Stableford Brian - Asgard 01 - Podróz do Centrum.pdf

(834 KB) Pobierz
Stableford Brian - Asgard 01 - Podróz do Centrum
tytuł oryginału
JOURNEY TO THE CENTRE
Copyright © 1982 by Brian Stableford
Copyright © for the Polish Translation by Andrzej Maciejewski,
Bydgoszcz 1991
projekt okładki Janusz Tymecki
redaktor
Aleksandra Bartkowiak
redaktor techniczny Dariusz Idkowiak
korektor
402921773.001.png
Iwona Anforowicz
ISBN 83-85175-13-X
Druk okładki: Bydgoska Drukarnia Akcydensowa, tel. 22-44-48 Druk i oprawa: Zakłady Graficzne w Pile, Sp. z o.o. Zam. 261/91
EXPRESS BOOKS, Bydgoszcz 1991
dybym posiadał więcej społecznej odpowie-dzialności, wydarzenia na planecie Asgard
mogłyby potoczyć się całkowicie inaczej. Jak zapewniano, na ostateczne przeznaczenie
gatunku ludzkiego miał wpływ mój brak miłosierdzia. Ta myśl działa jak kubeł zimnej
wody. Jestem takŜe pewien, Ŝe wynika z tego nauka dla nas wszystkich. Nie mam jednak
zamiaru prawić morałów, opowiadając tę historię, a takŜe nie chcę pisać pouczających
bajeczek.
Być moŜe wszystko byłoby inaczej, gdyby telefon nie zadzwonił w środku nocy. Nikt
nie czuje się w formie, gdy zostanie wyrwany ze snu mniej więcej o 12.87
znormalizowanego czasu metrycznego. Mamy jedynie telefon ścienny, do którego z łóŜka
nie moŜna dosięgnąć. Aby odpowiedzieć na wezwanie, musiałem wyplątać się z betów i
chwiejnym krokiem przebyć pokój. Po drodze przewaŜnie potykam się o własne buty, stąd
pierwszym dźwiękiem usłyszanym przez dzwoniącego jest zwykłe chrząknięcie bardziej
przypominające przekleństwo niŜ pozdrowienie.
Głos, który usłyszałem, nie wydawał się w Ŝadnym razie zbity z tropu. Jego ton
pozwolił go błyskawicznie zaliczyć do rasy Tetrów. Pangalaktyczny parole, język będący
tetrańskim wynalazkiem, uŜywa całą gamę głosek. Czynią one trudnym mówienie dla
kogokolwiek z wyjątkiem swych twórców. Ludzie
3
zachodu brzmią zawsze barbarzyńsko, chociaŜ tacy Chińczycy dają sobie radę o wiele lepiej.
Ja władam trzema ziemskimi językami: angielskim, francuskim i japońskim. Ale parole
wciąŜ wymawiam jak międzygwiezdny odpowiednik wiejskiego przygłupa.
·
Czy mam przyjemność z panem Michaelem Rousseau? — zapytał Tetr.
·
Czy ma pan wątpliwości co do własnej toŜsamości? — dopytywał się niespokojnie.
Mike Rousseau przy telefonie — zapewniłem go znuŜony. — Nie ma co do tego dwóch
zdań. A właściwie o co panu chodzi?
·
Jestem oznaczony kodem Scarion-74. Pełnię słuŜbę w Kontroli Imigracyjnej. Jest u
mnie pewna osoba pragnąca otrzymać pozwolenie na pobyt w mieście. Identyfikuje się ją
jako pochodzącą z pańskiego gatunku. Nie moŜe otrzymać zezwolenia, jeŜeli ktoś tej samej
rasy nie zechce zadeklarować odpowiedzialności za jej bezpieczeństwo. Jak pan zapewne
wie, pański gatunek nie posiada konsulatu w tym świecie i wygląda na to, Ŝe nie istnieją
Ŝadne oficjalne kanały, przez które mógłbym nawiązać kontakt.
·
Dlaczego wybrał pan mnie? — zapytałem zbolałym głosem. — Na Asgardzie
przebywa ze dwustu ludzi. A moŜe w waszej wersji alfabetu moje nazwisko figuruje na
samym początku kartoteki?
·
Pańskie nazwisko zasugerował mi Aleksander Sovorov, członek Zarządu
Koordynacji Badań.
·
Prawdopodobnie tak — odpowiedziałem.
·
 
402921773.002.png
4
Oczywiście, najpierw skontaktowałem się z nim. Miałem nadzieję, Ŝe posiada potrzebne
pełnomocnictwa. Poinformował mnie, Ŝe nie jest w stanie wziąć odpowiedzialności za kogoś
będącego szabrownikiem i poszukiwaczem skarbów. Podobno pan szybciej znajdzie wspólny
język z takim indywiduum.
·
Po prostu niech pan znajdzie dla niego tymczasowe lokum, dopóki nie wynajmie sobie
własnego mieszkania i zapozna z naszym prawem i zwyczajami. Proszę być dla niego
przewodnikiem, aŜ nie stanie na własnych nogach. To właściwie wszystko!
WciąŜ jeszcze milcząco przeklinałem Sovorova. Zdałem się na instynkt.
— Tego nie mogę zrobić — powiedziałem zdecy
dowanie. — Jestem prawie bez forsy. Za trzy, cztery
dni, góra siedem, wyruszam na wyprawę. Do tego
czasu muszę skombinować nowy ekwipunek. Moja
aktualna sytuacja nie pozwala na zajmowanie się
bezpańskimi psami.
— Nie pojmuję — odparł Scarion-74.
Oczywiście, byłem zmuszony uŜyć angielskiego
słowa „pies". Jak przypuszczam, w rodzinnym świecie mego rozmówcy takie stworzenia nie
istnieją. Tetrowie nie znoszą, gdy wtrącamy rodzime określenia do ich przemyślnie
skonstruowanego sztucz-
5
nego języka. UwaŜają to za coś w rodzaju naleciałości. I chyba mają rację.
— Nie uczynię tego, o co pan prosi — rzekłem.
— Tak czy inaczej nie moŜna go wkręcić pierwszej
osobie, która znalazła się pod ręką. Czy potrafię się
z nim porozumieć? A właściwie to jakim językiem on
mówi?
To był dobry sposób na pozbycie się kłopotu. Oczywiście, nie ma w parole słów
oznaczających ludzkie języki. JednakŜe Scarion-74 nie stracił rezonu. Bo oto nowy głos
dołączył, aby odpowiedzieć na pytame.
— Moje nazwisko Myrlin, mister Rousseau — po
wiedział po angielsku. — Władam angielskim, rosyj
skim i chińskim. Ale to nie ma znaczenia. Nie
chciałbym się narzucać, jeŜeli nie jest pan w stanie
mnie zakwaterować. Nikomu nie będę się narzucać,
ale ten funkcjonariusz nie wpuści mnie nawet na krok
do Skychain City bez poręczenia. Czy moŜe pan
kogoś zasugerować?
Przemawiał tak uprzejmie, Ŝe poczułem się winny. Zamiast zadać sobie pytanie, kogo nie
cierpiałem dostatecznie, aby o świtaniu nasłać na niego moich rozmówców, próbowałem
przypomnieć sobie, kto byłby w stanie zająć się tym włóczęgą, nie rzucając gromów, gdy się
go o to poprosi.
— Myślę, Ŝe znam faceta, który mógłby się tym
zająć — powiedziałem po namyśle w parole, by
zrozumiał równieŜ Tetr. — Nazywa się Saul Lyndr-
ach. Mieszka w sektorze szóstym. Nie dalej jak
6
wczoraj widziałem się z nim. Właśnie wrócił z podróŜy i wyglądał na całkiem zadowolonego
Jak zapewne zauwaŜyliście, nie jestem jedynym na planecie Asgard, któremu nie
zbywa na miłosierdziu. Z całą pewnością nie — jęknąłem. — Słuchaj pan — powiedziałem
— właściwie czego ode mnie oczekujecie, co niby mam zrobić dla tego faceta?
·
 
ze stanu swoich spraw. To prawdopodobnie oznacza, Ŝe przez pewien czas będzie kręcił się
po okolicy i, jako Ŝe jest wystarczająco zasobny, pewnie zechce panu pomóc.
— Dziękuję, mister Rousseau — gładko powiedział Scarion-74. — Zaraz zadzwonię do
pana Ly-ndracha. Przykro mi, Ŝe sprawiłem kłopot.
Dopiero gdy odwiesiłem słuchawkę, zaciekawiło mnie, kto to taki ten Myrlin. Tak gorliwie
chciałem się go pozbyć, Ŝe nawet nie zapytałem, co tutaj właściwie robi, skąd przybył i o
tuzin innych spraw, o które normalnie pyta się bratnią duszę ludzką. W końcu, gdy w
trzytysięcznym mieście, w świecie oddalonym od Ziemi o parę tysięcy lat świetlnych, Ŝyje
niespełna trzystu ludzi, warto zadać sobie trochę trudu i zjednywać przyjaciół. Pomyślałem,
Ŝe biedny Myrlin prawdopodobnie stawia kaŜdego przedstawiciela rasy ludzkiej na
Asgardzie na poziomie Aleksandra Sovorova. Zaraz jednak pocieszyłem się, Ŝe Saul
Lyndrach wyprowadzi go szybko z tego błędnego mniemania. Postanowiłem spotkać się z
Saulem za kilka dni, aby przeprosić go, a takŜe Myrlina, za kłopot. Wyglądało to na słuszny
tok myślenia, tak jak ten podczas rozmowy telefonicznej. Wróciłem do łóŜka przekonany, Ŝe
nie zdarzyło się naprawdę nic waŜnego. Skąd mogłem wiedzieć, Ŝe pan zwący się Myrlinem,
władający angielskim, rosyjskim i chińskim nie był człowiekiem w większym stopniu niŜ
Scarion-74 z Kontroli Imigracyjnej, a moŜe okazać
7
się najśmiertelniejszym zagroŜeniem, z jakim rodzaj ludzki kiedykolwiek się zetknął.
iedy znowu wstałem, światła w Skychain City od pewnego juŜ czasu płonęły jasno. Na
zewnątrz kopuły panowały ciemności, ale według rozkładu jazdy Tetrów był dzień, a gdy
tetrański plan zarządza dzień, to jest dzień. W rzeczywistości trwa według czasu ziemskiego
około tygodnia, co odpowiada sześciu dniom czasu tetrańskiego. Jednak ani my, ani Tetrowie
nie potrafili dopasować naszych rytmów do tego rodzaju reŜimu. Mierzymy więc czas
według własnych ustaleń, a właściwie, Ŝeby być dokładnym, według ich ustaleń. Wszystkie
inne stałe bazy na Asgardzie znajdują się pod powierzchnią na pierwszym poziomie, jednak
nie Skychain City. Miasto to daje zakotwiczenie Podniebnemu Łańcuchowi (stąd nazwa
miasta), który przewozi ludzi i towary na i z stacjonarnego satelity. Satelita, Łańcuch, a takŜe
Skychain City są w posiadaniu Tetrów, chociaŜ Izba Reprezentantów i siły policyjne są
wielorasowe. W Ŝartach mówi się, Ŝe członkowie wszystkich humanoidalnych gatunków na
Asgardzie, aby decyzje podejmować demokratycznie, godzinami przemawiają, a następnie
zgadzają się na propozycje Tetrów. Powód jest prosty: jeśli Tetr nie zgodzi się na
współpracę, nic nie ruszy z miejsca. Takie jest Ŝycie.
Po śniadaniu poszedłem na spotkanie z moim dobrym przyjacielem Aleksandrem
Sovorovem. Uprzejmie podziękowałem za zarekomendowanie mnie funkcjonariuszom z
Kontroli Imigracyjnej, ale tak naprawdę chciałem dowiedzieć się, co się dzieje z podaniem
złoŜonym w ZKB o nowy ekwipunek. Prosiłem, aby wypoŜyczyli mi potrzebny sprzęt w za-
mian za procent z czegokolwiek, co znajdę podczas mojej ekspedycji w podziemiach. To nie
był dla nich zły interes, ale oczekując na końcowy wynik, nie byłem zbyt optymistycznie
nastawiony.
— Nie otrzymałem jeszcze Ŝadnego oficjalnego
zawiadomienia — oświadczył Sovorov, skręcając Bi
ro między krótkimi poplamionymi palcami. Nigdy
nie mogłem zrozumieć, czym je zapaskudził. Czasem
podejrzewam, Ŝe celowo zanurzał je w jakimś odczyn
niku, aby móc obnosić kleksy jako urzędowe znamię.
Jestem naukowcem, głosiły plamy. Pracuję w labora
2
 
torium, wykonując cięŜką pracę przygotowawczą,
ustalając z czego te wszystkie fantastyczne nieznane
przedmioty są wykonane i jak działają. Nie potrzeba
chyba dodawać, Ŝe Aleksander Sovorov uwaŜał się za
jednego z najwaŜniejszych Ŝyjących aktualnie ludzi,
a na barkach takich facetów jak on spoczywa przy
szłość ludzkiego gatunku.
On takŜe nic nie słyszał o Myrlinie.
— Czy ktoś moŜe poparł moją sprawę? — zapy
tałem. — Chodzi mi o to, czy przekazano sprawę
elektronicznie, czy teŜ ktoś zadał sobie trud, poszedł
do komitetu i powiedział: słuchajcie, koledzy, to
9
dobry interes. Rousseau to porządny gość. Tak, tak, trochę moralnego poparcia ruszyłoby
sprawę z miejsca.
Sovorov wzruszył ramionami.
·
Nie znam nikogo skłonnego poprzeć twoją sprawę — oświadczył. — Osobiście nie
zrobiłbym tego. Oczywiście, decyzja nie naleŜy do mnie.
·
Gdybyś zechciał, mógłbyś mi choć trochę pomóc. Więc dlaczego nie?
Sovorov stukał Birem w biurko. Ja w tym czasie zastanawiałem się, co jego
podświadomość próbowała mi przekazać na swój słodki niemy sposób.
— PoniewaŜ nie wierzę w przedkładanie osobis
tych zobowiązań nad zasady — powiedział w końcu.
— Tak się składa, Ŝe naleŜymy do tego samego
gatunku. Być moŜe jesteśmy nawet przyjaciółmi. Ale
to nie zmienia faktu, Ŝe sposób w jaki działasz, nie
ma nic wspólnego z metodami i zasadami tej in
stytucji. Chcemy odzyskać wiedzę uwięzioną w
przedmiotach, które przetrwały w podziemnych po
ziomach. Próbujemy postępować rozsądnie i rac
jonalnie, krok po kroku. Wysyłamy własne zespoły
badawcze, doskonale wyposaŜone, których najwaŜ
niejszą zasadą jest bezpieczeństwo. Wiedzą dokład
nie, co robią i czego szukają. To nie są poszukiwacze
skarbów, to są naukowcy. Dla odmiany ty jesteś
szabrownikiem. Pracujesz w pojedynkę, włócząc się
bezcelowo po niezbadanych rejonach, szukając zejść
na nieznane poziomy. Gromadzisz przedmioty, które
wpadły ci w oko. Twoim głównym celem nie jest
10
powiększanie zasobów wiedzy, ale zarobek na obiektach, tych jeszcze nie odkrytych, a juŜ
znalezionych przez ciebie. Tylko Bóg wie, jakie szkody wyrządzasz gdzieś w odległych
okolicach, gdzie buszujesz. Gdybyśmy mieli coś do powiedzenia, szabrownictwo tego
rodzaju, które ty uprawiasz, byłoby zabronione. Nie utrzymywalibyśmy z tobą i tobie
podobnymi Ŝadnych stosunków. Ale w sytuacji jaka istnieje, jesteśmy, niestety, zmuszeni do
współzawodnictwa na wolnym rynku o wiele z trofeów dostarczanych do miasta przez ciebie
i twoich kumpli. Zamiast wyeliminować was z tego biznesu, musimy popierać.
— To wolny świat — wskazałem nie bez pewnej dozy sarkazmu. — Tetrowie go odkryli i
mogli zatrzymać całkowicie dla siebie. Nie musieli się z nikim dzielić. Ale w sytuacji jaka
istnieje, nie wydaje mi się, abyście byli upowaŜnieni do specjalnych przywilejów tylko
dlatego, Ŝe jesteście wielorasową instytucją poświęcającą się poszerzaniu wiedzy na setkach
planet, kosztem niezaleŜnego przedsiębiorcy próbującego zarobić na Ŝycie. Nikt nie ma
 
Zgłoś jeśli naruszono regulamin