Ahern Jerry - Krucjata 16 - Arsenał.doc

(627 KB) Pobierz
JERRY AHERN

JERRY AHERN

 

KRUCJATA 16

ARSENAŁ

Przełożył Sławomir Polkowski

Tytuł oryginału: The Survivalist – The Ordeal

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Data wydania oryginału: 1988

Data wydania polskiego: 1992


Naszemu staremu druhowi,

Nealowi Jamesowi,

z najlepszymi życzeniami.


ROZDZIAŁ I

 

 

John Rourke otworzył oczy. Zastygł w bezruchu. Z salonu obok sypialni usłyszał jakiś dźwięk. Odgłos kroków?!

W chwilę potem stuknięcie w ścianę albo mebel. Sarah często śmiała się z męża, że tak ciężko go dobudzić. Gdy jednak w nocy rozlegał się najlżejszy, niezwykły dźwięk, John był czujny i budził się natychmiast. Tę zdolność posiadają drapieżne zwierzęta, a przecież człowiek również jest drapieżcą.

Doktor nigdy nie spał z bronią pod poduszką. Dobrze wiedział, że pistolety, bez względu na to jak małe i płaskie, są twarde i nie pozwalają dobrze spać. Jednak przed laty John wyrobił sobie zwyczaj spania z bronią w zasięgu ręki. Kładł ją na nocnym stoliku obok łóżka, wsuwał do śpiwora lub chował do buta. Teraz sięgnął poza krawędź łóżka do skórzanych sandałów, które nosił ostatniego wieczora, po zdjęciu wojskowych butów. Właśnie tam leżał jeden z jego bliźniaczych, nierdzewnych pistoletów Detonic 0,45.

Mały pistolet był załadowany, bo wprawdzie Chińczycy zachowywali się przyjaźnie, to jednak apartament w oficjalnej rezydencji przewodniczącego nie był Schronem. Rourke zacisnął dłoń na pistolecie i przez moment trwał w bezruchu.

Jeszcze jeden szmer, to z pewnością kroki.

Amerykanin powoli odbezpieczył Detonika. Wstał. Przełożył broń do lewej ręki tak, aby trzymać wylot lufy skierowany w stronę otwartych drzwi salonu. Robiąc dwa duże kroki, znalazł się obok krzesła, na którym leżał drugi pistolet. Prawą ręką chwycił kolbę bliźniaczego rewolweru i unosząc lufę, naciągnął kciukiem kurek.

Szedł w kierunku drzwi nagi, bo nie miał czasu na wciągnięcie spodni.

W takiej sytuacji logika nakazywała pozwolić intruzowi na zbliżenie się, John jednak nie mógł dopuścić go zbyt blisko, by nie narazić Sarah i jej dziecka na niebezpieczeństwo.

Stał przy drzwiach. Wstrzymał oddech. Nic nie słyszał. Podświadomie jednak coś czuł.

Zawrócił długimi, szybkimi krokami, uświadomiwszy sobie, że musi wyjaśnić sytuację w rozsądny sposób. Wśliznął się do łóżka, położył obok zabezpieczony pistolet i zakrył dłonią usta Sarah, Ona natychmiast otworzyła oczy. Dotknął palcem wskazującym swoich warg, na co Sarah spojrzeniem dała mu znak, że zrozumiała. Podniosła się. John skinął głową i przechylił się w tył. Ponownie chwycił pistolety, podczas gdy kobieta powoli wydostawała się spod prześcieradła. Poruszała się swobodnie, ciąża jeszcze nie ograniczała jej ruchów. Sarah wyciągnęła rękę w kierunku nocnego stolika i Rourke mógł rozpoznać podobny do Detonika kształt jej Trapper-Scorpiona.

Wskazał wzrokiem na drzwi wejściowe, potem wykonał gest w kierunku łazienki. Kobieta potrząsnęła głową. Powtórnie wskazał żonie drzwi do łazienki i po chwili wahania skinęła potakująco. Ruszyła boso, lewą ręką podkasując sięgającą kostek koszulę nocną, w prawej trzymając pistolet.

John tymczasem podszedł do szafy. Wykonana z metalu, wyglądała na dość ciężką, pomalowana we wzór imitujący fakturę drewna. Przykucnął za nią wyczekując.

Przed Nocą Wojny, kiedy dużo podróżował, uczył się sztuki przetrwania i strzelectwa, spędzał wiele nocy w pokojach hotelowych całego świata i nabierał doświadczenia. Rozpoczął od swego pierwszego przydziału. Stanowiska „oficera do specjalnych poruczeń” Centralnej Agencji Wywiadowczej Stanów Zjednoczonych. Natychmiast po wejściu do pokoju hotelowego, jeśli z jakichś powodów był zmuszony podróżować bez broni palnej, znajdował odpowiednie przedmioty, które mogłyby służyć do walki wręcz: pętla ze sznura od lampy, czasopismo reklamowe lub gazeta, które mocno zwinięte mogły być użyte jako szpada, dająca się łatwo zdjąć pokrywa spłuczki, która, chociaż nieporęczna, mogła spełniać rolę maczugi. Były to narzędzia jednorazowego użytku. Gdy Rourke był uzbrojony - co zdarzało się najczęściej - pierwszą sprawą, po rutynowym sprawdzeniu zamków i wyjść awaryjnych, było wybranie najlepszej pozycji obronnej, jaką dawało pomieszczenie. Zwykle był to barek lub szafa na ubrania. Szafy w hotelach były najczęściej szerokie i niskie, stanowiąc dużą przeszkodę dla kuli przeciwnika. Zmniejszały szybkość pocisku lub powodowały rykoszet, a ciężkie, masywne sprzęty w starych hotelach potrafiły nawet zatrzymać kulę. Dobrze służyły jako barykada. W tej sypialni nie było żadnego takiego starego sprzętu, ale szafa wydawała się prawie odpowiednia.

Miał oczy szeroko otwarte w mroku i doszedł do wniosku, że każde światło może go teraz oślepić. Położył jeden z pistoletów na podłodze obok siebie i sięgnął powoli na szafę. Znalazł tam swoje przypominające gogle okulary słoneczne. Nałożył je, potem podniósł z podłogi pistolet. Zielona poświata znaków na czarnej tarczy wodoszczelnego Rolexa była teraz przyćmiona.

John czekał.

Rozległ się głuchy łoskot i w tej samej chwili przez otwarte okno wpadło do pokoju trzech ciemno ubranych ludzi. Każdy z nich uzbrojony był w coś, co wyglądało na pistolet maszynowy lub szturmowy karabin. Reflektory, umocowane pod lufami, omiatały pomieszczenie, zalewając je białym światłem, które natychmiast oślepiłoby go, gdyby nie pomyślał o okularach. Nagle otworzyli ogień. Kule z automatów przeszywały łóżko, na którym jeszcze przed chwilą leżała Sarah. John wycelował oba pistolety w kierunku najbardziej oddalonego napastnika i wystrzelił po jednym pocisku z każdego Detonika, aż zamachowiec runął pod futrynę drzwi. Karabin nastawiony na ogień ciągły wciąż strzelał w sufit, a umocowany pod lufą reflektor, rzucał tańczący snop światła. Dwaj pozostali odwrócili się teraz w stronę doktora, który prowadził teraz ogień z obydwu pistoletów. Wokół sypały się kawałki sufitu. Pociski Johna ugodziły jednego z napastników w górną część klatki piersiowej. Ruchome światła i tumany pyłu z podobnego do gipsu pokrycia sufitu, pogarszały widoczność. Wszystkie ruchy były zwolnione jak w starym niemym filmie. Pierwszy z zamachowców odskoczył do tyłu, drugi odwrócił się w prawo. John strzelił w jego prawy bok. Uderzenie dwunastogramowego pocisku dum-dum odrzuciło wroga przez drzwi do sąsiedniego pokoju. Snop światła przez moment padł na pierwszego napastnika. John powtórnie wypalił z obydwu pistoletów. Trafiony padł na podłogę, a jego broń zamilkła.

Rourke wyprostował się. Podszedł do człowieka rannego w klatkę piersiową. Nogą odsunął od niego broń. Zrobił krok do tyłu i kopnął go w nasadę nosa. Z pewnością zamachowiec był już martwy, miał oczy szeroko otwarte.

Amerykanin stanął obok drzwi. Nasłuchiwał. Ostatni przeciwnik dostał tylko jedną kulę i mógł być w dalszym ciągu groźny. Wysunął lufę pistoletu poza futrynę drzwi. Nie strzelał, liczył na sprowokowanie napastnika. Nie było żadnej reakcji. Ukląkł. Chwycił martwego zamachowca. Postawił stężałego trupa w drzwiach. Było zbyt ciemno, żeby widzieć wyraźnie twarze, czy choćby rozpoznać mundury, zbyt ciemno, aby odróżnić nagiego człowieka od ubranego.

Nagle z mroku padły strzały. John pchnął zwłoki przez drzwi i rzucił się za martwym człowiekiem, szukając wzrokiem rozbłysków z wylotu lufy. Wtedy wypalił z obydwu pistoletów. Rozległ się krzyk, uderzenia kul w podłogę i odgłos padającego ciała. W każdym pistolecie pozostały tylko dwa naboje. Doktor ruszył na czworakach po podłodze, wyczuwał chłód płytek ceramicznych, prawym łokciem wymacał ścianę obok drzwi. Rourke powoli wyprostował się.

- John? - To wołała Sarah, ale Rourke nie odpowiadał.

Przycisnął włącznik światła i skoczył w kierunku, w którym, jak pamiętał, znajdowała się kanapa. W momencie zapalania światła oczy miał zamknięte, teraz mrużył je, mimo ochrony, jaką dawały ciemne okulary. Nikt nie strzelał. Wychodząc zza kanapy, wysunął do przodu pistolety. Jeden z napastników leżał martwy na podłodze. Drugi, również nieżywy, o dwa kroki od niego. Rourke spojrzał na buty pierwszego z zabitych - tego w sypialni. Były to rosyjskie buty, które wydawano specjalnym oddziałom KGB.

- John!

- Zostań przez chwilę w miejscu, słyszysz? - Podszedł do drzwi wychodzących na korytarz, odsuwając nogą broń ostatniego z napastników. Kopnął ją, po czym się cofnął. Na korytarzu nie było nikogo.

Rourke oparł się o futrynę. Grupa samobójczych zamachowców. Rosjanie przysłali grupę straceńców do chińskiego Pierwszego Miasta. Dzisiejszej nocy on i Sarah mieli zostać zlikwidowani.

Najpierw usłyszał, a po zdjęciu okularów mógł również zobaczyć chińskich wartowników biegnących zza zakrętu korytarza w stronę amfilady pomieszczeń mieszkalnych. Na czele, na wpół ubrany, biegł Han, agent chińskiego wywiadu, który okazał się tak nieocenionym człowiekiem dla Johna i jego syna.

- Wszystko w porządku, Sarah! - krzyknął. Ale wcale tak nie było.

Po chwili kobieta znalazła się przy nim, pomagając mu włożyć szlafrok. Przybiegł Michael, a za nim Annie, Paul i Natalia.

- Zostań tu z Hanem - powiedział doktor. Odebrał żonie pistolet, prawie go wyrywając i osłaniając kurek na wypadek, gdyby spust został naciśnięty.

Wyskoczył na korytarz. Nie zawiązany szlafrok rozwiewał się w biegu.

Sarah krzyknęła za nim: - John!

- Michael - odpowiedział, a kiedy spojrzał do tyłu, zobaczył ją bosą, w nocnej koszuli podciągniętej do kolan. Biegła za nim, ale on oczyma duszy widział już błękit oczu innej kobiety.

 

Mężczyzna był wysoki i mocnej budowy. Bujne, jasne włosy, których cieńsze kosmyki sięgały aż do pasa, spływały na ramiona. Był bardzo młody, lecz mimo swego wieku mógł okazać się godnym przeciwnikiem dla psów.

Migotały pochodnie. Wśród Mongołów zapadła cisza. Mao miał kamienną twarz, ale iskierki w czarnych, głęboko osadzonych oczach zdradzały mieszane uczucia, które teraz nim owładnęły: ból i masochistyczna przyjemność nim wywołana.

Człowiek, którego znaleziono, wędrował ranny. Opatrzono go i przekazano Xaan-Chu. Ranny powiedział, że jest zwykłym rosyjskim żołnierzem, że uciekł po strasznej bitwie i szedł aż do chwili, gdy nadjechali wojownicy. Rosjanin opowiedział o swoim przerażeniu, gdy po raz pierwszy ujrzał groźne, orientalne oblicza. Kiedy Xaan-Chu przekazał tę część relacji, rozległy się liczne, choć przytłumione śmiechy. Rzeczywiście, społeczność najemników przerażała swym wyglądem, dzikim spojrzeniem i zachowaniem. Dbali o utrwalenie tego wrażenia, jak Dziewice Słońca pielęgnowały skromność, uprzejmość i posłuszeństwo, no i oczywiście swój promienny blask.

Człowiek ten znał wiele dziwnych opowieści, zdumiewających, jeśli można było w nie uwierzyć, a przynajmniej zabawnych. Liczył na to, że może ludzie Xaan-Chu zajęci jego historiami, darują mu życie.

Wśród jego opowiadań wojennych było jedno, które wydawało się najbardziej intrygujące, a jednocześnie najbardziej niewiarygodne. Była to historia o dwóch ludziach, którzy przez pięć stuleci walczą z sobą. Ich bohaterska walka, jak powiedział rosyjski żołnierz, rozpoczęła się w krótkim okresie, jaki rozdzielał wielką, niszczycielską wojnę nuklearną od Nawałnicy Ognia. Ci dwaj mężczyźni przeżyli. Jeden był Rosjaninem, a drugi Amerykaninem, więc mieszańcem. Stoczyli wiele walk i w końcu doszło do ostatniej potyczki.

Było nieprawdopodobne, żeby ktoś, kto pamięta tamte czasy, mógł jeszcze żyć, ale pasowało to do dziwnego opowiadania. I ci dwaj bohaterowie - chociaż w opowieściach żołnierza występowali również inni, o mniejszym znaczeniu - byli nadzwyczaj interesujący. Jeden nazywał się Władymir Karamazow, i rosyjski żołnierz mówił o nim - Marszałek Bohater. Nazwisko drugiego, który przeżył tę ostatnią walkę, brzmiało John Rourke, nazywany też doktorem.

Rosjanin stał teraz obok dołu. Dygotał ze strachu. Wydawało się, że Mao nie może oderwać wzroku od żołnierza. Bandaże były na miejscu, w dalszym ciągu chroniły rany Rosjanina. Mimo swej budowy oraz faktu, że człowiek ten miał za sobą doświadczenia ostatniej bitwy i przypuszczalnie został przygotowany do godnego zachowania się w obliczu śmierci, gdy Xaan-Chu zbliżył się nieco do niego i zachęcał żołnierza do skoku w dół, ten mimowolnie oddał mocz, a potem próbował uczepić się Xaan-Chu.

Na ledwo widoczny znak Xaan-Chu, Mongołowie podeszli do żołnierza i kolbami karabinów zepchnęli Rosjanina do jamy.

Początkowe przerażenie ustąpiło wtedy zwykłemu instynktowi samozachowawczemu. Mężczyzna walczył dzielnie, stosując taktykę używaną tylko przez nielicznych, choć była ona chyba najlepszą z możliwych. Podniósł stary ludzki piszczel i użył go jako broni przeciwko psom. Zranił jednego, lecz pozostałe powaliły go na ziemię. Niestety, koniec był szybki i nieefektowny. Tak zdarzało się najczęściej.

A co w takiej sytuacji zrobiłby ten doktor Rourke? To mogłoby okazać się całkiem interesujące...

 

John mocno zacisnął dłoń na kolbie pistoletu żony i gdy zbliżył się już do zakrętu korytarza, zwolnił. Był w przeciwległym końcu rezydencji przewodniczącego. Biegł chyba ze cztery minuty, tak mu się wydawało. Nie miał czasu spojrzeć na zegarek, zdążył jedynie zawiązać szlafrok. Strzelanina poderwała na nogi wielu urzędników, którzy zajmowali pomieszczenia biur w całym budynku. Biura zgrupowane były w środku posesji, pokoje mieszkalne - po bokach. Byli tam również chińscy wartownicy, którzy znali Amerykanina i biegli mu na pomoc. John zastanawiał się, czy człowiek w szlafroku, biegnący z pistoletem przez korytarze Białego Domu, byłby traktowany z takim samym zaufaniem jak on, tutaj, w Chinach.

Spojrzał za siebie, sygnalizując dowódcy wartowników, szczupłemu, młodemu oficerowi, żeby się zatrzymali. Podniósł palec do ust, nakazując ciszę. Zbliżył się kilka kroków do zakrętu korytarza. Znajdowały się tu pokoje, w których mieszkali Annie z Paulem i Michael z Marią Leuden; wreszcie pokój, który zajmowała Natalia. Na końcu korytarza, podobnie jak po przeciwległej stronie budynku, stała okrągła kanapa, pokryta niebieskim brokatem. W smukłych, malowanych wazonach ustawiono bukiety kwiatów. Korytarz w tym miejscu był szeroki, z wysokiego sufitu spływało łagodne światło. John wkroczył tam, zaciskając ręce na kolbie pistoletu. Sarah i wartowników Hana jeszcze nie było. Pomyślał, że zaraz nadbiegną, ale nie miał czasu czekać. Jeśliby miał zastać tu coś strasznego, byłoby lepiej, żeby tu był pierwszy, przed Sarah.

Zemsta. To oczywiste.

Kiedyś Rourke był bliski ostatecznej rozprawy z Karamazowem. Siły marszałka na wyspie zostały rozgromione. Rosyjska armia na kontynencie ruszyła do odwrotu. Być może dowódca korpusu kontynentalnego chciał za wszelką cenę wziąć odwet za klęskę marszałka.

Chiński oficer ze swymi podwładnymi ruszył przez korytarz. John dał im znak, żeby się wycofali.

Cisza. Spokój. Możliwe, że odgłosy strzelaniny nie doszły tutaj i wszystko było w porządku. Możliwe, ale mało prawdopodobne. A Rolvaag i jego pies Hrothgar? Mieszkali tu w jednym pokoju i najmniejszy dźwięk, który mógł ujść uwagi Islandczyka, powinien zaalarmować zwierzę zawsze znajdujące się u boku Bjorna.

John otarł spoconą rękę o poły szlafroka. Oblizał wargi. Ruszył powoli z zabezpieczonym pistoletem.

Albo wszyscy byli już martwi, albo spali. Czy była tylko jedna grupa morderców, czy więcej? Jeśli było ich więcej, a wszyscy w pokojach żyli, w takim razie zamachowcy jeszcze czekali i mieli zamiar zacząć zabijanie właśnie w tym momencie.

John zatrzymał się na samym środku korytarza i krzyknął po rosyjsku tak głośno, jak tylko mógł:

- John Rourke żyje! Który z was ma odwagę stanąć ze mną twarzą w twarz? Tchórze! Chcecie zamordować śpiące kobiety! Trzech waszych ludzi już zginęło z mojej ręki. Tak samo będzie z wami! A wasz Bohater Marszałek? Był takim nikczemnikiem, że jego własna żona obcięła mu głowę. Być może najpierw powinna mu obciąć jaja. Wam też chyba brakuje jaj!

Na te słowa, z drzwi prowadzących do pokoju Natalii, wyszedł jakiś człowiek uzbrojony w pistolet maszynowy. Ściągnął czapkę z głowy. Miał włosy ostrzyżone tak krótko, że były one prawie niewidoczne. Upuścił czapkę na podłogę, potem lekko się pochylił i oparł broń o drzwi.

John powiedział do ludzi Hana.

- Nie mieszajcie się do tego, to sprawa między mną a tym człowiekiem!

Rosjanin powoli otworzył przypiętą do pasa kaburę i wyjął rewolwer. Lekko skinął głową. John odpowiedział tym samym gestem. Rosjanin miał samopowtarzalny rewolwer, z pewnością zdążył go przedtem odbezpieczyć. Naładowany i zabezpieczony Trapper Rourke’a pod każdym względem przewyższał broń Rosjanina.

- Przewaga jest po mojej stronie - odezwał się John po rosyjsku - tak więc, ty zaczynasz. Przedtem tylko zadam ci jedno pytanie: czy oni wszyscy jeszcze żyją?

- Tak, ale kiedy padnie pierwszy strzał, zginą. John cicho, prawie szeptem powiedział:

- Trzymacie ich na muszce?

- Użyliśmy specjalnego gazu. Są nieprzytomni.

- Dlaczego nie użyliście gazu podczas ataku na moją żonę i na mnie?

- Nasz dowódca kazał nam zabić ciebie na miejscu. Marszałek wiele dla niego znaczył. Major Tiemierowna nigdy nie zdradziłaby marszałka, gdybyś jej nie uwiódł.

John odpowiedział:

- Nie ma potrzeby, żeby twoi ludzie umierali. Mogą stąd odejść żywi bez żadnych przeszkód. Gwarantuję to, jeśli rozkażesz im się wycofać, nim zabiją moją rodzinę. Możesz dołączyć do nich lub zostać i walczyć ze mną, jeśli chcesz.

- Doktorze Rourke, dla nas nie ma powrotu. Amerykanin wiedział, że kiedy padnie pierwszy strzał, rozpocznie się egzekucja Annie, Michaela, Paula, Natalii i panny Leuden.

- John! Nie wolno ci... - zawołała Sarah.

Nie spuszczał wzroku z rosyjskiego komandosa. Krzyknął do ludzi Hana:

- Zatrzymajcie ją! - Potem zawołał po rosyjsku: - Zaczynajmy!

Zobaczył, jak jego przeciwnik lekko naciska język spustowy. Regularnym łukiem poderwał Trapper Scorpiona nad biodro, kciukiem go odbezpieczył i pociągnął za cyngiel. Pędził już w kierunku rosyjskiego komandosa, ten zataczał się z szeroko otwartymi w agonii oczami. Krew buchała mu z ust.

John krzyknął po chińsku:

- Szybko! Do środka!

Wiedział już, komu najpierw musi ruszyć na pomoc. Michael był ostatecznie mężczyzną. A Natalia była kobietą, którą kochał jak nikogo innego. Wpadł jednak w otwarte drzwi mieszkania Paula i Annie. Unosił się tam nieokreślony, przyprawiający o mdłości zapach gazu. Zobaczył trzech mężczyzn z pistoletami maszynowymi. Annie i Paul leżeli na łóżku, jakby spali. Widział to wszystko jak jakiś kadr z filmu. Wszyscy trzej Rosjanie podnieśli broń do oczu. Doktor bez wahania nacisnął spust i pistoletowa kula roztrzaskała skroń pierwszego zamachowca. Następne także nie chybiły celu. Jeden z komandosów konając pociągnął za spust swej broni. Seria pocisków utkwiła w ścianie tuż obok Amerykanina.

Sarah uzupełniała magazynki.

Rourke biegł korytarzem. Miał nadzieję, że tym razem nie będzie musiał decydować, komu najpierw trzeba pomóc. Michael i Maria Leuden. Natalia z pewnością chciałaby, żeby John ich wybrał.

Chińczycy byli blisko wejścia do mieszkania Michaela, ale Rourke pierwszy przekroczył próg. Trzech zamachowców. Wycelował w najbardziej oddalonego intruza i wystrzelił. Napastnik odskoczył, zachwiał się, seria z jego broni zagrzechotała po ścianie i szczycie łóżka. Twarz zabitego była pokrwawiona i zdeformowana. John skierował broń w lewo. Wypalił. Drugi napastnik, ugodzony w oko, poleciał na ścianę, a jego broń upadła na łóżko. Rourke rzucił się na trzeciego mężczyznę, odwracając rozładowany pistolet. Zwalił się na niego całym swoim ciężarem. Kolbą pistoletu ogłuszył komandosa. Przyparł przeciwnika do ściany. Próbował kopnąć go w pachwinę. Wbił mu w oko kciuk lewej ręki. Przyciągnął do siebie głowę zamachowca i zaczął bić nią o ścianę. Amerykanin odwrócił się w stronę łóżka. Michael i Niemka wyszli bez szwanku.

Wtem usłyszał strzały dochodzące z pokoju Natalii. Podniósł broń leżącą obok najbliższych zwłok, przeskoczył przez ciała i pobiegł tam, ale już było po wszystkim.

Tuż za drzwiami sypialni, przy łóżku Natalii, leżeli na podłodze trzej komandosi. John przecisnął się między Chińczykami, przyklęknął obok dziewczyny i dotknął jej szyi. Nie miała widocznych ran. Opuszkami palców doktor wyczuł puls.

Na moment zamknął oczy, potem wybiegł na korytarz. Rozepchnął chińskich strażników, stłoczonych przy wejściu do pokoju Rolvaaga. Tutaj także były zwłoki trzech komandosów. Hrothgar warował przy łóżku pana. Islandczyk, zatruty gazem, nieprzytomny leżał na swoim posłaniu. Wokół twarzy Bjorna zebrała się kałuża krwi. John spojrzał na pistolet w jego ręce. Kolba była oblepiona zakrzepłą krwią. Rourke ukląkł obok policjanta.

Zabijanie się skończyło i przyszła kolej na inne sprawy.


ROZDZIAŁ II

 

 

Pomyślał, że ostatnio miał zbyt dużo do czynienia ze szpitalami. Skąd taka myśl u lekarza? Zapadł przecież na ciężką chorobę i przekonał się o niezwykłych umiejętnościach personelu medycznego w Mid-Wake. Spędził tam wiele czasu, podczas gdy Michael, Annie, Paul, Sarah i Natalia byli badani w celu sprawdzenia, czy im także nie zagraża śmierć na raka wywołanego promieniowaniem. Nowotwór stwierdzono tylko u niego, a od czasu, kiedy go wyleczono, John czuł się jak nowo narodzony. Ranny w brzuch, był bliski śmierci, stracił dużo krwi, nim zdołano udzielić mu pomocy. Po odpowiedniej kuracji w Mid-Wake wyzdrowiał bardzo szybko. Skoro tylko było to możliwe, rozpoczął ćwiczenia gimnastyczne.

Spędził w Mid-Wake jeszcze kilka tygodni. Chciał się zapoznać z nowoczesnymi osiągnięciami niemieckiej medycyny. Doktor München opowiadał, że w bazie „Edenu” nieuchronnie zbliża się ostateczna rozgrywka między komandorem Doddem a Akiro Kurinamim.

Wtedy John pomyślał, że ludzkość tak mało się nauczyła. Prawie cały świat został zniszczony z powodu ludzkiej chciwości, zawiści i braku zaufania. Chciwość, zawiść i podejrzliwość odradzają się.

John i Sarah siedzieli w poczekalni szpitala. Doktor palił papierosa. Papierosy te były zupełnie nieszkodliwe. Produkowali je Niemcy.

Gaz paraliżujący, użyty przez zamachowców do przełamania oporu, był jeszcze analizowany na podstawie próbek krwi pobranych od Annie, Paula, Michaela, Marii oraz Natalii, jak i na podstawie resztek w nie oznakowanym pojemniku, znalezionym przy poległym Rosjaninie. Wiadomo już było, skąd pochodzili i na czyj rozkaz działali ci ludzie. Z pewnością jeden lub kilku starszych oficerów Karamazowa przejęło dowodzenie nad jego siłami i kontynuowali marsz. Dokąd? W jakim celu? Najważniejsze jednak było to, żeby nie dopuścić do połączenia lądowych sił sowieckich z komandosami sowieckiego kompleksu podwodnego, który toczył nieustanną walkę z mieszkańcami Mid-Wake. Sojusz dałby spadkobiercom Karamazowa nieograniczony dostęp do broni nuklearnej. Rourke podejrzewał, że Niemcy pracują już nad wyprodukowaniem takiej broni, jako przeciwwagi dla utraconych zasobów z chińskiego arsenału atomowego, w razie gdyby lądowe siły sowieckie je zlokalizowały.

Historia się powtarzała. Najlepiej wyraził to Santayana: „Ci, których historia niczego nie nauczyła, będą musieli jeszcze raz przerobić tę lekcję”. Nikt tak dobrze nie poznał tej lekcji, jak Sarah, Annie, Paul, Michael, Natalia i on sam, jedyne sześć istot na Ziemi, które przeżyły w czas Zagłady, nie licząc tych, którzy wraz z Karamazowem poddali się hibernacji i którzy czcili teraz pamięć Marszałka Bohatera. Ci, którzy przeżyli na pokładach wahadłowców „Eden” uciekli z Ziemi w Noc Wojny.

Tym razem warstwa atmosfery była jeszcze zbyt cienka, żeby mogła wytrzymać jeszcze jeden kataklizm. Kolejna wojna atomowa byłaby na pewno ostatnią.

- O czym myślisz? Powinieneś zobaczyć swoją twarz. Wygląda jak maska wściekłego demona. Co ci chodzi po głowie, John?

Rourke spojrzał na swoją żonę.

- Ktoś powiedział, że po wojnie nuklearnej żywi będą zazdrościć umarłym - rzekł - pamiętasz?

- Pamiętam.

Z wyjątkiem Annie, Michaela, Paula oraz ich dwojga i Natalii, nie było nikogo, kto mógłby pamiętać.

Do poczekalni wszedł przewodniczący, kłaniając się gościom uprzejmie. Spojrzał Johnowi prosto w oczy, gdy ten wstał. Przewodniczący był przystojnym, wysokim i szczupłym, nienagannie ubranym mężczyzną o przenikliwym spojrzeniu.

- Z przyjemnością donoszę, panie Rourke - odezwał się Chińczyk - że nasi lekarze właśnie poinformowali mnie o poprawie zdrowia pańskich dzieci, pana Rubensteina, panny Leuden i major Tiemierowny. Jak mi powiedziano, skutki działania gazu były jedynie przejściowe. Właśnie w tej chwili pani Rubenstein odzyskuje przytomność. Jednak lekarze uważają, że byłoby lepiej pozwolić im odpocząć przez jakiś czas i nie narażać na niepotrzebny wysiłek. Wyjątek stanowi pan Rolvaag. Chociaż przeciwko niemu również użyto gazu, działanie tej substancji było jednak wolniejsze, prawdopodobnie z powodu dużej wagi Islandczyka, a ponadto otrzymał on uderzenie w głowę. Znajduje się teraz pod obserwacją. Pozwoliłem sobie przypuścić, że pan może się niepokoić o psa, który jest stałym towarzyszem pana Rolvaaga. Przychodnia weterynaryjna przekazała informację, że Hrothgar czuje się dobrze.

Rourke miał właśnie odpowiedzieć, lecz drzwi do poczekalni otworzyły się i wszedł kapitan Hammerschmidt. Jego futrzana kurtka mundurowa z kapturem była mokra od śniegu. Zdjął czapkę i przygładził krótkie, ostrzyżone po wojskowemu włosy.

- Panie przewodniczący. Doktorze Rourke. Pani Rourke. Właśnie usłyszałem...

- Wszyscy czują się dobrze, za wyjątkiem pana Rolvaaga, który doznał obrażeń głowy i jest pod obserwacją, kapitanie Hammerschmidt - powiedział przewodniczący.

Nim Niemiec zdołał się odezwać, John zapytał:

- Co stwierdzili pańscy agenci z ochrony odnośnie Rosjan, którzy przedostali się do Pierwszego Miasta, panie przewodniczący?

- Kilku wartowników na linii posterunków i w tunelu zostało, niestety, podstępnie zamordowanych. Dlatego Rosjanie mogli dostać się do dzielnicy mieszkalnej i do mieszkań pana i pańskiej rodziny. Zostały już podjęte kroki w celu zwiększenia bezpieczeństwa. Obawiam się jednak, że nie jest to ostatnia próba zamachu na was.

- Szybko się zreorganizowali - głośno myślał Hammerschmidt - sądzę, że powinniśmy odpłacić im tym samym - dodał, podnosząc głos.

John spojrzał na niego i nic nie powiedział.

Dał Sarah łagodny środek uspokajający, nieszkodliwy nawet przy ciąży. Był to jeden z tych leków, o których dowiedział się w Mid-Wake. Kobieta protestowała, ale John przekonał ją, że potrzebuje wypoczynku. Naładowany pistolet zostawił przy jej łóżku i wyszedł. Przy wejściu do pomieszczeń, w których teraz mieszkali, stali chińscy wartownicy. W poprzednim mieszkaniu widniały jeszcze plamy krwi i ślady po pociskach, przypominające o napadzie.

John siedział teraz w małej salce konferencyjnej. Naprzeciwko niego, po drugiej stronie stolika pokrytego czarną politurą, usiadł Otto Hammerschmidt. Amerykanin palił swe ulubione cygaro, które trzymał w zębach od chwili, kiedy opuścił śpiącą Sarah.

- Mam wiadomości od pułkownika Manna, na które pan czekał, doktorze.

- Słucham pana.

- Dieter Bern wydał zgodę na produkcję broni nuklearnej, jako ewentualnego środka obrony przed armiami Sowietów.

- To szaleństwo. Hammerschmidt zmrużył oczy.

- Leży mu na sercu dobro wszystkich ludzi, doktorze. Powiedziano mi również, że naszym szczerym zamiarem jest udostępnienie tej technologii załodze bazy „Eden” i Islandczykom. Jest to jedynie samoobrona.

- A potem, ewentualnie, Chińczykom, czyż nie?

- Chyba tak, panie doktorze. Pozwoli pan? - Oficer zapalił papierosa, wypuszczając nozdrzami dwie cienkie smugi dymu. - Jeśli Rosjanie zorientują się, że nie mają szans na zwycięstwo...

- Ta filozofia nie zdała egzaminu już pięć wieków temu. Choć Bóg jeden wie, iż rozsądni ludzie po obu stronach próbowali zrobić wszystko, żeby tak się nie stało. Tym razem nie będzie jeszcze jednej szansy.

- Powiedziano mi, doktorze, że Dieter Bern bardzo chętnie przedyskutowałby to z panem w dogodnym dla pana czasie.

- To bardzo uprzejme z jego strony, kapitanie. Widzi pan... Wiem, że pan i Michael jesteście bliskimi przyjaciółmi. Nie miałem zamiaru wciągać pana w tę sprawę. Wszyscy uważamy pana za naszego przyjaciela. Jednak, musiałem wiedzieć...

- To przecież dla dobra całej ludzkości, panie doktorze. To nie do pomyślenia, by ktokolwiek, kto przejął dowództwo nad armią Karamazowa, miał odnaleźć pozostałości chińskiego arsenału nuklearnego lub zawrzeć układ z sowieckimi siłami działającymi na Pacyfiku i tą drogą wejść w posiadanie broni jądrowej.

Rourke uśmiechnął się słysząc ten zwrot: „Nie do pomyślenia” Pięć wieków temu stało się to rzeczywistością. To, co miało wtedy miejsce, było dowodem, że właśnie dlatego iż coś jest nie do pomyślenia, nie można temu zapobiec.

- Co będzie - kontynuował Hammerschmidt - jeśli nowe siły sowieckie zdecydowałyby się wysłać te rakiety przeciwko nam i mogłyby to zrobić w każdej chwili?

- Obecnie ilość wyrzutni rakietowych na pokładach okrętów podwodnych nie wzbudza obaw. Tylko dziesięć procent tych wyrzutni, na zdobytej przez nas łodzi podwodnej klasy „Island” było załadowanych czymś, co nie było balastem. Jednostka została zbadana od dziobu aż do rufy. Skontrolowano ws...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin