszkańcy wymordowani do ostatniego
człowieka. Ostrożne szacunki poparte materiałem dowodowym, w postaci relacji tych , którzy przeżyli, pozwalają
określić straty polskie na Wołyniu na ok. 60 tys. pomordowanych.
W 1944 bandy UPA przeniosły ciężar swych działań na Ziemię Lwowską i Podole, liczniej niż Wołyń
zamieszkałe przez Polaków. Straty w Małopolsce Wschodniej (województwa : lwowskie, tarnopolskie i
stanisławowskie) są trudne do oszacowania ze względu na brak (wówczas i obecnie) możliwości
zinwentaryzowania tych zbrodni. Są to liczby wielokrotnie wyższe, co pozwala określić ogólną liczbę polskich
ofiar nacjonalistów ukraińskich na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej na ok. 200 tys. osób.
Polacy bronili się, ale, będąc mniejszością (zwłaszcza na Wołyniu), nie mieli większych szans. Do obrony stanęły
oddziały Armii Krajowej oraz innych organizacji podziemnych, ale największą rolę odegrały polskie oddziały
samoobrony. Do historii przeszła samoobrona w Przebrażu, w którym schroniło się ok. 20 tysięcy Polaków.
W 1944 walki z nacjonalistami ukraińskimi prowadziła także 27 Wołyńska Dywizja Armii Krajowej. Po zajęciu
tych terenów przez zwycięskie wojska sowieckie Polacy zaczęli wstępować, za zgodą miejscowych komend AK,
do tworzonych przez władze sowieckie Istriebitielnych Batalionów, które w dużym stopniu przyczyniły się do
uratowania życia i mienia tysięcy ocalałych z pogromu Polaków.
Nacjonaliści ukraińscy mordowali także Ukraińców i Czechów nieprzychylnych UPA, pomagającym Polakom
bądź współpracujących z ZSRR w roku 1941. Są oni obecnie często traktowani przez propagandę jako ofiary
polskiej akcji odwetowej. Dużo ofiar było też wśród osób z małżeństw mieszanych. Mordowano przede
wszystkim dzieci i jednego z małżonków. Często zmuszano np. męża Ukraińca do zabicia własnych dzieci i żony,
odmowa karana była śmiercią. Polacy przeprowadzali akcje odwetowe lecz ich zasięg i skala były
nieporównywalne. Większość Polaków z Wołynia walczyła bowiem na różnych frontach i na miejscu pozostali
głównie starcy, kobiety i dzieci.
„Ze Sławomirem Zawiślakiem posłem na Sejm RP i jednocześnie prezesem Światowego Związku Żołnierzy
Armii Krajowej Okręgu Zamość rozmawia Aleksander Szycht
To godne najwyższego ubolewania i potępienia, że mimo ważnych celów geopolitycznych państwa
polskiego nie pamięta się o tym, by Polakom w sposób skuteczny przekazywać pamięć o haniebnej
ludobójczej zbrodni dokonanej przez UPA” -
Aleksander Szycht: Pan poseł reprezentuje Prawo i Sprawiedliwość oraz, co istotne, jednocześnie jest
członkiem zwyczajnym Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej. Co mógłby Pan powiedzieć o
sprawie ludobójstwa dokonanego przez Ukraińską Powstańczą Armię na ludności Polski Południowo-
Wschodniej, które to ostatnio doszło w nieco większej mierze do świadomości społeczeństwa polskiego. Co
Pan sądzi o całej sprawie przemilczeń, które ten proces wstrzymywały i de facto nadal wstrzymują?
Sławomir Zawiślak: Jako Polak, patriota, poseł na Sejm Rzeczypospolitej Polskiej chciałbym stwierdzić, że
znam w miarę dokładnie historię tragedii ludności polskiej na wymienionych terenach przez Pana redaktora
terenach II RP, w tym na Wołyniu, która w czasie drugiej wojny światowej została w sposób okrutny
1
wymordowana w ogromnej ilości poprzez działania UPA. To ludobójstwo na Wołyniu miało miejsce w tak
trudnym dla narodu polskiego okresie historycznym. Przeprowadzone było w sposób zaplanowany, ale i
niestety bardzo okrutny. Mordowano Polaków, obywateli II Rzeczypospolitej, wypełniając pewne wizje
nacjonalizmu ukraińskiego. Znam to nie tylko z relacji historycznych, ale także z rozmów ze środowiskami
Wołyniaków, działającymi bardzo aktywnie na terenie Zamojszczyzny w samodzielnej organizacji na rzecz
upamiętniania etosu polskiej ludności Wołynia. Mogę tu wymienić panią prezes Kalinowską kierującą
stowarzyszeniem Wołyniaków, z którą bardzo często się kontaktuję tak prywatnie, jako poseł, jak i poprzez
naszą wspólną pracę organizacji patriotycznych, które mają określone – wspólne cele – przekazywania
młodemu pokoleniu wiedzy historycznej. To godne najwyższego ubolewania i potępienia, że mimo ważnych
celów geopolitycznych państwa polskiego nie pamięta się o tym, by Polakom w sposób skuteczny
przekazywać pamięć o haniebnej ludobójczej zbrodni dokonanej przez UPA. Uważam, że w tej sprawie nie
należy mówić nieprawdy, ale właśnie prawdę, dzięki której mamy większe szanse unormowania stosunków
między narodami. Gdy winni zrozumieją swoje winy i przeproszą, my jako chrześcijanie możemy zdobyć
się na przebaczenie. Nie należy pozwalać na fałszowanie historii. Uważam, że powinniśmy przypominać
zwłaszcza młodemu pokoleniu o tej tragedii i walczyć najbardziej skutecznie, by miejsca uświęcone krwią
Polaków na Wołyniu, Kresach mogły być odszukiwane, by tam stawiać krzyże ku pamięci ofiar. To stanowi
wielkie zadanie dla państwa polskiego. Wiem o wielkich trudnościach stwarzanych przez państwo
ukraińskie. Mam jednak nadzieję, że Polska sobie z tym poradzi. Biorąc pod uwagę rozwój sytuacji z drugiej
strony, ze zdziwieniem obserwuję na naszym terenie, jak łatwo w sposób nieskoordynowany strona
ukraińska przemyca swoje interesy historyczne. Ostatnio jako prezes ŚZŻAK Okręgu Zamość miałem
telefony od naszych członków odnośnie cmentarza w Sahryniu, gdzie niezidentyfikowane osoby ustawiły
nieuzgodnioną ze stroną polską tablicę upamiętniającą tragiczne wydarzenia z okresu II wojny światowej, a
nie jest to taki pierwszy przypadek. Jako obywatel Rzeczypospolitej, ale i osoba, która pełni określoną
funkcję w organizacji społecznej stwierdziłem, że dla unormowania tej sytuacji należy fakt ten zgłosić do
Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa. Mam nadzieję, że ta sprawa zostanie wykorzystana ku
dobremu, a strona polska uzyska lepsze relacje z ukraińską, w kontekście lokowania krzyży i upamiętniania
naszych miejsc pamięci narodowej na Ukrainie. Trzeba dodać, iż wspomniany element postawiony przez
Ukraińców nielegalnie w Sahryniu, ze zignorowaniem władz polskich, zostanie usunięty. Istnieje jednak
możliwość, że stanie tam symbol uzgodniony ze stroną polską.
Aleksander Szycht: Mówimy tutaj cały czas o tej stronie ludobójstwa, jakie zostało dokonane na Wołyniu.
Co natomiast z praktycznie drugą taką samą liczbą ludności zamordowanej w podobny sposób przez tą samą
organizację na innych terytoriach? Mam tu na myśli obszar Małopolski Wschodniej czy nawet nasze
dzisiejsze terytorium polityczne. O tych terenach bowiem często się zapomina, poświęcając uwagę jedynie
Wołyniowi. Tymczasem drugie 60 tys. ofiar stanowi Tarnopolszczyzna, Stanisławowszczyzna czy
województwo lwowskie, a nawet strzępy lubelskiego. Co Pan sądzi o osobach, które specjalnie zawężają
zbrodnię wyłącznie do terytorium Wołynia (Nie mam tu na myśli Pana Posła i naszej rozmowy) aby
wykazać, że jest to rzekomo jakiś wyjątek od reguły jeśli chodzi o działalność Ukraińskiej Powstańczej
Armii?
Sławomir Zawiślak: Z tego co wiem stosunki między Polakami a Ukraińcami były w okresie
międzywojennym na terenach Małopolski Wschodniej gorsze niż na Wołyniu. Dopiero później to napięcie
powędrowało na północ, przede wszystkim poprzez działania nacjonalistycznych organizacji ukraińskich
(OUN,UWO). Natomiast faktem jest, że to Wołyń najbardziej niespodziewanie, gwałtownie i obficie spłynął
krwią polską. Ta pamięć zaś, przedstawiana naszemu społeczeństwu (faktycznie jeszcze w niedostateczny
sposób), jest pamięcią, pielęgnowaną najintensywniej przez środowiska Wołyniaków. Oni oddali najwięcej
swojej pracy ku temu, by tragedię swoich rodzin oraz przyjaciół z ojczystych stron przedstawić.
Rzeczywiście to trochę inaczej wygląda, jeśli chodzi np. o teren Małopolski Wschodniej. Nie wiem, czym
należy tłumaczyć fakt, że istnieje mniejsza intensywność w przekazywaniu omawianego tematu w
odniesieniu do tego terytorium. Oczywiście zgadzam się z tym, że okrutnie zamordowane polskie ofiary
cywilne znajdowały się wszędzie, gdzie operowała Ukraińska Powstańcza Armia. Jest dla mnie jasne, że
wszyscy, którzy zajmują się tematem zbrodniczej działalności UPA powinni podkreślać tragizm
mordowanej ludności polskiej także na innych terytoriach m. in. Małopolski Wschodniej.
Panie Pośle, czy jako członek ŚZŻAK dostrzega Pan politykę szargania dobrego imienia Armii Krajowej, w
celu łatwiejszego postawienia znaku równości między AK a UPA?
2
Sławomir Zawiślak: Niestety dostrzegam. Oczywiście to jest robione w głównej mierze przez
nacjonalistyczną stronę ukraińska, która pokazuje Armię Krajową jako „zbrodniczą” i w taki sposób
aktywną w okresie wojny. Natomiast stanowisko nasze powinno być zgodne z prawdą: Armia Krajowa
zajmowała się obroną ludności polskiej atakowanej w sposób zorganizowany i okrutny przez oddziały UPA
(ale i Niemców), które dokonując ludobójstwa zachowywały się zgoła inaczej niż AK. Nawet nasze tereny
Zamojszczyzny, które agresja nacjonalistów ukraińskich również objęła, były areną ciężkich walk nie tyko
AK z Niemcami. Z drugiej strony żołnierze Polskiego Państwa Podziemnego musieli stawić czoła właśnie
UPA, która w dalszym ciągu, nie zmieniwszy swoich zbrodniczych praktyk, brutalnie atakowała nie tylko
miejscową ludność cywilną, ale także tą, która już wcześniej przeżyła gehennę i uciekła z Wołynia. Dziwię
się, że pomimo aż takich czynów zbrodnicza organizacja jest podnoszona na Ukrainie do rangi bohaterskiej.
Dostrzegam te elementy oraz mam nadzieję, że prawdziwa historia sama się obroni, a historycy staną na
wysokości zadania i pokażą stronie ukraińskiej nieprawdziwość teorii, że to my podsycaliśmy jakieś waśnie
czy byliśmy stroną agresywną. Agresja przyszła z drugiej strony. Ważne jest także to, że członkowie
dowództwa AK w odróżnieniu od odpowiednich ludzi w UPA nigdy nie splamili się współpracą z nazistami,
w których zbrodniczość nikt już nie wątpi.
Aleksander Szycht: Co Pan poseł może powiedzieć o wystawie marszałka Komorowskiego dotyczącej
Golgoty Wschodu, która pokazywała miejsca zbrodni UPA w kontekście zbrodni sowieckich, a nie
wymieniała bezpośrednich sprawców jakimi byli upowcy? Co może pomyśleć uczeń uczestniczący w
wycieczce do sejmu, nie będący pod opieką nauczyciela historii, gdy widzi część poświęconą zbrodniom
UPA, gdzie nie wymienia się sprawców, a wręcz pośrednio pokazuje się, że zrobił to kto inny? Czy nie jest
to zamazywanie realiów zbrodni, a wręcz w pewnym sensie chronienie morderców?
Sławomir Zawiślak: Każda inicjatywa mająca na celu pokazanie tragedii narodu polskiego jest inicjatywą z
gruntu rzeczy godną zauważenia. Natomiast całkowicie nie rozumiem takiej sytuacji, gdzie pokazuje się
miejsca kaźni i tragedii Polaków, a nie pisze się, kto to naprawdę zrobił, ponieważ Ci ludzie sami się nie
zabili. W związku z tym historię trzeba pokazywać tylko taką, jaka była - w prawdziwym świetle. Nie wiem,
kto przygotowywał panu marszałkowi tą wystawę, ale jest to wielkie „niedopatrzenie”. Trudno stwierdzić
czy było ono celowe. Należałoby bezpośrednich sprawców wymienić. Ten przypadek przypomina mi to, co
jeszcze nawet obecnie dzieje się, gdy chodzi o upamiętnianie miejsc pamięci narodowej. Czasami przy
odnawianiu pomników pamięci pisze się na przykład „Bohaterskim Polakom, którzy zginęli z rąk Gestapo”,
a należało napisać (przykład z terenu powiatu biłgorajskiego), że chodzi o zamordowanych żołnierzy AK i
BCh. Historia do młodego pokolenia powinna docierać wyraziście – wiadomo, kto zginął, a kto atakował.
Na tej podstawie można później coś tłumaczyć lub przebaczać. Gdy jednak będzie się to zamydlało, to
ludzie tego nie zrozumieją, a naród polski czy ukraiński żadnych wniosków z historii nie wyciągnie.
Aleksander Szycht: Nie ma historii łagodnej...
Sławomir Zawiślak: Nie ma historii łagodnej, a jest jedynie historia prawdziwa. To ona pokazana w
prawdzie potrafi zakopać moim zdaniem rowy między narodami. W przypadku tragedii ludności polskiej na
Kresach wiadomo przecież kto dokonywał zbrodni. Dokonali ich ukraińscy sąsiedzi należący do regularnych
oddziałów UPA, czy też współuczestniczący w tym bandyckim „pospolitym ruszeniu” zorganizowanym
przez zbrodniczą formację. To jest nie do obalenia. Są na to dokumenty. Są na to świadectwa historyczne.
Aleksander Szycht: Czy to, że ktoś potrzebuje morderców do własnych celów jest powodem, by przemilczać
ich zbrodnie oraz usprawiedliwiać, zmuszając rodziny ofiar do uległości?
Sławomir Zawiślak: Jako Polacy nie powinniśmy tłumaczyć w żaden sposób zbrodniczych akcji.
Powinniśmy wymagać od władz i od siebie jako członków organizacji patriotycznych – historii prawdziwej.
Nie zawężałbym tego na przykładzie Polaków. Chciałbym, aby historia każdego narodu była przedstawiana
w sposób prawdziwy, również z tego powodu, że jesteśmy chrześcijanami i nie wolno nam grzeszyć,
kłamać, oszukiwać. Na temat ludobójstwa dokonanego przez UPA powinna się odbyć debata, a także zostać
określona prawidłowa polityka państwa, w jaki sposób tę zbrodnię przedstawić. Powinno się uświęcić ofiarę
tych wszystkich Polaków, którzy tak okrutnie zginęli. Należy ze stroną ukraińską rozmawiać w sposób
przyjazny, ale przy tym nie ma żadnej przeszkody, by domagać się wyświetlenia przez nią prawdy
historycznej o tych wydarzeniach. Wszyscy wiemy, że współczesne młode pokolenia Ukraińców nie mają ze
zbrodnią nic wspólnego. Dobre stosunki i relacje między państwami można oprzeć na prawdzie historycznej,
3
następnie na chrześcijańskim przebaczeniu. W tej chwili pamięć pomordowanych jest w jakiś sposób
skalana. Choć bowiem ponieśli ofiarę, wielu Polaków nie wie dlaczego, w jaki sposób oraz kto to zrobił.
Aleksander Szycht: Czy nie sądzi Pan, że pobłażanie zbrodni nacjonalistów ukraińskich jest to jedna z
rzeczy, która motywuje Rosjan, do podobnego relatywizowania zbrodni państwa sowieckiego na Polakach?
Sławomir Zawiślak: Z pewnością, choć są także i powody inne. Trudno się przyznać, że przez wiele lat w
sensie międzynarodowym się kłamało w kwestii zbrodni katyńskiej, a na dobrą sprawę zbrodniarze
sowieccy tak jak i członkowie OUN winni siedzieć w Norymberdze obok nazistów. Wydaje się ponadto, iż
Rosjanie obawiają się także tego, że w przypadku, gdy wszystko to, co postuluje strona polska w sprawie
zbrodni katyńskiej zostanie potwierdzone wyrokiem sądowym, będą mogli się spodziewać milionów
pozwów swoich obywateli domagających się odszkodowań za śmierć bliskich.
Dziękuję bardzo za rozmowę.
02-10-2008
Recykling kłamstwa (spod znaku Wyborczej) /29-09-2008/
Gniot to jedyne słowo, jakie przychodzi mi do głowy, kiedy myślę o najnowszym dziele spod znaku
Wyborczej dotyczącym okrutnych zbrodni dokonywanych przez UPA. Z wydania tej publikacji jestem
zadowolony tak samo, jak byłbym po opublikowaniu wyboru tekstów z Nowego Kuriera Warszawskiego,
gdybym żył w koszmarze wojennych lat okupacji… czyli wcale. Szczery śmiech bierze, gdy się czyta
autoreklamę zawierającą zdanie: Na 65. rocznicę polsko-ukraińskiej rzezi na Wołyniu Agora przygotowała
książkę wyjątkow ą . Bynajmniej śmiać się nie trzeba ze względu na to, iż wyrażenie rzeź polsko-ukraińska
brzmi dwuznacznie (Do tego stopnia, że nawet ten czytelnik, który książki nie przeczyta, będzie zdolny
zinterpretować, że „Polacy” tj. polskie formacje tak samo mordowali, co jest po prostu kłamstwem). Te
bowiem w większości przekłamane artykuły ujrzały już światło dzienne wcześniej. Gdyby nie zrobiono
wyboru, a wydano wszystkie teksty (lub teksty tego samego autora, których jest prawdopodobnie zbyt
mało), które Gazeta wypuściła na ten temat, można by nawet powiedzieć, że sprawa jest pożyteczna. Wtedy
nawet wyjątkowy krytyk GW, taki jak ja, chcąc wykazać jej niekompetencje, nie musiałby szukać niczego w
archiwum Wyborczej, ale po prostu sięgałby po taki zbiór, gdzie zawarte zostałoby wszystko, co wypuścili
lub, co im się „wymsknęło”. Tego jednak nie zrobiono. Nie wiadomo, czy stało się tak z tego powodu, że
gazeta puszczała również teksty nie tylko przekłamane, ale i wyjątkowo „obciachowe”, czy po prostu
wymagało to zbyt dużego nakładu pracy lub pieniędzy.
Tymczasem wszystko odbyło się przy minimalnym nakładzie sił i środków, a wspominam o tym
dlatego, że w Wyborczej reklamowano to jako dzieło, które powinno znaleźć się obok gigantycznych
książek na ten temat, będących owocem tytaniczej pracy, min. „Ludobójstwa...” Władysława i Ewy
Siemaszków . Książka państwa Siemaszków była bowiem efektem wielu lat pracy – nie tylko zbierania
źródeł, ale i zgłębiania wiedzy na temat problemu w najróżniejszych meldunkach i dokumentach. Tutaj
natomiast nie było to nawet zbieranie tekstów, zgromadzonych w konkretnym i dostępnym miejscu dla
dziennikarza Agory, jakim jest jej archiwum, ale ich proste „wybieranie”. A są to także artykuły napisane
przez dyletantów (lub być może świadomych fałszerzy) takich jak autor, który tego wyboru dokonał –
Marcin Wojciechowski. Istnieją tam też pewne wyjątki nie negujące reguły zebrania w publikacji tekstów
nietrafionych. Nie zajmiemy się szczegółowo treścią książki, ponieważ na dobrą sprawę, niemal każdy tekst
wymagałby osobnego omówienia.
Tytuł „Wołyń – pojednanie” mówi sam za siebie i natychmiast kojarzy się z „pojednaniem”, które
wydało się „zadekretowane” przez Adama Michnika i redakcję Gazety Wyborczej. Pojednanie to kojarzy się
z takim za wszelką cenę, a jest rozumiane bardzo charakterystycznie jako pojednanie ofiar i tych, którzy im
współczują, z nieskruszonymi katami, nie żałującymi niczego oraz ich czcicielami.
Sprawa ludobójstwa dokonanego przez UPA w większości tekstów w książce jest w przeważającej
większości przekłamana lub zmanipulowana. Tak czy inaczej dokonują one dzieła relatywizacji zbrodni.
Błysk szarej eminencji
We wstępie możemy przeczytać wywody Adama Michnika, dla którego, o ile dobrze zrozumiałem tekst
„Tragedia wołyńska” to fragment zmagań o granice, tak ze strony pomordowanych Polaków oraz ich
4
439735131.001.png
 
rodzin, jak i sprawców z UPA (!). Michnik określa to jako pamięć „wycinka zmagań o całość i suwerenność
Rzeczypospolitej” w jej historycznych granicach ze strony polskiej lub pamięć o cierpieniach i bojach dla
samostijnej Ukrainy z ukraińskiej . Znawcy tematu mogą uznać to za dosyć humorystyczne. Motywacją
Polaków zagrożonych krwawym ludobójstwem dokonywanym przez UPA do walki było jedynie przeżycie –
nic więcej. Nie myślały o kwestii granicy wschodniej rodziny ofiar, z których to na łamach GW drwił Paweł
Smoleński, pisząc, że książka W. i E. Siemaszków „Ludobójstwo...” ukazująca zbrodnię jest dla nich jak
biblia. 27. Wołyńska Dywizja, która walczyła o kształt granic, powstała dopiero w następnym roku i wobec
tragedii genocydu dokonanego przez UPA jest dla jego naocznych światków tylko dodatkiem do tego
dramatu.
Michnik w ogóle nie bierze pod uwagę, że zupełnie inne cele niż sztabowiec w Londynie czy
Warszawie miał przed sobą przerażony człowiek ukryty gdzieś obok płonącej wioski pośród trupów
niemowląt, krzyków, pojedynczych strzałów, płaczu kobiet i dzieci oraz ryku bydła z płonących zabudowań.
Nie zmienia nic w kwestii oceny zbrodni fakt, że unicestwiona na konkretnych terenach ludność przestała
być argumentem na rzecz wcielenia ich do państwa polskiego.
Dla granic mogli mordować upowcy obawiający się jakiegoś plebiscytu czy etnicznych argumentów
na przyszłej konferencji pokojowej, co było na wskroś chore i upośledzone, natomiast wygląda na to jakby
Michnik przekładał to automatycznie na drugą stronę, kontynuując politykę relatywizacji zbrodni, której
dokonuje jego gazeta.
Trzeba fruwać gdzieś w Nibylandii, by w odniesieniu do mordu (według szacunku E. Siemaszko) -
120 tys. Polaków i nieznanej liczby zamordowanych przez UPA kilkudziesięciu tysięcy Ukraińców mówić o
racjach polskich i racjach ukraińskich . Gruba ryba z Wyborczej dla swego błogostanu zapomina chyba o
jedynych racjach, jakimi tę zbrodnię można należycie zmierzyć - racjach ludzkich.
Autor przedmowy pisze Nie wolno tedy zaczynać dialogu od żądania, by Ukraińcy uznali UPA za
organizację zbrodniczą. Takie żądanie to koniec dialogu. Prócz ignorancji większej części społeczeństwa
ukraińskiego krytycznie ustosunkowanego do UPA redaktor Wyborczej automatycznie rozszerza
apologetów zbrodniarzy na całość narodu ukraińskiego. Tym samym daje im „plecy” w postaci całej
Ukrainy i ogółu Ukraińców wmawiając, że dla jakiegoś wirtualnego dialogu myśl o potępieniu morderców
trzeba porzucić. Na tej zasadzie Michnik proponuje dialog właśnie z tą otumanioną czczącą morderców
mniejszością, na wskroś zresztą antypolską. Jeśli Polacy wyrażą chęć rozmawiania z nimi wraz z
jednoczesną ignorancją dla większości – wylegitymuje to nacjonalistyczną mniejszość i metody jakimi się
posługuje lub posługiwała - jako słuszne. W ten sposób na zasadach legitymizacji siły i brutalności w
działaniu mogą to postrzegać pozostali i nienacjonalistyczni Ukraińcy. Tak właśnie redaktor przyszykuje
Polakom iście diabelski koktajl.
Państwo ukraińskie będące pod wpływem rozszalałej grupy nacjonalistów nie potrafiło nie tylko
naturalnie potępić zbrodniarzy, ale nawet zbrodni, co praktycznie równa się z jej akceptacją dla celów
„wyższych”. Biorąc to wszystko pod uwagę, zaskakuje następne zdanie Adama Michnika: Podobnie jest z
polskim i ukraińskim obrazem akcji „Wisła”. Trzeba nam Polakom powtórzyć za ukraińskim historykiem:
„Nie ulega wątpliwości, że akcja Wisła zasługuje na surowe i bezwzględne potępienie.”. Widzimy zatem w
całej pełni asymetrię w traktowaniu historii wdrażaną przez autora. Prócz tego, że drugi i trzeci akapit są ze
sobą logicznie niespójne – jedno można z nich zrozumieć: z jednej strony nie należy żądać potępienia
seryjnych i brutalnych morderców narodowości ukraińskiej, z drugiej akceptować żądania ich czcicieli by
potępić ludzi, którzy przesiedlali. A przesiedlano mieszkańców z terenów górzystych, którzy swoim
zaopatrzeniem umożliwiali działalność zbrodniczej organizacji.
We wstępie książki, która teoretycznie mówi o zbrodni dokonanej przez UPA, redaktor naczelny
Gazety pisze najmniej w tym samym stopniu o tym, co działo się na Wołyniu jak i o akcji Wisła. Jest w nim
postulat potępienia operacji wysiedlenia o kryptonimie „Wisła”, ale o potępieniu zbrodni, o której książka
ma traktować można przeczytać dopiero na stronie 110 (sic!). Z krótkiego tekściku wynika, że w kontekście
zbrodni dokonanej na Wołyniu (lub ściślej wołyńskiej części tej zbrodni) obie strony są tak samo winne:
Nacjonaliści polscy i ukraińscy powiadają: najpierw musi nastąpić wyznanie winy. Winny jest zawsze ten
Drugi. Powinien przeto kajać się, prosić o przebaczenie, naprawić krzywdy. Dopiero potem można mówić o
pojednaniu. Nie wdając się w rozważania nad myślowym krętactwem tego fragmentu wspomnieć tylko
można, że według tej logiki wspominany, uznany i cytowany przez Michnika historyk żądając potępienia
operacji Wisła należy de facto do potępianej tu odmiany nacjonalistów.
Fragment, który drastycznie wskazuje na uproszczenie schematów myślowych jest tym kończącym
jego wstęp: Nacjonaliści nie chcą dialogu, gdyż karmią się nienawiścią. Ta nienawiść jest często
5
439735131.002.png
 
Zgłoś jeśli naruszono regulamin