Suzuki Shunryu - Umysł zen, umysł początkującego.doc

(1078 KB) Pobierz
Umysł zen, umysł początkującego

UMYSŁ ZEN, UMYSŁ POCZĄTKUJĄCEGO

Shunryu Suzuki

 

UMYSŁ ZEN – UMYSŁ POCZĄTKUJĄCEGO              1

PRZEDMOWA              2

PRZEDMOWA DO WYDANIA POLSKIEGO              3

PROLOG              4

UMYSŁ POCZĄTKUJĄCEGO              4

CZĘŚĆ PIERWSZA – WŁAŚCIWA PRAKTYKA              5

POSTAWA              5

ODDYCHANIE              6

KONTROLA              8

FALE UMYSLU              9

CHWASTY UMYSŁU              9

SZPIK ZEN              10

ŻADNEGO ROZDWOJENIA              11

KŁANIANIE SIĘ              12

NIC SPECJALNEGO              13

Część Druga – właściwa postawa              14

DROGA PROSTOLINIJNEGO UMYSLU              14

POWTARZANIE              15

ZEN I EKSCYTACJA              16

WŁAŚCIWY WYSIŁEK              17

BEZ ŚLADU              18

BOŻE DAWANIE              19

BŁĘDY W PRAKTYCE              21

OGRANICZANIE SWOJEGO DZIAŁANIA              22

POZNAWAJ SIEBIE              23

POLEROWANIE DACHÓWKI              24

STAŁOŚĆ              25

POROZUMIEWANIE SIĘ              26

NEGATYWNE I POZYTYWNE              28

NIRWANA, WODOSPAD              29

CZĘŚĆ TRZECIA – WŁAŚCIWE ROZUMIENIE              30

TRADYCYJNY DUCH ZEN              30

PRZEMIJANIE              31

JAKOŚĆ ISTNIENIA              32

NATURALNOŚĆ              33

PUSTKA              34

GOTOWOŚĆ, UWAGA              35

WIARA W NIC              36

PRZYWIĄZANIE I NIEPRZYWIĄZANIE              37

SPOKÓJ              38

DOŚWIADCZENIE, NIE FILOZOFIA              39

PIERWOTNY BUDDYZM              40

POZA ŚWIADOMOŚCIĄ              41

OŚWIECENIE BUDDY              42

EPILOG              43

UMYSŁ ZEN              43


PRZEDMOWA

Dwóch Suzukich. Pół wieku temu, dokonu­jąc „przeszczepu", który był porównywany ze względu na swe historyczne znaczenie do łacińskiego przekładu Arystotelesa w trzynastym stuleciu i Platona w piętnastym, Daisetz Suzuki przeniósł zen na Zachód. Pięćdziesiąt lat później, Shunryu Suzuki dokonał czegoś równie ważnego. W niniejszej, jego jedynej książce, rozbrzmiewa właśnie ten kolejny do­pełniający ton, jaki powinni usłyszeć Amerykanie zainteresowani zen.

Podczas gdy zen Daisetza Suzukiego był dramatyczny, zen Shunryu Suzukiego jest zwyczajny. Satori było dla Daisetza jakby ogniskową i fa­scynacja tym niezwykłym stanem w znacznej mierze czyniła jego pisma tak zajmującymi. W książce Shunryu Suzukiego słowo satori i jego bliski odpowiednik, kensio, nie pojawia się w ogóle.

Gdy na cztery miesiące przed jego śmiercią miałem sposobność za­pytania go o to, dlaczego satori nie pojawia się w jego książce, żona Suzukiego nachyliła się ku mnie i szepnęła przewrotnie: „To dlatego, że go nie miał". Rosi zamierzył się na nią swoim wachlarzem udając zmie­szanie, i z palcem przy wargach zasyczał: „Tss! Nie mów mu!". Kiedy nasz śmiech ustał, powiedział po prostu: „To nie o to chodzi, że satori nie jest ważne, ale nie jest tym, co należy w zen podkreślać".

Rosi Suzuki był z nami w Ameryce tylko przez dwanaście lat - je­den cykl we wschodnio-azjatyckim sposobie liczenia lat tuzinami, ale to wystarczyło. Dzięki pracy tego niskiego, cichego człowieka organizacja zen soto wspaniale rozwinęła się na naszym kontynencie. Jego życie tak doskonale odzwierciedlało drogę soto, że człowiek i Droga stopili się ze sobą. „W jego nieegoistycznej postawie nie było żadnej ekscentryczno­ści, która mogłaby stanowić pożywkę dla kultu. Chociaż »nie wzbudzał żadnych fal« i nie zrobił kariery jako światowa osobistość, odciski jego stóp w niewidzialnym świecie historii prowadzą prosto naprzód". (Z hołdu Mary Farkas w Zen Notes, the First Zen Institute of America, styczeń 1972.). Jego pomnikami są: pierwszy na Zachodzie klasztor Zen Soto - Górski Ośro­dek Zen w Tassajara, miejska filia tego klasztoru, Ośrodek Zen w San Francisco, a dla wszystkich ludzi ta książka.

Nie pozostawiając niczego przypadkowi, Shunryu Suzuki przygotował swoich uczniów na najtrudniejszą dla nich chwilę, kiedy jego namacalna obecność zniknie w pustce:

„Jeżeli, gdy umieram, w momencie śmierci, jeśli wtedy cierpię, to jest to w porządku, rozumiecie, to jest cierpiący Budda. Nie ma w tym żadnego pomieszania. Być może każdy będzie walczył z powodu agonii fizycznej czy duchowej. Ale to jest w porządku, to żaden problem. Po­winniśmy być bardzo wdzięczni za to, że posiadamy ograniczone ciało... takie jak moje czy wasze. Gdybyście mieli nieograniczone życie, byłby to dla was prawdziwy problem".

Po czym zapewnił przekaz. Podczas ceremonii „Górskiego tronu", 21 listopada 1971 r. mianował Richarda Bakera swym następcą dharmy. Jego rak posunął się tak daleko, że mógł iść w uroczystym pochodzie tylko podtrzymywany przez swojego syna. Jednak nawet wówczas ze stalowym hartem woli zen, która ożywiała jego łagodną powierzchow­ność, z każdym krokiem uderzał o podłogę swym kijem. Baker przyjął szatę poematem:

 

Ten kawałek kadzidła,

który miałem przez długi, długi czas, ofiarowuję nie-ręką

Mojemu Mistrzowi, mojemu przyjacielowi, Shunryu Daiosio

Suzukiemu, założycielowi tych świątyń.

Nie ma żadnej miary dla tego, co zrobiłeś.

 

Gdy idę z tobą w łagodnym deszczu Buddy, nasze szaty są przemoczone na wskroś,

lecz na liściach lotosu

nie zostaje ani jedna kropla.

W dwa tygodnie później mistrz już nie żył, a na jego pogrzebie, 4 gru­dnia, rosi Baker powiedział do tłumu, który zebrał się, aby złożyć hołd zmarłemu:

„Nie jest łatwo być nauczycielem czy uczniem, chociaż jest to z pew­nością największa radość w tym życiu. Nie jest to łatwa droga przybyć do kraju, w którym nie było buddyzmu i opuścić go, wprowadziwszy wielu uczniów, kapłanów i świeckich wyznawców daleko na tę ścieżkę, oraz zmienić życie tysięcy osób w całym kraju; nie jest to łatwa droga założyć i pielęgnować klasztor, miejską wspólnotę oraz ośrodki praktyki w Kalifornii i wielu innych miejscach w Stanach Zjednoczonych. Ale jemu przychodziło to bez trudu, ponieważ czerpał ze swojej prawdziwej natury, naszej prawdziwej natury. Pozostawił nam tyle, ile tylko czło­wiek jest w stanie pozostawić, wszystko co istotne, umysł i serce Buddy, praktykę Buddy, naukę i życie Buddy. Jest tutaj, w każdym z nas, jeżeli go chcemy".

Huston Smith

Profesor Filozofii

Massachusetts Institute of Technology.

 

 

PRZEDMOWA DO WYDANIA POLSKIEGO

Ta niezwykła książka ukazała się po raz pierwszy w Stanach Zjed­noczonych w roku 1970. Do tej pory została przetłumaczona na wiele języków i była wydana w wielu krajach. Dziś, po dwudziestu latach od pierwszego wydania mamy przyjemność zaprezentować ją polskiemu czytelnikowi.

W kilku słowach wstępu chcieliśmy przybliżyć sylwetkę autora i za­poznać Państwa z historią powstania „Umysłu zen, umysłu początkują­cego".

Shunryu Suzuki był nauczycielem-praktykiem, zajmuje dziś niekwe­stionowaną pozycję jednego z pierwszych, który ugruntował w Ameryce praktyczny, żywy zen. Jego książka to już klasyka i jedna z najpopu­larniejszych napisanych na temat buddyzmu poza Azją. Jest prosta, a jednocześnie głęboka. Autor nie prowadzi tu teoretycznego wykładu na temat doktryny buddyjskiej, lecz mówi o istocie buddyzmu poda­jąc proste przykłady z codziennego życia. Rosi Suzuki spędził w USA 12 ostatnich lat swego życia. Założył w Kalifornii prężny ośrodek zen. Jego praktyka zainspirowała tysiące ludzi. Po śmierci założyciela ośrodek nadal jest ważnym miejscem buddyjskiej praktyki. Do dziś mieszka tam wdowa po Rosim. Pani Suzuki jest mistrzynią ceremonii herbaty. Jej niezwykła osobowość wpływa na niepowtarzalną atmosferę tego miejsca. W ich małym mieszkanku na terenie ośrodka jest pokój indywidualnych rozmów rosi Suzukiego, gdzie 19 lat po jego śmierci wszystko pozostało na dawnym miejscu. Można mieć wrażenie, że gospodarz. wyszedł stąd zaledwie przed chwilą.

Centrum Zen w San Francisco to w rzeczywistości trzy ośrodki: pierw­szy to ośrodek miejski, drugi jest miejscem odosobnień i intensywnej praktyki w górach, a trzeci to podmiejska farma ekologiczna i zarazem miejsce studiów buddyjskich. Wszystkie trzy zainspirowane przez Rosi Suzukiego ośrodki stanowią dziś nieodłączny element kolorytu kultural­nego i życia duchowego Kalifornii.

Godzinę drogi samochodem na północ od San Francisco, na górze Sonorna w roku 1974 założył swój ośrodek zen spadkobierca nauk rosi Suzukiego Jakusho Kwong Rosi. Ten Amerykanin chińskiego pochodze­nia jest mistrzem zen, który w ostatnich latach bardzo głęboko związał się z Polską. W roku 1987 na zaproszenie swego przyjaciela, mistrza buddyzmu tradycji koreańskiej Soen Sa Nima odwiedził po raz pierwszy nasz kraj. Wizytą w polskim ośrodku zen prowadzonym przez Soen Sa Nima obaj nauczyciele zakończyli dłuższą podróż do buddyjskich miejsc praktyki w Azji i Europie. W Polsce wzięli także udział w ekumenicz­nej pielgrzymce odwiedzając między innymi klasztor na Jasnej Górze. Ta wizyta miała głębokie znaczenie zarówno dla rosi Kwonga, jak i dla tych Polaków, którzy mieli okazję spotkać go. Wyrazem tego były wielo­krotne prośby o to, aby przyjechał tu znowu i prowadził drogą zen osoby pragnące zostać jego uczniami. W niecały rok później Rosi ponownie odwiedził Polskę, założył grupę pod nazwą Centrum Zen Kannon i przy­jeżdża tu co roku, aby przez około miesiąc osobiście prowadzić praktykę swych uczniów.

Polska jest jak dotąd jedynym oprócz amerykańskiego ośrodka So­norna Mountain Zen Center miejscem, któremu Rosi ku radości polskich uczniów poświęca regularnie tak wiele czasu. Jako spadkobierca rosi Suzukiego rosi Kwong przywiózł do Polski żywą naukę autora tej książki. Kontakt z uczniami rosi Kwonga można nawiązać korespondencyjnie pi­sząc do ośrodka buddyzmu koreańskiego: Szkoła Zen Kuan Um, 04-962 Warszawa ul. Małowiejska 24 z dopiskiem Kannon.

Ewa Bańcerowska, Mikołaj Markiewicz

Historia powstania książki i kaligrafii (opracowano na podstawie wstępu rosi Bakera zamieszczonego w pierw­szym amerykańskim wydaniu książki)

Pomysł książki wyszedł od Marian Derby, bliskiej uczennicy Rosi Su­zukiego i organizatorki grupy zen w Los Altos. Marian nagrywała mowy wygłaszane przez Rosiego, gdy raz lub dwa w tygodniu praktykował z nimi. Po pewnym czasie zauważyła, że mowy nabrały ciągłości i będąc tak bardzo potrzebnym zapisem całego przekazu rosi Suzukiego, mogą z powodzeniem odegrać rolę książki.

Inna bliska uczennica Rosiego, Trudy Dixon, zredagowała rękopis, choć redakcje tego rodzaju książki nie jest łatwa. Rosi posługując się określeniami codziennych okoliczności ludzkiego życia, próbuje pokazać całość nauki w stwierdzeniach tak prostych, jak „Napij się herbaty". Redaktor musi zdawać sobie sprawę ze znaczeń kryjących się za ta­kim stwierdzeniem. Tylko znając dobrze Rosiego i pracując z nim kilka lat można było mieć nadzieję, że przy przelewaniu mówionych słów na papier nie zgubi się tła tych słów, a więc osobowości, energii i woli mówiącego. Rosi Suzuki, jako Japończyk mówiący po angielsku, two­rzył także swobodny słownik, będący kombinacją japońskiego uczuciowo-­przedmiotowego sposobu myślenia i zachodniego myślenia ściśle określo­nymi wyobrażeniami. Takie połączenie jest zrozumiałe dla słuchaczy, gdyż warstwa filozoficznopoetycka wyrażana jest dodatkowo środkami, których nie da się zapisać na papierze.

Trudy pracowała przez wiele miesięcy, wkrótce po zakończeniu pracy zmarła na raka zostawiając dwoje dzieci i męża, Mike'a. To właśnie Mike jest autorem muchy narysowanej na stronie 63.

W podziękowaniu i hołdzie dla swojego nauczyciela Trudy napisała kilka zdań dotyczących relacji pomiędzy nauczycielem a uczniem:

„Rosi jest osobą, która urzeczywistniła tę doskonałą wolność, jaką urzeczywistnić mogą wszystkie istoty. Żyje pełnią całego swojego istnie­nia. (...) Jego cała istota daje świadectwo temu, co znaczy żyć w rzeczy­wistości teraźniejszości. Samo wrażenie płynące ze spotkania tak rozwi­niętej osobowości, może wystarczyć, by zmienić czyjś sposób życia. Lecz ostatecznie zdumiewa, intryguje i pogłębia rozumienie nie niezwykłość nauczyciela, lecz raczej jego całkowita zwyczajność. Ponieważ jest on tylko sobą, jest lustrem dla swych uczniów. Gdy jesteśmy z nim, czu­jemy nasze własne siły i słabość bez jakiegokolwiek poczucia pochwały czy krytyki z jego strony. W jego obecności widzimy naszą prawdziwą twarz, a niezwykłość, jaką dostrzegamy, jest tylko naszą własną praw­dziwą naturą. Gdy nauczymy się uwalniać naszą własną naturę, granice między mistrzem i uczniem znikają w głębokim przypływie istnienia i ra­dości odsłaniania się umysłu Buddy."

 

Kaligrafie

Kaligrafię, która znajduje się na okładce, można odczytać po japoń­sku jako njorai lub w sanskrycie tathagata. Jest to określenie Buddy, oznaczające „tego, który kroczył ścieżką, który powrócił z takości lub jest takością, tego który jest pustką, tego który jest w pełni całkowity". Jest to podstawowa zasada, która sprawia, że pojawienie się Buddy jest możliwe.

To jest umysł zen. Kaligrafię napisał rosi Suzuki używając postrzę­pionego końca jednego z dużych liści juki, jakie rosną wokół Górskiego Ośrodka Zen i powiedział: „To oznacza, że Tathagata jest ciałem całej ziemi".

Kaligrafię obok strony tytułowej wykonał rosi Suzuki, a czyta się ją siosin czyli „umysł początkującego". Kaligrafia zen to pisanie w najbar­dziej zwykły sposób, jakby się było początkującym. Nie jest to próba zrobienia czegoś zręcznego czy pięknego, lecz pisanie z pełną uwagą, jakby po raz pierwszy odkrywało się to, co jest pisane. Wówczas cała natura piszącego będzie w tym pisaniu. Oto sposób praktykowania chwila po chwili.

 

PROLOG

 

UMYSŁ POCZĄTKUJĄCEGO

„W umyśle początkującego jest wiele możliwości, w umyśle eksperta ­– parę".

 

Mówi się, że praktykowanie zen jest trudne, lecz powód tych trudno­ści jest często źle rozumiany. Jest ono trudne nie dlatego, że nie jest łatwo siedzieć w postawie ze skrzyżowanymi nogami lub osiągnąć oświe­cenie. Jest ono trudne, ponieważ niełatwo jest utrzymać umysł i praktykę czystymi w swym fundamentalnym znaczeniu. Szkoła zen, po tym jak została ustanowiona w Chinach, rozwijała się na wiele sposobów. Jednocześnie jednak stawała się coraz bardziej i bardziej nieczysta. Lecz nie mam zamiaru mówić o chińskim zen czy o historii zen. Chodzi mi o to, aby pomagać wam utrzymywać waszą praktykę wolną od tych zanieczyszczeń.

Mamy w Japonii wyrażenie siosin oznaczające „umysł początkują­cego". Celem praktyki jest to, by zawsze utrzymywać umysł początkują­cego. Przypuśćmy, że tylko jeden raz śpiewacie sutrę Pradżnia Paramita. Możecie to robić bardzo dobrze. Lecz co się stanie, jeśli zaśpiewacie ją dwa, trzy, cztery lub więcej razy? Z łatwością możecie utracić wasze pier­wotne ku niej nastawienie. To samo może się wam przydarzyć w innych praktykach zen. Przez jakiś czas będziecie utrzymywać umysł począt­kującego. Jeśli jednak kontynuujecie praktykę przez rok, dwa, trzy lub więcej lat, to chociaż może się ona rozwinąć, będziecie narażeni na utratę pierwotnego umysłu, który ma tak wielkie znaczenie.

Dla studiujących zen najważniejszą rzeczą jest nie być rozdwojonym. Nasz „pierwotny umysł" zawiera w sobie wszystko. Sam w sobie jest zawsze bogaty i pełny. Nie powinniście gubić tego samowystarczalnego stanu waszego umysłu. Nie oznacza to umysłu zamkniętego, lecz właśnie umysł pusty i gotowy. Jeżeli wasz umysł jest pusty, to jest on zawsze na wszystko gotowy i na wszystko otwarty. W umyśle początkującego jest wiele możliwości, w umyśle eksperta - parę.

Jeśli dokonujecie zbyt wielu rozróżnień, ograniczacie siebie. Jeśli je­steście zbyt wymagający lub zbyt zachłanni, wasz umysł nie jest bogaty i samowystarczalny. Jeżeli tracimy nasz pierwotny, samo...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin