Timothy Zahn - Zdobywcy 2 - Dziedzictwo Zdobywców.doc

(1564 KB) Pobierz
Timothy Zahn

Timothy Zahn

 

Dziedzictwo Zdobywców

 

Tom 2 trylogii ZDOBYWCY

Cykl Zdobywcy:

Duma Zdobywców

Dziedzictwo Zdobywców

Spadek Zdobywców

Przekład Marek Rudnik

AMBER

Tytuł oryginału CONQUERORS' HERITAGE

Ilustracja na okładce MARTIN BUCHAN

Redakcja merytoryczna WANDA MONASTYRSKA

Redakcja techniczna LIWIA DRUBKOWSKA

Korekta GRAŻYNA HENEL

Copyright co Timothy Zalui 1995

For the Polish edition Copyright ® 1997 by Wydawnictwo Ainber Sp. z o.o.

ISBN 83-7169-200-5

WYDAWNICTWO AMBER Sp. z o.o.

00-108 Warszawa, ul. Zielna 39, tel. 620 40 13, 620 81 62

Warszawa 1997. Wydanie I

Druk: Elsnerdruck Berlin

Rozdział 1

— Poszukiwacz Thrr-gilag?

Zapytany powoli uniósł wzrok znad trzymanego na kolanach zniszczonego

kombinezonu posłuszeństwa.

— Słucham, kapitanie.

— „Diligent" jest gotowy do startu — oświadczył Zbb-rundgi. — Czekamy tylko na

ciebie.

— Dziękuję. Przyjdę za kilka miliłuków.

Kapitan rozejrzał się po dyżurce sekcji badania obcych.

— Zespół demontażowy poradzi sobie z resztą sprzętu, poszukiwaczu —

stwierdził. — Niczego nie musisz już nadzorować.

— W porządku — mruknął Thrr-gilag. — Powiedziałem przecież, że przyjdę za

kilka miliłuków.

Odniósł przy tym wrażenie, że dzienne źrenice Zbb-rundgi'ego jakby nieco się

zwęziły.

— Instrukcje Pierwszego były jednoznaczne, poszukiwaczu — nie ustępował

dowódca statku. — Mamy startować, gdy tylko będziemy gotowi.

— Ale jeszcze nie jesteśmy — odparował Thrr-gilag. — Możesz wrócić na statek i

zająć się procedurami przedstartowymi. Ja zjawię się tam za kilka miliłuków.

Tym razem nie miał już wątliwości, że źrenice tamtego się zwęziły.

— Jak sobie życzysz, poszukiwaczu — rzucił Zbb-rundgi. Odwrócił się i wyszedł

z pomieszczenia.

— To nie było najrozsądniejsze — rozległ się słaby głos. —

Dowódca statku Zbb-rundgi cieszy się poważaniem przywódców klanu Cakk'rr,

podobnie jak i Starsi z jego rodziny. Nie powinieneś raczej, w twojej

sytuacji, robić sobie z niego wroga.

— Jestem mówcą na czas tej misji, wyznaczonym z mocy prawa, Chrr't-ogdano —

przypomniał Thrr-gilag, wodząc palcem po jednym z ciemnych sensorów

umieszczonych w kombinezonie, wciąż pokrytym czerwonym pyłem. — Dopóki

Zgromadzenie Ponadklanowe nie zmieni tej decyzji, będę robił wyłącznie to, co

uznam za stosowne. Nie interesuje mnie, czy denerwuję tym Zbb-rundgi'ego, czy

też nie.

— Popatrz na mnie.

Thrr-gilag z westchnieniem podniósł wzrok na bladą postać wiszącą przed nim w

powietrzu. Chrr't-ogdano, Starszy z klanu Kee'rr i główny obserwator tutaj, w

Kolonii numer dwanaście, jak wynikało z wyrazu malującego się na jego

półprzeźroczystej twarzy, nie darzył poszukiwacza większym szacunkiem niż Zbb-

-rundgi.

— Nie próbuj się ze mną spierać — ostrzegł Starszy. — Zgodnie z prawem wciąż

jeszcze jesteś mówcą tej misji, ale według mnie jesteś Zhirrzhem, którego

postępowanie sprawiło, że nasz jedyny ludzki więzień został uratowany przez

swoich.

— Karę za to poniosą prawdziwi winowajcy — odparł Thrr-

-gilag. — Do tego czasu sądzę, że należy mi się wynikający z mojej funkcji

szacunek.

Język Chrr't-ogdano wysunął się w sposób wyrażający lekceważenie.

— Władza pochodzi z nadania, na szacunek zaś trzeba sobie zapracować. Jeśli

okazałeś się zbyt młody lub zbyt upojony władzą, by to zrozumieć, w ogóle nie

należało powierzać ci funkcji mówcy.

Poszukiwacz przycisnął język do podniebienia, powstrzymując się od

wypowiedzenia słów, które cisnęły mu się na usta.

— Przykro mi, że cię rozczarowuję — rzekł wreszcie. — Zrobiłem jednak

wszystko, co było w mojej mocy. Oblicze Starszego złagodniało nieco.

— Co się stało, to się nie odstanie — stwierdził z rezygnacją. — Dopiero

historia oceni rzetelnie twoje poczynania.

Osobiście miał już wyrobione zdanie o dalszym rozwoju wypadków. Podobnie

zresztą jak Zbb-rundgi i pozostali uczestnicy misji.

I mówiąc szczerze Thrr-gilag nie mógł ich za to winić. Co prawda realizacja

planu, który miał doprowadzić do ponownego schwytania Pheylana Cavanagha, do

czasu przebiegała idealnie. Zamierzał to podkreślić na Zgromadzeniu

Ponadklanowym. Pozwolili uciekinierowi dostać się do obcego statku i uruchomić

go. Dzięki temu obserwujący go Starsi zdobyli cenne informacje. Później zaś

nagłe uwidocznienie się jednego z nich, zgodnie z przewidywaniami, odwróciło

uwagę Ziemianina na tyle, że Thrr-gilag zdążył oswobodzić się z więzów i

wprowadzić do organizmu więźnia niewielką dawkę trucizny. Kolejne informacje

zdobyte przy minimalnym ryzyku.

Ale nikt nie wiedział o ludzkich myśliwcach, które pojawiły się jak spod

ziemi. Rzeczywiście niewykluczone, że gdyby jeniec znajdował się pod strażą w

swojej celi podczas owego niespodziewanego ataku, wrogowi nie udałoby się go

oswobodzić.

A może wówczas Ziemianie zniszczyliby bazę, przenieśli wszystkich Zhirrzhów

biorących udział w misji do grona Starszych, po czym i tak uwolnili Pheylana

Cavanagha.

Thrr-gilag bezwiednie przycisnął mocno język do wewnętrznej strony policzka.

Te myśliwce były wprost przerażające. Niewyobrażalnie szybkie i jednocześnie

zwrotne, siały wokół zniszczenie. Sylwetką i barwą przypominały maszyny, które

powstrzymały siły uderzeniowe Zhirzhów na zamieszkanej przez ludzi planecie

Do-rcas. Jego brat, Thrr-mezaz, sugerował, że to właśnie mogli być owi

tajemniczy Miedzianogłowi, o których wzmianki znaleźli w zdobytym banku

danych.

A może te same jednostki operowały i tu, i tam?

Poszukiwacz poczuł dreszcz, który przebiegł przez jego ciało. Jeżeli

Miedzianogłowi potrafili wymknąć się nie zauważeni przez siły desantowe na

Dorcas i przedostać się aż tutaj...

— Chcę mówić z moim bratem — zwrócił się do Chrr't-og-dana. — Thrr-mezazem z

klanu Kee'rr, dowódcą sił, które wylądowały na Dorcas.

— Teraz? — zapytał ze zdziwieniem Starszy. — Czy nie lepiej byłoby to zrobić

już z pokładu „Diligenta"?

— Żeby uspokoić kapitana Zbb-rundgi'ego?

— Nie, żeby ocalić własną głowę — odciął się Chrr't-ogda-no. — A może chcesz

wciąż tu tkwić, kiedy jednostki obcych przybędą w większej liczbie?

Thrr-gilag westchnął.

7

— Na razie nic nam nie grozi. Wyjaśniłem to już zresztą kapitanowi. Od ich

akcji upłynęło prawie sześć decyłuków i gdyby mieli w pobliżu więcej statków,

dawno by już nas zaatakowali. Stąd wniosek, że większe siły muszą ściągnąć z

któregoś ze swoich światów. A to powinno potrwać co najmniej pełen łuk, jeśli

nie więcej.

— To tylko przypuszczenia.

— To wnioski sformułowane przez specjalistę do spraw obcych i ich kultur —

warknął poszukiwacz, mając już dość jałowych sporów. Nikt nie zachowywał się w

ten sposób wobec Svv-selica, gdy ten pełnił funkcję mówcy. — Poproszę więc o

kontakt z Thrr-

-mezazem.

— Tak jest — mruknął Chrr't-ogdano, zamigotał i zniknął. W przeciwległym końcu

pomieszczenia rozwarły się drzwi i do środka weszła, pchając wózek, członkini

personelu technicznego.

— Co z naszymi więźniami? — zapytał Thrr-gilag.

— Wciąż śpią — odparła podjeżdżając do jednego z trzech zestawów do analizy

tkankowej. — Poziom ich metabolizmu z wolna zaczyna rosnąć po problemach,

jakie wystąpiły w trakcie przenosin na pokład. Uzdrawiacze twierdzą, że stan

pacjentów powinien się stopniowo poprawiać.

— Dobrze — stwierdził szef bazy, zadowolony, że przynajmniej w tym przypadku

nie występują poważniejsze perturbacje. To nie chęć zademonstrowania swej

władzy, jak twierdzili Chrr't-

-ogdano i Zbb-rundgi, sprawiała, że zwlekał z ewakuacją. Przede wszystkim

obawiał się o dwóch nowych więźniów, którym groziła śmierć z powodu nie

wyjaśnionych dolegliwości. Już ich transport na pokład statku stanowił w

opinii uzdrawiaczy ryzykowne przedsięwzięcie. Postanowił więc dać obcym jak

najwięcej czasu na dojście do siebie przed jakże groźnym dla nich startem.

Kapitan Zbb-rundgi nie był w stanie zrozumieć takiego postępowania. Albo po

prostu lęk przed spodziewanym atakiem Ziemian nie pozwalał mu potraktować

poważnie ostrzeżeń uzdrawiaczy. Ale do czasu, gdy Thrr-gilag pozostawał poza

statkiem, to on decydował o starcie.

— Czy Starsi zdołali poznać istotę ich ran?

— Wciąż nad tym pracują — odpowiedziała operatorka, a ostatnie jej słowa

zagłuszył zgrzyt wywołany przesuwaniem umieszczonego na wózku analizatora,

wykonanego ze spieku ceramicznego. — Na razie wiedzą tyle co uzdrawiacze.

8

Obok poszukiwacza coś zamigotało i ponownie pojawił się Chrr't-ogdano.

— Mam kontakt z dowódcą Thrr-mezazem — warknął. — Zaczynaj.

— Tu Thrr-gilag — powiedział szef bazy, zastanawiając się jednocześnie,

dlaczego musiał tak długo czekać na połączenie. Przecież z trzema przyczółkami

miała być utrzymywana stała łączność. Czyżby stało się coś niedobrego? —

Kolonia numer dwanaście jakieś sześć decyłuków temu została zaatakowana przez

ludzkie myśliwce typu opisanego w ostatnim raporcie. Pytanie: czy jesteś

pewien, że oba wciąż znajdują się na Dorcas?

Starszy skinął głową i zniknął. Thrr-gilag czekał, obserwując pracującą

operatorkę i licząc czas. Był przekonany, że przekaz na każdym etapie

połączenia powinien trwać około piętnastu uderzeń, poczynając od kontaktu

Chrr't-ogdano z komunikatorem na rodzinnej planecie Zhirrzhów — Oaccanv.

Stamtąd wiadomość wędrowała dalej, aż trafiała do świątyni kogoś, kto służył

jako komunikator na Dorcas. Odpowiedź musiała pokonać tę samą drogę. Ostatnim

razem, gdy prowadził rozmowę z przyczółkiem na Dorcas, czas potrzebny na

uzyskanie odpowiedzi wynosił około stu dwudziestu uderzeń. A więc i tym razem

powinno być podobnie.

Upłynęło jednak sto dziewięćdziesiąt uderzeń, zanim Chrr't-og-dano powrócił.

— „Oba myśliwce są na miejscu" — powiedział. — „Nic ci nie jest, bracie?"

Thrr-gilag wysunął język w uśmiechu. To cały Thrr-mezaz. Dopóki obaj nie

przejdą do grona Starszych, pozostanie niezmiennie opiekuńczym, starszym

bratem. A może nawet dłużej.

— Ze mną wszystko w porządku — odpowiedział. — A co u ciebie?

— „Kiedy ostatnio sprawdzałem, byłem na swoim miejscu" — brzmiała odpowiedź.

Przynajmniej Thrr-mezaz nie stracił swego zwykłego poczucia humoru. — „W jakim

stopniu została zniszczona twoja baza?"

— Niewielkim. To był niezwykle precyzyjny atak.

— „Tutaj natomiast starają się spowodować jak najwięcej strat. Ilu jednostek

użyli?"

— Widzieliśmy tylko pięć myśliwców. Ale poza zasięgiem

naszych wykrywaczy mogły znajdować się inne. A dlaczego pytasz? Czy to ważne?

— „Niewykluczone" — nadeszła odpowiedź. — „Orientując się, ile jednostek

Ziemianie wysłali przeciwko nam, moglibyśmy próbować ocenić liczebność

wszystkich ich sił. Chyba że po prostu na chybił trafił sprawdzali kolejno

systemy i dopisało im szczęście".

— Bardzo w to wątpię — stwierdził Thrr-gilag. — Wiemy, że wysłali swoich także

do systemu obserwacyjnego numer osiemnaście. „Diligent" i „Operant" niemal ich

dopadły, ale jakoś zdołali się wymknąć.

— „A więc sprawdzali wszystkie pobliskie systemy gwiezdne" — orzekł Thrr-

mezaz. — „A jest ich sporo".

— Zdecydowanie za dużo — przyznał brat. — Musieli wobec tego przyjąć jakiś

klucz ograniczający liczbę podejrzanych planet.

— „Możliwe. Niestety, prowadzi to do dwóch niewesołych wniosków. Po pierwsze,

że byli w stanie uzyskać niezwykle precyzyjne odczyty, pozwalające ustalić,

skąd przyleciały nasze statki. Po drugie zaś, że posiadają szczegółowy katalog

wszystkich systemów leżących w tej części kosmosu. Nie ma innego sposobu,

który pozwoliłby na tak szybkie odnalezienie nas".

Thrr-gilag skrzywił się.

— Obawiam się, że masz rację — potwierdził. — Chyba że wiedzą, jak śledzić

jednostki znajdujące się w tunelu. To także mogłoby ich do nas doprowadzić.

— „Daj spokój. W taki właście sposób rodzą się głupie plotki, a im bardziej

nieprawdopodobna historia, tym szybciej się rozchodzi. Co, ewakuujecie się z

bazy?"

— Tak. Otrzymaliśmy rozkaz powrotu na Oaccanv, gdzie bez wątpienia zostanę

wezwany na posiedzenie Zgromadzenia Ponad-klanowego.

— „Zapewne. Uważaj na każde słowo. Klan Too'rr był wyraźnie niezadowolony, gdy

zająłeś miejsce Svv-selica".

Przynajmniej tamtych niepowodzeń nie mogli zwalić na jego barki.

— Tak zdecydowano. Starsi zażądali, by pozbawiono go funkcji, gdy pozwolił

Ziemianinowi zbytnio zbliżyć się do piramidy.

— „Mimo wszystko uważaj na siebie".

— Oczywiście — Thrr-gilag zmarszczył czoło. — Czy coś jest nie tak? Przekaz

trwa znacznie dłużej niż pięć łuków temu.

10

Tym razem opóźnienie było dużo większe niż zwykle. Poszukiwacz już zamierzał

wezwać innego Starszego, aby odnalazł Chrr't-ogdano, gdy ten właśnie wrócił.

— „Straciliśmy połączenie, z którego wówczas korzystaliśmy" — powtórzył słowa

Thrr-mezaza Starszy, a jego cichy głos nabrał innego brzmienia. — „Jeden z

naszych komunikatorów zniknął dwa łuki temu. Prr't-zevisti z klanu Dhaa'rr".

Dzienne źrenice Thrr-gilaga zwęziły się.

— Jak, na osiemnaście światów, do tego doszło?

— „Wojownicy Ziemian napadli na jedną z naszych piramid i zabrali wycinek z

jego organu fsss" — nadeszła odpowiedź. — „Śledziliśmy go aż do bazy tamtych.

Wtedy właśnie połączenie z jego rodzinną świątynią zostało zerwane".

— Zabili go?

— „Albo w jakiś szczególny sposób zdołali uwięzić. Wiemy tylko, że od tego

czasu nie możemy się z nim skontaktować. Ani tu, ani w świątyni na Dharanv".

— Rozumiem. Ale w jaki sposób obcy sforsowali ogrodzenie?

— „Nie musieli tego robić. Tak się składa, że wszystkie cztery piramidy

znajdowały się poza terenem naszej bazy".

— Poza terenem bazy? — powtórzył z niedowierzaniem Thrr-gilag. — Co za dureń

wpadł na taki pomysł?

— „Ja. To był eksperyment mający na celu sprawdzenie, czy Starsi mogą

skutecznie wspierać wartowników w warunkach bojowych".

Poszukiwacz aż wysunął język.

— Przywódcom klanu Dhaa'rr na pewno się to nie spodoba.

— „Ich niezadowolenie już zostało mi okazane" — brzmiała przekazana

beznamiętnym tonem odpowiedź. — „I spodziewam się, że ty także je odczujesz,

kiedy staniesz przed Zgromadzeniem".

— Dziękuję za przestrogę — mruknął Thrr-gilag sprawdzając czas. Obcy

więźniowie powinni już być w lepszej formie. Przynajmniej na tyle, by nie

groziła im utrata życia. — Muszę już ruszać, bracie. Uważaj na siebie. Wkrótce

ponownie się z tobą skontaktuję.

— „Ty także" — powtórzył Chrr't-ogdano. — „Do zobaczenia".

— Do zobaczenia — Thrr-gilag skinął Starszemu. — Dziękuję ci. Możesz już

zwolnić wszystkich komunikatorów. Czas ruszać.

11

— Tak jest — mruknął Chrr't-ogdano. Językiem wskazał drzwi. — A co z piramidą?

Zamierzacie ją tu zostawić?

— Bez niej nie będziemy mogli obserwować Ziemian, kiedy tu wrócą — zauważył

poszukiwacz, przyglądając się zatroskanej minie rozmówcy. — A co? Boisz się?

— Po tym, co stało się z Prr't-zevisti? Oczywiście, że się boję. Na moim

miejscu też czułbyś to samo.

Thrr-gilag skrzywił się i pomacał ręką niewielką bliznę na karku. Na usta

cisnęły mu się słowa protestu, lecz zdecydował się nie wypowiadać ich głośno.

Teoretycznie żadne eksperymenty na wycinku fsss nie powinny mieć wpływu na sam

organ, bezpiecznie spoczywający w świątyni oddalonej o dwieście pięćdziesiąt

cykli świetlnych. W przypadku jakiegokolwiek zagrożenia Chrr't-ogdano, jak i

inni Starsi, mógł przenieść się do świątyni, a tam byli już zupełnie

bezpieczni. Teoretycznie.

Bowiem w praktyce miał do czynienia z grupą zdenerwowanych Starszych

obawiających się o swoją przyszłość. Nie można było bowiem mieć pewności, czy

przeciwnik nie znajdzie jakiegoś sposobu, by zatrzymać ich doczepionych do

wycinków.

— A co z obserwatorami w systemie badawczym numer osiemnaście? — odezwał się

Chrr't-ogdano. — Pamiętasz ich raport? Odczuwali ból wywołany przez

paralizatory Ziemian.

— Jednak wciąż pozostawali w swoich wycinkach i obserwowali ich — przypomniał

mu poszukiwacz. — Ale jestem gotów ustąpić. Poinformuj dowódcę Zbb-rundgi'ego,

że zmieniłem zdanie i piramida ma zostać stąd usunięta. I przekaż mu, żeby był

przygotowany do startu, kiedy tylko znajdę się na pokładzie.

— Tak jest — rzekł Chrr't-ogdano, tym razem sprawiający wrażenie zadowolonego.

Zniknął. Pozostawszy sam, Thrr-gilag wstał. Ze złością przycisnął język do

podniebienia, gdy przewieszał przez ramię zniszczony kombinezon posłuszeństwa.

A więc znowu to samo: Zhir-rzhowie rozpoczęli kolejną wojnę z nieznaną rasą. Z

Obcymi, którzy, podobnie jak wszyscy poprzedni, na ich widok momentalnie

atakowali. Ale obecny przeciwnik posiadał potężne pociski i niewielkie, lecz

siejące niebywałe zniszczenia myśliwce, a przede wszystkim dysponował ogromną

liczbą paralizatorów — broni zadającej ból Starszym, co w konsekwencji mogło

zniszczyć oparty na nich główny system łączności. Ponadto Ziemianie opanowali

dwadzieścia cztery światy i zdołali zdominować co najmniej

12

osiem innych ras, podczas gdy Zhirrzhowie skolonizowali jedynie osiemnaście.

Na domiar złego Obcy posiadali jeszcze inną przerażającą broń, opisaną mu

przez Pheylana Cavanagha. Siejące śmierć urządzenie nazywane CIRCE.

Thrr-gilag ostatni raz rozejrzał się po pustym pomieszczeniu, po czym wyszedł

i ruszył ku statkowi. Idąc zastanawiał się, czy Dowództwo i Zgromadzenie

Ponadklanowe nie obcięło tym razem kęsa, którego nie da się przełknąć.

Od Oaccarw dzieliła ich odległość dwustu pięćdziesięciu cykli świetlnych —

niemal trzydzieści pięć decyłuków lotu z prędkością gwiezdną. Thrr-gilag miał

więc trzy i pół łuku, by leżąc w swojej kabinie studiować dane dotyczące

Pheylana Cavanagha i ćwiczyć znajomość języka ludzi. A także myśleć, co dzieje

się gdzie indziej, podczas gdy oni mkną przez pustkę.

Na szczęście nie był zupełnie odcięty od reszty świata. Zbb--rundgi

poinstruował wprawdzie wszystkich na pokładzie, oczywiście nieoficjalnie, by

unikali kontaktów z młodym poszukiwaczem, który dopuścił do ucieczki ludzkiego

więźnia, a ponadto, co chyba ważniejsze, z pogardą przyjmował rady dowódcy

statku. Ale ani Nzz-oonaz, ani Svv-selic nie potraktowali tego poważnie i na

bieżąco informowali współpracownika o postępach ofensywy.

Raporty Starszych były dosyć ogólnikowe, lecz generalnie pozytywne. Na

wszystkich trzech zaatakowanych planetach obrońcy zostali zaskoczeni, co

jednak nie powstrzymało ich przed przeprowadzaniem kontrataków przy użyciu

wybuchających pocisków i paralizatorów. Zdołano ich jednak wyprzeć z baz i

zmusić do ukrycia się w trudnym do spacyfikowania terenie. Przyczółki zostały

zdobyte i umocnione, a znaczne siły zajęły pozycje na orbicie. Teraz nadszedł

czas na systematyczne powiększanie kontrolowanego terytorium i oczekiwanie na

rozwój wojny rozpętanej przez Ziemian.

Jeżeli to rzeczywiście oni ją rozpoczęli.

Ta dręcząca wątpliwość kryła się w zakamarkach umysłu Thrr-

14

-gilaga podczas całej podróży. Oczywiście ufał Starszym, a oni stanowczo

twierdzili, że to Ziemianie okazali się agresorami już w momencie pierwszego

spotkania. Ale jednocześnie poszukiwacz nie potrafił tak po prostu zignorować

wersji Pheylana Cavanagha, który był święcie przekonany, że to właśnie statki

Zhirrzhów bez żadnego powodu otworzyły ogień.

Prawdopodobnie jeniec kłamał. Niemal na pewno kłamał. Lecz wciąż pozostawał

cień wątpliwości. Thrr-gilag miał nadzieję, że do czasu przybycia na Oaccanv

zdoła się ich pozbyć.

— Wszyscy powstać — rozległ się donośny głos. Słowa odbiły się echem w

ogromnej sali, ale natychmiast zagłuszył je rumor towarzyszący podnoszeniu się

tysiąca Zhirrzhów. — Zgromadzenie Ponadklanowe rozpoczyna obrady. Oddajmy

honor Pierwsze-

mu.

W tyle, za podium, otworzyły się drzwi i wyłonił się z nich przywódca rasy

Zhirrzhów. Zatrzymał się na kilka uderzeń i w milczeniu ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin