Anne McCaffrey - Planeta Piratów 2 - Sen jak śmierć.pdf

(1298 KB) Pobierz
Microsoft Word - Anne McCaffrey - Planeta Piratów 2 - Sen jak śmierć.doc
ANNE MCCAFFREY
JODY LYNN NYE
SEN JAK ŚMIERĆ
(Tłumaczył: Jakub Chmielewski)
KSIĘGA PIERWSZA
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Jedyny pracujący silnik pustego masowca rozbrzmiewał w kulistym wnętrzu kadłuba
wprawiając pomosty i ścianki przedziału dla załogi w wibrację, która - w zależności od
nastroju - mogła być irytująca lub działała kojąco. Po czterech tygodniach pobytu na
pokładzie Nellie Minę, statku wydobywczego pod banderą Tau Ceti, Lunzie Mespil musiała
się skupić, żeby usłyszeć mruczenie silników. Gdy zaokrętowała się jako nowo
zaangażowany lekarz na Platformie Wydobywczej Kartezjusza Numer 6, ten dźwięk
doprowadzał ją do prawie całkowitego rozkojarzenia. Nie miała wielu rozrywek poza
czytaniem, snem i wsłuchiwaniem się czy raczej wczuwaniem w szum silnika. Później
odkryła, że ten odgłos działa relaksująco i ułatwia zasypianie, zupełnie tak jak łagodne
kołysanie w jednoszynowym transporterze pasażerskim. Czy inni pracownicy byli tego
świadomi, czy też nie, małą liczbę bójek i buntów podczas lotów dostawczych zawdzięczano
wprowadzeniu przez Korporację Wydobywczą Kartezjusza uspokajających częstotliwości sil-
ników.
Malutka kabina o pustych ścianach, w której Lunzie spędziła parę pierwszych dni,
potęgowała jeszcze uczucie samotności towarzyszące jej również w biurze i przedziałach
sypialnych. Miała zbyt wiele czasu, by myśleć o swojej córce. Fionie. Czternastoletnia Fiona,
według obiektywnej opinii Lunzie śliczna i niezwykle na swój wiek rozwinięta, została pod
opieką przyjaciela, głównego oficera medycznego na nowo skolonizowanej planecie Tau
Ceti. Warunki osiedleńcze były tam, jak na nowo zasiedlone ziemie, zadziwiająco dobre.
Panował zdrowy klimat, a biosfera okazała się stosunkowo przyjazna człowiekowi; dzięki
zróżnicowanym porom roku i dużym obszarom gleby uprawnej, w której przyjmowały się
zarówno hybrydy, jak i nasiona z Ziemi. Lunzie sama miała nadzieję osiąść tam, gdy tylko
zakończy swoją służbę na Platformie, nie była jednak wystarczająco samodzielna finansowo.
Nawet towar tak cenny jak ekspertyzy medyczne nie wystarczył, by wkupić się w
stowarzyszenie kolonialne Tau Ceti. Musiała zarobić na swoje udziały, a atmosfera i
grawitacja na planecie nie wymagały obecności, specjalisty w dziedzinie psychologii
wstrząsów odprzestrzennych. Nie było rady - zęby zarabiać, musiała opuścić planetę. Ku jej
wielkiemu rozczarowaniu, najlepiej płatne i najlepsze z punktu widzenia jej praktyki miejsca
znajdowały się jednie na izolowanych stacjach, nie mogła więc zabrać ze sobą Fiony. Po
wielu negocjacjach Lunzie podpisała kontrakt z Kartezjuszem i wzięła etat na odległej
platformie wydobywczej.
Fiona była zła, że nie może towarzyszyć matce, i nie chciała przyjąć tego faktu do
wiadomości. Przez ostatnie dni przed odlotem nie odzywała się do niej i uparcie
rozpakowywała jej torby, gdy tylko widziała je pełne. Te nieodpowiedzialne wybryki dawały
Lunzie do zrozumienia, że Fiona czuje się porzucona. Od chwili narodzin córki nie zdarzyło
im się rozstawać na dłużej niż dzień lub dwa. Lunzie też odczuwała ból na samą myśl o nie-
uchronnym rozstaniu, ale rozumiała to, czego nie mogła zrozumieć Fiona - konieczność
finansową, która zmuszała ją do przyjęcia stanowiska tak daleko i opuszczenia Fiony.
Opłatę za ich podróż na Tau Ceti wniosła rada naukowa kontrolująca działalność
centrum klonowania na nowo skolonizowanej planecie. Rada etyczna zaproponowała Lunzie
podjęcie współpracy, ponieważ wiedziano, że podczas studiów w szkole medycznej była, jako
doradca, członkiem podobnej grupy, której działalność zakończyła się utworzeniem
eksperymentalnej kolonii. Nieoczekiwanie dane tego przedsięwzięcia okazały się niedostępne
nawet dla jego uczestników. Były mąż, Sion, także dał jej swoje rekomendacje. Stawał się
znanym i szanowanym genetykiem, zajmującym się głównie kontrolowaniem mutacji
ludzkich w warunkach dużej grawitacji.
Rada etyczna zebrała się cztery czy pięć razy i szybko ustaliła, że nawet tak
pożyteczne przedsięwzięcie, jak hodowla genomów przetrwalnikowych, jest w ciągu kilku
następnych generacji skazane na niepowodzenie i badań nie kontynuowano. Lunzie straciła
pracę w kolonii, która jej nie potrzebowała. Z powodu tajnego charakteru badań nie mogła
nawet wyjaśnić córce, dlaczego nie podjęła pracy, dla której przyjechały na Tau Ceti.
Gdy Lunzie musiała po raz piąty czy szósty pakować znowu torbę i znała już na
pamięć całą jej zawartość, zabrała bagaż do centrum medycznego i ukryła przed Fiona w
gabinecie trucizn.
Od tej chwili protest zamienił się w zwyczajne dąsy. Lunzie cierpliwie obserwowała
zachowanie Fiony czekając, aż córka zaakceptuje rozstanie i starając się być pod ręką, gdy
dziewczyna poczuje, że należałoby porozmawiać. Wiedziała z doświadczenia, że nie warto
uganiać się za nią. Trzeba pozwolić małej wybrać właściwy moment Miały zbyt podobne
charaktery i wymuszenie przedwczesnej konfrontacji mogło przypominać w skutkach
przeciążenie reaktora nuklearnego. Tymczasem zajmowała się swoją pracą w centrum
medycznym, pomagając pozostałemu personelowi w badaniach zatwierdzonych przez
kolonię.W końcu pewnego słonecznego dnia, gdy Lunzie wychodziła z pracy, przed centrum
spotkała Fionę, która wręczyła jej mały pakunek. Lunzie uśmiechnęła się rozpoznając kształt
jego zawartości. Gdy zdjęła papier, ujrzała nowiutki studyjny hologram przedstawiający
Fionę wystrojoną w najodświętniejsze ubranie, jakie tylko miała; kostium o najmodniejszym
fasonie, który kupiła za swoje oszczędności i pieniądze wybłagane od matki jeszcze w ich
poprzednim domu. Lunzie mogła teraz ocenić, jak podobna do niej stawała się Fiona, mając
takie same wydatne kości policzkowe, wysokie czoło, wykrój ust. Fale miękkich włosów były
jednak znacznie ciemniejsze; bliższe czerni niż ciemnego brązu Lunzie. Fiona miała duże,
senne oczy i ostry podbródek, który odziedziczyła po ojcu — nadający jej wyraz
zdecydowania, by nie powiedzieć uporu, widocznego mimo dziecinnych rysów. Rubinowa
sukienka podkreślała jasną karnację skóry dziewczyny, upodabniając ją do egzotycznego
kwiatu. Przepuszczająca światło peleryna spływająca z ramion, najmodniejsza z modnych,
ozdobiona była malutkimi świecącymi gwiazdkami i wirowała wokół nóg Fiony jak ogon
komety. Lunzie podniosła wzrok znad prezentu i spojrzała córce w oczy — obserwujące ją z
niepokojem w oczekiwaniu na reakcję.
- To jest śliczne, kochanie - powiedziała przygarniając Fionę do siebie i chowając
hologram do torebki. - Będę za tobą bardzo tęsknić.
- Nie zapomnij o mnie. - Płaszcz Lunzie stłumił żałosny szloch.
Lunzie odsunęła się i ujęła w dłonie zapłakaną twarz córki, starając się zapamiętać
każdy szczegół.
- Nigdy nie zapomnę, nie mogłabym - obiecała. - Wrócę szybciej, niż się spodziewasz.
Parę dni przed wyjazdem przekazała pracę w laboratorium swemu
współpracownikowi, by móc cały czas spędzić z Fioną. Odwiedziły swoje ulubione miejsca i
razem przeniosły rzeczy Fiony z tymczasowej kwatery do domu przyjaciela, który miał się
nią opiekować. “Pamiętasz to, pamiętasz tamto" pytały ciągle, dzieląc się swoimi
drogocennymi wspomnieniami. To był piękny okres, Lunzie wydawał się on jednak bardzo
krótki.
Fiona w milczeniu odprowadziła matkę do przystani, z której prom miał ją zabrać na
Nellie Minę. Lawendowoniebieskie niebo Tau Ceti przesłoniły chmury. Gdy było czyste,
Lunzie mogła zobaczyć, jak słońce rozbłyskuje na powierzchni statków zacumowanych na
orbicie parkingowej, wysoko nad Tau Ceti. Teraz jednak niemal cieszyła się, że tego nie
widzi. Starała się opanować emocje. Gdyby tylko istniał sposób, żeby oszczędzić Fionie
cierpienia, na pewno by z niego skorzystała. Postanowiła, że na prawdziwy płacz pozwoli
sobie dopiero na pokładzie. Przez chwilę miała ochotę podrzeć kontrakt, uciec, powiedzieć
Kartezjuszowi, żeby się wypchał, i wybłagać u władz Tau Ceti jakąkolwiek pracę, nawet
najgorszą, byle tylko zostać z Fioną, ale zaraz potem rozsądek wziął górę. Przypomniała sobie
bezlitosne prawa finansowe, jak choćby to, że trzeba mieć za co żyć, i zapewniła samą siebie,
że już niedługo będzie mogła wrócić i urządzić się wygodnie za zarobione pieniądze.
- Spróbuję wynająć jakiegoś górnika - obiecała córce - gdy tylko będzie mnie stać. -
Jej słowa odbijały się echem od karbowanego metalu ścian portu. Zdawało się, że są same.
- Zobaczysz, dorobimy się. Będziesz mogła wybrać sobie dowolny uniwersytet albo
szkolenie oficerskie we Flocie jak mój brat. Co tylko zechcesz.
- Mhm. - To był jedyny komentarz Fiony. Jej twarz zamieniła się w maskę o tak
dramatycznym wyrazie, że Lunzie chciało się jednocześnie śmiać i płakać. Fiona nie miała
tego dnia makijażu i wyglądała bardziej na dziecko niż na nastolatkę.
“Ona próbuje mną manipulować", powiedziała sobie surowo Lunzie. “Muszę dbać o
naszą przyszłość. Wiem, że jest jej smutno, ale nie będzie mnie dwa lata, no, może pięć!" Nos
Fiony zrobił się czerwony, a mocno zaciśnięte wargi zbielały. Lunzie już miała znowu
powiedzieć jej coś na pocieszenie, gdy zdała sobie sprawę, że teraz ona próbuje manipulować
uczuciami córki. “Nie chcę żadnych scen, więc staram się jej ulżyć." Zmusiła się do
milczenia. “Jesteśmy zbyt do siebie podobne i w tym cały kłopot." Pokręciła głową i mocniej
ścisnęła rękę Fiony. Podeszły w milczeniu do lądowiska.
Na Lądowisku Numer 6 stał duży prom towarowy, typu używanego głównie przez
przewoźników zainteresowanych bardziej frachtem niż przewozami pasażerskimi. Ten -
kiedyś starannie pomalowany na biało, z szerokim czerwonym pasem biegnącym od dziobu
do ogona - teraz był okopcony i pogięty. Ceramiczne osłony na dziobie miały ślady nadpaleń
od lądowań przez atmosfery planetarne, ale całość sprawiała wrażenie względnego zadbania.
Na środku przystani stał mocno zbudowany mężczyzna o czarnych, kręconych włosach i
wymachując segregatorem wydawał polecenia grupie robotników w kombinezonach. Na
wózkach widłowych wwożono do luków zaplombowane kontenery. Czarnowłosy mężczyzna
zauważył obce osoby i podszedł wyciągając rękę do powitania.
- To pani jest nowym lekarzem? - zapytał chwytając wolną rękę Lunzie i potrząsając
nią przyjacielsko. - Kapitan Kosimo z Kartezjusza, cieszę się, że jest pani z nami. Dzień
dobry, młoda damo. - Kosimo wykonał gest będący czymś pomiędzy skinięciem głową a
ukłonem. - Czy to pani bagaże? Maikus! Proszę zabrać bagaże pani doktor na pokład!
Lunzie wręczyła mu tubę zawierającą kontrakt i rozkazy, które wrzucił do
segregatora.
- Wszystko w porządku - powiedział, przeglądając, informacje wyświetlone na swoim
podręcznym ekranie. - Mamy jakieś dwadzieścia minut do odlotu. Luki zamykamy o T -
minus dwa. Do tego momentu może pani dysponować swoim czasem. - Posłał Pionie kolejny
uśmiech i powrócił do strofowania swoich podwładnych. - Ostrożnie, Nellen, to jest wózek
widłowy, a nie zabawka dla smarkaczy!
Lunzie odwróciła się do Fiony. Coś zaczęło ściskać ją w gardle. Wszystko, co chciała
powiedzieć, wydawało jej się trywialne w porównaniu z tym, co czuła. Przełknęła ślinę,
starając się nie rozpłakać. Z oczu Fiony spływały łzy.
- Nie mamy wiele czasu.
- Mamusiu - Fiona wybuchnęła płaczem - tak bardzo będę za tobą tęsknić! - Prawie
dorosła Fiona, która odrzucała wszelkie dziecinne zachowania i od wczesnego dzieciństwa
mówiła matce po imieniu, nagle przeistoczyła się w małą dziewczynkę, wypowiadając to
zapomniane słowo.
- Ja też będę za tobą tęsknić, Fee - powiedziała Lunzie bardziej wzruszona, niż sama
zdawała sobie sprawę. Złączyły się w uścisku. Lunzie wreszcie przestała powstrzymywać łzy
i poczuła prawdziwą ulgę. W końcu nieszczerość nie była jej cechą rodzinną.
Gdy rozległ się dźwięk syreny, Fiona uwolniła matkę z uścisku, obdarowała jeszcze
jednym wilgotnym pocałunkiem i stanęła z boku, by obserwować start. Lunzie czuła, że
nigdy nie były sobie tak bliskie. Ze wszystkich sił starała się zapamiętać obraz Fiony
machającej na pożegnanie, gdy prom wznosił się w powietrze, a potem przesuwał po lekko
Zgłoś jeśli naruszono regulamin